O godzinie 7 rano czasu lokalnego rozpoczęły się w Mołdawii wybory parlamentarne. Proeuropejska Partia Działania i Solidarności walczy w nich o utrzymanie parlamentarnej większości i ostrzega, że zwycięstwo oponentów z partii prorosyjskich zagrozi wejściu kraju do UE.
Lokale wyborcze będą otwarte do godz. 20 czasu polskiego. 301 lokali wyborczych (o ponad 60 więcej niż w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich) działać będzie poza granicami kraju, a najwięcej – we Włoszech (ponad 70), Niemczech, Francji i Rumunii. Na terytorium Rosji otwarte będą tylko dwa punkty do głosowania. Ze względów bezpieczeństwa po dwa lokale wyborcze będą działać na Ukrainie i w Izraelu.
Wyborcy w dziesięciu krajach – USA, Kanadzie, Norwegii, Szwecji, Finlandii, Islandii, Japonii, Korei Południowej, Australii i Nowej Zelandii – mają możliwość głosowania korespondencyjnego po uprzedniej rejestracji.
W wyborach do 101-osobowego parlamentu startuje 15 partii politycznych, trzy bloki i czterech kandydatów niezależnych.
Sondaże prognozują, że do parlamentu dostaną się trzy lub cztery siły polityczne. W większości badań prowadzi rządząca od czterech lat proeuropejska Partia Działania i Solidarności (PAS), jednak nie jest jasne, czy uda jej się uzyskać większość w parlamencie. Na drugim miejscu jest prorosyjski Patriotyczny Blok Wyborczy (BEP), złożony z socjalistów, komunistów i partii Przyszłość Mołdawii. W piątek Centralna Komisja Wyborcza zagłosowała za wykluczeniem z wyborów jeszcze jednej partii należącej do BEP – Serca Mołdawii (PRIM) – byłej baszkanki Gagauzji Iriny Vlah. Jako przyczynę wskazano podejrzenia o nielegalne finansowanie z Moskwy.
Szanse na wejście do parlamentu mają jeszcze Blok Alternatywa oraz Nasza Partia Renato Usatego. W skład Alternatywy wchodzą partia burmistrza Kiszyniowa Iona Cebana, były kandydat w wyborach prezydenckich Alexander Stoianoglo, były ideolog komunistów Mark Tkaciuk i były premier Ion Chicu. Alternatywa pozycjonuje się jako ugrupowanie proeuropejskie, jednak ze względu na polityczną historię jej członków eksperci są sceptyczni wobec tych deklaracji i wskazują na ich powiązania z Moskwą.
Do parlamentu ma szansę się dostać także Nasza Partia, na czele której stoi Renato Usatii, populista, który krytykuje zarówno partię władzy, jak i główne siły opozycyjne. Usatii jest uznawany za polityka obrotowego, jednak ciążącego ku Moskwie. Próg wyborczy dla partii wynosi w Mołdawii 5 proc., a dla bloków – 7 proc.
Taki rozkład sił sprawia, że w przypadku niezdobycia większości PAS będzie miała problem ze znalezieniem koalicjanta, który poprze ją w działaniach na rzecz eurointegracji, co może spowodować zahamowanie, a nawet zatrzymanie tego procesu. Dlatego też mołdawskie wybory są nazywane „najważniejszymi w historii” i skupiły niespotykaną dotąd uwagę międzynarodowych mediów.
Do udziału w wyborach Centralna Komisja Wyborcza (CEC) nie dopuściła bloku Zwycięstwo (Victorie, Pobieda), złożonego z czterech marionetkowych partii powiązanych z Ilanem Sorem, działającym z Rosji byłym oligarchą. Według CEC Pobieda to de facto kontynuacja zdelegalizowanej w 2023 r. partii Sora. Polityk ten jest ścigany w Mołdawii za udział w przestępstwach finansowych na wielką skalę, popełnionych w minionej dekadzie (tzw. kradzież miliarda z systemu bankowego Mołdawii) oraz za zorganizowanie w sieci masowego kupowania głosów w wyborach w ubiegłym roku. Również obecnie Sor ma kontynuować swoje kampanie – zarówno w zakresie kupowania poparcia, jak i na polu szerzenia dezinformacji w internecie. Skala rosyjskiej ingerencji w obecne wybory jest według władz w Kiszyniowie bezprecedensowa, a jej wpływ na ostateczny wynik będzie zapewne duży. W piątek CEC usunęła z wyborów partię Moldova Mare (Wielka Mołdawia), która jest powiązana z Sorem i miała nielegalnie przyjmować od niego pieniądze na kampanię.
Analitycy podkreślają, że przy dużej mobilizacji diaspory PAS wciąż ma pewne szanse na zdobycie większości (sondaże nie obejmują głosów zza granicy). W badaniach na terytorium kraju odnotowywany jest bardzo duży odsetek niezdecydowanych, co utrudnia prognozowanie wyników.
Władze wyborcze w Kiszyniowie akredytowały ponad dwa tysiące obserwatorów, w tym blisko 800 obserwatorów międzynarodowych.
CEC zdecydowała też, że w wyborach nie będą przeprowadzane badania exit poll (sondaże wśród wychodzących z lokali).
Źródło: