Tadeusz Szostak-Berda, doświadczony sędzia FIS, który od 20 lat szyje także kombinezony m.in. dla skoczków narciarskich, uważa, że wskutek oszustwa na mistrzostwach świata Norwegowie zyskali do półtora metra odległości i tylko radykalne zaostrzenie przepisów ukróci proceder „wyścigu zbrojeń”.
W sobotę dyskwalifikacja skoczków, dzień później powołanie przez Międzynarodową Federację Narciarską (FIS) komisji dochodzeniowej, a w poniedziałek zawieszenie trenera reprezentacji Magnusa Breviga oraz szefa technicznego kadry Adriana Liveltena – to efekt ujawnienia w trakcie MŚ niedozwolonych przeróbek w kombinezonach norweskiej ekipy. Złamanie przepisów miało polegać m.in. na wszywaniu elementów usztywniających ubiory, co w konsekwencji miało się przyczynić do dłuższych skoków.
Poproszony przez PAP o opinię w tej sprawie Szostak-Berda powiedział, że według niego nie chodzi o „kilka metrów”, jak podają niektóre media, a najwyżej półtora, ale bez względu na odległość dopuszczono się oszustwa.
„To oszustwo, a nie – jak niektórzy mówią – manipulacja. Za to powinna grozić nie dyskwalifikacja w zawodach, ale np. anulowanie wyników całego sezonu. Sztab po udowodnieniu winy także powinien ponieść bardziej dotkliwą karę. Tylko surowe restrykcje i radykalne zaostrzenie przepisów mogą przerwać ten niezdrowy «wyścig zbrojeń»” – zauważył.
Sędzia skoków od 1983 roku, a międzynarodowy od 2001, przypomniał, że już kilkanaście lat temu, dzięki zdjęciu jednego z fotoreporterów, przyłapano ekipę austriacką na podobnym ingerowaniu w kombinezon.
„Ktoś sobie przypomniał tę sztuczkę z wszyciem, nazwijmy to, sznurka, który wtedy został poprowadzony od jednego buta przez nogawkę i krok do drugiej nogawki oraz zaczepiony o drugi but. Ale to jeden z wielu przykładów prób oszukania systemu, które nawet ciężko zliczyć i wymienić” – zaznaczył.
Zapytany, skąd jego zdaniem tak duża chęć podjęcia ryzyka, Szostak-Berda powiedział, że głównie stoi za tym systematycznie rosnący poziom czołówki.
„Od kilku lat jest tam bardzo ciasno, więc oczywiście podium i medale wielkich imprez są najważniejsze. To przekłada się na pieniądze i to duże. Jeżeli nie zaostrzymy kar za oszustwo, takie próby wciąż będą podejmowane” – ocenił.
Jakie kary powinny wchodzić w grę?
„Chociażby anulowanie wyników ekipy w całym sezonie, bo przecież nie wiemy, od kiedy dany proceder trwa. Jeżeli udowodni się zawodnikowi, że wiedział co się dzieje, to np. dyskwalifikacja na jakiś odczuwalny dla niego czas” – wyliczał arbiter.
Szostek-Berda dodał, że nie wszystkim zależy na zmianie przepisów i zaostrzeniu kar.
„Trzeba chcieć, a najwyraźniej nie wszystkim na tym zależy. Często propozycje takich poprawek w głosowaniu upadają. Uważam, że to wywołuje właśnie takie próby «udoskonalania» sprzętu, a kontroler na skoczni jest bezradny, ponieważ najzwyczajniej w świecie brakuje mu narzędzi w postaci precyzyjnie dopracowanego i ostrego w wymowie paragrafu” – zauważył doświadczony arbiter.
Przypomniał też, że od lat są też pomysły, które być może ukróciłyby możliwość ingerowania w kombinezony skoczków.
„Gdyby np. były podobne do tych alpejskich, bardzo opływowych, dostosowanych do ciała... Skończyłyby się testy przepuszczalności czy niepotrzebna byłaby cała seria pomiarów. No, ale od razu wysuwany jest argument, że muszą być takie jakie są, ponieważ w tych alpejskich poprzez krój i rodzaj materiału na skoczni zwiększałaby się prędkość najazdowa, a to groźne dla bezpieczeństwa i zdrowia. Ja bym się z tym nie zgodził, bo kwestię regulacji prędkości można załatwić na samych obiektach, np. ustawieniem belki” – zakończył Szostak-Berda.
Źródło: