„Przybyłem tutaj do Pani, aby podziękować za świadectwo i złożyć hołd ludziom zamęczonym przez szaleństwo nazistowskiego populizmu” – te słowa Franciszek skierował do Edith Bruck, urodzonej na Węgrzech żydowskiej pisarki, ocalałej z Auschwitz, którą odwiedził w jej rzymskim mieszkaniu.
„Przybyłem tutaj do Pani, aby podziękować za świadectwo i złożyć hołd ludziom zamęczonym przez szaleństwo nazistowskiego populizmu” – te słowa papież skierował do Edith Bruck, urodzonej na Węgrzech żydowskiej pisarki, ocalałej z Auschwitz, którą sobotnim popołudniem odwiedził w jej rzymskim mieszkaniu. Dodał również, że ze szczerością przypomina słowa, wypowiedziane z głębi serca w Yad Vashem i powtarza je przed każdym człowiekiem, który wycierpiał z powodu hitlerowskiego nazizmu, prosząc Boga w imieniu ludzkości o przebaczenie.
Edith Bruck, od dawna mieszka w Rzymie. W styczniu ubiegłego roku udzieliła wywiadu dziennikowi L’Osservatore Romano z okazji Dnia Pamięci. Franciszek był mocno poruszony jej świadectwem i postanowił spotkać się z nią w jej domu, w centrum Rzymu. Edith Bruck poświęciła swoje życie na dawanie świadectwa temu, co widziała. Prosili ją o to dwaj obcy ludzie, których spotkała w obozie koncentracyjnym Bergen-Belsen: „Powiedz, nie uwierzą ci, ale jeśli przeżyjesz, powiedz to także w naszym imieniu”. I dotrzymała obietnicy. To, co uderza w lekturze opisanych w wywiadzie wydarzeń, to nadzieja, jaką udaje się przekazać Edith. Nawet gdy opowiada o najciemniejszych chwilach, o otchłani grozy, w którą sama wpadła jako dziecko, tracąc dużą część rodziny, nigdy nie przestaje patrzeć na coś pięknego i dobrego, na jakąś cząstkę człowieczeństwa, która pozwoliła jej dalej żyć i mieć nadzieję.
Opisując życie w getcie po wyrwaniu wraz z rodzicami i rodzeństwem z domu w wiejskiej wiosce, w której mieszkała, opowiada o nie-Żydzie, który przekazał furmankę z prowiantem, aby pomóc prześladowanym. Opowiadając o pracy w Dachau przy kopaniu okopów, wspomina niemieckiego żołnierza, który rzucił jej swoją menażkę, „ale na dnie zostawił dla mnie trochę marmolady”. Kiedy opisywała swoją pracę w kuchni dla oficerów, pojawiła się postać kucharki, która zapytała ją, jak się nazywa, a słysząc odpowiedź: Edith, drżącym głosem odpowiedziała: „mam córeczkę w twoim wieku”. Mówiąc to, wyciągnęła z kieszeni grzebień i patrząc na świeżo odrośnięte włosy Edith, podarowała jej go. To zrobiło na niej wielkie wrażenie, że po tak długim czasie znalazła przed sobą człowieka. Wzruszył ją bardzo ten gest, w którym było życie i nadzieja. Wystarczy kilka gestów, aby uratować świat, podsumowuje Edith Bruck, która przyjęła w swoim domu Biskupa Rzymu.
źródło: vaticannews.va