Mjanma: wojskowy reżim wykorzystuje sytuację po trzęsieniu ziemi, aby zniszczyć chrześcijańską mniejszość

Olbrzymie trzęsienie ziemi, które dotknęło tydzień temu Półwysep Indochiński szybko znikło z czołówek mediów. Tymczasem tragedia miejscowej ludności trwa, a szczególnie mocno dotknięte są mniejszości, w tym miejscowi chrześcijanie. Władze, zamiast pomagać, wykorzystują sytuację do jeszcze większego wzmożenia prześladowania, dążąc do fizycznej zagłady mniejszości.

Klęski żywiołowe same w sobie są tragedią. Jednak, gdy zdarzają się w krajach o autorytarnych reżimach – jak Chiny czy Mjanma, stają się tragedią podwójną.

W styczniu tego roku niszczycielskie trzęsienie ziemi o sile 7,1 stopnia nawiedziło zachodni Tybet. Nieco ponad tydzień temu jeszcze silniejsze trzęsienie (7,7 stopni) dotknęło Mjanmę (dawniej: Birma). Oba kataklizmy spowodowały śmierć i zniszczenia, i oba spotkały się z podobną reakcją represyjnych dyktatur rządzących tymi krajami.

Zachowania zarówno reżimu Komunistycznej Partii Chin w Pekinie, który okupuje Tybet od 1950 roku, jak i nielegalnej junty wojskowej w Myanmarze, która jest kolejnym reżimem wojskowym rządzącym tym krajem w ciągu ostatnich sześciu dekad, są bliźniaczo podobne: ograniczanie międzynarodowego dostępu do pomocy humanitarnej; działania propagandowe; ograniczanie dostępu zagranicznym dziennikarzom; uciszanie wewnętrznych sprzeciwów.

Żaden z reżimów nie przejmuje się ludzkim cierpieniem ofiar takich katastrof. To, o co dbają – to tylko własny wizerunek.

Tybet: propaganda zamiast pomocy

Po trzęsieniu ziemi, które nawiedziło Tybet, Pekin bagatelizował rozmiar katastrofy i liczbę ofiar. Ani jedno międzynarodowe medium nie było w stanie przekazywać informacji bezpośrednio z obszarów dotkniętych trzęsieniem ziemi, a żadna międzynarodowa ekipa ratunkowa nie uzyskała dostępu do dotkniętych obszarów w krytycznych pierwszych dniach po trzęsieniu.

Połączenia internetowe zostały odcięte po tym, jak ponad 21 osób zostało aresztowanych za udostępnianie informacji o katastrofie w Internecie. Gdy niektórzy Tybetańczycy wskazywali, że liczba ofiar śmiertelnych była znacznie wyższa niż oficjalne dane, zostali ukarani za rozpowszechnianie „plotek”.

Tybetańczycy usiłowali radzić sobie sami, mobilizując się do wzajemnej pomocy, tymczasem chińskie władze zaczęły wprowadzać punkty kontrolne i nowe wymagania dotyczące zezwoleń na pojazdy, aby powstrzymać działania oddolne. Dzień po trzęsieniu ziemi lokalne władze oficjalnie zakazały tybetańskiej pomocy społecznej.

Jednocześnie – wbrew faktom – Pekin wykorzystał kryzys jako okazję do propagandy, podkreślając z wielką pompą działania pomocowe chińskiego wojska i władz.

Mjanma: ten sam scenariusz

W Mjanmie obraz wygląda bardzo podobnie. Choć junta wezwała do międzynarodowej pomocy zaraz po trzęsieniu ziemi, w rzeczywistości ograniczyła dostęp, a środki płynące z innych krajów przejęła sama, nie pozwalając na dotarcie bezpośrednio do poszkodowanych. Ratownikom i pracownikom organizacji humanitarnych, także lokalnych, odmówiono dostępu do niektórych z najbardziej dotkniętych obszarów, z rozległymi punktami kontrolnymi, przesłuchaniami i opóźnieniami.

Zagraniczni dziennikarze mają zakaz wjazdu do kraju. Internet - ograniczony nawet w lepszych czasach w Myanmarze i często dostępny tylko za pośrednictwem wirtualnych sieci prywatnych (VPN) w celu obejścia cenzury - był ostatnio całkowicie wyłączany.

Odrzucono propozycję Tajwanu, który pragnął przysłać swoje zespoły ratunkowe. To mogłoby się wydawać uzasadnione z punktu widzenia birmańskich władz wojskowych (Chin traktują bowiem jak najbliższego sojusznika, nie chcą więc współpracować z Tajwanem). Trudno jednak zrozumieć, z jakiego powodu ostrzelano konwój dziewięciu pojazdów Chińskiego Czerwonego Krzyża niosących pomoc poszkodowanym. Jedynym wyjaśnieniem jest to, że wojskowa junta traktuje katastrofę jako okazję do jeszcze większego zintensyfikowania prześladowań demokratycznej opozycji oraz mniejszości etnicznych i religijnych. Wojskowe władze głuche są na apele Sekretarza Generalnego ONZ, który wzywał do natychmiastowego i nieograniczonego dostępu.

Zamiast tego, reżim wojskowy Mjanmy wykorzystuje tragedię jako okazję do uprawiania propagandy. Szef junty, generał Min Aung Hlaing, odwiedził osoby, które przeżyły katastrofę w szpitalach i udał się do epicentrum trzęsienia ziemi, Sagaing. Odbył również wizytę zagraniczną w Bangkoku, aby uścisnąć dłoń innym zagranicznym przywódcom podczas regionalnego szczytu.

Dokładnie w tym samym czasie junta – pomimo ogłoszenia 20-dniowego zawieszenia broni w bezpośrednim następstwie ostrzelania chińskiego konwoju z pomocą – nadal przeprowadza naloty i ataki naziemne na ludność cywilną na obszarach dotkniętych trzęsieniem ziemi.

Według Organizacji Narodów Zjednoczonych, od czasu trzęsienia ziemi wojsko przeprowadziło ponad 61 ataków, bombardując i paląc wioski oraz zabijając cywilów. Nie skutkują apele Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka ani Konferencji Biskupów Katolickich Mjanmy. Władze robią swoje, bez jakiejkolwiek litości, bez oglądania się na tragiczny los swoich obywateli.

Chiny: sinizacja mniejszości, niszczenie środowiska

Pekin nie bombarduje wprawdzie własnych obywateli, ale ma inne sposoby, aby spotęgować ich cierpienie. Trzęsienie ziemi stało się okazją do wzmożenia podstępnej kampanii „sinizacji” Tybetańczyków i zwiększenia tempa realizacji inwestycji (w szczególności zapór wodnych), które grożą wysiedleniem lokalnych społeczności i stanowią zagrożenie dla środowiska w całym regionie.

Tybet określany jest czasem mianem „wieży ciśnień Azji”, biorąc pod uwagę, że dziesięć największych rzek kontynentu i ich dopływów - żywiących ponad 1,8 miliarda ludzi - pochodzi właśnie z płaskowyżu tybetańskiego. Mówi się o nim także jako o „trzecim biegunie”, ponieważ znajduje się tam największa liczba lodowców i wiecznej zmarzliny, po biegunie północnym i południowym.

Dla chińskich władz te warunki naturalne stają się kolejnym atutem w geopolityce. Budowa wielkich tam oznacza ekonomiczną kontrolę nad olbrzymim obszarem Azji Południowo-Wschodniej. Wstrzymanie dopływu wody dla całego Półwyspu Indochińskiego oznacza katastrofę ekologiczną i humanitarną w tym regionie świata. Tamy stają się więc bardzo skutecznym narzędziem politycznego i ekonomicznego szantażu.

Dla mediów zachodnich to wszystko wydaje się odległe. Nie interesują się losem setek milionów ludzi zamieszkujących ten obszar. Trzęsienia ziemi, które nawiedziły Tybet i Mjanmę, były najgorszymi, jakie nawiedziły te regiony od co najmniej stulecia. Najgorsza jednak okazuje się nie natura, ale sytuacja polityczna. Tybetańczycy, chrześcijanie, przedstawiciele innych mniejszości etnicznych i religijnych nie są ważnym tematem dla światowych mediów. Tym bardziej więc powinniśmy pamiętać o nich jako naszych braciach, a także pomagać im za pośrednictwem różnych katolickich organizacji humanitarnych. „Co uczyniliście jednemu z tych moich braci najmniejszych, Mnie uczyniliście”.

Źródło: UCA News

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama