Paszport sanitarny w mikrochipach. Czy to spełnienie proroctw Apokalipsy?

Film, na którym szwedzka firma pokazuje, w jaki sposób paszport sanitarny może być zaimplementowany w formie mikroczipa RFID, wzbudził zaniepokojenie wielu chrześcijan. Według nich jest to nic innego, jak znamię apokaliptycznej Bestii

Szwedzka firma zademonstrowała w materiale filmowym, jak można wszczepić paszport sanitarny dotyczący koronawirusa jako mikrochip do ludzkiego ciała. Wzbudza to zaniepokojenie niektórych chrześcijan, którzy widzą w tym spełnienie biblijnego proroctwa o „znamieniu bestii”, co dodatkowo pogłębia ich sprzeciw wobec szczepień.

Piszą o tym międzynarodowe media, takie jak Daily Mail i Fox Business. Wideo udostępnione na Twitterze przez South China Morning Post, pokazujące ludzi w Szwecji, którym wszczepiono pod skórę mikroczip paszportowy Covid-19, uzyskało od poniedziałku ponad 2,4 mln wyświetleń.

Na filmie Hannes Sjöblad, dyrektor generalny Disruptive – firmy technologicznej specjalizującej się w implantowalnej mikroelektronice – demonstruje, jak mikrochip, dostosowany do tego, żeby działać jako paszport Covid-19, jest wszczepiany pod skórę albo w ramieniu, albo między kciukiem a palcem wskazującym.

Technologia

Chip opracowany został przez firmę Epicenter z siedzibą w Sztokholmie. Jest on wielkości ziarnka ryżu. Może przechowywać różne dane, do których dostęp może uzyskać urządzenie, takie jak smartfon, korzystające z protokołu komunikacji bliskiego pola (near-filed communication). Chip wykorzystuje istniejącą wcześniej technologię, którą firma rozwija od wielu lat.

„Implanty to bardzo uniwersalna technologia, która może być wykorzystywana do wielu różnych rzeczy” - mówi Sjöblad w filmie. „W tej chwili byłoby bardzo wygodne, aby mieć paszporty Covid zawsze dostępne w implancie”. Epicenter twierdzi, że procedura jest „całkowicie odwracalna”. Chipy nie trafiły jeszcze do sprzedaży, sama firma znalazła się jednak już wcześniej na pierwszych stronach gazet, gdy jej pracownicy otrzymali wszczepione w dłonie chipy działające jako klucze zastępujące hasła dostępowe.

Pierwszą osobą, której wszczepiono mikrochip, był brytyjski naukowiec i profesor cybernetyki Kevin Warwick w 1998 roku.

Wygoda, potrzeba czy bezmyślność?

Według strony internetowej ChnNews.pl, która opiera się na szwedzkich źródłach, coraz więcej osób w Szwecji wszczepia sobie mikrochipy, które zawierają historię szczepień. Na filmie opublikowanym niedawno przez szwedzki dziennik „Aftonbladet” widać mężczyznę, któremu taki chip wszczepiono w okolicy prawego kciuka. Na nagraniu widać też inne osoby, które mają takie urządzenie - w dłoni, ramieniu lub klatce piersiowej. Do rozpoznania chipa użyto telefonu komórkowego. Następnie na smartfonie pojawił się kod QR zawierający certyfikat covidowy.

Moa Petersen, która zajmuje się badaniem kultur cyfrowych, twierdzi, że w Szwecji około 6 tys. osób dało sobie wszczepić chip w dłoń, jak podaje The Christian Post na podstawie agencji Anadolu. Nie wiadomo jednak, ile z nich posiada go głównie jako paszport Covid-19 – sama technologia stosowana jest bowiem w tym kraju już od 2014 roku.

Co kieruje osobami, które pozwalają na wszczepienie sobie pod skórę mikrochipa? Dla części z nich jest to być może wygoda związana z brakiem konieczności posiadania dodatkowego urządzenia lub karty, gdy zachodzi potrzeba identyfikacji (na przykład, w zakładzie pracy). Dla niektórych, cierpiących na zaburzenia pamięci lub inne poważne problemy zdrowotne, tego rodzaju identyfikacja może mieć charakter ratujący życie, gdy pojawi się zagrożenie medyczne, a nie będzie przy nich żadnej bliskiej osoby, która potrafiłaby je zidentyfikować. Być może jest też szereg osób, które traktują chipowanie jako wyraz własnej nowoczesności, ulegając swoistej modzie. Nie zastanawiają się nad potencjalnymi konsekwencjami takiego zabiegu, które bynajmniej nie ograniczają się do kwestii zdrowotnych.

