Afryka będzie silniejsza, jeśli uwierzy w swoje własne możliwości i że może decydować o sobie. Europa winna zmienić swe nastawienie i politykę wobec tego kontynentu przez współpracę gospodarczą i polityczną, a nie dążąc tylko do wykorzystania jego bogactw. O sytuacji na Czarnym Lądzie mówi w wywiadzie dla KAI Marco Trovato, włoski afrykanista, dyrektor wydawniczy czasopisma „Africa”.
Oto treść tej rozmowy:
Piotr Dziubak, KAI Rzym: Jak należy postrzegać niedawny zamach na kościół w południowej Nigerii? Czy jest to atak wyłącznie na chrześcijan, czy może trzeba to widzieć w szerszym wymiarze?
Marco Trovato: Nigeria jest krajem bardzo skomplikowanym i złożonym, postrzeganym bardzo często przez pryzmat wielu uproszczeń, które nie ukazują rzeczywistości. Można by odwołać się do przykładu rosyjskiej matrioszki. Wewnątrz dużej lalki są coraz mniejsze. Nigeria to bardzo rozległy i najludniejszy kraj w Afryce, liczący ponad 210 mln mieszkańców. Większość stanowią muzułmanie, zamieszkujący Północ, podczas gdy chrześcijanie, będący w mniejszości, zajmują część południową. Różnorodność mieszkających tam plemion sprawia, że również ich tożsamość narodowa jest bardzo złożoną sprawą.
Na północy mieszka ludność z grup etnicznych Hausa i Fulani, zajmujący się głównie pasterstwem. Coraz częściej dochodzi tam do sporów o pastwiska. Dodatkowym problemem jest woda, której brakuje. Północ Nigerii jest uboga.
Na południu z kolei jest bardzo silne plemię Igbo, które od lat wyraża rozczarowanie rządem centralnym i chce się oderwać. Na południowym wschodzie kraju znajdują się ogromne zasoby ropy naftowej. Igbo w pewnym sensie mieszkają na sejfie Nigerii. Dochody ze sprzedaży ropy nie są sprawiedliwie dzielone i w praktyce obywatele nie mają z tego żadnych korzyści. Pieniądze z tego tytułu nie finansują infrastruktury państwa. Do tego dochodzi bardzo duża korupcja, która niestety umacnia niesprawiedliwość społeczną.
Można powiedzieć, że Nigeria to olbrzym na glinianych nogach, kraj ogromnych możliwości, zupełnie niewykorzystanych. Napięcia między grupami etnicznymi zaczynają wywoływać podsycane z zewnątrz konflikty religijne, w których jednak religia nie stanowi celu. Chodzi tylko o władzę, kontrolę nad terytorium i pieniądze.
KAI: Jakie grupy terrorystyczne są teraz najbardziej aktywne w Nigerii?
MT: Najaktywniejszą grupą terrorystyczną w Nigerii jest Boko Haram. Ich przemoc w ostatnich dziesięciu latach spowodowała ponad 50 tysięcy ofiar a 3 mln osób musiały opuścić kraj. Zdecydowana większość ofiar tej przemocy należy do plemiona Hausa z północy, którzy w większości wyznają islam. Dlatego nie ma sensu mówić o wojnie religijnej.
Prawdą jest, że to, co się wydarzyło w kościele katolickim w Owo w stanie Ondo, zaalarmowało i wstrząsnęło wszystkimi. Po raz pierwszy doszło do aktu terroru na taką skalę w stanie zamieszkanym w większości przez chrześcijan z grupy etnicznej Joruba. Wszyscy zadają sobie pytanie, czy zamach w niedzielę 5 czerwca oznacza jakąś nową strategię milicji dżihadystycznych. Inni zastanawiają się, czy była to może próba destabilizacji politycznej w jednym ze stanów federalnych, ponieważ niedługo odbędą się tam wybory nowego gubernatora. Obecny gubernator jest oskarżany o jakieś układy z plemieniem Joruba na szkodę Fulani. Trzecia próba wyjaśnienia wiąże się z przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi. Partie polityczne przedstawiają teraz swoich kandydatów na następcę prezydenta Muhammadu Buhariego, który za rok kończy swoją drugą kadencję.
Patrząc na Nigerię w kontekście stanu Ondo musimy brać pod uwagę całą tę część Czarnego Lądu od Sahelu po Zatokę Gwinejską. Działa tam nie tylko Boko Haram, ale są też zwolennicy Państwa Islamskiego w Zachodniej Afryce, ciągle pojawia się cień Al-Kaidy w różnych państwach tego regionu. Te grupy terrorystyczne rywalizują ze sobą, co oczywiście w kontekście odwiecznej sytuacji kryzysowej dodatkowo komplikuje sprawę.
Trzeba też pamiętać o formach zbrojnego bandytyzmu, który niestety też jest obecny. Są to kradzieże czy porwania w celu zdobycia okupu. W delcie rzeki Niger od wielu lat toczy się cicha wojna z rządem i międzynarodowymi spółkami naftowymi, oskarżanymi o grabież zasobów i niszczenie środowiska naturalnego. Dochodzi do uszkodzeń ropociągów i urządzeń wydobywczych. Jest to jedno z najbardziej zanieczyszczonych miejsc na świecie.
KAI: Wspomnieliśmy, że Nigeria posiada ogromne złoża ropy naftowej. To powinno być bogate państwo.
MT: Nigeria jest największym producentem i eksporterem ropy na świecie. I trzeba pamiętać, że jej złoża nie są tam wykorzystywane w stu procentach. Infrastruktura wydobywcza jest ciągłym celem zamachów. Z drugiej zaś strony miejscowi też nie przykładają się do utrzymania ropociągów w dobrym stanie. Korzystają obecnie z coraz wyższych cen za baryłkę ropy. Niestety zyski ze sprzedaży tego surowca trafiają do kieszeni skorumpowanych polityków.
Jest jeszcze jeden paradoks, którym żyje Nigeria. Otóż musi ona sprowadzać benzynę, choć eksportuje ropę, ponieważ nie ma własnej rafinerii. Ludzie, którzy muszą kupić paliwo do samochodu albo agregatu prądotwórczego, płacą bardzo duże pieniądze. Ponadto wojna na Ukrainie spowodowała wielki wzrost ceny pszenicy i mąki z manioku. Wszystko to wywołuje oczywiście wielkie społeczne niezadowolenie. Maniok jest podstawą kuchni nigeryjskiej. W kontekście nadchodzących wyborów stanowych, a w przyszłym roku też prezydenckich, niezadowolenie to jest podsycane przez różne grupy dżihadystyczne.
KAI: Jak należy patrzeć na Afrykę?
MT: W naszej mentalności Afryka jawi się jako jednorodna, jednolita rzeczywistość. A to nieprawda. Jest to ogromny i bardzo zróżnicowany kontynent. Tam są 53 państwa. Sama tylko Demokratyczna Republika Konga jest siedem razy większa od Włoch. Każda schematyczna interpretacja tej części świata będzie prowadziła do błędów. Przez całe dziesięciolecia ZSRR i Zachód prowadziły i finansowały tam wojny. Ciągła destabilizacja, rebelianci, broń dostępna wszędzie. Wspierano też różnych despotów i tyranów, którzy grabili swoje kraje i mieszkańców.
Dzisiaj partnerem numer jeden krajów Czarnego Lądu są Chiny. Swoje wpływy umacniają już nie tylko dawni kolonizatorzy, ale pojawiają się nowi, wpływowi gracze, np. Turcja. Rosja stara się zdobywać coraz większą przestrzeń w krajach Afryki, wysyłając tam swoje wojska i najemników. Z kolei pozycja Francji w krajach Sahelu jest bardzo ograniczona w porównaniu z latami kolonializmu.
Pamiętajmy o wielkich bogactwach tych ziem. Są tam diamenty, złoto, ropa, cenne minerały dla przemysłu elektronicznego. Kontynent afrykański ma 70 proc. najżyźniejszych ziem, które nie zostały do tej pory należycie wykorzystane. W samej tylko DR Konga znajduje się 60 proc. światowych minerałów strategicznych dla przemysłu hi-tech. Mieszkańcy tego kraju powinni być jednymi z najbogatszych na naszej planecie. Tymczasem to bogactwo stało się przekleństwem Kongijczyków. Te wszystkie minerały mamy w naszym sprzęcie elektronicznym, z którego chętnie cały czas korzystamy. Paradoksalnie do realizacji naszej „zielonej gospodarki” potrzebujemy rud kobaltu, litu, koltanu. Kobalt jest potrzebny do budowy akumulatorów samochodów elektrycznych.
KAI: Czy zatem Afryka musi znowu znosić tylko upokorzenia i grabieże?
MT: Myślę, że nie. Oprócz wszystkich tych smutnych informacji, o których wspomniałem wcześniej, jest też Afryka, która chce decydować o swych wydarzeń, która chce wziąć swój los we własne ręce. Są tam coraz liczniejsze i aktywniejsze ruchy obywatelskie. Ludzie wychodzą na ulice, opowiadając się za demokracją, przeciwko niesprawiedliwości społecznej. Mało o tym wiemy w Europie, wręcz nie zdajemy sobie sprawy z rozmiarów tych ruchów.
Europejczycy są niestety krótkowzroczni w sprawach afrykańskich, bardzo często zostawiamy ich samych na pastwę losu. 70 proc. Afrykańczyków nie ma jeszcze 15 lat. Średni wiek na tym kontynencie wynosi 22 lata. Musimy wspierać Afrykę w procesie odkrywania jej tożsamości i autonomii. Nie możemy tego robić pod kątem ewentualnej grabieży jej surowców mineralnych, ale przez współpracę gospodarczą, polityczną, dyplomatyczną. Ważne, żeby dochody ze sprzedaży surowców wracały do mieszkańców Czarnego Lądu.
KAI: Czy brak pszenicy w Afryce Północnej czy w krajach Sahelu ze względu na wojnę na Ukrainie i postępujący głód mogą, według Pana, wywołać nową falę emigracji z tego kontynentu?
MT: Przysłowie afrykańskie mówi, że gdy dwa słonie walczą ze sobą, cierpi na tym trawa. Ta ludowa mądrość potwierdza to, co się dzieje w ostatnich tygodniach w Afryce. Wojna ma Ukrainie jest bardzo odczuwalna na Czarnym Lądzie. Miliony ludzi są zagrożone głodem. Tona pszenicy kosztuje teraz ponad 500 euro. W zeszłym roku kraje subsaharyjskie sprowadzały żywność z Rosji za 4 mld dolarów a z Ukrainy za 3 mld dolarów.
Tak jak Pan wspomniał najniebezpieczniejsza sytuacja panuje w Afryce Północnej. Tamtejsze kraje są bardzo zależne od dostaw zbóż z Ukrainy. Największym importerem jest Egipt, którego 50 proc. zapotrzebowania na zboże pokrywa import z Rosji a 30 proc. z Ukrainy. Władze w Kairze inwestują ok. 3 mld dolarów, żeby utrzymać cenę mąki i nie dopuścić do podwyżek. Ale jeśli ceny miałyby jeszcze wzrosnąć, to wysiłki te pójdą na marne. Już teraz rządowe wspieranie cen chleba wywołuje ostre napięcia. Libia sprowadza 90 proc. potrzebnego zboża do produkcji mąki. Podobnie ma się rzecz w Tunezji.
Wywołanie ruchów migracyjnych z powodu wzrostu cen i głodu jest bardzo realne. W tych krajach 40 proc. społeczeństwa żyje poniżej progu ubóstwa. Nie można też zapominać o dwucyfrowej inflacji, nękającej takie kraje jak Angola, Nigeria, Malawi, Zimbabwe, Ghana, Etiopia czy Sudan. Dodatkowo Etiopia i Sudan są osłabione wojnami domowymi i kryzysem politycznym.
Uważam, że jedynym rozwiązaniem jest zupełna zmiana polityki. Trzeba uczciwości, włączenia obywateli w procesy demokratyczne. Coś już zaczęło się dziać, ale to dopiero początki. Zaczęto tworzyć wspólną platformę, dzięki której miałby się odbywać handel hurtowy. Miałoby to zabezpieczyć kraje Afryki przed kryzysami międzynarodowymi.
Po przestoju wywołanym przez Covid-19 ruszyły budowy dróg i linii kolejowych. Sieć drogowa i kolejowa w Afryce jest bardzo zacofana. W epoce kolonialnym miała ona prowadzić do portów, żeby wywozić surowce do Europy. W wielu krajach Afryki ciągle sieć krajowych połączeń drogowych i kolejowych jest bardzo słaba albo w ogóle nie istnieje. Od roku działa strefa wolnego handlu, która bez infrastruktury transportowej nie rozwinie się. Eksport surowców nie jest tak dochodowy, jak sprzedaż gotowych produktów. Tego niestety Afryce brakuje.
Potrzebne jest też unowocześnienie rolnictwa. Afryka mogłaby bez problemu wyżywić swoich mieszkańców i sprzedawać jeszcze swoje produkty. Wojna na Ukrainie pokazuje, że trzeba zmienić model rozwoju tego kontynentu. Afryka będzie silniejsza, jeśli uwierzy w swoje własne możliwości i że może decydować o sobie.
P. Dziubak (KAI Rzym) / Rzym