Google ads wstrzymał kampanię reklamową Live Action promującą lek umożliwiający przerwanie działania pigułki aborcyjnej. Powodem były twierdzenia przemysłu aborcyjnego, jakoby kampania wprowadzała w błąd
Podejmując decyzję, Google oparł się m.in. na artykule Emily Shugerman, reporterki „Daily Beast”, w którym krytykowała organizację Live Action za kampanię reklamową promującą możliwość odwrócenia działania pigułek aborcyjnych. Shugerman, która jest zagorzałą zwolenniczką aborcji, zaciekle atakującą wprowadzoną właśnie w Teksasie ustawę o zakazie aborcji po wykryciu bicia serca dziecka, argumentowała, że odwracanie działania pigułek aborcyjnych jest „niebezpieczne i nieudowodnione”, przytaczając litanię aktywistów przemysłu aborcyjnego dla udowodnienia swojej tezy. Artykuł opiera się na raporcie Center for Countering Digital Hate, który stwierdził, że reklamy Live Action były oglądane miliony razy na Facebooku i Google.
Przemysł aborcyjny sprzeciwia się stosowaniu leków odwracających działanie pigułek aborcyjnych, ponieważ są one obecnie znaczącym źródłem zysku: od 39 do 41% wszystkich aborcji przeprowadza się obecnie stosując pigułki. Ponadto fakt, że część kobiet pragnie odwrócić skutki działania pigułki aborcyjnej poddaje w wątpliwość głoszoną przez aborcjonistów tezę, że wszystkie kobiety, które decydują się na aborcję, są pewne swojej decyzji.
Kampania Live Action rozpoczęła się 10 maja 2021 roku. Reklamy w Google informowały kobiety o możliwości odwrócenia procesu stosowania pigułki aborcyjnej, co wiąże się z leczeniem bezpiecznym hormonem ciążowym zwanym progesteronem, który był stosowany przez dziesięciolecia jako standardowa terapia zapobiegająca poronieniom. Celem leczenia APR jest inhibicja działania mifepristonu (blokującego progesteron), znanego również jako pigułka aborcyjna. Szacunkowo stosowanie tego leku uratowało już życie ponad 2500 dzieci, a jego skuteczność wynosi 68%.
13 września, bez wcześniejszego ostrzeżenia, Google odrzucił wszystkie reklamy Live Action "Abortion Pill Reversal", choć wcześniej były one zatwierdzone przez Google i wyświetlane były przez ponad cztery miesiące. Decyzja Google oparta była na uznaniu reklam za wprowadzające w błąd „niewiarygodne twierdzenia”. Jednocześnie Google nie ma nic przeciwko wyświetlaniu pro-aborcyjnych reklam pigułki aborcyjnej, której skutki uboczne bywają dramatyczne: co najmniej 1.042 kobiet trafiło do szpitala w wyniku jej użycia, a 24 zmarło (dane amerykańskiej agencji FDA).
Jak zauważa założycielka i prezes Live Action, Lila Rose, zatrważające jest stosowanie przez Google podwójnych standardów: z jednej strony uniemożliwia wyświetlanie reklam środka, który ratuje życie dziecka, z drugiej pozwala na reklamowanie środka poronnego, groźnego także dla matek. Jak tu mówić o „wyborze” kobiet?
Jeśli chodzi o kwestię merytoryczną, zarzuty jakoby działanie progesteronu chroniące ciążę w przypadku zażycia pigułki aborcyjnej było „nieudowodnione” są co najmniej dziwne. Co więcej, Shugerman twierdzi, że sam lek zawierający progesteron może być niebezpieczny, powołując się na badania dr Mitchella Creinina. Co warto podkreślić, badania te dokonane zostały w sytuacji silnego konfliktu interesów. Creinin, aborcjonista, był konsultantem producenta pigułek aborcyjnych Danco Laboratories, producenta pigułek aborcyjnych, a badanie było sponsorowane przez Uniwersytet Kalifornijski-Davis i Stowarzyszenie Planowania Rodziny - obie instytucje mają silne powiązania z aborcją. Zostało ono następnie opublikowane w Journal of Obstetrics and Gynecology, oficjalnej publikacji proaborcyjnego American College of Obstetricians and Gynecologists (ACOG). Drugi naukowiec związany z cytowanymi badaniami, Laura Dalton, jest głównym lekarzem zarządu Planned Parenthood Mar Monte, a autorka Laura Steward jest byłym dyrektorem operacyjnym FPA Women's Health, sieci aborcyjnej. Creinin i jego współautorzy mają finansowe powody, by utrzymywać pigułkę aborcyjną w sferze popytu publicznego, co Shugerman skrzętnie pomija w swoim tekście.
Głównym argumentem jest możliwość wystąpienia poważnego krwotoku u kobiet, które przyjęły lek odwracający działanie pigułki aborcyjnej. Jednak Shugerman nie informuje czytelników, że krwotok nie jest znanym efektem ubocznym progesteronu (hormonu używanego do odwrócenia działania), jest natomiast znanym efektem ubocznym pigułki aborcyjnej. Odkąd w Wielkiej Brytanii zaczęto zezwalać na stosowanie pigułek aborcyjnych w domu podczas pandemii COVID-19, liczba związanych z tym wezwań pogotowia ratunkowego skoczyła o 100% w Walii, a służby pogotowia ratunkowego w Anglii zgłosiły trzykrotnie więcej wezwań od czasu zmiany obowiązujących zasad.
Odrębnym problemem badania Creinina była niezwykle mała próba statystyczna, na podstawie której trudno wyciągać jakiekolwiek sensowne wnioski naukowe. W rzeczywistości objęło ono zaledwie 12 kobiet. Trzy z nich wymagały interwencji szpitalnej z powodu obfitego krwawienia. Jednakże tylko jedna z nich przyjęła lek odwracający działanie pigułki aborcyjnej, pozostałe dwie zaś – placebo. De facto więc daleko idące wnioski wyciągnięto na podstawie zaledwie jednego przypadku!
Wielu zwolenników aborcji traktuje odwrócenie działania pigułki aborcyjnej tak, jakby była to nowa, nieudowodniona pseudonauka, wykorzystująca dopiero co odkryty hormon, który nie jest dobrze znany – co jest oczywistą nieprawdą.
Progesteron był pierwszym odkrytym hormonem, a historia badań nad nim sięga XVII wieku. Lekarze stosują go w celu zapobiegania poronieniom od lat 50-tych XX wieku. Obecnie badania szacują, że jest on stosowany w USA w celu zapobiegania około 8.450 poronieniom rocznie. Zasadniczo proces odwrócenia pigułki aborcyjnej bazuje na tym samym mechanizmie. Jak informuje Amerykańskie Stowarzyszenie Pro-Life OBGYNs: „Naturalny hormon progesteron jest używany od ponad 40 lat w medycynie, aby pomóc kobietom w utrzymaniu ciąży po zagnieżdżeniu embrionu w macicy. Istnieje bardzo długa i solidna historia bezpieczeństwa stosowania naturalnego progesteronu w ciąży”.
Podsumowując decyzję Google, przewodnicząca Live Action stwierdziła: „Ograniczając informacje naukowe związane z odwracaniem działania pigułek aborcyjnych i innymi opcjami ratującymi życie, a jednocześnie akceptując płatne reklamy promujące aborcje odbierające życie, Google zdecydowało się działać według oburzająco nieuczciwych i rażących podwójnych standardów. Konsekwencja jest druzgocąca - więcej kobiet i dziewcząt będzie zachęcanych do aborcji poprzez platformy Google, bez oferowania im opcji ratujących życie”.