Apokaliptyczna przepowiednia?

Nie jest niczym dziwnym, że niektórym chrześcijanom wszczepienie chipa pod skórę kojarzy się z biblijnym proroctwem o „znaku bestii” (Apokalipsa 13,15-17). Tego rodzaju komentarze pojawiły się w odpowiedzi na wideo opublikowane przez South China Morning Post. Przymusowy znak na dłoni lub czole wiąże wszystkich ludzi z apokaliptyczną Bestią, która jest przeciwieństwem Chrystusa, a jednocześnie symbolem totalitarnych państw tego świata.

Problem z tego rodzaju interpretacjami jest jednak zasadniczy. Każdy fragment Biblii należy czytać w kontekście całości księgi, do której należy. Jeśli chodzi o Apokalipsę, jest ona księgą obrazów i symboli i wszelkie próby literalnego ich odczytywania są z góry skazane na niepowodzenie. Pierwsza Bestia (Ap 13,1-19) nie powinna być odnoszona do konkretnej osoby, ale do całego szeregu postaci, które w historii jako władcy uzurpowały sobie totalną władzę nad swoimi poddanymi. Charakterystyczną cechą tego rodzaju rządów jest usiłowanie odebrania obywatelom wolności sumienia i ubóstwienie państwa lub samej osoby władcy. W ciągu dziejów mieliśmy wielu tego rodzaju uzurpatorów – króla pruskiego Fryderyka II, sowieckiego generalissimusa Stalina, fuhrera Trzeciej Rzeszy Hitlera, przywódcę chińskich komunistów Mao Tse Tunga czy kolejnych północnokoreańskich Kimów, żeby wspomnieć tylko kilka postaci z dwóch ubiegłych wieków. Niewykluczone, że w przyszłości pojawi się kolejny tyran, który będzie usiłował podporządkować sobie całą ziemię.

Na usługach pierwszej Bestii znajduje się druga Bestia – fałszywy prorok. Tego rodzaju postacie także pojawiały się w historii. Fryderyk II miał do dyspozycji swojego Hegla, Hitler Goebbelsa, a Stalin i Mao cały aparat partyjnej propagandy. I to właśnie ta druga Bestia narzuca ludziom przyjęcie znaku identyfikującego ich z bezbożnym imperium i kultem władcy. Celem jest wykluczenie społeczne wszystkich „niepokornych”, niegodzących się na ten kult.

Wszystko to nie bardzo pasuje do sytuacji, w której prywatna szwedzka firma oferuje chipy mające potencjalnie ułatwić identyfikację osób zaszczepionych. Po pierwsze, sama technologia istnieje już od dobrych dwudziestu lat, a jej zastosowanie ma raczej ograniczony charakter – nie jest to nic nowego stworzonego na potrzeby pandemii. Po drugie, nawet gdyby chip zaczęto wykorzystywać bardziej powszechnie w celu identyfikacji sanitarnej, nie ma to wiele wspólnego z kultem władcy-Antychrysta, z oddawaniem czci obrazowi Bestii i mordowaniem wszystkim, którzy tego nie uczynią.

Czujność chrześcijan, broniących wolności sumienia przeciw zakusom totalitarnych rządów, jest bardzo wskazana, czy wręcz konieczna. W tym przypadku jednak czujność ta kieruje się w niewłaściwym kierunku. Znacznie groźniejsze od obostrzeń sanitarnych są kolejne posunięcia władz państw na niemal całym świecie zmierzające do usunięcia chrześcijaństwa ze sfery publicznej oraz działania mediów, które nachalnie promują wzorce i postawy sprzeczne z chrześcijaństwem, podcinając naszą relację z Chrystusem i Kościołem u samych podstaw. Zamiast wyszukiwać sensacyjne newsy na temat chipowania, przyjrzyjmy się raczej temu, jak rzeczywiście wygląda ta relacja w naszym własnym życiu. Czy można nas uczciwie nazwać uczniami Chrystusa, czy raczej letnimi wyznawcami dawnych chrześcijańskich tradycji. To właśnie o takich „letnich chrześcijanach” Apokalipsa mówi: „znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3,14-16).

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama