Fragmenty książki "Zdarzyło się w Watykanie" - anegdoty o papieżach i kurii rzymskiej
Drogiej i czcigodnej pamięci
kardynała Agostino Casaroli,
mistrza (także) subtelnego, wesołego,
eleganckiego humoru
Może zaświta dzień,
kiedy i to będziemy wspominali błogo
Eneida 1, 203
Niniejsza książeczka zawiera zbiór anegdot, ciekawostek i dykteryjek o papieżach naszego wieku, o środowiskach kurialnych i kościelnych.
Z powodu wielkiej obfitości takiego anegdotycznego materiału (często istnieje wiele wariantów jednego wydarzenia i niekiedy ten sam fakt przypisuje się wielu osobistościom równocześnie) musiałem dokonywać wyboru, starając się przytaczać to, co wydawało mi się najbardziej interesujące.
Pierwszeństwo przed pisanymi przyznałem źródłom ustnym: wiele epizodów słyszałem viva voce od księży, monsignorów i prałatów rzymskich, z którymi miałem okazję często obcować począwszy od końca lat sześćdziesiątych. Niniejszy zbiór nie jest ani nie ma zamiaru być pracą historyczną, piszący zdaje sobie dobrze sprawę z tego, że różne opowiadane (i na nowo opracowywane) wydarzenia, chociaż zawierają jądro prawdy, są potem przekazywane z niemałą dozą fantazji i przeradzają się niekiedy w legendę lub mit.
Papieży, a także środowiska kurialne i kościelne oglądamy w aspekcie ich codzienności, której nie jest obcy element humorystyczny, dobrze zadomowiony zwłaszcza w Rzymie (zważywszy choćby „pasquinaty” i satyry Bellego ), dzięki czemu postacie „oficjalne” wydają się nam bardziej bliskie, bardziej ludzkie i sympatyczne.
Celowo pominięte zostały anegdoty sarkastyczne lub przesadnie niedyskretne: „nadmiar we wszystkich rzeczach zniekształca”.
To powiedziawszy, życzę czytelnikowi spędzenia kilku pogodnych chwil wytchnienia, a także nieco uśmiechu, ponieważ — według starożytnego powiedzonka — „śmiech rodzi sympatię”.
Valeas et sis felix!
Zmarły w 1878 roku Pius IX (Giovanni Maria Mastai Ferretti) po trzydziestu dwóch latach pontyfikatu był pierwszym — jako że Benedykt XIII (Pietro de Luna, 1394-1423) był antypapieżem — który przekroczył lata św. Piotra na katedrze rzymskiej. Kardynałowie byli wówczas skłonni wybrać na jego następcę kogoś nie rokującego długiego życia i dokonali wyboru, po bardzo krótkim konklawe (trwającym trzydzieści sześć godzin!), kardynała kamerlinga i biskupa Perugii Gioacchina Pecci; liczył on sześćdziesiąt osiem lat i miał słabe zdrowie, tak że na kilka dni przedtem powiedział: „Gdyby na nieszczęście mnie wybrano, szybko będzie nowe konklawe”.
Przepowiednia ta nie sprawdziła się: wytrwał bowiem na Stolicy Piotrowej 25 lat i 5 miesięcy! Tak więc był drugim papieżem, który przekroczył lata panowania św. Piotra.
Mówi się, że został wybrany papieżem akurat w porze obiadu. Toteż kiedy ukazał się biały dym, zobaczyło go niewielu ludzi.
Sam gubernator konklawe, książę Chigi (jego ród w XVII wieku objął tę funkcję po Savellich), i inni strażnicy jedli akurat obiad.
Wiadomo, że w „starym” Rzymie jedzenie było uważane za czynność niemal świętą, także dlatego, że rzymianie (dzisiaj trochę mniej) byli niewybredni w jedzeniu; znane jest powiedzenie ludowe z XVI wieku: „Obojętnie, Francja czy Hiszpania, najważniejsze, że ma się co jeść”.
Z wnętrza dawano znak pukaniem w drzwi, że wybór został dokonany: z zewnątrz jednak nikt nie odpowiadał. Kilku silnym uczestnikom konklawe udało się wreszcie jedne z drzwi nieco uchylić; stary kardynał protodiakon Prospero Caterini (cioteczny dziadek papieża Pacellego), poprzedzany procesyjnym krzyżem i w asyście ceremoniarzy, przez to wąskie przejście przecisnął się do wewnętrznej loggii Bazyliki, aby zgodnie ze zwyczajem podać wybór do publicznej wiadomości. Ale świątynia była pusta; nie było nawet dzwonników.
Wspomniani członkowie konklawe ponownie zabrali się do roboty i chwycili za liny: bicie w dzwony przyciągnęło ludzi, zwłaszcza borghiciani, jak nazywano mieszkańców przedmieść, biegli w pośpiechu do Świętego Piotra.
Wtedy protodiakon zaczął: Habemus Papam; niestety jego słaby głos nie był na dole słyszany i ludzie szemrali, wyrażając swoje niezadowolenie. Jeden z ceremoniarzy o potężnym głosie — w tamtych czasach nie było jeszcze mikrofonów — zaofiarował się posłużyć, jak powiedział, za tubę i każde zdanie, które eminencja wypowiadał, powtarzał, wykrzykując je niemal jak sprzedawcy gazet.
W ten sposób Miasto i Świat dowiedziały się, że papieżem został wybrany kardynał Pecci, który przyjął imię Leona XIII.
[więcej w wydaniu książkowym...]
Kiedy, wzruszony, pozdrawiał wiernych wenecjan przybyłych pożegnać go wyjeżdżającego na konklawe, pewna pobożna kobieta powiedziała mu (w dialekcie weneckim): „Dostojny Patriarcho, gorąco proszę Ducha Świętego, aby kardynałowie Ciebie wybrali na Papieża, zasługujesz bowiem na to”.
Kardynał Sarto odpowiedział (również w dialekcie): „Masz bardzo złą opinię o Duchu Świętym”.
Podczas konklawe, na którym kardynał Sarto, w siódmym głosowaniu, został wybrany papieżem, z początku wyniki wypadały pomyślnie dla kardynała Rampolli del Tindaro, mieszkającego w celi pod numerem 56, gdy tymczasem Sarto rezydował w celi sąsiedniej, pod numerem 57.
Rampolla przewidując, że zostanie wybrany, w widoczny sposób zdradzał niepokój, dlatego Sarto starał się go podtrzymywać na duchu.
Tymczasem później role się zmieniły (i wcale nie — jak to jeszcze dzisiaj niektórzy utrzymują — z powodu austriackiego weta, doręczonego przez kardynała biskupa Krakowa Puzynę, lecz dlatego, że Rampolla, mimo że już przed wetem otrzymał liczne głosy, nie uzyskał wymaganego quorum); wtedy więc z kolei kardynał Rampolla życzliwymi słowami dodawał otuchy kardynałowi Wenecji.
Po wyborze Pius X, przyjmując swojego byłego kolegę na audiencji, powiedział mu: „Eminencjo, zmieniony został porządek czynników...”, na co kardynał: „Ale produkt się nie zmienia”.
(Prawo weta miało swoje źródło w prawie aprobaty, jakie cesarze Bizancjum, spadkobiercy Konstantyna, mieli w odniesieniu do wyboru biskupa Rzymu. Było ono przez Kościół tolerowane w ciągu wielu wieków. To właśnie Pius X bullą z 25 grudnia 1904 roku położył kres tej niesłusznej ingerencji władzy świeckiej).
[więcej w wydaniu książkowym...]
Jeżeli ktoś go zapytał: „Jak się Wasza Świątobliwość czuje?”, czasem odpowiadał: „Jak papież”.
[więcej w wydaniu książkowym...]
Kiedy był arcybiskupem metropolitą Bolonii, prawie przez cały ten czas pozostawał bez purpury (został bowiem mianowany kardynałem w 1914 roku, na trzy miesiące przed wyborem na papieża. Wyjątkowy wypadek, ponieważ nigdy nie był wymieniony jako kardynał w Annuario Pontificio).
Powiadają, że jego w podeszłym wieku ciotka, przyjęta na audiencji przez Piusa X, prosiła o łaskę nadania jej siostrzeńcowi godności kardynalskiej.
Na co Papież odpowiedział: „Proszę być spokojną, pani, monsignor Della Chiesa stawia mało kroków; ale kiedy je stawia, są to kroki długie”.
Są tacy, którzy przypisują to jego matce markizie Migliorati — pochodzącej z rodziny Papieża Innocentego VII (Cosma Migliorati, 1404-1406) — która interweniowała u kardynała Rampolli lub, według innych, u Leona XIII, aby jej syn, po wielu latach służby, otrzymał jakiś dobry urząd.
Zaledwie został wybrany papieżem, wykazał taką swobodę i pewność zachowania, że komentowano to następująco: „Ależ on bardziej niż nowicjuszem jest już papieżem profesem”.
Papież Benedykt, rzecz rzadka w opieszałym środowisku rzymskim, był osobą bardzo punktualną, jaką później będzie Pius XII.
(Wiadomo, że maksymą Ludwika XVIII, króla Francji, było zdanie: „Punktualność jest uprzejmością królów”).
Miał zwyczaj wszystkim cenionym przez siebie osobom dawać w prezencie zegarek, dołączając do niego słowa: „Weź, w ten sposób nie będziesz już miał usprawiedliwienia dla spóźniania się”.
W jego odręcznym piśmie z 19 marca 1915 roku, które dołączył do danego w podarunku zegarka, czytamy: „Dobry zegarek może nam pomóc stać się punktualnymi i przygotowanymi na każde spotkanie, bez tracenia czasu na niepotrzebne przychodzenie zbyt wcześnie lub okazywania się nieuprzejmymi z powodu nieusprawiedliwionych spóźnień”.
(Odnośnie do przysłowiowej „flegmy” rzymskiej przytaczamy fakt, jaki przydarzył się wielkiemu muzykowi Giuseppe Verdiemu. Gdy za panowania Piusa IX przebywał w Rzymie z okazji premiery swojego Trubadura, pewnego ranka punktualnie o godzinie dziewiątej, godzinie otwarcia, udał się do urzędu pocztowego, który wtedy znajdował się na dziedzińcu Pałacu Madama, dzisiejszej siedziby Senatu; niestety, okienka zastał zamknięte. Zirytowany czekał, dopiero po przeszło pół godzinie urzędnik, jeszcze na wpół śpiący, otworzył okienko. Mistrz, podawszy swoje dane osobiste, podsunął mu pod nos własny zegarek i zapytał zgryźliwie: „Czy nie widzicie, że jest już dziewiąta trzydzieści?” Na to urzędnik z całym spokojem odpowiedział w dialekcie: „I nie dziękuje Pan Bogu, że jednak przyszliśmy?” Verdi zrozumiał aluzję i kiedy później musiał iść na pocztę, przychodził tam z godzinnym spóźnieniem...)
[więcej w wydaniu książkowym...]
Kiedy arcybiskup metropolita Mediolanu Nazari dei Conti di Calabiana po raz pierwszy zobaczył seminarzystę Achille Rattiego, określił go: „stary młodzieniec”; chciał przez to powiedzieć, że chociaż był chłopcem, był już osobą dojrzałą.
Gdy został Papieżem (w czternastym głosowaniu, po wahaniu się szans kardynałów: Maffi, Merry Del Val, Gasparri i La Fontaine), chciał, aby jego niemłoda służąca, pochodząca z Brianzy Teodolinda Banfi, która usługiwała mu przez długi czas, pozostała w Watykanie i w dalszym ciągu pełniła swoją dotychczasową rolę.
Uświadomiono mu, że nie jest możliwe, aby kobieta była służącą papieża, tym bardziej że nigdy nie było takiego precedensu.
Pius XI odpowiedział: „Każdy precedens miał swój początek: to więc nie może przeszkodzić w stworzeniu precedensu”.
[więcej w wydaniu książkowym...]
Pewnego dnia w Berlinie zapytano nuncjusza Pacellego, z jakiego powodu Włosi przebywając w kościele zachowują się tak, jak gdyby byli w teatrze.
Na co Ekscelencja: „Z takiego samego powodu, z jakiego wy Niemcy tak się zachowujecie w teatrze, jak gdybyście byli w kościele”. (...)
Wieczorem 2 marca 1939 roku, w sam dzień jego sześćdziesiątych trzecich urodzin, kiedy został wybrany papieżem po bardzo krótkim konklawe, w trzecim skrutinium, kardynał Pacelli, który już w ostatnim głosowaniu, jak powiadano, osiągnął prawie quorum, udając się do Kaplicy Sykstyńskiej, zamyślony, a może wzruszony, nie zauważył ostatniego stopnia małych schodów Sali Książęcej i upadł.
Jeden z kardynałów, który był przy tym, skomentował: „Och, Wikariusz Chrystusa na ziemi...!”
Kardynał Camillo Caccia Dominioni (nazywany „Dormiglioni”29 , ponieważ kiedy był prałatem Kamery Jego Świątobliwości, często drzemał podczas długich ceremonii) miał osobliwy tik nerwowy: od czasu do czasu mrugał prawym okiem, tak że ci, którzy go nie znali, mogli myśleć o nie wiedzieć jakim porozumiewawczym znaku.
To właśnie on, jako kardynał protodiakon, ogłaszał z zewnętrznej loży Bazyliki św. Piotra wybór Papieża Piusa XII.
Zdarzyło się, że zaledwie zdołał powiedzieć: Eminentissimum ac Reverendissimum Dominum, Dominum Eugenium, duża grupa Francuzów, którzy byli obecni na Placu, sądząc, że chodzi o ich rodaka, brodatego kardynała Eugeniusza Tisseranta, zaczęła natychmiast krzyczeć: „Tiss...”, ale nie zdążyli w porę dokończyć, gdyż Jego Eminencja, wychylając się z balkonu i patrząc w dół w ich kierunku, z całą siłą swego gardła i mrugając bardziej niż zwykle, wrzasnął: „Pacelli!”.
Rzymianie nie posiadali się z radości: już bowiem przez dwa i pół wieku nie był wybierany na papieża rodowity rzymianin, ostatnim był Klemens X (Emilio Altieri, 1670-1676).
Tak więc Pius XII został setnym papieżem — rzymianinem.
(Dla ścisłości historycznej należy przypomnieć, że do wyboru Grzegorza XVI [1831-1846] protodiakon mówił: Habemus Pontificem; jednak przy ogłaszaniu wyboru Piusa IX [rok 1846] powiedziano: Habemus Papam, i taki zwrot pozostał).
[więcej w wydaniu książkowym...]
Gdy monsignor Roncalli był nuncjuszem we Francji, na publicznym bankiecie przedstawiono mu naczelnego rabina Paryża, z którym podjął miłą rozmowę.
W określonym momencie wszyscy goście powstali, aby przejść do salonu. Rabin zapraszał uprzejmie nuncjusza, aby szedł przed nim, na co Roncalli: „Nie, nie, proszę, najpierw Stary Testament...”
Również wtedy, gdy jeszcze był nuncjuszem we Francji, podczas dyplomatycznego obiadu posadzono blisko niego żonę jednego z ambasadorów, która była nieco wydekoltowana.
Roncalli, uprzejmy jak zawsze, z razu nie uczynił ani nie powiedział niczego, co świadczyłoby o jego dezaprobacie wobec ubioru tej pani.
Pod koniec jednak zaproponował jej jabłko, mówiąc: „Proszę przyjąć ten owoc; i proszę sobie przypomnieć, co Ewa spostrzegła po zjedzeniu jabłka...”
Istnieje fotografia, na której widnieje czcigodny kardynał Elia Dalla Costa, arcybiskup metropolita Florencji, rozmawiający z patriarchą Wenecji w pewnej watykańskiej galerii pod koniec zebrania kardynałów przed konklawe 1958 roku.
Powiadają, że Dalla Costa, który podczas konklawe w 1939 roku znajdował się wśród kandytatów na urząd papieski, wyraził Roncallemu swoje pragnienie zobaczenia go na Katedrze Piotra.
Roncalli roześmiał się, uświadamiając mu, że ma prawie siedemdziesiąt siedem lat. Na co tamten odrzekł, że zawsze jest to o dziesięć lat mniej, niż ma on sam.
Rzeczywiście, pośród pięćdziesięciu jeden kardynałów, którzy weszli do konklawe, patriarcha Wenecji był młodszy od ponad dwudziestu swoich kolegów.
Zaraz po wyborze zaprowadzono go do tak zwanego „pokoju płaczu” obok Kaplicy Sykstyńskiej, aby zdjąć z niego szaty kardynalskie i ubrać go w przysługującą papieżowi białą sutannę.
Jednak żadna z sutann (które zwykle są wcześniej uszyte w trzech wymiarach: małym, średnim i dużym) nie była dla niego odpowiednia.
Gdy ceremoniarze starali się przy pomocy agrafek i szpilek dopasować ją na nim, Papież Jan powiedział: „Z tego widać, że krawcy nie chcieli mnie mieć papieżem”.
W sam wieczór jego wyboru, do jeszcze nie otwartego konklawe wtargnęli urzędnicy obydwu sekcji Sekretariatu Stanu pod wodzą ich szefów, biskupów Tardiniego i Dell'Acqua.
Kardynał dziekan Tisserant nałożył na nich ekskomunikę.
Ale nowo wybrany Papież wszystkich zwolnił z niej ipso facto bez zamiaru urażenia wspomnianego kardynała.
[więcej w wydaniu książkowym...]
Po przemówieniu Jana XXIII na otwarcie Soboru, porównywanym do przemówienia Piusa IX na otwarcie Soboru Watykańskiego I, powtarzano następującą dowcipną uwagę: „Wtedy mówiło się o «ultramontanach», gdy tymczasem to (przemówienie) jest «ultramontini»”: krążyła bowiem pogłoska, że kardynał Montini miał swój udział w redagowaniu niektórych fragmentów przemówienia Jana XXIII.
W okresie Soboru mówiono, że Confiteor kardynała Ottavianiego brzmiało: „Bea culpa, Bea culpa, Bea maxima culpa”.
(Wiadomo, że kardynał Bea, przewodniczący Papieskiej Rady dla Jedności Chrześcijan, nie podzielał umiarkowanej linii kardynała Ottavianiego, prefekta Najwyższej Świętej Kongregacji św. Oficjum i znanego kanonisty).
Podczas Soboru ukształtowały się wśród Ojców dwie zasadnicze grupy, które dziennikarze nazywali „konserwatystami” lub „tradycjonalistami” oraz „postępowcami”.
Powiadają, że jednego dnia jakiś kardynał spoza Alp, znany „postępowiec”, po bardzo ożywionej dyskusji z kardynałem Alfredo Ottavianim (którego dewizą było Semper idem — „Zawsze ten sam”), gdy udzielał dziennikarzom wywiadu, powiedział, adaptując zdanie Thomasa Woodrow Wilsona, byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych: „Ottaviani, jak każdy konserwatysta, i owszem, myśli. Najczęściej jednak po prostu siedzi”.
Gdy Papież Paweł VI, przyjmując na audiencji kardynała Lercaro, przewodniczącego Papieskiej Komisji Posoborowej ds. Liturgii, udzielił mu szerokich uprawnień w zakresie reformy liturgicznej, w siedzibie Świętej Kongregacji Obrzędów ukazała się na drzwiach wejściowych tejże Kongregacji wywieszka z napisem: „Do wynajęcia”.
W czasie wprowadzania rzeczonej reformy, przez niektórych nie do końca akceptowanej, została odgrzebana znana satyra odnosząca się do Papieża Urbana VIII Barberiniego (piętnująca tego Papieża za wydanie rozkazu zabrania z Koloseum i z Panteonu brązów pokrywających tam ściany, w celu zrobienia z nich sławnego baldachimu Konfesji św. Piotra autorstwa Berniniego) i zostało do niej dołączone jedno zdanie, tak że całość brzmiała: Quod non fecerunt Barbari, fecerunt Barberini. / Et quod non fecerunt Barberini, fecerunt Noč et Bugnini (To, czego nie zrobili barbarzyńcy, zrobili Barberini. A to, czego nie zrobili Barberini, zrobili Noč i Bugnini).
(Ci dwaj ostatni, osoby jak najbardziej kompetentne w przedmiocie, należeli, jak wiadomo, do głównych twórców rzeczonej reformy).
W okresie reformy liturgicznej pewien gorliwy włoski proboszcz, ze względu na to, że nieszpory nie były jeszcze oficjalnie przetłumaczone, sam zabrał się do tłumaczenia hymnu wielkanocnego, żeby, jak mówił, wierni chociaż raz rozumieli, co śpiewają.
Ale ten poczciwy człowiek, będący już w wieku dość podeszłym, miał niewspółczesne przygotowanie literackie i w tłumaczeniu trzeciego wiersza pierwszej strofy tego hymnu (który brzmiał: Post transitum maris rubri) oddał go przez: „Po przejściu czerwonej toni”.
Po nieszporach zapytał pewnej staruszki, co oznacza to zdanie; a ona odpowiedziała prosto, wzruszywszy ramionami: „Ba!”
„A post transitum maris rubri? Co pani powie?”
Ona na to: „Że chodzi o Morze Czerwone!”
[więcej w wydaniu książkowym...]
Był dobrym dzieckiem, lecz zarazem bardzo ruchliwym.
Jego nauczyciel ze szkoły podstawowej w wywiadzie, udzielonym pewnemu dziennikarzowi, powiedział między innymi: „Wyróżniał się wśród wszystkich, jednak na pewno nie spokojem: raczej był, jak się zwykło mawiać, nieznośnym malcem, niesłychanie ruchliwym. Szczuplutki, mizerny, wydawał się mieć w sobie żywe srebro... Nie jest to bynajmniej zarzut, jaki czynię Papieżowi, na miłość boską! Według mnie ci, którzy nigdy nie uważają, którzy się wiercą, którzy ustawicznie rozglądają się dokoła, są inteligentni, bystrzy, zdrowi”.
Giovanni Battista Montini w młodości i przez całe swoje życie lubił ten rodzaj poczucia humoru, które jest równoznaczne z aktem wiary, ponieważ relatywizuje tymczasową rzeczywistość tego świata i podtrzymuje poczucie absolutu.
W liście do członków rodziny (Rzym, 19 stycznia 1929 roku), ówczesny monsignor Montini dokonał bystrego spostrzeżenia na temat środowiska rzymskiego: „pełne wielkich myśli i małych plotek”.
Gdy był prosekretarzem stanu Piusa XII, pewnego dnia widziano go, jak w okolicy Bazyliki św. Piotra dźwigał dwie ciężkie walizy pewnej starej kobiety.
Każdy, kto go rozpoznawał, myślał, że kobieta jest jego krewną.
Jakież było zdziwienie, kiedy później się dowiedziano, że Montini spotkał ją przypadkowo; widząc zaś, że jest w trudnej sytuacji, spontanicznie zaofiarował jej pomoc.
[więcej w wydaniu książkowym...]
Po mianowaniu go patriarchą Wenecji przez Pawła VI, gdy swoim jasnym i dla wszystkich zrozumiałym stylem wygłaszał homilię w Bazylice św. Marka z okazji obejmowania jej w posiadanie, pewien kanonik skomentował ją: „To jest coś dla małych dzieci”.
Kiedy był w Wenecji, współpracował ze znanym czasopismem „Il Messaggero di S. Antonio”, gdzie zamieszczał listy adresowane do postaci historycznych lub bajecznych (jak Pinokio), które nazywał „Illustrissimi”44 .
Wieczorem w dniu swej elekcji, podczas spożywania kolacji z kardynałami, pewien kardynał hiszpański poprosił go o pozwolenie zapalenia papierosa. Jan Paweł I odpowiedział mu: „Tak, ale... biały dym”.
Po wyborze na Papieża, wstając rano, kontynuował nadal swój stary zwyczaj otwierania samemu okien sypialni i gabinetu, które pozostawiał otwarte, aby wpuścić powietrze i słońce.
Podczas przygotowań do oficjalnej inauguracji jego posługi jako Najwyższego Pasterza Kościoła on sam, monsignor Martin i monsignor Noč rozważali stosowność lub nie noszenia przez papieża w dalszym ciągu w charakterze pastorału krzyża, jak to Paweł VI zainicjował w przeciwieństwie do starej tradycji, według której papież nosił taki pastorał tylko w katedrze w Trewirze, natomiast podczas niektórych uroczystych funkcji (jak otwarcie i zamknięcie drzwi świętych i przy konsekracji kościoła) używał wysokiej laski zwieńczonej krzyżem, nazywanej ferula.
Ponieważ zdania Martina i Nočgo nie były zgodne, Jan Paweł I powiedział żartując: „Jestem jak osioł Buridana”45 .
W pierwszych dniach pontyfikatu przedstawiono mu notę, w której proszono go o potwierdzenie tytułu szlacheckiego dla pewnego hiszpańskiego hrabiego.
Papież przyznał tytuł, ale powiadają, że zrobił adnotację: „Czyżby Stolica Apostolska jeszcze w tych czasach miała zwyczaj przyznawania takich odznaczeń?” Jak gdyby dla zaznaczenia, że w przyszłości nie będzie już na to zezwalał.
(To potwierdza, że był osobą, która znała się na rzeczy, przeciwnie do zdania tych wszystkich, a nie było ich mało, którzy go uważali za kogoś nie mającego doświadczenia).
Pewne zdziwienie wywołało jego stwierdzenie, że Bóg „jest ojcem, ale jeszcze bardziej jest matką”. Tak samo podczas audiencji zdumiewało słuchaczy, gdy w swoich przemówieniach cytował Marka Twaina, Sainte-Beuve'a, Trilussę, G. K. Chestertona, Verne'a, Carnegiego.
Miał zwyczaj przepisywać do zeszytu przeczytane przez siebie anegdoty, aby później korzystać z nich w rozmowach lub przemówieniach.
Będąc jeszcze kardynałem, w rozmowie z angielskim zakonnikiem, który od lat przebywał w Rzymie (i od którego dowiedzieliśmy się o tym fakcie), powiedział: „Ojciec z pewnością słyszał o wymianie komplementów, jaka odbyła się między Sir Winstonem Churchillem i George'em Shawem?” Ten zaprzeczył.
Wtedy Luciani opowiedział mu: „George Bernard Shaw z okazji premiery swojego Pigmaliona zaprosił Churchilla na przedstawienie; powiadamiając go, że zarezerwował kilka miejsc dla niego i jego przyjaciół, dodał: „jeżeli ma jakichś”. Premier odpowiedział: „Mój najdroższy George, serdecznie dziękuję za twoje uprzejme i miłe zaproszenie: niestety, naglące obowiązki rządowe nie pozwalają mi, jak to jest moim gorącym pragnieniem, być obecnym na twojej premierze. Bardzo chętnie jednak przyjdę na drugie przedstawienie. Jeżeli się odbędzie”.
Podczas audiencji generalnej 13 września 1978 roku między innymi pod koniec opowiadał: „W ubiegłym wieku żył we Francji Fryderyk Ozanam...47 jego przyjacielem był Lacordaire , który mówił o nim: «Jest on tak zacny, jest tak dobry, że zostanie kapłanem, potem będzie biskupem». Niestety! Stało się inaczej. Ozanam spotkał pannę i pobrali się. Lacordaire'owi sprawiło to wielką przykrość. Skomentował ten fakt: «Biedny Ozanam! On także wpadł w pułapkę!» Ale w dwa lata potem Lacordaire przybył do Rzymu i został przyjęty przez Piusa IX. «No proszę, Ojcze — powiedział papież — no proszę. Zawsze słyszałem, że Jezus ustanowił siedem sakramentów, a teraz Ojciec przychodzi i miesza mi karty na stole; mówi mi Ojciec bowiem, że Jezus ustanowił sześć sakramentów i jedną pułapkę! Nie, Ojcze, to nie jest pułapka, to jest wielki sakrament»”.
Z wyborem tego Papieża dwie ludowe przepowiednie przestały się sprawdzać. Pierwsza mówiła, że w nazwiskach ostatnich papieży powinna się kolejno przeplatać spółgłoska „r”: mianowicie Pius IX — Mastai Ferretti; Leon XIII — Pecci; św. Pius X — Sarto; Benedykt XV — Della Chiesa; Pius XI — Ratti; Pius XII — Pacelli; Jan XXIII — Roncalli; Paweł VI — Montini; a zatem powinien przyjść ktoś z „r” w nazwisku (oto dlaczego wielu spodziewało się kardynała Siri), ale przyszedł Luciani i ta przepowiednia się skończyła; druga przewidywała, że po papieżu „dobrze zbudowanym” nastąpi papież o „delikatnej budowie”: to sprawdzało się dokładnie od Piusa IX do Pawła VI.
Kiedy umarł po trzydziestu trzech dniach pontyfikatu, niektórzy zwracali uwagę, że już w nazwisku, zgodnie z opinią starożytnych, zawierało się jego przeznaczenie. Utrzymywali bowiem, że jego imię jest wróżbą (nomen, omen): ten Papież zaś nazywał się Albino Luciani: co znaczy „mały brzask światła”.
Jan Paweł I miał styl jasny, pedagogiczny i nienudny, według powiedzenia Voltaire'a : „Wszystkie style są dobre, z wyjątkiem stylu nudnego”, i przede wszystkim, według rady Horacego w Ars poetica: „Ten osiąga każdy cel, kto potrafi łączyć z sobą pożyteczne i przyjemne / bawiąc i ucząc czytelnika równocześnie”.
W ciągu kilku dni swoim uśmiechem i swoim skromnym, pokornym i serdecznym sposobem bycia pozyskał sobie sympatię świata.
Kiedy po śmierci Pawła VI kardynałowie zebrali się na konklawe, było parne sierpniowe popołudnie.
Po wejściu do pokoi sypialnych, których okna były zamknięte i opieczętowane od kilku dni, wydawało się im, że są w piecu, jak to wspominał kardynał Suenens, Belg. Zaczęło się ogólne szemranie; ktoś poczuł się źle.
Pewien purpurat, który cierpiał na klaustrofobię, wezwał posługacza i kazał mu otworzyć okno.
Ten powiadomił go cichym głosem, że groziła za to ekskomunika.
„Jaka ekskomunika — odpowiedział kardynał — otwórz, otwórz...” (w rzeczywistości ekskomunika groziła w wypadku niezachowania tajemnicy dotyczącej czynności konklawe, a nie takich drobiazgów).
Przed kolejnym konklawe, które nastąpiło prawie półtora miesiąca później, Kolegium Kardynalskie absolutną większością nakazało, aby nie zaciemniano szyb i już nie zamykano hermetycznie okien (pomyśleć, że w dawnych czasach przy tej okazji zamurowywano loggię błogosławieństw!).
W następstwie tego Papież Jan Paweł II roztropnym zarządzeniem kazał zbudować odpowiedni dom, Domus Sanctae Marthae, z mieszkaniami dla kardynałów na czas konklawe, zarazem ustalając, że głosowania muszą się odbywać, jak to teraz jest zwyczajem, w Kaplicy Sykstyńskiej.
(Wyrażenie cum clave [„pod kluczem”] znajduje się po raz pierwszy w Konstytucji Apostolskiej Ubi periculum, wydanej przez Papieża Grzegorza X Viscontiego w 1274 roku. Ten Papież został wybrany w Viterbo w okresie najdłuższego Sede Vacante, które trwało prawie trzy lata. Ponieważ kardynałowie po wielu miesiącach nie potrafili się zdecydować, obywatele tego miasta należącego do Patrimonium Świętego Piotra, z podestą Albertem di Montebuono oraz kapitanem milicji na czele, postanowili zamknąć drzwi pałacu, w którym zebrali się elektorzy, zaznaczając że drzwi te nie zostaną otwarte, dopóki nie będzie wybrany nowy papież. Tradycja podaje ponadto, że doszło także do odkrycia dachu budynku i kardynałowie, aby schronić się przed niepogodą, byli zmuszeni postawić na miejscu namioty).
Wspomniany już monsignor Del Ton, który przewidział wybór kardynała Wojtyły, czytając w gazetach wśród przewidywanych kandydatów (papabili) nazwisko kardynała arcybiskupa Palermo (Papalardo), chociaż osobiście go szanował, skomentował, że miał on nazwisko, które go wykluczało spośród kandydatów na papieża: „Czy wyobrażacie sobie papieża — mówił trochę się jąkając — Papa-Papa-Papalardo: litości!”
Dobrze znana jest jego pasja narciarska. Gdy był kardynałem arcybiskupem metropolitą Krakowa, pewien zagraniczny dziennikarz zwrócił mu uwagę, iż uprawianie takiego sportu może się wydawać mało stosowne dla dostojnego purpurata.
Wojtyła odpowiedział mu: „Widzi pan, u nas jest to uważane za rzecz zupełnie normalną; powinien pan wiedzieć, że w Polsce połowa kardynałów jeździ na nartach” (wtedy w Polsce był, oprócz niego, tylko jeden kardynał: znany i „stalowy” kardynał prymas Stefan Wyszyński!).
Po kilku dniach od przyjęcia godności papieskiej zaczął odwiedzać biura Sekretariatu Stanu oraz Spraw Publicznych Kościoła.
Personel Dykasterii niecierpliwie oczekiwał na spotkanie z pierwszym Papieżem z Europy Wschodniej i pięćdziesiątym pierwszym Papieżem nie-Włochem (minęło ponad cztery i pół wieku! ostatnim był, jak wiadomo, Holender Hadrian Florensz — Hadrian VI, 1522-1523).
Pewien stary jezuita, gdy Papież wszedł do jego pokoju, zaczął mówić po polsku. Jednak musiał być nie bardzo biegły w tym języku. Jego Świątobliwość bowiem, z żartobliwym uśmiechem, skomentował: „Widzę, że Ojciec mówi tak po polsku, jak ja po koreańsku”.
Jan Paweł II, ze względu na swój ładunek humanitaryzmu, który potrafi natychmiast przekazywać, wzbudził wielki entuzjazm w ludziach oraz — nie mogło być inaczej! — w siostrach zakonnych, które gromadami przybiegały na audiencje.
Podczas jednej z nich pewna zakonnica, wysoka i silnie zbudowana (matka przeorysza?), wyrwała się z takim okrzykiem: „Hurra, dwunasty raz pocałowałam jego rękę!”
Kiedy się dowiedziano, że nowy Papież pragnie, aby zbudowano basen w Pałacu Papieskim w Castel Gandolfo, byli tacy, którzy krytykowali to życzenie, utrzymując, że w ten sposób trwoni się pieniądze.
Powiadają, że Jan Paweł II skomentował te uwagi: „Zawsze będą to mniejsze pieniądze niż te, które trzeba będzie wydać na wybór nowego papieża”.
(Tym bardziej, że basen, sam w sobie niezbyt duży, służy do uprawiania dobroczynnego sportu zarówno Papieżowi, jak i służbowemu personelowi).
[więcej w wydaniu książkowym...]
opr. mg/mg