Miłość odmieniana jest dziś przez wszystkie przypadki, a jednocześnie staje się coraz bardziej pustym hasłem. Ostatnia encyklika Franciszka może być odczytana jako jego duchowy testament, wskazujący na miłość, którą odkrywamy w Sercu Jezusa, napełniającą głęboką treścią także miłość ludzką. Ta miłość skłania do wychodzenia ku innym, dzielenia się z nimi doświadczeniem zbawczej miłości Chrystusa.
Choć współczesny świat bardzo chętnie mówi o miłości, w rzeczywistości pasują do niego jak ulał słowa św. Pawła z 2 Listu do Tymoteusza: „w dniach ostatnich nastaną chwile trudne, ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący ... bez serca” (2Tm 3,1-3). Pojęcie „serca”, które setki razy pojawia się w Biblii i znane też było innym starożytnym kulturom (Papież wskazuje na klasyczną grekę), dziś niemal zupełnie straciło swoje znaczenie, poza odniesieniem do fizycznego organu. Ostatnia encyklika Franciszka „Dilexit nos” może być swego rodzaju duchowym testamentem Papieża, który pragnie przypomnieć wszystkim, jak pusty i nieczuły będzie świat pozbawiony serca, a jednocześnie – że ludzki wymiar miłości czerpie swą głębię i siłę z miłości odwiecznej – miłości, jaką żywi do nas Boskie Serce naszego Pana, Jezusa Chrystusa.
Choć od wydania encykliki (24.10.2024) minęło już kilka miesięcy, nie jest ona zbyt szeroko komentowana i omawiana. W zalewie innych treści jej przesłanie umknęło mediom. Śmierć Papieża Franciszka to dobry moment, aby krótko przybliżyć jego duchowy testament i zachęcić do wczytania się w jego przesłanie.
Franciszek wzywa nas, aby mówić o sercu i badać swoje duchowe serce – wbrew powierzchownej współczesnej psychologii, która nie dociera do głębi naszego ducha.
„Poruszamy się w społeczeństwach masowych konsumentów, którzy żyją z dnia na dzień, zdominowani przez rytmy i hałasy technologii, bez większej cierpliwości dla procesów, których wymaga wnętrze. W dzisiejszym społeczeństwie, człowiek „może zagubić centrum — centrum samego siebie. (...) Brakuje serca” (9). – pisze Papież.
Jakże prawdziwa jest to diagnoza naszych czasów. Żyjemy z dnia na dzień, mamy coraz większe możliwości stwarzane przez rozwój technologii, a jednocześnie – gubimy samych siebie!
Samo pojęcie „serca” – tak bliskie chrześcijaństwu – nie bez powodu umyka współczesnym naukom:
Słowo „serce” nie może być wyczerpująco wyjaśnione przez biologię, psychologię, antropologię czy jakąkolwiek inną naukę. To jedno z pierwotnych słów, które wskazują na rzeczywistość dotyczącą człowieka jako całości, jako osoby cielesno-duchowej”. (15)
Problemem współczesnej nauki jest jej coraz większa fragmentacja. To, na co wskazuje biblijne pojęcie serca, nie daje się uchwycić przy takim nastawieniu. Jedynie podejście całościowe, dostrzegające całą ludzką osobę, wraz z jej złożonością, pozwala nam dostrzec serce. Nic więc dziwnego, że współczesny świat jest coraz bardziej rozbity i zindywidualizowany;
„Serce umożliwia każdą autentyczną więź, ponieważ relacja, która nie jest budowana sercem, nie jest w stanie przezwyciężyć rozdrobnienia indywidualizmu: przetrwałyby tylko dwie monady, które zbliżają się do siebie, ale nie tworzą prawdziwej więzi. Anty-serce to społeczeństwo coraz bardziej zdominowane przez narcyzm i autoreferencyjność” (17).
A efektem tego narcyzmu, wsobności, indywidualizmu, zamykania się w społecznych i informacyjnych bańkach jest coraz silniejszy konflikt pomiędzy jednostkami, grupami społecznymi i całymi państwami:
„Widząc, jak następują nowe wojny, jedna po drugiej, przy współudziale, z tolerancją lub obojętnością innych krajów, albo przez zwykłe walki o władzę wokół partykularnych interesów, można by pomyśleć, że światowe społeczeństwo traci serce” (22).
