Afryka nie chce forsowanych przez liberalny zachód „praw reprodukcyjnych”

Jak donosi Associated Press, organizacje proaborcyjne obawiają się, że administracja Trumpa zablokuje kobietom w Afryce dostęp do „praw reprodukcyjnych”. Sęk w tym, że w samej Afryce nikt tych „praw” nie chce i są one odbierane jako element ideologicznej kolonizacji.

Obawy organizacji aborcyjnych koncentrują się na tzw.  polityce Mexico City. Polityka ta, pierwotnie wprowadzona w życie w 1984 r. podczas administracji Reagana, zakazuje wykorzystywania pieniędzy podatników do finansowania zabijania nienarodzonych dzieci w innych krajach i od tego czasu bywała przywracana i uchylana na mocy zarządzenia wykonawczego, w zależności od tego, kto sprawuje urząd prezydenta. Podczas swej pierwszej kadencji Trump nie tylko przywrócił tę politykę, ale także ją rozszerzył. Pester Siraha, dyrektor Population Services Zimbabwe, oddziału MSI Reproductive Choices, powiedział, że „niepokoi to MSI”.

MSI to organizacja znana m.in. z tego, że zapewnia aborcję nieletnim dziewczynom w Afryce, bez powiadamiania ich rodziców i bez ich zgody. Jeśli powtórzy się sytuacja z pierwszej kadencji Trumpa, będzie musiała z tego zrezygnować. MSI Reproductive Choices, wcześniej znana jako Marie Stopes International, jest jedną z największych sieci aborcyjnych na świecie.

Jak donosi The Daily Signal podczas pierwszej kadencji Trumpa jako prezydenta:

Poprzednio polityka Mexico City miała zastosowanie tylko bezpośrednio do funduszy planowania rodziny (ponad pół miliarda dolarów). Nowa polityka ustanowiła szersze zabezpieczenia pro-life, odnoszące się do około 8,8 miliarda dolarów rocznego finansowania globalnej pomocy zdrowotnej przeznaczonej dla Amerykańskiej Agencji Rozwoju Międzynarodowego oraz Departamentów Stanu i Obrony. Finansowanie to obejmuje nie tylko planowanie rodziny, ale także inną globalną pomoc zdrowotną, taką jak zdrowie matki i dziecka, malaria oraz HIV/AIDS.

Według Associated Press w praktyce prowadziło to do ograniczenia działania klinik oferujących antykoncepcję i aborcję, w tym dla osób świadczących „usługi seksualne” oraz społeczności LGBTQI+”.

Ale czy tego chce Afryka?

Afrykańskie delegacje w ONZ nie chcą aborcji

Według raportu C-Fam, 20 listopada delegacje afrykańskie, w tym Burundi i inne, walczyły i wygrały przeciwko pierwszej w historii próbie dodania „zdrowia reprodukcyjnego” do rezolucji w sprawie rodziny. Stefano Gennarini z C-Fam napisał: „Tradycyjne [afrykańskie] kraje były zszokowane, gdy pierwszy projekt rezolucji z października zawierał proaborcyjny termin »zdrowie reprodukcyjne«. Coroczna rezolucja w sprawie obchodów Międzynarodowego Roku Rodziny nigdy wcześniej nie zawierała terminów związanych z aborcją. Tegoroczna rezolucja miała dodatkowe znaczenie z okazji 30. rocznicy obchodów”.

Delegaci z wielu krajów, w tym Nigerii, Egiptu, a nawet Rosji z satysfakcją przyjęli usunięcie proaborcyjnego języka z rezolucji. Rozczarowania tym, że „rezolucja nie zawierała języka aborcyjnego ani uznania par homoseksualnych za rodziny” nie kryły natomiast kraje „postępowe”, w tym USA, Meksyk, Wielka Brytania, a nawet  – co szczególnie dziwi – Węgry. Gennarini dodał, że „delegaci wypowiadający się w imieniu Kanady, Australii i Nowej Zelandii stwierdzili, że usługi w zakresie zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego mają «kluczowe znaczenie dla dobrobytu rodzin« i powiedzieli, że »rodziny są reprezentowane w wielu formach, w tym... dzieci z rodzin jednopłciowych i wielu innych»”. Wypadałoby spytać: doprawdy? Czy rzeczywiście aborcja i umieszczanie dzieci w rodzinach jednopłciowych jest tym, czego najbardziej pragną rodziny?

Walka Afryki z „ideologiczną kolonizacją”

O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego tak wiele krajów usiłuje powstrzymać kobiety w Afryce przed rodzeniem dzieci? Ludzie Zachodu, tacy jak książę William i Melinda Gates, otwarcie wyrażają przekonanie, że afrykańskie kobiety mają zbyt wiele dzieci i muszą się mniej rozmnażać... stąd nacisk na aborcję i kontrolę urodzeń. To forma ideologicznej kolonizacji, ponieważ Afrykanie często sprzeciwiają się aborcji i kontroli urodzeń.

Obianuju Ekeocha, naukowiec biomedyczny i założyciel Culture of Life Africa, brytyjskiej grupy pro-life, wcześniej walczył z dziennikarką BBC w sprawie rzekomej „potrzeby” afrykańskich kobiet odnośnie do kontroli urodzeń. Ekeocha wyjaśnił, że jest wiele rzeczy, których afrykańskie kobiety potrzebują, aby poprawić swoje życie – ale sztuczna antykoncepcja nie jest jedną z nich.

„Cóż, ty twierdzisz, że «powinny»” – powiedział Ekeocha odnosząc się do twierdzenia, że afrykańskie kobiety potrzebują dostępu do środków antykoncepcyjnych. „Ale kim ty jesteś, by o tym decydować? Chodzi o to, że nie ma powszechnego zapotrzebowania, proszę pani. Ja ponieważ urodziłem się w Afryce, wychowałem się w Afryce, nadal jeżdżę do Afryki wiele razy w roku i mogę zapewnić, że gdy rozmawiasz ze zwykłą kobietą, to, jak sądzę, antykoncepcja może być dziesiątą rzeczą, o której wspomni, jeśli w ogóle”.

Dziennikarka wielokrotnie przerywała mu, podkreślając z naciskiem, że kontrola urodzeń jest „prawem człowieka”, które rozwiązałoby problemy afrykańskich kobiet. „Cóż, to raczej zachodnie rozwiązanie” odpowiedział Ekeocha. „Gdy porozmawiasz ze zwykłą kobietą na ulicach Afryki, o co ona prosi? Prosi o jedzenie. Prosi o wodę. Prosi o podstawową opiekę zdrowotną. A antykoncepcja nadal jest ostatnią rzeczą, o której kiedykolwiek by pomyślała”.

Ekeocha zwrócił również uwagę, że kraje zachodnie nie tylko narzucają afrykańskim kobietom środki antykoncepcyjne, mówiąc im, że kontrola urodzeń wyprowadzi je z ubóstwa, ale także nie doradzają im w zakresie potencjalnych skutków ubocznych, pozostawiając je na pastwę losu, gdy te skutki uboczne wystąpią bez żadnej pomocy.

„Ktoś z zachodniej organizacji – jednej z tych zachodnich organizacji w Afryce – przyszedł, aby zakładać wkładki wewnątrzmaciczne [afrykańskim kobietom], twierdząc, że tego potrzebują, aby wyjść z ubóstwa” – powiedział Ekeocha. „To nie jest to, czego potrzebują afrykańskie kobiety. To nie jest żaden sposób na wyjście z ubóstwa. Afrykanie potrzebują edukacji, możliwości i dobrego rządu”.

Zadziwiające, jak bardzo trzeźwo myślący są Afrykanie, a jak bardzo zdrowego rozsądku brakuje „cywilizowanym” Europejczykom. Większość europejskich krajów przeżywa głęboki kryzys demograficzny. Gdy nie ma dzieci, społeczeństwu grozi nie tylko ubóstwo, ale wręcz zapaść gospodarcza. Kto utrzyma rzesze starzejących się Niemców, Francuzów, Anglików i całej reszty europejskich krajów? Czy na emerytów pracować będą „kociecka” i „psiecka”? O tym jakoś niechętnie mówią dziennikarze BBC...

Źródło: Live Action

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama