W wyniku protestanckich wpływów coraz częściej słyszymy twierdzenie, że osoba wierząca nie może chorować. Jak to się ma do Biblii i nauczania Kościoła?
W poprzednim odcinku zapytaliśmy, co „charyzmatyk w dżinsach” głosi swoją modlitwą o uzdrowienie. Innymi słowy: jaką wizję Boga, człowieka i wiary przekazuje proponując taki a nie inny sposób modlitwy. W kolejnych częściach cyklu chcielibyśmy zastanowić się nad tym, jak ma się dzisiejsza praktyka charyzmatyczna do Biblii, na którą „charyzmatyk w dżinsach” się powołuje.
Zacznijmy od sprawy zupełnie oczywistej, której wydawałoby się że nie ma potrzeby tłumaczyć. Jednak ze względu na coraz silniejsze oddziaływanie tego, co nazywam „ideologią uzdrowienia”, trzeba wracać do spraw podstawowych. Dzisiejszy nacisk na uzdrowienia oraz niektóre poglądy głoszone przez charyzmatyków sprawiają wrażenie, jakoby w życiu chrześcijanina prawdziwie wierzącego nie było miejsca na choroby. Oczywiście katolicki „charyzmatyk w dżinsach” nie idzie tak daleko, jak amerykańskie gwiazdy głoszące, że choroba jest wręcz grzechem. Ale zdarza się na przykład sugerowanie zbyt małej wiary, a w słowniku pojęć charyzmatycznych zagościło słowo „przełom”. Jakoby wzniesienie się na nowy poziom wiary otwierało drzwi do większych uzdrowień niż do tej pory.
Skonfrontujmy zatem oczekiwania pomyślności zdrowotnej z Biblią, a ściślej: sięgnijmy do pierwotnego Kościoła, który w oczach „charyzmatyka w dżinsach” stanowi coś w rodzaju „złotego wieku”. Do tego „rajskiego” czasu rzekomo mielibyśmy potrzebę wracać, by na zasadzie „kopiuj-wklej” odtwarzać doświadczenia pierwszego pokolenia chrześcijan. Zacznijmy od Listu do Filipian, w którym apostoł szczerze pisze o chorobie:
25 Uznałem też za konieczne posłać do was Epafrodyta, brata, współpracownika i współbojownika mojego, a waszego wysłannika, który miał zaradzić moim potrzebom, 26 gdyż bardzo tęsknił za wami wszystkimi i dręczył się tym, że usłyszeliście o jego chorobie. 27 Rzeczywiście bowiem zachorował, tak iż był bliski śmierci. Ale Bóg się nad nim zmiłował: nie tylko zaś nad nim, lecz i nade mną, żebym nie doznał smutku jednego po drugim. 28 Przeto tym śpieszniej go posyłam, ażebyście wy ujrzawszy go ponownie się uradowali, i ja żebym mniej się martwił. 29 Przyjmijcie więc go w Panu z całą radością! A takich jak on otaczajcie czcią, 30 bo dla sprawy Chrystusa bliski był śmierci, naraziwszy życie swoje po to, by was zastąpić przy posłudze, której wy [osobiście] nie mogliście mi oddać (Flp 2,25-30).
Komentarz: nie byle kto, bo współpracownik nie byle kogo, bo samego apostoła Pawła, zachorował; i to tak mocno, że bliski był śmierci! A Paweł, przecież zwolennik charyzmatów, w ogóle nie wspomina modlitwy o uzdrowienie. Stwierdza jedynie że „Bóg się nad nim zmiłował”, co trzeba by chyba czytać tak: Bóg mógł się nie zmiłować, zwykle raczej się nie miłuje w takich sprawach, ale w tym przypadku okazał miłosierdzie. Pół żartem: może po to, żeby Paweł nie doświadczył, że nieszczęścia chodzą parami. Całkiem serio: uzdrowienia należą do wyjątków, a nie do reguły. Trzeba by zastosować „copy-paste” również do tego.
Kolejne przykłady z kolejnych listów do Tymoteusza:
Samej wody już nie pij, używaj natomiast po trosze wina ze względu na żołądek i częste twe słabości! (1Tm 5,23).
Erast pozostał w Koryncie, a Trofima pozostawiłem w Milecie chorego (2Tm 4,20).
Czy potrzeba komentarza? Słabości i choroby są częścią normalnego życia chrześcijańskiego, podobnie jak wszelkie inne niedogodności związane z przebywaniem na tym świecie. Tymoteusz doświadcza nie wyjątkowych, lecz częstych słabości, a Trofim musiał być ciężko chory, skoro dolegliwość związana była z przerwaniem podróży ewangelizacyjnej. Zwraca uwagę, że nadawca listu nie proponuje modlitwy o uzdrowienie, nie wzywa jak współcześni charyzmatycy do kolejnych nadprzyrodzonych przełomów w modlitwie, lecz zaleca zupełnie naturalne środki zaradcze — jak przytomnie zauważał wiele lat temu ks. Andrzej Siemieniewski.
A teraz fragment, który opacznie bywa używany na potwierdzenie fałszywej doktryny, zgodnie z którą zbawienie oznacza również uwolnienie od choroby.
3J 1,1-2: „1 [Ja] prezbiter —
do umiłowanego Gajusa,
którego miłuję w prawdzie.
2 Umiłowany,
życzę ci wszelkiej pomyślności i zdrowia,
podobnie jak doznaje powodzenia twoja dusza”.
Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że należałoby oczekiwać zdrowia ciała proporcjonalnego do zdrowia duszy. Ale przecież list ten można, a nawet trzeba, czytać inaczej. Po pierwsze, prezbiter nie głosi tutaj doktryny, ale zupełnie zwyczajnie, z miłości, wyraża życzenie wszelkiego błogosławieństwa w życiu Gajusa. Trochę to przypomina życzenia, jakie nieraz słyszymy od naszych znajomych: zdrowia, szczęścia, pomyślności. Po drugie, jeśli już chcieć wyczytać tutaj jakąś informację na temat obecności/nieobecności choroby w życiu wierzącego, to trzeba by jednak przyjąć, że powodzenie cielesne pozostawia wiele do życzenia, nawet jeśli powodzenia doznaje dusza. W przeciwnym razie nie trzeba by Gajusowi życzyć pomyślności zdrowia.
Na zakończenie prawdziwa „bomba” rozsadzająca współczesną ideologię uzdrowienia. Otóż chorował nawet napełniony Duchem Świętym apostoł narodów! Kto jak kto, ale ewangelizator głoszący w mocy Ducha Świętego Dobrą Nowinę, mógłby chyba oczekiwać od Pana, że swoimi znakami i cudami potwierdzi przepowiadaną Ewangelię? A tymczasem został zatrzymany chorobą i niedomagał w ciele:
13 Wiecie przecież, jak pierwszy raz głosiłem wam Ewangelię zatrzymany chorobą 14 i jak mimo próby, na jaką moje niedomaganie cielesne was wystawiło, nie wzgardziliście mną ani nie odtrąciliście, ale mnie przyjęliście jak anioła Bożego, jak samego Chrystusa Jezusa. 15 Gdzież się więc podziało to, co nazywaliście waszym szczęściem? Bo mogę wydać wam świadectwo: gdyby to było możliwe, bylibyście sobie oczy wydarli i dali je mnie (Ga 4,13-15).
Egzegeci podpowiadają, że może chodziło o tzw. „malarię maltańską”, sugerują też chorobę oczu (por. w. 15). Nie musimy się nad tym zastanawiać, wystarczy że podsumujemy ten odcinek jednym zdaniem: Pismo przeczy poglądowi, że wierzący nie choruje. W kolejnej części cyklu przyjrzymy się sposobowi czytania Biblii przez „charyzmatyka w dżinsach”.
Acha, jeszcze jedno: dobrze byłoby pamiętać „charyzmatykowi w dżinsach”, który chciałby naśladować pentekostalne gwiazdy, że wszystkie one — ot, choćby: Smith Wigglesworth, Kathryn Khulman i Oral Roberts — chorowały i od chorób gasły, często na przekór głoszonej przez siebie doktrynie, że w życiu wierzącego nie ma miejsca na chorobę.
opr. mg/mg