Powrót do serca nie może być jednak rozumiany jedynie w kategoriach psychologicznych. Nie chodzi jedynie o introspekcję, ale o coś znacznie więcej:
„Uświadommy sobie, że nasze serce nie jest samowystarczalne, jest kruche i zranione. Ma godność ontologiczną, ale jednocześnie musi szukać bardziej godnego życia (...) Udajmy się do Serca Chrystusa, tego centrum Jego istoty, które jest gorejącym ogniskiem miłości Bożej i ludzkiej oraz najwyższą pełnią, jaką może osiągnąć człowiek. To tam, w tym Sercu, ostatecznie rozpoznajemy samych siebie i uczymy się kochać” (30).
To kwintesencja zasadniczego przesłania papieskiej encykliki. Zrozumienie własnego człowieczeństwa i tego co kryje się w naszej najbardziej głębokiej sferze, nie jest możliwe bez odniesienia się do Tego, na którego wzór jesteśmy stworzeni: do samego Boga, do Chrystusa.
Kult Serca Jezusa, tak jak go ukazuje Franciszek, nie ma nic wspólnego z jakimś religijnym „romantyzmem” (n. 46), ale jest powrotem do rdzenia Ewangelii. Chrystusowe gesty, Jego spojrzenie, Jego słowa – to wszystko wyrażało Jego olbrzymią miłość do każdego z nas. A najwyższym wyrazem tej miłości była ofiara, którą złożył z samego siebie na krzyżu.
W dalszej części encykliki Franciszek pokazuje, jak powinniśmy właściwie pojmować nabożeństwo do Serca Jezusa. Nie można go urzeczowić, ale zawsze odnosić do żywej i miłującej nas Osoby:
„Jest pewne, że to żywe Serce Chrystusa — a nigdy jakiś obraz — jest przedmiotem adoracji, ponieważ jest ono częścią Jego najświętszego i zmartwychwstałego ciała, nieodłącznego od Syna Bożego, który przyjął je na zawsze” (50).
Papież wielokrotnie podkreśla nierozerwalny związek miłości ludzkiej z Bożą. Teologiczne trendy, relatywizujące prawdziwe człowieczeństwo Chrystusa – to droga na manowce (w szczególności Papież wymienia tu siedemnastowieczny jansenizm – w n. 86).
„Pobożność musi sięgać do nieskończonej miłości osoby Syna Bożego, ale musimy stwierdzić, że jest ona nierozłączna od Jego ludzkiej miłości” (60).
Wyznając wiarę w zjednoczenie dwóch natur: Boskiej i ludzkiej w jednej Osobie Chrystusa, wyznajemy jednocześnie ścisłą łączność miłości Boskiej i ludzkiej. Franciszek odwołuje się tu do encykliki swego poprzednika, Piusa XII:
„Wierzymy przecież, że w Osobie Chrystusa łączą się natura ludzka i Boża, i na tej podstawie możemy wyobrazić sobie te najściślejsze węzły, jakie istnieją pomiędzy zmysłową miłością fizycznego Serca Jezusa i podwójną miłością duchową, ludzką i Bożą” (66).
Franciszek ukazuje także, że nabożeństwo do Serca Jezusa kieruje nas ku całej Trójcy Świętej:
„Nasza relacja z Sercem Chrystusa ulega więc przemianie pod wpływem impulsu Ducha Świętego, który kieruje nas ku Ojcu, źródłu życia i ostatecznemu źródłu łaski” (77).
Jeśli chodzi o praktyczne wnioski, bardzo ważną wskazówką jest przestroga przed zbytnim zaangażowaniem w działalność religijną, które nie znajduje swego oparcia w stale odnawianej, żywej relacji z Jezusem:
„Serce Chrystusa uwalnia nas również od innego dualizmu: tego, który dotyczy wspólnot i pasterzy skupionych wyłącznie na działaniach zewnętrznych, na reformach strukturalnych pozbawionych Ewangelii, na obsesyjnych organizacjach, światowych projektach, zsekularyzowanych refleksjach i różnych propozycjach przedstawianych jako wymagania, które czasem usiłuje się narzucić wszystkim” (88).
Trudno nie dostrzec tu krytycznego spojrzenia na współczesne tendencje w Kościele, zwłaszcza w zachodniej Europie, które jako rozwiązanie różnych problemów duszpasterskich sugerują właśnie reformy strukturalne oraz „zsekularyzowane refleksje”. W szczególności odnosi się to do niemieckiej Drogi Synodalnej.
Znaczna część encykliki poświęcona jest przybliżeniu różnych form nabożeństwa do Serca Jezusa, które zaistniały na przestrzeni wieków oraz wyjaśnieniu ich sensu teologicznego. Wątków jest tak wiele, że trudno byłoby je wszystkie streścić. Warto jednak zwrócić uwagę na jeden z nich: zadośćuczynienie. Ten aspekt pobożności skierowanej ku Boskiemu Sercu Jezusa bywa nieraz niezrozumiały: w jaki sposób moglibyśmy Bogu cokolwiek zadośćuczynić, cokolwiek dodać do doskonałej i pełnej ofiary Chrystusa na krzyżu? Franciszek wspomina tu nauczanie św. Jana Pawła, który „dał jasną odpowiedź, aby ukierunkować nas, współczesnych chrześcijan, ku duchowi zadośćuczynienia bardziej zgodnemu z Ewangelią” (181).
„Jesteśmy wezwani, aby razem z Chrystusem budować nową cywilizację miłości na ruinach, które przez nasz grzech, pozostawiamy po sobie na tym świecie. Chodzi o zadośćuczynienie, jakiego oczekuje od nas Serce Chrystusa. Pośród zniszczenia pozostawionego przez zło, Serce Chrystusa zapragnęło potrzebować naszej współpracy, aby odbudować dobro i piękno” (182).
Właściwie rozumiane zadośćuczynienie nie odbiera nic ani nie ujmuje wartości ofierze Chrystusa, ale oznacza naprawę skutków grzechu – odbudowę owych „ruin”, które grzech pozostawia po sobie w doczesnym świecie. Tak więc ewangeliczne zadośćuczynienie to nie jakieś zewnętrzne akty pobożności oderwane od życia, ale przeciwnie – w pierwszej kolejności odbudowa ruin swojego serca, zwrócenie go ku Chrystusowi, a w następnej – naprawa zła istniejącego w świecie, spowodowanego przez grzech.
„Właśnie dlatego, że ewangeliczne zadośćuczynienie ma tak silne znaczenie społeczne, nasze akty miłości, służby, pojednania, aby rzeczywiście stały się wynagradzające, wymagają, aby Chrystus je pobudzał, motywował, czynił możliwymi” (184).
Franciszek zwraca więc uwagę na duchowy i moralny wymiar zadośćuczynienia, pokazując jednocześnie, jak Chrystus włącza nas w swoje zbawcze dzieło zostawiając „przestrzeń dla naszej dobrowolnej współpracy z Jego Sercem” (193). Punkt ciężkości przesuwa się więc z legalistycznego ujęcia podkreślającego konieczność zaspokojenia wymogów Bożej sprawiedliwości na Bożą miłość, która zaprasza nas do tego, abyśmy odpowiedzieli na nią naszą miłością.
„Nacisk na boską sprawiedliwość ostatecznie prowadził do przekonania, że ofiara Chrystusa była niekompletna lub częściowo skuteczna, lub że Jego miłosierdzie nie było wystarczająco silne” (195).
Ostatecznie nabożeństwo do Serca Jezusa powinno więc prowadzić nas do prawdziwej wewnętrznej przemiany, do napełnienia swego serca miłością Chrystusa, aby móc tę miłość nieść dalej, uczestnicząc w misyjnym zadaniu Kościoła. Tu również Franciszek odwołuje się do nauczania św. Jana Pawła, pisząc:
„Poświęcenie się Sercu Chrystusa wiąże się z działalnością misyjną samego Kościoła, ponieważ odpowiada na pragnienie Serca Jezusa, aby za pośrednictwem członków Jego Ciała rozszerzać na cały świat całkowite oddanie się Kościoła sprawie Królestwa” (206).
Głębokie powiązanie osobistej przemiany wewnętrznej, oddania się miłości Boga z nastawieniem misyjnym to duchowy testament Franciszka:
„Chrystus prosi cię, abyś nie wstydził się przyznać do przyjaźni z Nim, nie zapominając o roztropności i szacunku. Prosi cię, abyś odważył się powiedzieć innym, że spotkanie z Nim było dla ciebie dobrem” (211).
Weźmy sobie do serca te słowa i niech pozostaną one w naszej pamięci jako testament zmarłego Papieża.