Angielscy biskupi wezwali katolików do codziennej wspólnej modlitwy w czasie, gdy cały kraj objęty został drugim lockdownem. Apel ma szczególny wydźwięk ze względu na to, że obowiązujące od 5 listopada przepisy wprowadziły zakaz sprawowania kultu publicznego
Kard. Vincent Nichols oraz abp Malcolm McMahon wystosowali wezwanie do modlitwy w środę, dzień przed wejściem w życie obostrzeń. Wcześniej jednak zwrócili się do Borisa Johnsona, szefa brytyjskiego rządu, z prośbą o rozważenie celowości zakazu publicznego kultu, podkreślając, że brak jest dowodów naukowych na rozprzestrzenianie się wirusa w zgromadzeniach liturgicznych zachowujących zasady dystansowania społecznego. List do premiera podpisali także przedstawiciele innych wyznań i religii, m.in. Justin Welby, anglikański arcybiskup Canterbury. Wspólna prośba duchownych nie została jednak uwzględniona, a parlament brytyjski uchwalił nowe obostrzenia zdecydowaną większością głosów 516 do 38. Kościoły mogą pozostać otwarte jedynie dla osobistej modlitwy oraz dla sprawowania obrzędów pogrzebowych z udziałem maksymalnie 30 osób.
Biorąc pod uwagę trudną sytuację i nie chcąc jej jeszcze bardziej zaostrzać, po wprowadzeniu obostrzeń biskupi wezwali wiernych do ich przestrzegania, zachęcając jednocześnie do modlitwy osobistej. „W tym trudnym momencie prosimy, aby jako wspólnota katolicka wykorzystać w pełni nasze kościoły na modlitwę osobistą i jako źródło pocieszenia i wsparcia.” Hierarchowie wezwali także do wspólnej modlitwy w domach: „Musimy wspierać się wzajemnie w naszym rytmie modlitwy, uczestnicząc w chwili wspólnej modlitwy codziennie o 18:00, a także obchodząc wigilię uroczystości Chrystusa Króla (21 XI) jako dzień modlitw o zakończenie tej pandemii”.
Odnosząc się do decyzji rządu stwierdzili: „ważne jest, aby uznać, że przepisy te nie są atakiem na wierzenia religijne. Wskazują one jednak na zasadniczy brak zrozumienia istotnego wkładu, jaki wnoszą wspólnoty wierzących do dobrobytu, odporności i zdrowia naszego społeczeństwa”.
Anglia nie jest jedynym ani pierwszym krajem, w którym ze względu na epidemię zakazano publicznego sprawowania kultu. Podobne zasady wprowadzono wcześniej we Francji, pomimo protestów tamtejszych biskupów. Nieracjonalność zakazu obowiązującego w Anglii jest jednak szczególnie rażąca wobec faktu, że otwarte pozostają szkoły i uczelnie, a także wiele innych miejsc, w których gromadzą się ludzie.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że brytyjskie władze nie chcą lub nie umieją zrozumieć, jak ważną częścią życia społecznego jest religia. Można zastanawiać się, na ile na ich decyzję wpływ ma postrzeganie religii jako sfery wyłącznie prywatnej, odziedziczone w spadku po epoce oświecenia. Człowiek jest jednak z natury istotą społeczną i usuwanie jakiejkolwiek dziedziny jego życia ze sfery publicznej jest działaniem wbrew samemu człowiekowi.
W sytuacji, gdy rysuje się konflikt między różnymi dobrami, takimi jak ochrona zdrowia oraz prawo do publicznego wyznawania wiary można oczywiście rozważać różne scenariusze, tak aby pogodzić jedno z drugim. Ten sam problem pojawia się w wielu obszarach – jak, na przykład, pogodzić bezpieczeństwo i ochronę zdrowia z koniecznością przemieszczania się ludności? Czy dążenie do uniknięcia wypadków drogowych byłoby właściwą motywacją, aby w ogóle zakazać korzystania ze środków transportu? Kroki podejmowane w celu zapobieżenia jakiemuś zagrożeniu muszą być proporcjonalne do rzeczywistego ryzyka. Trzeba też pamiętać o skutkach ubocznych wszelkich działań. Walka z koronawirusem nie może być uzasadnieniem dla tak drastycznego ograniczania działalności gospodarczej, że spowodowałoby to ogólnoświatowy kryzys ekonomiczny. Podobnie należy podchodzić do kwestii ograniczania innych sfer życia człowieka, uwzględniając sferę religijną.