Wokizm przypomina w pewnym sensie ewangelickie przebudzenia religijne sprzed 200 lat. Stał się quasi-religią, która wszędzie widzi winnych i ofiary, ale nie ma w niej miejsca na wybaczenie.
Francuski filozof Jean-François Braunstein podjął się przeanalizowania podstaw nowego amerykańskiego ruchu „woke” (przebudzenie) w eseju „La Religion Woke”. Ideologia ta wyraźne cechy religijne i wypełnia ona postrzeganą pustkę ideową w dzisiejszym post-religijnym społeczeństwie.
Ideologia woke, wyrosła na gruncie postmodernizmu, zaczyna wpływać na wszystkie sfery społeczne. Jedną z jej najbardziej charakterystycznych części jest ruch BLM (Black Lives Matter). Braunstein przywołuje przykłady firmy Disney, która wymaga od swoich białych pracowników zastanawiania się nad swymi przywilejami oraz aktywistów politycznych, którzy decydują o klimacie akademickim na uniwersytetach i tropią „staromodnych” profesorów, a także powstające jak grzyby po deszczu kursy dotyczące antyrasizmu.
„W imię walki z dyskryminacją w zachodnich społeczeństwach ma miejsce nowy intelektualny terroryzm” – podkreśla Braunstain, jak pisze Famille Chretienne. Braunstein ostrzega: ruch ten obala wszelkie utarte ramy myślowe, a jego celem jest „dekonstrukcja kulturowego i naukowego dziedzictwa Zachodu oskarżanego o to, że jest systemowo seksistowski, rasistowski i kolonialistyczny”.
Sacrum i utopia
Ruch woke narodził się na amerykańskich uniwersytetach, ale teraz szybko podbija zachodnie społeczeństwa. Braunstein zwraca uwagę, że jego powstanie jest podobne do protestanckich przebudzeń religijnych w XVIII i XIX wieku. Zdaniem filozofa, po raz pierwszy w nowożytnej historii „na uniwersytetach rodzi się rodzaj kultu, z własną wizją świata, dogmatami, wyznawcami, prawami i quasi świętymi tekstami”.
Nawet jeśli wokiści stwarzają wrażenie, że odkryli nową teorię, nie wygląda na to, aby ich wysiłki miały na celu stworzenie lepszego świata, mówi Braunstein. „Ich religia jest religią oczyszczenia i myślenia magicznego, a przebaczenie jest w niej nieobecne”.
Wokizm jest bardzo podobny do chrześcijańskiej herezji gnostycyzmu, która wyrosła w II wieku, pisze Braunstein. „Ciało było uważane za z natury złe. Utopijna wizja czystej świadomości wyobrażała sobie rzeczywistość, w której duch ludzki mógłby być całkowicie wolny od ciężaru ciała i jednocześnie od różnic seksualnych”. Te same elementy są widoczne w wokizmie. „Mogę czuć się jak mężczyzna lub kobieta, ale także zwierzę, rzeka. Jednak tylko w świecie metaverse można dowolnie zmieniać swoje ciało. W rzeczywistości tego typu działanie to droga w dół, wiodąca ścieżką ku katastrofie i nieodwracalnym uszkodzeniom”.
Pseudo-naukowość
Tym, co najbardziej martwi francuskiego filozofa w kwestii wokizmu, jest fakt, że młode pokolenie jest wszędzie bombardowane ideologią tego ruchu. Niezwykle trudno jest przeciwstawiać się temu ruchowi, który ogarnia zachodnie społeczeństwa, pisze Braunstein. „Dwuznaczna rola świata akademickiego w jego rozwoju sprawia, że naukowa i racjonalna krytyka jest prawie niemożliwa. Żaden argument nie ma na nich wpływu. Możemy próbować ich powstrzymać, ale nie przekonać”.
Jednocześnie Braunstein powołuje się na eksperyment, który pokazał, że ideologia woke nie jest oparta na faktach naukowych. Pisze o badaczach Helen Pluckrose, Jamesie Lindsayu (autorach bardzo godnej polecenia książki „Cynical Theories”, obnażającej intelektualną miałkość teorii postmodernistycznych) i Peterze Boghossianie, którzy wykazali, jak skorumpowany jest obecnie proces dopuszczania do publikacji artykułów naukowych. Napisali oni kilka artykułów pozbawionych sensu i jakichkolwiek naukowych podstaw, a następnie starali się uzyskać ich publikację w prestiżowych czasopismach naukowych. Okazało się, że wystarczy posłużyć się pseudonaukowym językiem charakteryzującym teorie postmodernistyczne, aby tekst został pozytywnie zrecenzowany i dopuszczony do publikacji.
Pozorne współczucie
To, że wokizm może tak szybko zyskać popularność na wyższych poziomach społeczeństwa, na arenie politycznej czy też na uniwersytetach, wynika z rozdźwięku między elitami społeczeństwa a rzeczywistością – wskazuje Braunstein. Cytuje Christophera Lascha, który w 1995 roku stwierdził, że „klasy intelektualne są fatalnie oderwane od fizycznej strony życia. Żyją w świecie abstrakcji i obrazów w przeciwieństwie do bezpośredniej, namacalnej fizycznej rzeczywistości zamieszkiwanej przez ludzi”.
Przyczyny tego stanu rzeczy są wielorakie, wyjaśnia Braunstein. „Młodzież odczuwa potrzebę walki, formę tyranii życzliwości, w której część tej amerykańskiej młodzieży z uprzywilejowanego środowiska została wychowana”.
Niektórzy twierdzą, że wokizm narodził się z chrześcijańskiego ideału współczucia. Braunstein przyznaje, że idea ofiary potrzebującej pomocy i zrozumienia stanowi tło ideologii woke. Jednak przepaść intelektualna między chrześcijaństwem a wokizmem jest nie do zasypania. „Te ideologie tożsamościowe działają w ten sposób, że każdy chce być uznany za ofiarę i to stało się absolutnym punktem odniesienia. Ale jednocześnie współczucie, którego domagają się te ideologie, jest współczuciem szalonym, oderwanym od rzeczywistości i rozumu. Usprawiedliwia ono wszelkie inwersje wartości i najbardziej absurdalne wybory polityczne”. O ile w chrześcijaństwie współczucie prowadzi do pojednania, zaistnienia wspólnoty, w wokizmie chodzi o pogłębianie podziałów, nieustanne oskarżenia i doszukiwanie się wszędzie drugiego dna, tak aby nikt nie był bez winy, każdy mógł zostać uznany za rasistę, ciemiężyciela mniejszości, przedstawiciela kultury patriarchalnej czy kryptokolonialistę.
źródła: Famille Chretienne, CNE