Gotowe na wszystko. Kobiety Starego Testamentu

Każdy ma swój słaby punkt... może odkryjesz tu swój

Gotowe na wszystko. Kobiety Starego Testamentu

Robert J. Strand

Gotowe na wszystko. Kobiety Starego Testamentu

Oficyna Wydawnicza „Vocatio”
ISBN 978-83-7492-163-3
Format: 145 x 205
Stron: 160
Rok wydania: 2011


Dział handlowy: fax (22) 648 03 79, tel. (22) 648 03 78
e-mail: handlowy@vocatio.com.pl

Księgarnia Wysyłkowa „Vocatio”
02-798 Warszawa 78 , skr. poczt. 54
tel. (603) 861 952
e-mail: ksiegarnia@vocatio.com.pl
www.vocatio.com.pl

Dedykacja
Wszystkim wspaniałym kobietom w mojej rodzinie, które zgromadziły ogrom życiowego doświadczenia, w najlepszym znaczeniu tych słów. Są wzorem do naśladowania, a życie wielu osób zmieniło się pod ich wpływem. A zatem: mojej żonie Donnie, córce Cheriee, babci Ginie, mamie Ruth, ciotkom: Doris, Evangeline, Edith i Ruth, synowym: Becky i Jennifer oraz bratowym: Judy i Debbie.
A także kobietom na całym świecie oraz ich mężom, którzy zechcieli przekonać się, jak inni poradzili sobie z pozornie beznadziejnymi sytuacjami.

fragment:

Każdy ma swój słaby punkt…
może odkryjesz tu swój.

Wprowadzenie

Przez wieki kobiety borykały się z tymi samymi problemami: rodzeniem i wychowaniem dzieci, znalezieniem życiowego partnera, pragnieniem miłości, szukaniem odpowiedzi na dręczące je pytania, bezpłodnością, zazdrością, gniewem, rozczarowaniem oraz z sytuacjami wymykającymi się spod ich kontroli. Niektóre z własnej winy znalazły się w rozpaczliwym położeniu. Inne padły ofiarą wydarzeń, na które nie miały żadnego wpływu.

Przyjrzyjmy się kobietom Starego Testamentu i poznajmy ich historie, które dostarczą nam wielu cennych informacji. Kobiety, które wybrałem, nie są idealne. Niektóre są sławne, inne mało znane, różnią się również pod względem charakterów. Każda z nich prezentuje interesujący aspekt życia ludzkiego: są wśród nich prostytutki, bezwzględne władczynie, prorokinie, matki, wdowy, ciotki, babki, kobiety majętne i ubogie, młode i sędziwe, są też kobiety skrzywdzone. Wszystkie są jednakowo ważne, wszystkie mają swoją historię, która domaga się opowiedzenia. Wszystkie też mają mądrość, która nam – ludziom XXI wieku – może się bardzo przydać.

Sposób, w jaki będziemy przyglądać się tym kobietom, jest właściwy midraszom. Co to znaczy? Hebrajskie słowo midrasz oznacza „badać”, „dociekać”. Midrasze powstały jako rezultat badań żydowskich rabinów doszukujących się prawdziwego znaczenia świętych pism. Midraszami starano się wypełnić istniejące w pismach luki. Ten specyficzny styl, bazujący na przypowieściach i pouczeniach, w dużej mierze pochodzi z kazań głoszonych w synagogach. W typowej opowieści biblijnej znajdziemy wiele luk, jak gdyby relacjonujące je osoby nie były specjalnie rozmowne. Pamiętajmy, że Biblia spisywana była odręcznie, bez pomocy komputera i innych zdobyczy techniki. Była to żmudna praca, podjęta z miłości. Opowieści biblijne, obejmujące tysiące lat historii, podają nam fakty i ich znaczenie, bez kreślenia tła i wdawania się w szczegóły. Dla przykładu: Salomon, uznawany za najmądrzejszego człowieka, jaki kiedykolwiek żył na ziemi, zdaniem rabinów znał blisko 3 tysiące historii związanych z każdym wersetem Pisma i około tysiąca interpretacji każdej z nich. Kiedy uzgodniono kanon Nowego Testamentu, otrzymano cztery różne historie o Jezusie, nazywane dziś Ewangeliami według św. Mateusza, św. Marka, św. Łukasza i św. Jana. Te cztery spojrzenia na Jego życie i działalność są naszym szczególnym bogactwem.

Biblia daje nam niezwykły obraz ludzi i ich relacji z Bogiem wraz z otaczającym ich światem. Znamy historie wybitnych mężczyzn, ale zbyt wielu z nas wciąż nie dostrzega znaczenia kobiet i roli, jaką odegrały w planie Bożym. Dokonamy tu niezwykłych odkryć dotyczących kobiet i ich więzi z Bogiem i z innymi ludźmi, jak również miłości, którą obdarzył je Bóg. Być może patrząc na ich więź z Bogiem, przyjrzymy się raz jeszcze naszej własnej.

Książka zawdzięcza swój tytuł jednemu z najpopularniejszych seriali telewizyjnych: „Gotowe na wszystko”. Być może to właśnie ów tytuł przyciągnął waszą uwagę. Jednak jest on czymś więcej niż zwykłym wabikiem. Moim zamiarem jest zabrać was w zupełnie inną scenerię – w miejsce, gdzie zdesperowane, gotowe na wszystko kobiety stają wobec odpowiedzi na największe życiowe pytania.

Robert J. Strand
Springfield, Missouri USA

Rozdział 1
Ewa

Gotowa na wszystko, by zjeść zakazany owoc

Jak to jest, być pierwszą kobietą na ziemi i pierwszą gospodynią domu? Możemy się tylko domyślać. Historia nie zna osoby, która byłaby obarczana winą bardziej niż Ewa. Wielu utrzymuje, że gdyby nie nabrała się na kłamstwa węża, wciąż żylibyśmy w Raju. Nie jestem tego pewien.

