Św. Urszula Ledóchowska wywodziła się z wielokulturowej, szlacheckiej rodziny. Swą uwagę zwróciła jednak ku ubogim i z myślą o nich założyła swe zgromadzenie "szarych" urszulanek. Co dziś jest szczególnym charyzmatem tego zgromadzenia?
Z przełożoną generalną Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego — m. Franciszką Sagun w 150. rocznicę urodzin św. Urszuli Ledóchowskiej rozmawia ks. Ireneusz Skubiś
KS. IRENEUSZ SKUBIŚ: — Jak najogólniej opisałaby Matka życie bł. Urszuli Ledóchowskiej?
M. FRANCISZKA SAGUN USJK: — Trudno zamknąć to dość długie życie w kilku zdaniach. Najkrócej można by powiedzieć tak: było to życie oddane poszukiwaniu Pana Boga i Jego woli we współczesnej jej rzeczywistości, w służbie Kościołowi i ludziom, na drodze konsekracji zakonnej. Jako kilkunastoletnia dziewczyna wybrała tę drogę, rozmiłowana w Osobie Jezusa Chrystusa, zafascynowana Jego przesłaniem i poszukująca sposobu głoszenia Jego miłości, szczególnie wśród najbardziej potrzebujących duchowo i materialnie. W jednym z jej pism skierowanych do sióstr jest taka parafraza słów św. Pawła: pragnąć, aby stać się wszystkim dla wszystkich i wszystkich do Chrystusa przyprowadzić. Nie tylko wytrwała do końca, ale „zaraziła” swym entuzjazmem i dynamizmem innych, tak że powstała wokół niej wspólnota osób pragnących żyć podobnie jak ona: w prostocie, w pogodzie ducha, służąc innym z pokorą i oddaniem. Ta wspólnota — Urszulanki Serca Jezusa Konającego — istnieje do dziś.
— Powołanie do zakonu Waszej matki założycielki było dość nietypowe — zaczynała jako siostra w innym zgromadzeniu zakonnym. jak doszło do tej ciekawej transformacji?
Czy było to powołanie nietypowe? I tak, i nie. M. Urszula wstąpiła do autonomicznego klasztoru Sióstr Urszulanek w Krakowie (w tamtych czasach niemal wszystkie klasztory Urszulanek były autonomiczne, łączyła je osoba założycielki — św. Anieli Merici — i wspólny charyzmat), ponieważ chciała wyrazić swe powołanie także przez pracę wychowawczą i nauczycielską. Była szczęśliwa w klasztorze i bardzo ceniona jako wychowawczyni i nauczycielka. Zachowały się świadectwa jej uczennic z tamtych lat. Jako wybrana przez wspólnotę przełożona wraz z przełożonymi innych klasztorów urszulańskich podjęła działania zmierzające do dostosowania reguł klasztoru do zmieniających się czasów. Nie po to, aby było łatwiej i nowocześniej, ale aby lepiej służyć, przede wszystkim dzieciom i młodzieży. W tę troskę wpisują się zmiany w konstytucjach Urszulanek, a także powstanie pierwszego domu akademickiego dla studentek w Krakowie. Trzeba pamiętać, że dopuszczenie w tamtych czasach dziewcząt do studiów uniwersyteckich było rewolucją społeczno-obyczajową i prośba urszulanek, aby zająć się studentkami, wydawała się, delikatnie mówiąc, niestosowna. Dopiero samobójstwo jednej ze studentek przyczyniło się do zgody władz kościelnych na otwarcie internatu. Już wtedy Duch Święty zaczął w m. Urszuli swoje dzieło budzenia świętego niepokoju o to, czy w życiu jej i wspólnoty nie trzeba czegoś nowego i czegoś więcej, aby odpowiedzieć na znaki i wezwania zmieniających się czasów. Okoliczności pomogły w tym rozeznaniu. W szkole urszulanek krakowskich uczyły się też dziewczęta z zaboru rosyjskiego. Wracając do domu, zabierały dyplomy, nieuznawane jednak przez rosyjskie władze, nie miały więc nadal żadnych uprawnień, np. do podjęcia pracy zawodowej. Dlatego w Matce zrodziła się myśl, aby przedostać się do Rosji i tam kontynuować pracę wychowawczą. Rewolucja 1905 