19 maja był historycznym, bezprecedensowym dniem w historii katolickiego szkolnictwa we Włoszech. Po raz pierwszy nauczyciele ogłosili strajk. Zarówno nie prowadzili wczoraj, jak i nie będą prowadzić dziś zajęć dydaktycznych na odległość.
W ten sposób chcą zwrócić uwagę rządu na swą katastrofalną sytuację finansową. W ich obronie stanęli włoscy biskupi.
W przeciwieństwie do innych krajów europejskich we Włoszech szkolnictwo kościelne niemal w całości jest utrzymywane przez rodziców. Wielu z nich już na to nie stać, ponieważ na skutek epidemii stracili pracę. W konsekwencji brakuje pieniędzy na pensje dla nauczycieli, co najmniej jedna trzecia z 12 tys. szkół jest zagrożona zamknięciem.
Choć do szkół katolickich we Włoszech uczęszcza 900 tys. uczniów, lewicowo-populistyczny rząd nie przejmuje się ich losem. Minister edukacji Lucia Azzolina z populistycznego Ruchu Pięciu Gwiazd odmawia podjęcia rozmów z przedstawicielami szkół katolickich.
O udzielenie nadzwyczajnej pomocy dla szkół kościelnych zaapelowało przedwczoraj do rządu prezydium włoskiego episkopatu. Biskupi przypominają, że na każdym uczniu szkół niepaństwowych budżet zaoszczędza rocznie 7 tys. euro. Ich bankructwo będzie więc poważnym obciążeniem dla państwa. Ze swej strony biskupi rozważają możliwość udzielenia 20 tys. stypendiów. O podobne wsparcie proszą też jednak państwo. Bez tej jednorazowej pomocy, szkolnictwo kościelne nie przetrwa – ostrzega episkopat.
Groźba bankructwa, przed którą stoją dziś szkoły katolickie to tylko jeden z aspektów kryzysu oświaty we Włoszech. Jak się okazuje głośna dydaktyka na odległość jest tu często fikcją. Jak podaje Wspólnota św. Idziego, 61 proc. uczniów szkół podstawowych (6-10 lat) w Rzymie nie uczestniczy w żadnych zajęciach on-linach, a szkoły są tu już zamknięte od niemal trzech miesięcy i w tym roku szkolnym nie zostaną już otwarte. Pogorszy to na pewno ogólną kondycję szkolnictwa we Włoszech, gdzie według oficjalnych danych 25 proc. uczniów nie osiąga minimalnych wymogów wykształcenia.
źródło: vaticannews.va