Pismo Święte: Rdz 1,26-31; 2,4-25; 3,1-6; 4,1-26; 1 Tm 2,13-14

Jej punkt widzenia…

Pojawiłam się na świecie w pełni ukształtowana i dojrzała, z jednym tylko brakiem: Adam i ja nie urodziliśmy się – zostaliśmy stworzeni i w związku z tym nie mamy własnej historii. To czyni nas w pewien sposób wyjątkowymi. Na początku Bóg stworzył Adama i powiedział, że było to dobre. Myślę, że kiedy planował stworzenie kolejnej istoty, pomyślał sobie: „To było dobre, ale stać mnie na coś jeszcze lepszego”. Tak pojawiłam się ja – wydanie drugie, bardziej subtelne, krągłe, piękniejsze. Trzeba było widzieć minę Adama, kiedy Bóg mu mnie przedstawił… To naprawdę była miłość od pierwszego wejrzenia.

Pewnie interesuje was, jak wyglądał nasz dom. Była to najwspanialsza posiadłość, jaka kiedykolwiek istniała na ziemi. Mieliśmy wszystkie rodzaje drzew i owoców, a otaczający nas krajobraz był niewiarygodnie piękny. Naprawdę ten ogród został stworzony rękami Boga. Panowała idealna temperatura. Zwierzęta były wtedy inne: przyjacielskie i niezwykle zabawne. Adam wymyślił im imiona i muszę przyznać, że świetnie mu to wyszło. To naprawdę wymagało inteligencji i wyobraźni, ale stanął na wysokości zadania. Kto inny mógł wymyślić takie nazwy, jak żyrafa, hipopotam, słoń, ara, dziobak, lew, małpa, i tak trafnie je dopasować?

Co za wspaniały świat! Mieliśmy go tylko dla siebie. Zrywaliśmy i jedliśmy soczyste owoce, chrupiące orzechy i pyszne warzywa, piliśmy wodę z krystalicznie czystych źródeł (cóż, nie było wtedy restauracji). Co za życie! Choć dużo pracowaliśmy w ogrodzie, nasze życie było pełne radości. Bóg często nas odwiedzał. Czego więcej moglibyśmy chcieć?

Był tylko jeden zakaz: zwykłe drzewo, ale co za owoce na nim rosły! Bóg nazwał je drzewem poznania dobra i zła. Czym jest zło? A dobro? Wtedy nie miałam o tym pojęcia. Bóg ostrzegł nas, że jeśli zjemy owoc z tego drzewa, umrzemy. Nie rozumiałam, co miał na myśli.

Wąż powiedział, że nie umrzemy, ale staniemy się jak Bóg. To dopiero coś – być potężnym jak Bóg, móc stwarzać nowe rzeczy i mieć nad nimi kontrolę!

Ale nie uprzedzajmy faktów. Jak już powiedziałam, mieliśmy dostęp do wszystkiego, oprócz tego drzewa w samym środku ogrodu. To była pierwsza zakazana rzecz, z którą się spotkałam. „Nie wolno wam jeść z tego drzewa…”. To tak, jakby powiedzieć dziecku, że cukierki dostanie dopiero po obiedzie. Być może Bóg tak właśnie nas stworzył: zawsze chcemy tego, czego nam nie wolno. Jeśli drzewo mogło nam zaszkodzić, dlaczego wyglądało tak pięknie i kusząco?

Tak czy inaczej, Adam i ja byliśmy szczęśliwi, ciesząc się sobą nawzajem i wesołym towarzystwem zwierząt i ptaków. Strach nie istniał, a wszystko i wszyscy żyli ze sobą w zgodzie. Jak się domyślacie, nie trwało to długo.

Stało się to w zwykły dzień, taki jak pozostałe. Adam zajmował się czymś w innej części ogrodu, a ja byłam sama. Przechadzałam się po ogrodzie i nagle zobaczyłam przed sobą to wyjątkowe drzewo. Przystanęłam i przyglądałam mu się z bezpiecznej odległości. Wtedy pojawił się wąż. Domyślam się, że nie lubisz węży, ale uwierz mi, wtedy urodą przewyższały one wszystkie inne stworzenia. Ten był wyjątkowy – zaczął do mnie mówić. Rozbudził moją ciekawość niezwykle interesującą rozmową.

– Czy rzeczywiście Bóg powiedział, że nie możecie jeść z tego drzewa? – zapytał wąż.

Zaczęłam się zastanawiać.

– Bóg powiedział – odparłam – że możemy jeść owoce ze wszystkich drzew poza tym jednym, bo gdy dotkniemy tego drzewa, umrzemy.

Wciąż nie wiedziałam, co znaczy „umrzeć”. To słowo brzmiało bardzo tajemniczo.

– Na pewno nie umrzecie! – zapewnił mnie wąż. – Bóg coś przed wami ukrywa. On wie, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, będziecie tacy jak On, ponieważ poznacie, czym jest dobro i zło.

Wydawało się, że ta rozmowa trwała ledwie kilka chwil, ale w rzeczywistości temat drzewa powracał przez wiele kolejnych dni. Za każdym razem, gdy spotykałam węża, owoce drzewa poznania wyglądały coraz bardziej apetycznie.

W końcu nadszedł dzień, kiedy nieśmiało sięgnęłam po owoc, tylko jeden mały owoc, i ukryłam go w dłoniach. Nic się nie stało, ale… Wyglądał kusząco jak nigdy wcześniej. Przez jakiś czas trzymałam go w ręce, dotykając i czując jego wspaniały zapach. Był taki gładki… Ostrożnie uniosłam go do ust i ugryzłam. Był kruchy i chrupiący. Odgryzłam kawałek i struga wspaniałego soku popłynęła po moich palcach. Smakował lepiej niż wszystko, co dotychczas jadłam. Po chwili nie było po nim śladu. Zerwałam jeszcze jeden, a potem następny i następny, aż najadłam się do syta. Nadal czułam się dobrze i nie działo się nic, co mogłabym nazwać umieraniem. Jeszcze nie…

Zerwałam garść owoców i pobiegłam do Adama. Przekonałam go, że spokojnie można je zjeść, ponieważ ja to już zrobiłam i nic mi się nie stało. Gdy wziął z mojej ręki owoc, wyglądał tak, jakby chciał sprawić mi przyjemność. On też go zjadł. Co to była za uczta…

Wszystko zaczęło się dziać stopniowo. Spojrzeliśmy na siebie i zrozumieliśmy, że jesteśmy nadzy. Aż do tej chwili nie czuliśmy wstydu. Byliśmy niewinni. Teraz wiedzieliśmy, że jesteśmy nadzy. Trzeba było coś z tym zrobić.

W tym samym czasie dotarło do nas, że musimy ukryć się przed Bogiem, który jak co dzień przechadzał się po ogrodzie. Słyszeliśmy Jego głos, pytający: „Gdzie jesteście?”. Tylko jak można się ukryć przed Bogiem?

Co my zrobiliśmy? Co ja zrobiłam? Aby zakryć naszą nagość, Bóg wymyślił ubrania, choć – prawdę mówiąc – liście figowe, których użył, były strasznie szorstkie. Zapłaciliśmy cenę za swój występek. Wąż został przeklęty i dotychczas czołga się na brzuchu. Do mnie Bóg powiedział: „W bólu będziesz rodziła i ku swemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia”. Do mojego drogiego męża, który mnie posłuchał, Bóg powiedział tak: „Przeklęta niech będzie ziemia; w pocie czoła będziesz zdobywał pożywienie po wszystkie dni twego życia i wszyscy ludzie będą dzielić twój los”. (Nie istniała wówczas pomoc społeczna).

W ten dzień, w dzień Ewy, Matki Życia, żyjącej w ogrodzie Eden w Raju stałam się żoną Adama, zamieszkałą na wschód od Bramy z Płonącym Mieczem, gdzieś w południowo-wschodniej Azji. „Raj Uwielbiony” zmienił się w „Raj Utracony”. Na zawsze.

Potwornie tego żałuję. Zniszczyłam swoje życie i twoje być może też. Próbowaliśmy sztuczki: „To nie moja wina”, ale na niewiele się to zdało. Adam powiedział, że wszystko przeze mnie, ja – że przez węża, a wąż aż po dzień dzisiejszy obwinia wszystko i wszystkich.

Po porażce w ogrodzie zaczęło się życie pełne smutku i bólu. Aniołowie bezceremonialnie wyrzucili nas z Raju. Na nowej ziemi Adam pracował od świtu do zmierzchu i rzeczywiście strasznie się pocił. Powinnyście zobaczyć te góry prania i mnie bez solidnej pralki. Zaczęłam rodzić dzieci w okropnej udręce, a nigdzie w pobliżu nie było szpitala oferującego znieczulenie.

Nasi pierwsi synowie byli jednym wielkim rozczarowaniem. Skoro już mowa o pierwszeństwie – to właśnie mój syn popełnił pierwsze morderstwo. Na pewno już wiecie, że ofiarą był jego własny brat. Myślałam, że nasz smutek po opuszczeniu Raju nie mógł być większy, ale okazał się niczym w porównaniu z cierpieniem po tej okrutnej zbrodni. Byłam gotowa zacząć wszystko od nowa. Na szczęście Bóg wysłuchał moich modlitw.

Urodził się Set, który dał mi nadzieję i pomógł przezwyciężyć smutek. Był nowym początkiem naszej rodziny. Stał się ojcem pokolenia ludzi, którzy starali się żyć tak, jak Bóg chciał, byśmy żyli od samego początku.

Moja rodzina jest podobna do wielu innych, które po nas przyszły. Mieliśmy lepsze i gorsze momenty. Do końca życia tęskniłam za szczęściem Edenu. Nieodwracalnie uszkodziłam Boży model ludzkości. Przykro mi. Wiecie, może i byłam pierwszą, która chciała zmarnować sobie życie, ale z pewnością nie ostatnią. Jestem wdzięczna, że Bóg dał mi drugą szansę.

Czego uczy nas historia Ewy:

Nie j e ś l i, ale k i e d y upadniemy, jest dla nas nadzieja i pomoc. Ewa otrzymała drugą szansę i my również możemy tego doświadczyć. Wystarczy przyznać się do porażki i prosić kochającego Boga o to, aby pomógł nam zacząć od nowa. Najważniejsze to z powrotem stanąć na nogi po każdym upadku. Być może oblaliśmy test, ale egzamin końcowy wciąż jeszcze jest przed nami.

Z Bożą pomocą kryzys w rodzinie Ewy pozwolił jej rozpocząć zupełnie nowy rozdział życia. Jak wiele innych zrozpaczonych matek dotkniętych osobistą tragedią, Ewa nauczyła się szukać u Boga pomocy, pocieszenia i odpowiedzi. Jej smutek po śmierci ukochanego syna, Abla, i utrata nadziei na poprawę krnąbrnego Kaina musiały zadać jej niewyobrażalne cierpienie. Mimo to nauczyła się, że Bóg jest nie tylko sprawiedliwy, ale jest również Bogiem dającym drugą szansę.

Rozdział 2
Abigail

Gotowa na wszystko, by ocalić swój dom

Nie każde małżeństwo jest sukcesem. Niekiedy związek dwojga ludzi okazuje się całkowitą porażką. Małżeństwo Abigail i Nabala było tego przykładem. Dlaczego poślubiła kogoś takiego? Cóż, w tamtych czasach kobieta niewiele miała do powiedzenia. Nabal mógł wydawać się dobrą partią, ponieważ był bardzo bogaty.

Ten człowiek to uosobienie ciemnej strony męskiej natury. Arogancki awanturnik, wulgarny i samolubny pijak, a do tego prawdziwy głupiec. Abigail natomiast była kobietą subtelną, piękną, pełną wdzięku, roztropną i inteligentną. Jej charakter i silna wiara są godne podziwu.

Pismo Święte: 1 Sm 25,2-42; Ps 30,10-12

Jej punkt widzenia…

Od czego mam zacząć? Dom, w którym dorastałam, niczym się nie wyróżniał. Ot dom, jakich wiele w Izraelu. Miałam dobrych rodziców, którzy dbali o moje wychowanie – szczególnie dobra była mama, która nauczyła mnie, jak postępować z mężczyznami.

Jeszcze jedno: uroda i wdzięk są bardzo pomocne. Dzięki nim poradziłam sobie w życiu. To prawda, ojciec darzył mnie szczególnymi względami i zapewnił mi wszystko, bym mogła rozwinąć swój potencjał: szkołę dobrych manier, nauki dla dziewcząt, kurs gotowania i możliwość studiowania Tory. Miałam wspaniałe dzieciństwo.

Wszystko się zmieniło, gdy zaczęłam dojrzewać. Z powodu mojej rzekomej urody zaczęli się u nas kręcić zalotnicy. Zaśmiewałam się do łez, gdy próbowali pozyskać względy ojca. Słuchałam tych rozmów schowana za namiotem lub zagrodą dla zwierząt. To dopiero był ubaw! Nie wiem, jak to się stało, ale zaczął u nas bywać najbogatszy człowiek w okolicy. Jego pojawienie się wpłynęło na całe moje życie. Nabal zawsze dostawał to, czego chciał, a teraz chciał mnie za żonę. Rozmówił się z tatusiem i złożył ofertę, której tatuś, będąc przy zdrowych zmysłach, po prostu nie mógł zignorować. Dzięki tym pieniądzom do końca życia nie musiał się o nic martwić.

– Abigail, kochana – powiedział mi – ten człowiek może i jest głupcem, ale to najbogatszy głupiec na świecie. Nie mogłem odrzucić jego propozycji. Przykro mi. Wiem, że jest od ciebie sporo starszy, ale mimo to mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa.

Co mogłam zrobić? Nie miałam wyboru. Wzięliśmy ślub, a wesele było wielkim wydarzeniem i okazją do popisania się bogactwem. A ja miałam być ozdobą tego przedstawienia. W końcu nadeszła noc poślubna, która – mówiąc delikatnie – była wielkim rozczarowaniem, ale nie będę was zanudzać szczegółami. Od tej pory mieliśmy żyć długo i szczęśliwie. Wkrótce okazało się, że długo może i tak, ale szczęśliwie niekoniecznie.

Jak można być szczęśliwą u boku człowieka, który jest opryskliwy i podły dla ludzi? To nie wszystko. Nabal uważał się niemal za króla. Był tak arogancki, że nikt nie mógł przemówić mu do rozumu. Głupiec jakich mało! To prawda, bogaty głupiec, ale jednak głupiec. Gdyby nie odziedziczył majątku, nie zarobiłby złamanego grosza. Jego niewyparzony język zawsze pakował go w kłopoty, ale ponieważ miał pieniądze, wszystko uchodziło mu na sucho. Aż do dnia, w którym zadarł z Dawidem.

Ten dzień odmienił moje życie. Jeden z zaufanych służących doniósł mi o tym, co zaszło na polu. Nabal wyśmiał uczciwą prośbę ludzi Dawida, którzy oczekiwali, że mój mąż podzieli się z nimi nadmiarem plonów. W naszych czasach wymagała tego zwyczajna gościnność. Nie dość, że Nabal odrzucił prośbę, na dokładkę jeszcze zelżył Dawida i jego towarzyszy.

Natura mężczyzny nie pozwala mu przejść nad czymś takim do porządku dziennego. To chyba kwestia funkcjonowania ich psychiki. Słyszałam o Dawidzie i jego ludziach i wiedziałam, że szykują się poważne kłopoty. Coś w stylu antycznej tragedii. W najlepszym wypadku każdy mężczyzna w naszym gospodarstwie zostałby zabity – z tym głupcem, moim mężem, na czele.

Co mogłam zrobić? Przypomniałam sobie matczyne pouczenia: droga do serca mężczyzny prowadzi przez żołądek. Szybko przyrządziłam coś na ząb dla Dawida i jego towarzyszy. W domach Izraelitów to kobiety zajmowały się kuchnią (pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają), więc zwołałam moje dziewczęta i wspólnie przyrządziłyśmy skromny posiłek: dwieście bochenków chleba, dwa bukłaki wina, pięć sprawionych owiec (gotowych do pieczenia), pięć sea1 prażonych ziaren, sto gron rodzynków i dwieście placków figowych.

– Dziewczyny, pakujmy jedzenie na osły – krzyknęłam i po chwili ruszyłyśmy w drogę.

Jak dobrze, że miałam za sobą kurs gotowania… Inaczej nie dałabym rady uwinąć się tak szybko.

Gdy zjeżdżałam w dół wąwozu, zauważyłam jadącego ku mnie Dawida, a za nim jego ludzi. Słyszałam, jak krzyczy i wygraża się, co zrobi Nabalowi i wszystkim jego sługom. Darł się, że wytnie w pień wszystkich mężczyzn. Powiedziałam sobie: „Abigail, włącz cały swój wdzięk, uśmiech i pokorę, włącz słodki głosik, włącz wszystko na raz i kieruj to działo wprost na Dawida”. Wiecie, wyglądał naprawdę dobrze, z rozwianymi włosami i błyskiem w oczach, pędząc na koniu w dół wąwozu. Na szali leżało nasze przetrwanie – życie lub śmierć. Nie mogłam tego spartaczyć.

Zeskoczyłam z osła i przypadłam do ziemi, czekając na Dawida. Zatrzymał się, gdy tylko mnie zobaczył. Przyciągnęłam jego uwagę. Wtedy posunęłam się o krok dalej – padłam mu do stóp i powiedziałam:

– Niech na mnie spadnie wina! Nie zwracaj uwagi na tego głupca, mojego męża! Jego imię znaczy „głupiec” i tak też on działa, a głupota jest jego jedynym doradcą. Wybacz mi, że nie słyszałam prośby twoich ludzi... – i takie tam. Wiecie, o co chodzi.

