O postaci bł. Rosario Livatino, włoskiego sędziego zamordowanego przez mafię, mówi kard. Francesco Montenegro. Poprzez swój styl życia, niezwykle spójny z wyznawaną wiarą, był kolcem w oku mafii - dlatego zginął. Obecnie w Watykanie trwają prace nad ekskomuniką dla wszystkich członków mafii.
Krzyk Jana Pawła II z 1993 r. musi wedrzeć się do serc mafiosów i zmienić ich. Taka jest nasza nadzieja. Nie ma żadnego antymafijnego Kościoła, ale jest Kościół, który głosi Ewangelię, która zmienia życie tych, którzy umieją jej słuchać - podkreśla kard. Francesco Montenegro. Arcybiskup senior Agrigento w rozmowie z KAI mówi m.in. o bł. Rosario Livatino, zamordowanym przed 30 laty młodym sędzim włoskim i stanowisku Kościoła wobec mafii.
Poniżej tekst wywiadu.
Piotr Dziubak (KAI): Księże Kardynale Kościół uznał, że bł. Rosario Livatino został zamordowany ze względu na wiarę, czyli "in odium fidei", to znaczy że jest męczennikiem?
Kard. Francesco Montenegro: Jego męczeństwo zostało uznane. Był młodym sędzią. Dla nas wierzących ocena życia nie zależy od jego długości, ale od duchowej intensywności życia, od tego, w jaki sposób życie jest przeżywane. Dla Kościoła zatem nawet krótkie życie może być uznane za długie, ponieważ zostawiło istotny znak. Patrząc, w jaki sposób Livatino żył, pracując jako sędzia, można łatwo zauważyć, że oprócz talentu prawniczego jego życie było silnie naznaczone obecnością Boga. Stylem życia bardzo przeszkadzał mafiosom, którzy nazywali go "santocchio" - świętoszek, ponieważ wiara kierowała tym, co robił. Dlatego w czasie procesu beatyfikacyjnego, gdy zgłębiano cnoty teologalne: wiarę, nadzieję i miłość w życiu Livatino, okazało się, że mafia go nienawidziła, bo był wierzący. Z takim człowiekiem nie można było negocjować, czegoś "załatwić". Dlatego go zabito. Myślano, że będzie o nim na zawsze cicho, a tu po 30 latach wszyscy o nim mówią.
KAI: Nie dał się skorumpować?
- Absolutnie nie. Dzięki wierze Livatino traktował wszystkich z szacunkiem, nawet przestępców. To bardzo ważny element. Zazwyczaj poruszamy się w świecie ograniczonych ludzkich kategorii, zapominamy twarze ludzi i ich historie. Kiedy Livatino kończył przesłuchanie, wstawał i ściskał dłoń przestępcy, czego normalnie nikt nie robił. Czasami płakał nad ludźmi zamordowanymi w wyniku przemocy. Zdarzyło się raz, że Livatino poszedł do więzienia, żeby osobiście wręczyć zwolnienie dla osoby, która bez żadnej winy została w nim osadzona. Tak się zdarzyło 15 sierpnia w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Kiedy zobaczył go strażnik więzienny, zapytał go: "Dlaczego pan sędzia musiał tu dziś przychodzić? Jest święto!". "To niesprawiedliwe, żeby osoba niewinna była jeden dzień dłużej w więzieniu. Możecie go wypuścić" - powiedział Livatino.
Ta wrażliwość serca, integralność osobowości pokazuje nam, w jaki sposób chrześcijanin żyjący swoją wiarą wypełnia nią swoją pracę. Kiedy jego koledzy rano przed rozpoczęciem pracy spotykali się w barze, Livatino chodził do kościoła, żeby się chwilę pomodlić, a potem szedł do swojego biura. Szedł do pracy z Kodeksem Karnym, ale miał też ze sobą Ewangelię. Sprawiedliwość jest pełna, jeśli jest też wypełniona miłosierdziem. Livatino wykonywał swoją pracę jako sędzia w duchu miłosierdzia, którym Bóg go natchnął. W swoim notatniku zaznaczał każdą stronę trzema literami: "STD" - "sub tutela Dei" (pod Bożą opieką). Livatino żył, stale o tym pamiętając.
KAI: Eminencjo, jego śmierć zmieniła też jego morderców?
- Tak. Śmierć Livatino przypomina śmierć Jezusa. "Cóż ci złego uczyniłem?" - pyta Jezus. Dzięki niemu zmienili swoje życie. Owoce jego wiary pojawiły się bardzo szybko.
KAI: Czy prawdą jest, że ten który strzelał do Rosario Livatino zeznawał w czasie procesu beatyfikacyjnego?
- Tak. Zeznając mówił, że nie mógł spać po tym, co zrobił. Livatino nie znał go. Był to płatny zabójca. Gdy patrzył, w jaki sposób młody sędzia umierał, gdy widział Boże piękno, jakim był on przeniknięty w tych ostatnich sekundach życia, w zabójcę wstąpiło coś, co wręcz wstrząsnęło jego duszą. Życie tego człowieka diametralnie się zmieniło.
KAI: Czy miał Ksiądz Kardynał miał okazję osobiście spotkać tę osobę?
- Niestety nie było to możliwe. On dalej przebywa w więzieniu. Jak na razie "ludzka" sprawiedliwość nie wyraziła zgody na to spotkanie. Może jeszcze będzie okazja. Był przesłuchiwany w czasie procesu beatyfikacyjnego.
KAI: Eminencjo, dzisiaj bardzo dużo mówi się o systemach sprawiedliwości, w jaki sposób działają, czy są dobre, jak należy je ulepszać. W kontekście życia nowego błogosławionego jaka relacja zachodzi pomiędzy wiarą a sprawiedliwością?
- Myślę, że sprawiedliwy sędzia wobec przestępstwa musi posługiwać się kodeksem prawa, żeby osoba, która je popełniła mogła przede wszystkim poczuć skruchę. Osoba wierząca mająca przed sobą przestępcę będzie patrzyła na niego także oczami Boga, Jego miłosierdzia. Tu nie chodzi o to, żeby ułaskawiając podnieść kciuk ku górze, albo potępiając opuścić go w dół. Spójrzmy na przykład Jezusa i "Dobrego Łotra". Kiedy Jezus powiedział do niego: "Jeszcze dzisiaj będziesz ze mną w raju", spojrzał na niego oczami miłosierdzia. Ten człowiek płacił cenę za swoje przewinienia, ale Bóg spojrzał w serce tego człowieka, na odrobinę dobra, jaka tam pozostała, żeby zrobić zeń świętego. Bóg zawsze jest sprawiedliwy. Jeden z psalmów mówi, że sprawiedliwość przychodzi z wysoka a prawda kiełkuje z ziemi. Nie ma czegoś takiego jak niesprawiedliwa wiara. W "administrowaniu" sprawiedliwością korzystam z miłosierdzia i tylko kiedy korzystam z miłosierdzia postępuję sprawiedliwie wobec drugiej osoby. Tak jak w przypowieści: właściciel pola opłacił tak samo robotników, którzy zaczęli pracę na początku dnia jak i pod jego koniec. Nie postąpił niesprawiedliwie. W imię Bożej sprawiedliwości zapłacił wszystkim po równo. W ten sposób sprawiedliwość wędruje razem z wiarą. Jeśli nie posługuję się sprawiedliwością, nie będę dobrze wyznawał wiary. Przy czym pierwszym stopniem sprawiedliwości jest miłosierdzie, gdyż stawia mnie wobec całej osoby ludzkiej a nie tylko jej winy.
KAI: Sędzia Livatino przemawiając na pogrzebie swojego przyjaciela prokuratora Elio Cucchiary powiedział, że można być "obsługującym prawo" i można być "operatorem sprawiedliwości". Różnice między tymi postawami są ogromne. Kim powinien być sędzia - "operator sprawiedliwości"?
- Nie chcę być sędzią sędziów. Trzeba przyznać, że wiele razy sprawiedliwość jest "administrowana" bez uwzględnienia prawdy, nawet bez jej poszukiwania. W pewnym momencie swojego życia Livatino napisał: "Bardzo trudno jest orzekać". Dla sędziego, który wydaje wyrok i musi orzec o winie lub niewinności moment modlitwy jest bardzo ważny. W pewnym sensie moglibyśmy obrazowo powiedzieć, że Livatino orzekał modląc się na kolanach. Dla niego najważniejszym było trwanie w komunii z Bogiem i patrzenie oczami Boga na człowieka, który był skazywany. Myślę, że każdy z nas potrzebuje takiego daru. Bardzo często osądzamy z łatwością. Patrzymy tylko na to, co jest na zewnątrz. Zapominamy o tym, że osoba, która stoi przede nami ma swoją historię, żyje w określonym środowisku, różnych życiowych kontekstach. Osobiście jestem życiowym szczęściarzem, gdyż wychowywałem się w kochającej się rodzinę. Ale wielu nie miało takiego szczęścia i zostało przestępcami, ponieważ wychowywali się w złym środowisku. Są też przypadki, że mimo fatalnego środowiska na drodze życia spotyka się dobrego człowieka, który trafia do nas dobrym słowem, co prowadzi do zmiany całego życia. Jezus powiedział do grzesznej kobiety: "Idź i nie grzesz więcej". To był prawdziwy gest Bożej sprawiedliwości. Jezus poszedł do domu Zacheusza, bardzo bogatego zwierzchnika celników, który raczej nie studiował teologii i ten mu powiedział: "Panie, teraz kiedy Cię spotkałem zrozumiałem, że nie byłem uczciwy, że kradłem, teraz zmieniam moje życie, oddam to, co ukradłem z odsetkami". Jezus na pewno zatrzymał na nim swoje spojrzenie i powiedział jako jego przyjaciel: "Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło".
KAI: 9 maja 1993 roku do Agrigento przyjechał Jan Paweł II, gdzie spotkał się z rodzicami Rosario Livatino. Bardzo poruszyło go to spotkanie....
- W pewnym sensie to spotkanie z rodzicami bł. Rosario Livatino wstrząsnęło papieżem. Po nim miał jeszcze spotkanie z przedsiębiorcami. Wszyscy zauważyli, że jest jakiś dziwny, wręcz oziębły. Ktoś wręcz zapytał: "Co mu zrobiliśmy, że się tak zachowuje?". Spotkanie z rodzicami sędziego Livatino nosił przez kilka godzin w swoim sercu, wręcz się w nim zagotowało. Wtedy nikt nie spodziewał się krzyku papieża: "W imię Chrystusa, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, Chrystusa, który jest Drogą, Prawdą i Życiem, zwracam się do odpowiedzialnych: nawróćcie się, pewnego dnia przyjdzie sąd Boży". Mafia zareagowała na krzyk papieża m.in. zamachem bombowym na bazylikę św. Jana na Lateranie.
Chcieliśmy, żeby beatyfikacja Rosario Livatino odbyła się właśnie 9 maja, w rocznicę przyjazdu Jana Pawła II do Agrigento, żeby pokazać, że ten krzyk papieża Wojtyły jest w dalszym ciągu aktualny. Mafia zamordowała ks. Pino Puglisiego, ks. Giuseppe Diana, Rosario Livatino. Ten krzyk musi wedrzeć się do serc mafiosów i zmienić ich. Taka jest nasza nadzieja. Nie ma żadnego antymafijnego Kościoła, ale jest Kościół, który głosi Ewangelię, która zmienia życie tych, którzy umieją jej słuchać.
KAI: Księże Kardynale, czy ks. Pino Puglisi, ks. Giuseppe Diana, Rosario Livatino to "święci-antymafia"? Bardzo często w komentarzach pojawia się takie określenie.
- Nie określałbym świętego jako "anty-ktoś czy coś". Nie można przeciwstawiać świętości czemuś co jej wręcz zaprzecza. Święty to osoba o otwartym sercu, nikomu się nie przeciwstawia. Ci święci kapłani i Rosario Livatino pokazują, że na przemoc można odpowiedzieć miłością. Wielu nawróciło się dlatego, że święty sprowokował ich dobrem. Posłużę się obrazem. Kiedy byliśmy dziećmi, bawiliśmy się lusterkami, które odbijały promienie słoneczne i zazwyczaj kierowaliśmy je na oczy innych. Właśnie w taki sposób promyk światła może dotrzeć tam, gdzie jest ciemno. Pan Bóg nie ustaje w dostarczaniu nam takich promieni światła poprzez świętych. Zwróćmy uwagę, że poeci zazwyczaj nie piszą poezji o słońcu, ale piszą wiele o gwiazdach, które rozświetlają mrok. Znajdziemy wiele takich wierszy. A przecież w stosunku do słońca światło gwiazd wydaje się takie słabe. Patrząc na słońce, zamykamy oczy. Te Boże promienie, podobnie jak promienie z lusterka i gwiazd, docierają do nas dzięki świętym.
KAI: W Watykanie w ramach Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka powołano grupę roboczą, która przygotowuje ekskomunikę dla mafiosów i członków mafii.
- Papież będąc w Kalabrii mówił o ekskomunice mafiosów. Zwróciłbym jednak bardziej uwagę na fakt, że dopuszczając się do przemocy wobec innych sam automatycznie wykluczam się z Kościoła. Zdarzyło mi się, że nie zgodziłem się na pogrzeby mafiosów. Mówiłem ich rodzinom, że oczywiście każdy potrzebuje modlitwy i ja będę się za nich modlił, ale Eucharystii nie mogę odprawić. Argumentowałem, że Eucharystia to sakrament miłości, więc człowiek, który nie kochał w ciągu swojego życia, żył z pełną świadomością dokonywanej przez siebie przemocy, stawiał się poza wspólnotą Kościoła. Eucharystia ma zmieniać moje serce i życie, ale jeśli z uporem bez cienia skruchy tego nie chcę, to przestaję być członkiem wspólnoty chrześcijańskiej. Z drugiej strony jako chrześcijanie zawsze powinniśmy modlić się za takiego człowieka.
KAI: Czy na mafiosach ekskomunika może robić jakieś wrażenie?
- Mafiosi stworzyli własną religię. Mafioso jest bogiem tej religii i innych konkurentów nie chce. Św. Paweł na początku ścigał chrześcijan, żeby ich wrzucić do więzienia. Nadszedł jednak moment, że do niego dotarł promień Bożego światła i całą swoją energię skierował na dobro. Bóg cały czas czeka i pozwala się spotkać, jest obecny w nas i na każdym rogu ulicy, tylko my jesteśmy rozproszeni i nie chcemy tego dostrzec. Mówi się, że dobry Bóg przyjeżdża "ostatnim pociągiem". Takim przykładem "ostatniego pociągu" jest Jezus i "Dobry Łotr", którzy znaleźli się w tym samym przedziale i zostali przyjaciółmi na wieczność. Zawsze trzeba mieć nadzieję, że mafioso podniesie wzrok ku górze, a nie będzie trzymał pochylonej nisko głowy człowieka o nieczystym sumieniu, który nie ma odwagi spojrzeć prosto w oczy. Spojrzy ku górze i dostrzeże Boga, który zobaczył w nim ziarenko dobra i to przemieni jego życie.
KAI: Zatem mafia stworzyła coś na kształt religii równoległej. Obrazuje to np. zwyczaj, że w czasie procesji figurę świętego pochyla się robiąc tzw. "inchino" (ukłon) przed domem lokalnego szefa mafii. Kościół zdecydowanie zabrania tego, ale z drugiej strony te gesty utwierdzają lokalną społeczność w przekonaniu, kto tu naprawdę rządzi…
- Pamiętajmy, że Kościół składa się z grzeszników. Przez wiele lat Kościół milczał, nie zdając sobie sprawy z tego, że ten lub inny człowiek popełnia straszne rzeczy i do tego posiada władzę. Dużo mówiło się o pobłażliwości Kościoła wobec mafii. Na szczęście Kościół zdał sobie sprawę, że nie można postawić obok siebie chrześcijańskiej wiary oraz mafii i tolerować takiej sytuacji. Kościół w ostatnich latach poprzez papieży Jana Pawła II oraz Franciszka zajął bardzo jednoznaczne i mocne stanowisko w tej kwestii. Kościół ma głosić Ewangelię i w jej perspektywie oceniać rzeczywistość. Patrząc na Jezusa mamy trzymać jak On otwarte ramiona, a w Jego oczach odczytywać prawdę o otaczającym nas świecie. Taka postawa przeszkadzała mafii i dlatego bł. Rosario Livatino był dla nich przeszkodą i go zamordowano. Podobnie irytował mafię bł. ks. Pino Puglisi. Obaj byli chrześcijańskimi znakami sprzeciwu wobec mafijnego gwałtu i przemocy. Dlatego mafiosi powinni słuchać i iść za zaproponowaną przez nich szansę na zmianę i rozpoczęcie nowego życia, do czego kluczem są zawsze ewangeliczne błogosławieństwa.
Rozmawiał Piotr Dziubak