Decyzją papieża Franciszka wspomnienie św. Jana z Avila, ogłoszonego przed 9 laty Doktorem Kościoła, będzie obchodzone w całym Kościele powszechnym 10 maja. Niestety sam święty nie jest jeszcze dostatecznie znany, a wielu myli go ze św. Janem od Krzyża
Pomyłka taka zdarzyła się nawet w dniu wczorajszym redaktorowi Radia Watykańskiego. Warto więc przedstawić postać świętego Jana z Avila, który wprawdzie żył w tej samej epoce i tym samym kraju, co jego drugi święty imiennik, ale z całą pewnością był inną osobą.
Urodzony w Hiszpanii w 1499 r., był o jedno pokolenie starszy od Jana od Krzyża. Pochodził z rodziny żydowskiego konwertyty, Alfonsa z Avila. Wysłany przez rodziców na uniwersytet w Salamance, aby studiować prawo, z nadzieją przyszłej kariery prawniczej, po czterech latach zrezygnował ze studiów, wrócił do domu i oddał się surowym praktykom ascetycznym. Po kolejnych trzech latach powrócił jednak na uniwersytet (w Alcala) za radą mądrego franciszkanina, podejmując jednak już nie studia prawne, ale filozoficzne i teologiczne. Tym razem ukończył studia i przyjął święcenia kapłańskie, a swą pierwszą mszę odprawił w kościele, w którym pochowani zostali jego rodzice, którzy zmarli krótko przedtem. Cały majątek rodzinny sprzedał i rozdał ubogim. Pierwsze lata kapłaństwa spędził w małej wspólnocie braterskiej w Sewilli. Pierwotnie planował wybrać się na misje do Meksyku, zanim jednak zdołał to uczynić, jego talent kaznodziejski i święte życie zwróciło uwagę miejscowych duchownych, a w szczególności arcybiskupa Sewilli. Zachęcił on młodego kapłana do pozostania w Andaluzji i odnowy wiary w tym kraju.
W ciągu dziewięciu lat misji ludowych w Andaluzji kazania Jana z Avila przyciągały olbrzymie tłumy, wielu nawracało się pod wpływem jego słów. Jednocześnie jednak radykalizm ewangeliczny wzbudził u innych zaniepokojenie, tak że zadenuncjowano go inkwizycji, a następnie umieszczono w więzieniu. Spędził tam rok, po procesie w 1533 r. uznano go jednak za niewinnego i pozwolono prowadzić dalszą działalność. W 1534 r. został inkardynowany do diecezji Kordoby i stamtąd prowadził dalszą misję, zarówno sam, jak i za pośrednictwem kolejnych uczniów. W tym czasie (około 1538 r.) uzyskał też tytuł magistra teologii. Został rektorem nowo utworzonego uniwersytetu w Baezie. Uczelnia ta stała się wzorcem dla seminariów duchownych, a także szkół jezuickich. Sam Jan pragnął założyć zgromadzenie zakonne, widząc jednak szybki rozwój Towarzystwa Jezusowego, zrezygnował z zamiarów, a swoich uczniów zachęcał do wstępowania do jezuitów.
Do grona przyjaciół i towarzyszy duchowych Jana z Avila należeli święci Franciszek Borgia, Ignacy Loyola, Jan Boży, Jan od Krzyża, Piotr z Alkantary i Teresa z Avila.
Ostatnie lata życia – od 1551 do 1569 to czas poważnej choroby, która ograniczyła dalsze możliwości aktywnej pracy. Lata te święty spędził na modlitwie i pisarstwie w miejscowości Montilla. Zmarł 10 maja 1569 r. Beatyfikowany został w roku 1894, kanonizowany – w 1970.
