Profesor nauk politycznych Paul May na łamach „Le Figaro” analizuje napięcia między lewym skrzydłem Partii Demokratycznej a bardziej centrową grupą starszych. Ci pierwsi chętniej milczą, gdy antysemickich ataków dopuszczają się osoby należące do mniejszości etnicznych.
Wyraźnie rośnie liczba antysemickich ataków w całych Stanach Zjednoczonych. Ostatnio kilka amerykańskich organizacji żydowskich, w tym Anti-Defamation League i American Jewish Committee, wezwało prezydenta USA Joe Bidena do zajęcia formalnego stanowiska w tej sprawie.
Napięcia wśród Demokratów
Co interesujące, antysemickie akty i wypowiedzi podejmują często mniejszości etniczne. Jeszcze bardziej jest interesujące, że chętnie przymyka na nie oko lewica. Na taką postawę wpływa jej zaszczepienie się ideologią ruchu „woke” (przebudzonych).
„Ten krzyk alarmu pojawia się w kontekście, który wykracza daleko poza reperkusje konfliktu między Izraelem a Hamasem. Rzeczywiście w ostatnich latach antysemityzm był w centrum wielu kontrowersji w amerykańskiej lewicy. Ruch »Przebudzonych«, zabójca »rasizmu strukturalnego« i »dyskryminacji systemowej«, jest szczególnie podejrzany o samozadowolenie z tego zjawiska” – pisze Paul May. Jednak kilka głównych postaci Partii Demokratycznej potępiło ten trend. Pokazało to, że obóz demokratyczny nie jest spójny ideologicznie, pojawiają się w nim na tym tle coraz większe napięcia.
Dwa znamienne wydarzenia
Ruch „Przebudzonych” jest obecnie bardzo modny w mediach, na uczelniach i wśród części młodzieży. „Przebudzeni” uważają, że system społeczny, który funkcjonuje w USA, podstępnie faworyzuje pewne grupy etniczne (zwłaszcza „białe”). Różnice w dostępie do mieszkalnictwa, zatrudnienia i edukacji tłumaczą kwestiami rasowymi.
„Wśród wielu kontrowersji związanych z Ruchem »Przebudzonych« dwie są szczególnie odkrywcze” – zauważa profesor May. Pierwsza dotyczy Marszu Kobiet w 2018 r. Demonstrowano wtedy, by potępić patriarchalną i antyfeministyczną postawę Donalda Trumpa. Jednak największy hałas zrobił się wokół kwestii antysemityzmu. Kilka młodych aktywistek stojących za tym wydarzeniem, Linda Sarsour, Tamika Mallory i Carmen Perez, okazało się zwolenniczkami Louisa Farrakhana, przywódcy The Nation of Islam (Narodu Islamu.). Ta afroamerykańska organizacja, krzewiąca teorie spiskowe pomieszane z roszczeniami etniczno-religijnymi, zasłynęła skandalicznymi i wrogimi uwagami pod adresem Żydów. Jej członkowie uważają, że to nie nikt inny, tylko właśnie Żydzi są odpowiedzialni za złą sytuację ekonomiczną czarnoskórych w Stanach Zjednoczonych. Wszystkie trzy panie uczestniczyły w kilku konferencjach The Nation of Islam i popierają Farrakhana.
Po tamtych wydarzeniach Marsz Kobiet podzielił się na dwa odrębne ruchy. Jeden popierający ówczesnych organizatorów, drugi potępiający ich za antysemityzm.