Czterech uczestników akcji „Red Rose Rescue” – w tym franciszkanin z Nowego Jorku – zostało aresztowanych w stanie Ohio. Rozdawali oni czerwone róże w poczekalni kliniki aborcyjnej i oferowali wsparcie kobietom chcącym dokonać aborcji.
To nie pierwsza taka akcja – i nie pierwsze aresztowania osób biorących w niej udział. „Po wejściu do zakładu aborcyjnego w ciszy podchodzą do matek siedzących w poczekalni i ofiarowują im czerwone róże jako symbol życia. Do każdej róży dołączona jest kartka, na której jest napisane: «Zostałeś stworzony, by kochać i być kochanym… twoja dobroć jest większa niż trudności twojej sytuacji. Okoliczności w życiu się zmieniają. Nowe życie, jakkolwiek małe, niesie za sobą obietnicę niepowtarzalnej radości». Numery telefonów lokalnych centrów pomocy dla kobiet w ciąży są wydrukowane na odwrocie karty” – opisują przebieg akcji „Red Rose Rescue” jej organizatorzy.
Jak wyjaśniają, niektórzy z uczestników w geście solidarności z z nienarodzonymi dziećmi, które mają zostać zabite, odmawiają wyjścia z kliniki, dopóki nie zmusi ich do tego policja. Mają świadomość, że może to grozić aresztowaniem.
Tak było podczas zeszłotygodniowej akcji w klinice aborcyjnej w stanie Ohio. Aresztowanych zostało czterech działaczy pro-life. Grozi do 30 dni więzienia i 500 dolarów grzywny. Wśród aresztowanych był o. Fidelis Moscinski, 51-letni franciszkanin z Nowego Jorku, który już wcześniej był zatrzymywany za udział w „Red Rose Rescue”.
Według organizatorów od 2017 roku w Stanach Zjednoczonych odbyło się kilkanaście podobnych demonstracji, z których część również kończyła się aresztowaniami uczestników.
Źródło: lifenews.com