Katalonia była historycznie faworyzowana przez monarchię Burbonów, przez frankizm i oczywiście przez państwo powstałe na mocy paktu z 1978 roku. Nie zawahało się ono uratować Katalonii od katastrofy śmieciowych obligacji oraz ogólnej degrengolady i nigdy nie przestało inwestować w jej infrastrukturę.
Podobnie jak w poprzednich wyborach, także i w tych, nacjonaliści sięgnęli po głos ludu. Ostatecznym pytaniem zawsze było: Jak pokazać światu teoretyczną zasadność „secesjonizmu?”. Jak przekonać wszechświat o sprawiedliwości ich żądań, jak sprawić, by ONZ, UE, NATO, Rosja, UEFA, Chiny, Hollywood i Dolina Krzemowa – uznały piękno i dobroć ruchu oraz jego programu. Zwłaszcza, że w każdym innym kraju, bez większych problemów, rozmaici obrońcy populizmu, określiliby go jako ultranacjonalistyczny i prowadzący do tożsamościowej katastrofy.
Dla nacjonalistów konieczne było doprecyzowanie, czy większość, choćby jednego deputowanego i przekroczenie 50 proc. głosów, może być wykorzystana do zniszczenia porządku demokratycznego. Po podliczeniu 98 proc. głosów, osiągnęli oni 50,85 proc. Pozostała przejmująca determinacja, by uciec z metropolii. Wcześniej wyssano z niej już wszystkie soki – począwszy od taryf celnych, które sprzyjają tworzeniu rynku niewolniczego dla przemysłu tekstylnego, poprzez ułatwienia w gromadzeniu taniej siły roboczej z pozostałych części Hiszpanii, a skończywszy na wszystkich przywilejach, monopolach i ulgach – przyznawanych przez kolejne demokratyczne rządy. Katalonia była historycznie faworyzowana przez monarchię Burbonów, przez frankizm i oczywiście przez państwo powstałe na mocy paktu z 1978 roku. Nie zawahało się ono uratować Katalonii od katastrofy śmieciowych obligacji, zobowiązań bez pokrycia oraz ogólnej degrengolady i nigdy nie przestało inwestować w jej infrastrukturę.
W nowych wyborach nacjonaliści postępowali zgodnie z instrukcją opracowaną przez Artura Masa. Odwiedził on Uniwersytet Columbia w Nowym Jorku, aby wyjaśnić, że wybory autonomiczne, to nic innego – „jak tylko erotyczny wstęp do kamasutry dla obywateli”. Dla człowieka, który zainaugurował fazę antyliberalną w Katalonii, ludzie byli jednością. Zwartą i kompletną. W obliczu uznania pluralizmu i różnorodności interesów, skłonności i uczuć obywateli, zaistniała więc wyjątkowa możliwość rozróżnienia dwóch narodów.
Mamy prawowitych obywateli. Legitymizowani przez ziemię, ojczyznę, język, góry, morze i krew. To do nich należała decyzja o przyszłości Katalonii jako wspólnoty politycznej o charakterze mitycznym. Innymi słowy, ta wymarzona społeczność powstała z „imigrantów” rekrutowanych do pracy w miejscowych fabrykach. Dziwnych ludzi, którzy skazili czystość katalońskiego bytu, a jednocześnie, znajdujących się w chwalebnej konwulsji, ciemiężycieli i imperialistów.
Z raportu przygotowanego przez Forum Nauczycieli wynika, że podczas najgorszego kryzysu zdrowotnego od czasu grypy z 1918 roku, w okresie pandemii koronawirusa, język hiszpański – w większości ojczysty dla obywateli Katalonii – nie istnieje w oficjalnych przekazach instytucji. Była to dyskryminacja językowa i apartheid. Katalońska i hiszpańska nowość polega na tym, że najbardziej aktywni w obronie przywilejów naszych Afrykanerów są ci, którzy pretendują do bycia po stronie wykluczonych. Dla nich nie ma niczego takiego, jak metamorfoza wyborów regionalnych w plebiscyt, który służy jako kuloodporna szczepionka lub zapora do zatrzymania frontalnego ataku, przeciwko poobijanej suwerenności narodowej, naszym prawom politycznym, podziałowi władzy, ubezpieczeniu na wypadek ograniczenia wolności prasy. Główne media lokalne przyjęły tradycję, nie wiemy jednak czy boliwariańską, czy bułgarską, ale z pewnością obsceniczną, charakterystyczną dla redakcji północnokoreańskich.
Wybory w 2021 roku przypominają nam, że Albert Rivera zniszczył potencjalny konstytucjonalizm w Katalonii. Jedyną nadzieją dla demokratów za murami Fort Apache jest to, że doktryna prezydenta Sancheza nie zdoła przemycić „pandemicznego ministra” do rządu Generalidad, w ramach którego zorganizowana jest politycznie autonomia Katalonii. Choć może się to wydawać sprzeczne z intuicją, wobec tej otwarcie nieliberalnej ofensywy, istnieje jedynie nadzieja, że droga do niepodległości i/lub konfederacji narodów iberyjskich nie zostanie skonsolidowana poprzez Partię Socjalistów Katalonii (PSC), która powiązana jest z rządzącą krajem Hiszpańską Socjalistyczną Partią Robotniczą (PSOE). Niestety, „rząd umiarkowany to powolna śmierć, ale z tym samym skutkiem”.
Źródło: La Razón