Podczas ŚDM w Madrycie w 2011 r. Papież Benedykt XVI ogłosił zamiar ogłoszenia św. Jana z Avili Doktorem Kościoła, mówiąc: „zachęcam wszystkich, aby przyjrzeli się świętemu Janowi z Avila, aby słowo i przykład tego wybitnego pasterza stały się światłem dla wszystkich kapłanów i tych, którzy oczekują na dzień swoich święceń kapłańskich”. Niedługo później – 7 października 2012 Jan z Avila został ogłoszony Doktorem Kościoła. Warto też przypomnieć szerszy kontekst – w 2009 r. obchodzony był Rok Kapłanów, podczas którego szczególny nacisk położony był na odnowę duchowości kapłańskiej. Postać i pisma św. Jana mogą stać się tu wielką pomocą.
„Traktat o kapłaństwie” nosi jednocześnie tytuł „Traktat o miłości Boga”. Dla św. Jana to właśnie zakorzenienie w miłości Bożej jest podstawą życia kapłańskiego, a nie takie czy inne obowiązki duszpasterskie. Pokusa aktywizmu jest tym, co rujnuje duchowość kapłańską. Jan nie ma na myśli miłości tylko teoretycznej, intelektualnej, ale angażującej całą osobę. Już w pierwszym rozdziale traktatu mówi o tym, że Bóg kocha nas jak ojciec, matka i oblubieniec. Tylko w perspektywie takiej wszechogarniającej miłości człowiek może chętnie złożyć Bogu ofiarę z własnego życia, w przeciwnym razie celibat byłby ciężarem trudnym do uniesienia. Miłość Boga jest pełna uczuć, nie jest jednak czułostkowa, ale wymagająca. Tak jak ziemski ojciec pragnie dobra swojego dziecka, tak też Bóg – naszego. Z jednej strony obdarza człowieka życiem i wszystkim, czego potrzebuje do życia, a z drugiej – wychowuje, a czasem nawet karci „aby poprawić go i obudzić, aby go oczyścić i zachować go we wszelkim dobrym darze”.
Najwyższym aktem ojcowskiej miłości do nas było posłanie nam Swojego Syna. Jak zauważa św. Jan z Avila „miłość Chrystusa przewyższa wszelką wiedzę (Ef 3,19) ... Niektórzy nieświadomi i gruboskórni ludzie nie doszli do uświadomienia sobie tej miłości. Dla takich, miłość rodzi się z dobra i doskonałości rzeczy, którą kochają”. Miłość Chrystusa do nas nie wynika jednak z naszej doskonałości, ale z Jego własnej – On sam jest miłością i nie może nas nie kochać, nawet gdy na miłość nie zasługujemy. „Tak jak wielcy pisarze czy malarze zwykli ustawiać przykłady swoich dzieł w pracowni, poprzez co, wykorzystując całe swe umiejętności, pragną znaleźć uznanie, ukazując całą swoją moc, aby wszyscy mogli dojrzeć, jak wielkie jest ich osiągnięcie, tak też nieskończona dobroć i wielkość Boga zechciała wznieść nowe stworzenie i obdarzyć je całą swą wspaniałością i łaską, tak aby przez to dzieło niebiosa i ziemia mogły rozpoznać Jego wielkość ... Zobacz, jak wielki i cudowny to dar i jak szczęśliwa jest dusza, której Bóg chciał udzielić takiej łaski – a nie miej w sobie zazdrości, ale raczej szczęście, bo łaska, którą otrzymał Chrystus nie była dana tylko ze względu na Niego, ale także na ciebie”.
Szczególną cechą pisarstwa św. Jana z Avila jest jego prosty styl, zrozumiały dla każdego czytelnika. „Traktat o miłości Bożej” składa się z bardzo krótkich rozdziałów, które można przeczytać w jedną czy dwie minuty i uczynić przedmiotem rozmyślania. Można wręcz powiedzieć, że dzieła jego czyta się lepiej niż niejedną współczesną publikację, obciążoną teoriami psychologicznymi czy socjologicznymi niekoniecznie zgodnymi z duchem Ewangelii. Jan z Avila nie pisze poradników jak osiągnąć sukces, nie głosi „ewangelii” samorealizacji, ale wprowadza w głęboką relację z Bogiem, budując zdrowy fundament kapłańskiej duchowości.