Zdaję sobie sprawę z tego, że to była najdłuższa przemowa, jaką kiedykolwiek wygłosiła kobieta. Na szczęście trafiłam w samo sedno i moje słowa wystarczyły, by uchronić od nieszczęścia cały mój dom. Nie musiałam długo czekać, aż z twarzy Dawida zniknie wszelki gniew. Co za ulga…

Uczta okazała się wyborna. Dawid zachował się niezwykle uprzejmie i… Chyba już wspomniałam, że był mężczyzną pięknym i pełnym wdzięku. Gdy nadszedł czas powrotu, odesłał nas w pokoju, zapewniając, że nie będzie się mścił. Uff…

Historia na tym się nie kończy. W domu zastałam Nabala – kompletnie pijanego, ale za to w znakomitym nastroju. Nie było sensu o niczym mu mówić. Przez te wszystkie lata nauczyłam się, że najlepiej rozmawia się z nim rano, kiedy jest wyspany. Poszłam więc do łóżka, myśląc o Dawidzie. Czy mówiłam już, jaki był cudowny? Ach tak, mówiłam…

Rankiem, gdy mój mąż wytrzeźwiał, powiedziałam mu o wszystkim. Z każdym moim słowem jego twarz wyglądała coraz gorzej – jakby miała zaraz eksplodować. W końcu zasłabł i musieliśmy zanieść go do łóżka. Nie mógł mówić ani poruszyć ręką czy nogą. Po dziesięciu dniach rozstał się z tym światem. Wiem, że powinno mi być przykro, ale dla mnie i dla służby jego śmierć była wręcz błogosławieństwem. Musieliśmy bardzo uważać, żeby nie wyglądać zbyt promiennie, gdy dopełnialiśmy rytuału ostatniego pożegnania. Wzdychaliśmy z ulgą, choć żal było patrzeć na kogoś, kto skończył życie w ten sposób.

Nagle wszystko wokół nabrało kolorów! Kilka dni później dostałam liścik od Dawida. Zaproponował mi małżeństwo! Tym razem to do mnie należała decyzja. To było urocze i takie romantyczne. Zdecydowałam się w ułamku sekundy. Jeśli wam się wydaje, że wiecie, jak bardzo się spieszyłam, pakując podarki dla Dawida i jego ludzi, to powinnyście zobaczyć, w jakim tempie odesłałam odpowiedź!

Oczywiście, potrzebowałam trochę czasu na przygotowania: musiałam wziąć szybką kąpiel, znaleźć odpowiedni strój, założyć najlepszą biżuterię, upiąć włosy, zrobić makijaż i spryskać się najsłodszymi perfumami. Powinnyście to widzieć! Sześć roztrzepanych dziewczyn skaczących wokół mnie w tym samym czasie. Wesoły rozgardiasz! W tym czasie chłopcy objuczyli osły i wszyscy razem ruszyliśmy w drogę.

Nie wiem, jakie zwyczaje panują w waszej kulturze, ale pierwszą rzeczą, jaką my zrobiłyśmy, było umycie nóg wszystkim ludziom Dawida. Byli zachwyceni! Potem pojawił się on sam. Skłoniłam się nisko, a on spojrzał na mnie tak, że ugięły się pode mną kolana. Wziął mnie w ramiona i cóż… Wiecie, co było dalej. To prawda, nie byłam pierwszą żoną Dawida. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza. Widzicie, pierwsza żona została mu zabrana i oddana innemu mężczyźnie. Była żoną „symboliczną”, czymś w rodzaju trofeum.

Naprawdę żyliśmy długo i szczęśliwie. Zostałam królową! Stałam przy Dawidzie, gdy ogłoszono go królem całego Izraela. Myślę, że się zgodzicie, że byłam idealną królową: inteligentną, mądrą, piękną i pełną naturalnego wdzięku. Mieliśmy życie pełne błogosławieństw.

Czego uczy nas historia Abigail:

Zapewne Abigail czuła się okropnie, mając za męża człowieka tak aroganckiego i podłego. Jednak to nie przeszkodziło jej być osobą pełną dobroci i troski o innych. Dzięki swojej roztropności zapobiegła nieszczęściu, które miało dosięgnąć nie tylko jej męża, ale również niewinnych służących. Zachowała zdrowe podejście do życia mimo niesprzyjających okoliczności. Pozostała wierna Bogu, a jego przykazania były dla niej drogowskazem.

Nie traćmy wiary – nigdy nie wiadomo, jakie plany ma wobec nas Bóg! W mgnieniu oka życie może się wywrócić do góry nogami – i odmienić na lepsze lub na gorsze.

Rozdział 3
Abiszag

Gotowa na wszystko, by wygrać

Niewiele wiemy o tej uroczej i nadzwyczaj pięknej damie. Jej imię oznacza „mój ojciec wędruje” lub „mój ojciec jest przyczyną wędrówek”. Dziwne imię dla dziewczyny. Abiszag pochodziła z Szunem w ziemi Issachara. Wzmiankę w historii zawdzięcza urodzie i domniemaniu, że będzie dobrą pielęgniarką dla starzejącego się króla. Najwidoczniej owa strategia nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, ponieważ król Dawid zmarł wkrótce po tym, jak ta śliczna pielęgniarka objęła swoją posadę.

Pismo Święte: 1 Krl 1,1-4; 2,13-25

Jej punkt widzenia…

Śmiało, powiedzcie to: byłam pierwszym żywym, ludzkim termoforem. No, może nie pierwszym, ale z pewnością najbardziej znanym. Ale o tym później.

Urodziłam się w zwyczajnej rodzinie. Mieszkaliśmy w rejonie miasta Szunem, po południowo-wschodniej stronie góry Hermon, około pięciu kilometrów na północ od Doliny Jizreel. To piękna i zamożna okolica. Historia niewiele o niej wspomina. Właśnie tutaj, w domu pewnej wdowy zatrzymał się prorok Elizeusz. To ciekawa historia i musisz ją kiedyś przeczytać. Mówi o chłopcu wskrzeszonym z martwych. To dopiero coś! Również tutaj armia filistyńska rozbiła swój obóz przed bitwą, w której walczył i zginął król Saul. Ale dosyć historii – większość to nuda.

Tak czy inaczej, wychowano mnie jak każdą żydowską dziewczynę. Nauczyłam się, jak być dobrą żoną, córką, kucharką, krawcową i tak dalej. Początki były skromne, ale wszystko się zmieniło po pewnym konkursie piękności. Nastał smutny czas dla nas wszystkich, ponieważ wiedzieliśmy, że nasz ukochany król umiera. Był już stary, tak stary, że marzł nawet w naszym ciepłym klimacie, i żadnym sposobem nie mógł się ogrzać.

Tylko zgraja mężczyzn była w stanie wpaść na coś takiego… Wspólnymi siłami wymyślili, że król potrzebuje młodej, pięknej dziewicy, żeby o niego dbała i dotrzymywała mu towarzystwa. Doszli do wniosku, że od razu się rozgrzeje na widok atrakcyjnej dziewczyny w jego łożu. Wiecie, nasz król zawsze otaczał się pięknymi kobietami, niektóre z nich nawet poślubił. W zasadzie mogłam być jego dwudziestą żoną… Znowu wybiegam w przyszłość. A zatem królewscy doradcy uznali, że takie rozwiązanie od razu postawi króla na nogi – jak to dotychczas bywało.

Ogłosili konkurs piękności dla wszystkich młodych i atrakcyjnych dziewic w Izraelu. Cóż, przeszło mi przez myśl, że byłoby miło zostać Miss Izraela. Tak samo myślały wszystkie inne dziewczęta. Ustalono terminy, wybrano sędziów, wyznaczono odpowiednie miejsce. Ćwiczyłyśmy pozy, ulepszałyśmy fryzury, makijaże i stroje. Prezentacja, połączona z rozmową kwalifikacyjną, miała się odbyć w strojach wieczorowych. Nasze matki były równie przejęte. Moja nalegała, żeby zatrudnić projektanta mody. „Wszystko, co najlepsze, dla naszej królewny”, powtarzała.

Napięcie stało się niemal wyczuwalne, szczególnie wśród matek, które krążyły wokół sędziów, schlebiały im, wdzięczyły się, dawały wskazówki i przekrzykiwały się nawzajem, a wszystko po to, żeby zyskać ich przychylność. Na pewno wiecie co nieco o żydowskich matkach. Moja robiła ogromne zamieszanie. To było trochę żenujące, ale z pewnością nie mogło zaszkodzić.

Muszę przyznać, że cała w nerwach czekałam na ogłoszenie werdyktu: imienia tej, która otrzyma główną nagrodę: pełnienie wdzięcznej roli królewskiego termofora. Nie było w tym nic niemoralnego, jednak aby prawu uczynić zadość, zwyciężczyni miała wziąć z królem cichy ślub. To największa nagroda przyznana kiedykolwiek w konkursie na Miss Izraela.

Po prezentacji na wybiegu sędziowie zebrali się przy stole. Było wiele hałasu, trochę krzyku i wytykania palcami, sporo pisania i zestawiania w tabelach. Trwało to wieki! W końcu podjęli decyzję, gotowi wskazać szczęśliwą wybrankę.

Piąte wyróżnienie przypadło mojej przyjaciółce, Adzie; czwarte nikomu ważnemu, niejakiej Elżbiecie; trzecie dostała jakaś obca dziewczyna, Naara, nawet ładna. Napięcie wzrastało. Drugie wyróżnienie otrzymała dziewczyna, która… jakby to powiedzieć, żeby nie obrazić… nie wiem, czym urzekła sędziów – Miss Zadzierania Nosa, Saraj. Najwyższe wyróżnienie okazało się zupełnym zaskoczeniem – Zilpa. Tak, przyznaję, byłam rozczarowana. Bardzo chciałam wygrać.

Sędzia się nie spieszył. Odchrząknął, pogrzebał w papierach, założył okulary, po czym zdjął je i zaczął przecierać. Tłum siedział jak na szpilkach. A sędzia odchrząknął znowu, rozejrzał się wokół i wreszcie zaczął:

– Z ogromną przyjemnością przedstawiam państwu Miss Izraela roku 961 (przed Chrystusem, oczywiście). Uroczą, piękną, utalentowaną pannę Abiszag! Miss Izraela!

Bomba! Rozległa się burza oklasków, a ja stałam jak wryta. Nie mogłam w to uwierzyć. Ludzie skakali, krzyczeli, płakali i cieszyli się jednocześnie.

Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Pożegnałam się z rodziną i spakowałam rzeczy. Powiedzieli mi, że dostanę nową garderobę, ostatni krzyk mody. Wsadzili mnie do rydwanu i po chwili ruszyliśmy w kierunku Jerozolimy. Przy drodze wiodącej do pałacu stali ludzie pragnący zobaczyć nowo wybraną Miss Izraela. Tempo było zawrotne: szybka kąpiel, nowa suknia, fryzura, perfumy, szybki przegląd dworskiego protokołu – co mogłam, a czego nie jako królewska pielęgniarka, a zarazem żywy termofor.

Spojrzałam na siebie w lustrze i nie mogłam uwierzyć, że w jednej chwili z Panny Nikt stałam się Miss Izraela i przyszłą żoną króla. Kiedy weszłam do jego komnaty, oparł się na łokciu i przez chwilę wyglądał jak za dawnych czasów. Był podekscytowany, ożywiony i zadowolony z tego, co zobaczył. Przynajmniej chciałabym tak myśleć. Prorok Natan odprawił krótką ceremonię, po której zaprowadzono mnie do łoża, gdzie miałam leżeć przy królu i grzać go własnym ciałem. Zupełnie nie wiedziałam, co robić, ale wkrótce pojawiła się tam starsza kobieta, która udzieliła mi odpowiednich wskazówek.

Przez pewien czas wszystko działało bez zarzutu. Uważałam, że to nawet zabawne! Moje życie całkiem się zmieniło: mieszkałam w pałacu i zostałam żoną króla. Naprawdę byłam królową, ostatnią i najmłodszą w całym haremie. Niektórym starszym żonom wcale się to nie podobało, że właśnie ja, nowicjuszka, ogrzewam króla.

Dni mijały szybko. Po pewnym czasie moje ciepło przestało wystarczać i król umarł. Jego pogrzeb był największym wydarzeniem, w jakim brałam udział. Ostatnią rzeczą, jaką zrobił król, było oddanie korony w ręce swojego syna, Salomona (Rzecz jasna, Salomon nie potrzebował grzać się termoforem).

Gdy wszystko ucichło, inny syn Dawida chciał wziąć mnie za żonę. Miał na imię Adoniasz i poprosił o moją rękę przez matkę nowego króla. Nie wiem dokładnie, o co w tym chodziło, ale Adoniasz zapłacił za to życiem. Nazwali to zdradą stanu. Podobno Adoniasz popełniłby zbrodnię, żeniąc się z drugorzędną żoną ojca. Dla mnie to mogło być dobre rozwiązanie, ale nie chciałam stać się kolejnym pionkiem w pałacowych intrygach.

Niewiele więcej mogę wam powiedzieć. Nigdy nie wyszłam za mąż, ale zyskałam majątek, który bardzo pomógł moim rodzicom. Do końca moich dni pozostałam dziewicą, a życie już zawsze było dla mnie łaskawe.

Czego uczy nas historia Abiszag:

Bądźmy gotowi na zmiany, które mogą pojawić się bez żadnej zapowiedzi. Zwykły szary dzień może przynieść coś zupełnie nowego. To dzieje się cały czas. Dlatego potrzebujemy czegoś, co jest stałe, na co możemy liczyć, co będzie z nami na dobre i na złe, i pomoże nam przejść przez kręte ścieżki życia. Co to takiego? Osobista więź z Królem królów i Panem panów – Jezusem Chrystusem, który jest ten sam wczoraj, dziś i na wieki.

Rozdział 4
Sara

Gotowa na wszystko, by zostać matką

Sara wiele w życiu przeżyła – miała swoje wzloty i upadki. Śmiała się i smuciła, czasem była przekorna, a czasem uległa. Cieszyła się długowieczną urodą. W dzieciństwie jej atutem była gładka cera, błyszczące oczy, idealnie kształtny nos i nieskazitelnie białe zęby. Ale było w niej coś więcej niż tylko ładna buzia. Sara jest prawdopodobnie pierwszą kobietą, której wiarę Biblia poleca nam naśladować.

Nie wiemy nic o jej dzieciństwie. Na scenie historii pojawia się jako żona Abrahama. Mąż traktował ją jak równą sobie. Była matką Izaaka, babką Jakuba i Ezawa, a przez Jakuba stała się prababką dwunastu mężczyzn, którzy dali początek dwunastu plemionom Izraela. Co za kobieta!

Pismo Święte: Rdz 12,1-20; 16,1-8; 17,1-22; 18,1-15; 21,1-13; Hbr 11,1-16

Jej punkt widzenia…

Jest tyle do opowiedzenia, a tak mało czasu. Moje życie było pełne przygód – jedne były ekscytujące, inne nieco mniej przyjemne. Miałam udane dzieciństwo. Moi rodzice byli wspaniałymi ludźmi, a nasz dom wypełniał śmiech – szczególnie mojej mamy, osoby beztroskiej, po której chyba przejęłam tę cechę charakteru. Nauczyłam się kochać życie i dużo śmiać. Mój dom był jak inne na Bliskim Wschodzie, z tą różnicą, że byliśmy zamożni. Mieliśmy służbę i wszystko, co można było kupić za pieniądze. Żyło nam się dobrze.

Gdy miałam kilkanaście lat, uchodziłam za klasyczną piękność. Zaczęli u nas bywać zalotnicy. Niektórzy z nich byli naprawdę dobrymi partiami, ale żaden nie wpadł mi w oko. Czekałam na kogoś wyjątkowego. Wtedy zwróciłam uwagę na Abrama. Wysoki, przystojny, bogaty i miał w sobie to coś. Zakochałam się w nim na zabój! Przy okazji, czy wiecie, że Abram i ja jesteśmy przyrodnim rodzeństwem? Mieliśmy tego samego ojca, ale różne matki. Gdy dorastałam, był dla mnie tylko starszym o dziesięć lat bratem, ale kiedy zobaczyłam, jak inne matki o niego zabiegają, chcąc go zdobyć dla swoich córek… Same rozumiecie. W tamtych czasach małżeństwa pomiędzy krewnymi zdarzały się dosyć często. Moja mama cały czas mi mówiła, jakim byłby dla mnie wspaniałym mężem. Miała rację. Powiedziałam ojcu, żeby nie dał mu uciec. Wiedziałam, że Abram dokona w życiu czegoś wielkiego i chciałam być tego częścią.

Od samego początku traktował mnie jak kogoś równego sobie, jak partnera w interesach. Kiedy przenosiliśmy się z miejsca na miejsce, mój wielbłąd szedł zawsze obok jego wielbłąda na czele karawany. To odróżniało nas od innych małżeństw. Odkryłam również, że Abram wierzył w Boga Jahwe. Nie oddawał czci bożkom, jak to robili inni w naszym kraju. Niewiele więcej mogę powiedzieć o początkach naszego małżeństwa.

Nasze życie zaczęło się zmieniać, gdy skończyłam sześćdziesiąt pięć lat. Domyślam się, że dla wielu z was jest to wiek emerytalny, ale dla mnie z pewnością nim nie był. Pierwszym ważnym wydarzeniem była decyzja Abrama o przeprowadzce na południe, do oddalonego o setki kilometrów Kanaanu, ponieważ tego chciał Bóg. Bóg obiecał tę żyzną ziemię Abramowi i jego potomstwu. Tylko że my nie mieliśmy dzieci. Owszem, próbowaliśmy, chodziliśmy do specjalistów i w końcu pogodziliśmy się z faktem, że nie zostaniemy rodzicami. Ta sprawa z ziemią mającą w przyszłości należeć do naszego potomstwa wzbudziła moją ciekawość. W owej obietnicy nie chodziło tylko o rodzinę, nawet nie o klan – mieliśmy dać początek całemu narodowi, ludowi wybranemu, który miał się stać błogosławieństwem dla całego świata! Co wy na to?

Wkrótce zaczęły się kłopoty. Ta nowa ojczyzna wcale nie była taka znowu cudowna. Cierpieliśmy głód. Postanowiliśmy więc pójść do Egiptu. Tam okazało się, że mój kochający mąż boi się faraona. Obawiał się, że gdy mu powie, kim naprawdę jestem, zabiją go, żeby włączyć mnie do królewskiego haremu. Dlatego miałam utrzymywać, że jestem jego siostrą (w zasadzie byłam jego siostrą, tylko że przyrodnią, więc niezupełnie było to kłamstwo), a nie żoną.

Zanim zdążyłam się zorientować, zostałam porwana przez eunuchów faraona. Wykąpano mnie, namaszczono olejkiem, owinięto w półprzezroczysty welon i przedstawiono faraonowi. Spodobałam mu się i dołączył mnie do swojego haremu. No i zaczęły się poważne problemy. Żadna z żon i nałożnic faraona nie mogła zajść w ciążę. Zażądano wyjaśnień od Abrama! Faraon był pewien, że to wszystko przeze mnie i choć moja uroda nadal go kręciła, odesłał nas precz.

Chyba było warto, ponieważ opuszczaliśmy Egipt z łupem, którego nie powstydziliby się wytrawni bandyci: faraon dał nam całe stada owiec, bydła, osłów, wielbłądów i wielu swoich służących. A tak… Poszła z nami również Hagar, córka jednej z licznych nałożnic faraona, wraz ze swoją służbą. Wkrótce stała się dla nas problemem przez duże „P”.

Historia lubi się powtarzać. Tym razem to król Abimelek zapragnął mnie w swoim haremie. Wytrzymałam raz jeszcze to upokorzenie, aż sam się przekonał, że Bóg, któremu służymy, ma wobec mnie inne plany. Pozbył się nas jeszcze szybciej niż faraon. Zbyt wiele miejsca poświęcam na nieistotne szczegóły. Przejdźmy od razu do sedna.

Bóg nadał nam nowe imiona. Abrama nazwał Abrahamem, a mnie Sarą. Wtedy nie wydawało mi się to ważne, ale chyba było. Potem pojawili się u nas trzej młodzieńcy i na zawsze zmienili nasze życie. Miałam wtedy dziewięćdziesiąt lat. Zatrzymali się u nas na obiad i przynieśli niezwykłe wieści. Sprzątając po posiłku, usłyszałam, jak w rozmowie padło moje imię. Powiedzieli, że będziemy mieli dziecko. Wybuchłam serdecznym śmiechem. Ja, lat dziewięćdziesiąt, i mój stary, stuletni mąż! Czysty absurd. Nie mogłam się powstrzymać. Gdy zwrócili mi uwagę, zaprzeczyłam, że się śmiałam. A oni, pewni swego, zapewnili mnie, że za rok o tej porze w naszym domu pojawi się niemowlę.

Abraham miał już dziecko z egipską niewolnicą, Hagar, i nic dobrego z tego nie wynikło. Oczywiście, że byłam zazdrosna. A kto by nie był? Złościło mnie to, jak traktował tę kobietę i jej syna, Izmaela. Ta animozja trwa aż do dziś – Arab i Żyd uwikłani w niekończący się spór o to, kto ma większe prawo do Ziemi Obiecanej. Mogłabym o tym mówić bez końca. Nasze dzieci wciąż toczą wojnę. Przykro mi, że na własną rękę chciałam realizować Boże obietnice. Ale gdybyście to wy miały czekać tak długo, czy postąpiłybyście inaczej?

Cóż, w końcu się stało – w wieku dziewięćdziesięciu lat zostałam matką Izaaka. Czy wiesz, że jego imię znaczy „Bóg dał mi powód do śmiechu”? Wszyscy śmiali się razem ze mną. Taką miałam starość, przy papkach i pieluchach! Zapraszałam wszystkich gości, żeby cieszyli się razem z nami. Ta historia nadawałaby się świetnie do jednego z twoich ulubionych seriali. Wyobraźcie sobie mnie – dziewięćdziesięcioletnią matkę karmiącą piersią i zmieniającą pieluchy. Byłam szczęśliwą, roześmianą mamuśką. Gdyby istniała wtedy Księga rekordów Guinnessa, wpisano by mnie do niej jako najstarszą matkę na świecie.

Zdarzały się chwile, kiedy się nie śmiałam – szczególnie wtedy, gdy wypędziłam Hagar i jej nieznośnego, szyderczego syna. Zasłużyła na to! Ale Bóg przyszedł jej z pomocą i ocalił ich oboje.

Dożyłam sędziwego wieku stu dwudziestu siedmiu lat, mając za sobą wiele szczęśliwych, wypełnionych śmiechem dni. Podobno nawet po śmierci wyglądałam ładnie, ale rzecz jasna, nie było mnie przy tym, aby zaśmiać się po raz ostatni. Przy okazji, czy wiecie, że jestem jedyną kobietą, której wiek w chwili śmierci widnieje w Biblii? Nieźle, prawda? Zostawiłam syna i męża, którzy nigdy o mnie nie zapomnieli, a wierzę, że i reszta świata wciąż o mnie pamięta.

Czego uczy nas historia Sary:

Zapewne najważniejszą nauką, jaką Sara nam zostawiła, jest to: nie panikujmy, jeśli obietnice Boga nie od razu się spełniają. Wytrwajmy nawet w trudnym położeniu i nie poddawajmy się. (Oczywiście łatwiej to powiedzieć niż zrobić). We właściwym czasie Bóg, który widzi dalej, wypełni swoje obietnice lepiej niż zrobimy to my sami, działając na własną rękę. Pomyślmy o smutku, bólu i cierpieniu, których świat doświadczył i wciąż doświadcza wskutek wyboru Sary.

Nauczmy się od Sary jeszcze jednego: śmiech łagodzi problemy życia codziennego. Panie, pomóż nam bardziej Ci ufać i wierzyć Ci bezgranicznie!


Przypisy:

1 Sea, seah – starożytna hebrajska miara objętości ciał sypkich, równa około 7,3 l (przyp. tłum.).

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama