Stany Zjednoczone ogłosiły, że chcą zainwestować trzy miliardy dolarów, by w ciągu najbliższych dziesięciu lat zwiększyć produkcję energii z wiatru do 30 GW. Pakiet stymulujący rozwój OZE obejmuje między innymi gwarancje pożyczkowe na rozwój morskiej energetyki wiatrowej.
Historyczna już elektrownia Block Island wytwarza zaledwie ok. 30 MW energii elektrycznej, co wystarcza tylko do zasilenia około 20 tys. domów w USA, tj. ok. 4 proc. domów na Rhode Island, a wszystkie morskie farmy wiatrowe w USA generują zaledwie 42 MW. Tradycyjna, „brudna” elektrownia węglowa daje o wiele więcej, bo ok. 600 MW energii. Stany Zjednoczone w kwestii wytwarzania „zielonej energii” są więc znacznie zapóźnione w stosunku do Europy.
Między Long Island a New Jersey
Teraz administracja prezydenta Bidena nakładem 3 mld dolarów chce zwiększyć produkcję „zielonej energii” do 30 gigawatów w ciągu najbliższej dekady. Przygotowany na to pakiet finansowy obejmuje między innymi federalne gwarancje pożyczkowe na rozwój morskiej energetyki wiatrowej, czyli – jak to nazwano – nowy „priorytetowy obszar energetyki wiatrowej” między Long Island a New Jersey. Z pieniędzy federalnych ma zostać także sfinansowana modernizacja portów w całym kraju – pod budowę nowych morskich obiektów wiatrowych. Będzie to ogromna zmiana w stosunku do polityki, jaką wcześniej USA uprawiało w obszarze morskiej energetyki wiatrowej.
Plany dotyczące morskiej energetyki wiatrowej są tylko preludium do wdrożenia ogromnego projektu inwestycyjnego o wartości 2 bln dolarów, dotyczącego restrukturyzacji amerykańskiej energetyki. Zdaniem dziennikarza ekonomicznego Alejandro de la Garza Stany Zjednoczone mają tu dużo do nadrobienia, szczególnie w stosunku do Europy, ale także reszty świata. Europa obecnie wytwarza około 25 GW energii elektrycznej z morskich farm wiatrowych, Chiny – prawie 9 GW.
W Europie pierwsza morska elektrownia wiatrowa została otwarta w Danii już w 1991 roku. Firmy energetyczne wiele lat rozwijały na Starym Kontynencie technologie produkcji morskiej energii wiatrowej, doskonaląc budowę infrastruktury. Chodziło o to, by nowe elektrownie można było budować oraz eksploatować po jak najniższych kosztach i by kraje europejskie mogły pozyskiwać coraz tańszą energię odnawialną. Dzięki nowoczesnym technologiom jest też im teraz łatwiej sfinansować inwestycje ze sprzedaży – obecnie rekordowo tanich – obligacji korporacyjnych.
Przewaga Europy nad USA będzie jeszcze rosnąć. Orsted, duński gigant energii odnawialnej, ma wybudować instalacje do wytwarzania 3 GW nowych mocy wiatrowych na morzu wzdłuż wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Niby jest to dużo, ale ta sama firma wyprodukowała więcej mocy w Europie w ciągu tylko ostatnich trzech lat. Według Wood Mackenzie, w ciągu najbliższych 10 lat Europa zwiększy moc turbin morskich o ponad 85 GW– to blisko trzykrotnie więcej od planów administracji prezydenta Bidena. „Sama Wielka Brytania osiągnie 30 GW mocy na morzu do 2030 roku” – przewiduje David Toke, ekspert ds. polityki energetycznej na brytyjskim Uniwersytecie w Aberdeen. Chiński plan jest równie ambitny, Chiny w ciągu najbliższej dekady chcą wyprodukować 73 GW energii z wiatru.
Nie tylko na morzu
Stany Zjednoczone, dzięki większym połaciom wolnej przestrzeni i mniejszej gęstości zaludnienia w porównaniu z Europą, mogły wytworzyć 20 GW nowej, lądowej mocy wiatrowej w 2020 roku. W 2021 roku dojdzie do tego kolejne 12 GW, a w ciągu najbliższych dwóch lat jeszcze 27 GW – wytwarzane z energii słonecznej. Ogółem Stany Zjednoczone generują 20 proc. mocy ze źródeł odnawialnych, a kraje UE 38 procent.
Zdaniem ekspertów USA powinno rozwijać produkcję mocy wiatrowych na morzu, zwłaszcza w stanach wschodniego wybrzeża, gdzie istnieje wysokie zapotrzebowanie na energię. Choć budowa morskiej instalacji do wytwarzania energii wiatrowej jest często droższa niż lądowej, można to zrekompensować wielkością morskich turbin wiatrowych. Większe turbiny są sprawniejsze i mogą wychwytywać silniejsze i bardziej stabilne wiatry oceaniczne, co per saldo kosztuje mniej. Wiele używanych obecnie turbin morskich generuje około dwa razy więcej mocy niż ich odpowiedniki lądowe. Przyszłe modele mogą być cztery, a nawet pięć razy większe, co zwiększy ich sprawność oraz możliwości produkcyjne.
Problemy prawno-polityczne
Jednak Stany Zjednoczone mają z energią z wiatraków problemy zarówno prawne, jak i polityczne. Już W 2016 r. przemysł rybny na Long Island w Nowym Jorku postanowił zablokować plan budowy turbin – w odległości 11 mil od wybrzeża. Rybacy bali się o ich wpływ na łowiska. Kolejna farma wiatrowa, planowana w pobliżu Cape Cod, została zezłomowana w 2017 roku. Spory prawne wszczynali m.in. William Koch, brat konserwatywnych biznesmenów Charlesa i Davida Koch, potępiając plan „wizualnego zanieczyszczenia” plaży zajmowanej w większości przez elitarne rodziny z północnego wschodu (wiatrakom sprzeciwiał się przez wiele lat także Edward Kennedy, demokratyczny senator z Massachusetts!). W zeszłym roku administracja Donalda Trumpa zablokowała nowe dzierżawy działek pod inwestycje na południowo-wschodnim wybrzeżu USA.
Przedstawiciele administracji prezydenta Joe Bidena twierdzą jednak, że teraz sytuacja się zmieniła. Uważają, że morska energia wiatrowa cieszy się większym poparciem publicznym niż jeszcze kilka lat temu. Również ceny energii z OZE spadły dzięki rozwojowi technologii, umożliwiając budowanie większych, bardziej wydajnych turbin.
Sprzyjające dla energetyki wiatrowej jest też rosnące w amerykańskim społeczeństwie przekonanie, że jej rozwój pozwala osiągnąć nie tylko cele ekologiczne związane z korzystaniem z OZE, ale i tworzyć nowe miejsca pracy w potencjalnie rozwojowej branży. To przemawia do ludzi! Nowa administracja federalna chce też dokonać przeglądu przepisów dotyczących OZE, by móc łatwiej i szybciej procedować nowe projekty.
Plan Bidena to na razie podstawa do tylko niewielkiego przyspieszenia dla projektów offshore w USA. Na przykład stany Nowy Jork i New Jersey chcą samodzielnie zbudować nowe instalacje o mocy 16,5 GW. Jednak wsparcie Białego Domu może zagwarantować, że te i inne projekty wysuwane przez poszczególne stany faktycznie zostaną ukończone, a nie przepadną, jak wiele poprzednich, szumnie nagłaśnianych projektów.
„Jako Amerykanie zdaliśmy sobie sprawę, że musimy wreszcie – i to już – «coś» zrobić z klimatem” – mówi Kelly Speakes-Backman, zastępca sekretarza Biura ds. Efektywności Energetycznej i Energii Odnawialnej Departamentu Energii USA. „Rząd reaguje na to i gromadzi realne zasoby finansowe, by zachęcić stosowne agencje do współpracy”.
Dla tych wszystkich, którzy od dziesięcioleci czekają, aby Stany Zjednoczone podjęły zdecydowaną inicjatywę w zakresie energii odnawialnej, plan Bidena to co najmniej zdecydowany krok naprzód.
Źródło: Time