W kraju „obdarzonym tak wieloma wspaniałymi zasobami odbieranie ludziom życia jest tragedią rozdzierającą serce” – piszą z bólem birmańscy biskupi, apelując o pokój. W państwie tym nie słabną starcia między juntą wojskową, opozycją i partyzantami należącymi do różnych grup etnicznych.
Apel „do podjęcia pielgrzymki pokoju” podpisali trzej biskupi na czele z kard. Charlesem Bo. „W ostatnich miesiącach – czytamy w tekście – mieliśmy do czynienia z wielkimi atakami przeciw świętości życia ludzkiego, z życiem utraconym oraz zmiażdżonym przez głód”. Biskupi z bólem i udręką pytają, dlaczego niszczy się szkoły, kościoły, szpitale czy klasztory. Przypominają, że te miejsca służą pokojowi i zgodnie z konwencjami międzynarodowymi powinny być chronione.
Apel wyszedł zaledwie kilka dni po tym, gdy wojsko spaliło kościół w chrześcijańskiej wiosce na północy kraju. Chodziło o już czwarty atak na tę samą miejscowość w ciągu niecałego roku. Wcześniej spalono także klasztor sióstr zakonnych. Po napadach wieś praktycznie przestała istnieć.
Na skutek chaosu wiele miejsc potrzebuje pilnie pomocy humanitarnej, jednak konflikt nie pozwala na podjęcie tych działań. Kard. Charles Bo na początku nowego roku apelował do sumień przywódców politycznych, prosząc o zawieszenie broni oraz utworzenie korytarzy humanitarnych – dotychczas jednak ta prośba została bez odzewu.
Obecnie w Birmie rządzi junta wojskowa, która przeprowadziła udany zamach stanu niecałe dwa lata temu. Objęcie władzy nie obyło się jednak bez protestów. Najpierw miały one charakter pokojowy, a nastąpienie przerodziły się w walki z nowym reżimem. Jak wskazują niektórzy eksperci, skala starć sprawia, że należy mówić o trwającej wojnie domowej.