r. zachwiała trochę caratem i przyniosła zmiany, które umożliwiły realizację także i tego małego projektu. Za zgodą władz zakonnych i kościelnych Matka wraz z drugą siostrą wyjechała do Petersburga w 1907 r. jako urszulanka klasztoru krakowskiego — oczywiście po świecku — i zdecydowała się na życie w ukryciu, bo życie zakonne było w Rosji zabronione. Na pewno nie myślała wtedy, żeby się odciąć od macierzystego klasztoru albo zrezygnować z życia zakonnego. Jechała na misje jako urszulanka. Powstał więc autonomiczny klasztor Urszulanek, który potem, po latach, po wielu doświadczeniach i tułaczkach (był to czas I wojny światowej) został przez Stolicę Apostolską przekształcony w czynne Zgromadzenie Urszulanek Najświętszego Serca Jezusa Konającego. Wyjazd do Rosji stał się etapem drogi, którą zaplanował dla m. Urszuli Pan Bóg, i z pewnością wówczas ona sama nie wiedziała, dokąd ją ta droga zaprowadzi. Po latach w „Historii Kongregacji” Matka napisze: „Bóg sam wszystko obmyślił, wszystko prowadził, wszystkim kierował. Ja w tej całej przemianie, przez którą pierwsze siostry przeszły, tj. Zakonu Urszulańskiego w Kongregację Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, byłam tylko pionkiem na szachownicy, którym wyższa ręka kierowała, rządziła, przerzucając z miejsca na miejsce, z kraju do kraju, aż do spełnienia nie moich zamysłów — ja o tym nie myślałam nigdy — ale zamiarów Bożych”. Po prostu czas formacji „początkowej” w duchu urszulańskim kończył się. Musiała podjąć nowe zadania. Nie wystąpiła z klasztoru ani nie odeszła, uznając, że to już nie jej miejsce. Pozostała urszulanką wtedy i do końca życia, choć w inny sposób.
— Matka założycielka pochodziła ze znakomitej rodziny. Czy krewni św. Urszuli mieli swój udział w tworzeniu i rozwoju zgromadzenia sióstr urszulanek szarych?
Matka urodziła się i wychowała w Austrii. Pochodziła z rodziny wielokulturowej, wielonarodowej i wielowyznaniowej. Jej rodzice byli ludźmi wierzącymi, silnie związanymi z Kościołem. Szczególnie matka, Józefina Salis-Zizers (Szwajcarka urodzona i wychowana w Austrii), dbała o wychowanie religijne dzieci; ojciec Antoni August Ledóchowski troszczył się może bardziej o ich wychowanie ogólne. To było wielkie bogactwo przekazywane dzieciom w rodzinie w sposób naturalny. Po prostu tym żyli i tym oddychali od dzieciństwa. A więc wielopłaszczyznowe dziedzictwo rodziny, mającej swój duży wkład w historię, kulturę i życie społeczne w wielu częściach Europy (Austria, Polska, Szwajcaria, Rosja, Morawy...), niewątpliwie miało swój udział w kształtowaniu osobowości dzieci w rodzinie Ledóchowskich. Widać to wyraźnie także i u m. Urszuli, w jej otwartości i gotowości do przyjęcia każdego, bez względu na narodowość, wyznanie, orientację polityczną, przy zachowaniu jednocześnie swojej tożsamości narodowej (można powiedzieć, że była Polką z wyboru) i patriotyzmie gorącym, ale otwartym, niewykluczającym innych. Tak też chciała widzieć swoją wspólnotę. Postacią oddziałującą na wyobraźnię i uczucia dzieci był też niewątpliwie arcybiskup poznański Mieczysław Ledóchowski (późniejszy kardynał i prefekt rzymskiej Kongregacji Rozkrzewiania Wiary) ze względu na prześladowania, jakich doznał w czasie Kulturkampfu. Historia jego życia umacniała w wierze i w miłości do prześladowanej i umęczonej Ojczyzny.
— Czy znajomość św. Urszuli z wieloma znakomitymi Polakami (m.in. z Henrykiem Sienkiewiczem) oraz jej działalność patriotyczna przyczyniły się do formacji idei zgromadzenia?
Matka chyba nie znała osobiście Henryka Sienkiewicza. W latach I wojny światowej współpracowała z założonym m.in. przez niego w Szwajcarii Komitetem Generalnym Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Matka była w tym czasie w Skandynawii, w Sztokholmie, potem w Aalborgu w Danii. Współpraca Matki z Komitetem polegała na organizowaniu spotkań w różnych miejscach półwyspu skandynawskiego, aby szerzyć wiedzę o Polsce, o jej historii, wkładzie w kulturę europejską, o męczeńskich losach w ostatnich stuleciach. Starała się budzić w ten sposób zainteresowanie Polakami i współczucie oraz zdobywała środki materialne na pomoc ofiarom wojny. wszystko to czyniła w sposób kompetentny i inteligentny, w języku słuchaczy (nauczyła się szwedzkiego i duńskiego), z kobiecym żarem i uczuciem. Słuchało jej wielu ludzi znaczących w środowiskach skandynawskich i być może ta jej praca choć w maleńkim stopniu przyczyniła się do ich pozytywnej postawy wobec Polski wtedy, gdy po zakończeniu wojny dyskutowano nad wskrzeszeniem niepodległej Polski. W samym Sztokholmie jej „salon”, jak się wtedy mówiło, był miejscem spotkań ludzi różnych narodowości, ale też Polaków o różnych poglądach politycznych i religijnych. To wtedy jednemu ze swych gości na pytanie, jakiej ona sama jest orientacji politycznej, odpowiedziała: moją polityką jest miłość. Czy te znajomości i działalność Matki miały wpływ na formację zgromadzenia? Nie wiem. Myślę, że to raczej Matka dawała tym ludziom, reprezentującym czasem skrajnie różne poglądy polityczne, przykład, że można się różnić, a jednocześnie szukać jedności w drodze do wspólnego celu i jednoczyć tam, gdzie jest to potrzebne.
— Jak Matka sądzi, czy tytuł zgromadzenia: Urszulanki Serca Jezusa Konającego miał uzasadnienie w pobożności św. Urszuli?
Z materiałów archiwalnych odnalezionych przed laty w Watykanie wiemy, że pierwszy projekt konstytucji naszego zgromadzenia, złożony w Kongregacji Konsystorza w roku 1920, proponował, abyśmy były urszulankami od ubogich. Matka pragnęła więc już w nazwie wyeksponować jeden z najważniejszych elementów naszego charyzmatu, tj. służbę ubogim — pójście na peryferie, jak się dziś chętnie mówi. Niewątpliwie wypływało to z duchowości Matki, z jej wrażliwości religijnej i społecznej. Kongregacja nadała nam tytuł „od Najświętszego Serca Jezusa Konającego”. Matka, zawiadamiając siostry o tej propozycji watykańskiej kongregacji, pisała z Rzymu do sióstr w kwietniu 1920 r.: „Pewnie nie będziemy «Urszulankami biednych», ale «Urszulankami Serca Jezusowego» — to jeszcze piękniej. (...) modlę się ustawicznie za Was, razem z Wami udaję się na modlitwę. Wszystkie zabieram z sobą i proszę o jedną łaskę, w której wszystko jest zawarte, byśmy coraz więcej i więcej kochały Boskie Serce Jezusa”. Kult Serca Jezusowego w tamtych czasach był bardzo żywy w Kościele. Matka w swych listach i pismach kierowanych do sióstr od razu podjęła tę tajemnicę jako najwyższy wyraz miłości zbawczej Jezusa Chrystusa i potrzebę jej odbicia w konkretnym życiu i pracy sióstr, aby szerzyć królestwo Bożego Serca na ziemi. W żaden sposób nie kłóciło się to z pragnieniem, by siostry pracowały przede wszystkim na rzecz ubogich, więcej — dawało temu pragnieniu solidne podstawy teologiczne i biblijne.
— Jak wasza święta założycielka jest postrzegana przez siostry dzisiaj?
Odpowiedź wydaje się prosta: jako matka, kierownik duchowy, mistrzyni, przełożona... Zawsze potrzebna Kościołowi i światu. Jan Paweł II w czasie wizyty w Domu Generalnym naszego zgromadzenia w Rzymie w 1986 r. powiedział do sióstr: „Pragnę życzyć wam, abyście niosły światu ten szczególny charyzmat waszego powołania, charyzmat waszej Założycielki, waszej wspólnoty zakonnej, waszej rodziny. Ten charyzmat: od Serca Jezusa Konającego jest tak bardzo głęboki, a jednocześnie tak bardzo ludzki, tak bardzo nowoczesny, tak bardzo ewangeliczny, prosty, tak bardzo otwarty na najróżniejsze sytuacje. Wiemy dobrze, dokąd poszła matka Urszula w Polsce w okresie międzywojennym, gdzie otwierała domy i domki, aby służyć Kościołowi, aby służyć ludziom. Ten charyzmat tak bardzo apostolski...”. To jest cały program na dziś dla każdej z nas. Pragniemy pozostać mu wierne. Sądzę, że dla każdej urszulanki nasza święta Matka pozostaje matką i przewodniczką w drodze, choć zdajemy sobie sprawę, jak często nie dorastamy do tych szczytów duchowych i apostolskich, które ona nam wskazała. Stawiamy sobie pytanie, czy ona — i w jakim stopniu — rozpoznaje w nas swoje córki duchowe i spadkobierczynie tego charyzmatu i tradycji. Trwający ponad 50 lat proces kanonizacyjny pomógł nam w zebraniu i przygotowaniu do publikacji spuścizny pisanej naszej Założycielki i świadectw o niej samej. Wydaje mi się, że choć osób bezpośrednio znających naszą świętą Matkę już prawie nie ma, mamy dużo źródeł i pomocy, aby ją coraz lepiej poznawać, i sądzę, że siostry o to się starają.
— Charyzmat Waszego zgromadzenia — wychowanie dzieci i młodzieży, służba potrzebującym i ewangelizacja świata — był przedmiotem wielkiej troski Waszej założycielki. jak się on wypełnia dziś?
W zasadniczych zarysach kontynuujemy, w miarę możliwości, to, czym żyło nasze zgromadzenie w czasach Matki Założycielki. Oczywiście, w czasach jednak się zmieniających. Staramy się dostosować nasz charyzmat do potrzeb miejsca i wyzwań współczesności. Trzeba pamiętać, że zgromadzenie w momencie śmierci założycielki było obecne w Polsce (większość) oraz w niewielkich wspólnotach we Włoszech i we Francji. Dziś jesteśmy w 14 krajach: w Polsce, we Włoszech, Francji, w Finlandii, Niemczech, na Białorusi, Ukrainie, w Rosji, Kanadzie, Argentynie, Brazylii, Boliwii, w Tanzanii i na Filipinach. Już to pokazuje, w jak zróżnicowanych miejscach wspólnoty sióstr pracują i starają się wypełniać charyzmat zgromadzenia. Wszędzie tam, gdzie jesteśmy, staramy się pracować w duchu naszej świętej założycielki i żyć tak, by była ona duchowo, poprzez nasze wspólnoty, obecna...
— Siostry urszulanki wpisały się mocno w życie Kościoła katolickiego w Polsce. Jakie szczególne dzieła i ośrodki stanowią powód do dumy dla Waszego zgromadzenia?
Na pierwszym miejscu postawiłabym zaangażowanie zgromadzenia w nauczanie i wychowanie dzieci i młodzieży, poprzez pracę katechetyczną, przygotowanie do sakramentów, prowadzenie Eucharystycznego Ruchu Młodych i innych grup duszpasterskich, a także prowadzenie trzech szkół i kilkunastu przedszkoli, które poza tym, że wychowują, umożliwiają objęcie troską duchową, a czasem i materialną, całych rodzin. Od wielu lat w domu macierzystym w Pniewach siostry organizują kilkudniowe formacyjne spotkania młodzieży urszulańskiej pod nazwą Forum Młodzieży i spotkania grupy teatralnej SEDNO. Na te spotkania przyjeżdżają młodzi, którzy w ciągu roku mają stały kontakt z naszymi siostrami. Ważnym miejscem troski duchowej zwłaszcza o dziewczęta i o ich przygotowanie do życia w rodzinie i w społeczeństwie są prowadzone przez nas domy dla studentek i internaty. Ponadto nasze siostry koordynują pracę administracyjną i duszpasterską w domach akademickich KUL — obejmują opieką setki studentek i studentów. Nie mniej ważnym miejscem troski o dzieci i młodzież są prowadzone domy dziecka i świetlice oraz Dom Pomocy Społecznej dla Dzieci w Sieradzu, w których może najtrudniej zobaczyć owoce, ale dzieci z tych placówek, jako najuboższe, mają szczególne miejsce w naszych sercach. Dużą radością jest dla nas także prowadzony przez nas Dom Samotnej Matki w Tarnowie — placówka diecezjalna, ale objęta opieką przez nasze siostry. Pytał Ksiądz o powód do dumy dla zgromadzenia. Cieszymy się wszystkimi dziełami i pracami, które służą ludziom z naszych środowisk, ale naszym najnowszym projektem jest ten podjęty z bezdomnymi i ubogimi, którzy korzystają z naszej jadłodajni w Poznaniu. Już wcześniej organizowałyśmy dla nich pielgrzymki, dni skupienia, nabożeństwa, a z okazji Bożego Narodzenia 2014 r. nasi podopieczni pod kierownictwem i z pomocą sióstr przygotowali misterium pt. „Uliczne Betlejem”, które było mocnym, wzruszającym przeżyciem dla oglądających, ale przede wszystkim dla nich samych.
opr. mg/mg