Refleksje nad pojmowaniem przez nasze społeczeństwo funkcji kary śmierci w funkcji jedynie utylitarnej.
Impulsem do napisania niniejszego tekstu był rezultat dyskusji, jaka odbyła się podczas zajęć z filozofii dla studentów Politechniki Warszawskiej. Zajęcia odbywały się w czterech grupach, a dyskusja dotyczyła istoty kary oraz celowości stosowania kary śmierci. W trakcie zajęć ujawniła się zasadnicza rozbieżność w poglądach etycznych między osobą prowadzącą zajęcia (niżej podpisana) a studentami. Postawa studentów mnie zdziwiła, a ich zdziwiło moje zdziwienie. To meta-zdziwienie studentów wynikało z ich głębokiego przekonania, że to, co sami sądzą, jest tak oczywiste i naturalne, iż trudno sobie wyobrazić, by ktoś myślał inaczej. Nie chodzi tu o różnicę poglądów na temat samej kary śmierci (tu głosy studentów rozkładają się mniej więcej po połowie za karą śmierci i przeciw niej), lecz o pojmowanie istoty kary. W tej kwestii studenci wykazują jednomyślność - niemal wszyscy bowiem twierdzą, że celem kary jest prewencja. Kara ma odstraszać i do tego sprowadza się jej istota. Niektórzy co prawda dodają, że kara ma również wychowywać, ale ta jej funkcja traktowana jest raczej jako uboczna, czy też pochodna od głównego celu, jakim jest prewencja.
Zastanawiające jest, że podczas dyskusji w żadnej z grup nie padło ze strony studentów słowo "sprawiedliwość". A gdy wskazywano im tę wartość, wówczas okazywało się, że używają jej jedynie w kontekście "sprawiedliwej kary". "Kara sprawiedliwa" to w ich rozumieniu kara adekwatna do przestępstwa w tym sensie, że odpowiednio do niego zniechęcająca. Mamy tu zatem do czynienia z sytuacją, którą można by określić jako rodzaj ślepoty aksjologicznej: sprawiedliwość jest bowiem traktowana nie jako wartość sama w sobie, lecz jako wartość utylitarna. Studenci nie czują potrzeby sprawiedliwości dla niej samej - i to jest zdumiewające.
Nie koniec na tym. Okazuje się bowiem, że - konkurencyjna wobec prewencyjnej - tzw. retrybucyjna teoria kary jest nie tylko teorią odrzucaną, ale zupełnie niezrozumiałą. Według teorii retrybucyjnej kara to odwet. Za teorią tą opowiadali się już Arystoteles, Kant, św. Tomasz z Akwinu, a w Polsce obecnie głosi ją między innymi Bogusław Wolniewicz. Teoria ta łączy się z ujmowaniem sprawiedliwości jako wartości autotelicznej. Na przykład Arystoteles traktuje pojęcie niesprawiedliwości jako pewnego rodzaju nierówność: "Tak, że niesprawiedliwość w tym znaczeniu jest nierównością, którą sędzia stara się wyrównać, bo jeśli ktoś zadał, a ktoś inny odniósł ranę lub ktoś zabił, a ktoś inny zginął, to zachodzi nierówność między czynem jednego a doznaniem drugiego; sędzia jednak usiłuje usunąć za pomocą kary nierówność."
Mówiąc słowami Bogusława Wolniewicza: "Zło czynu popełnionego przez sprawcę ma być okupione złem zadanego mu cierpienia." Przestępca burzy swym czynem istniejący porządek moralny - zostaje zachwiana równowaga w świecie wartości, którą przywrócić może jedynie adekwatna kara. Podobnie sądził Hegel. Jego zdaniem czyn bezprawny odpokutowany drogą sprawiedliwej kary zostaje unieważniony. Sprawiedliwa kara jest więc wyrównaniem niesprawiedliwości i przywróceniem sprawiedliwości drogą odwetu. Kara służy sprawiedliwości, sprawiedliwość zaś nie służy niczemu poza nią samą.
Studenci takiego punktu widzenia nie rozumieją. Równowaga istniejącego w sferze ducha ładu moralnego to wizja zbyt odległa od ich sposobu myślenia, równie dziwna jak monady Leibniza. Ich zdaniem jedyne względy, jakimi należy się kierować, to względy utylitarne. Dlatego przeciwstawiając się karze śmierci, argumentują, że kara ta, tak drastyczna ze względu na swą nieodwracalność, nie jest mimo to dostatecznie odstraszająca. Z kolei studenci popierający karę śmierci wskazują na to, że kara ta poprzez radykalną eliminację przestępcy zwiększa bezpieczeństwo społeczeństwa. Jest ponadto korzystniejsza finansowo, bo tańsza niż wieloletnie trzymanie przestępcy w więzieniu. Widać zatem, że dla studentów charakter utylitarny mają argumenty obu stron.
Podczas etycznych dyskusji ze studentami prócz dominującego utylitaryzmu uderza jeszcze jeden fakt. Chodzi tu o coraz częściej spotykaną postawę, którą nazwać można miękką moralnie, a która sama określa się mianem humanistycznej. (Na odrębną analizę zasługiwałaby relacja między tą postawą a utylitaryzmem; choćby ze względu na rozpowszechnienie obydwu.) Postawa "miękka" moralnie jest pełna wyrozumiałości dla ludzkich słabości, dla wad i grzechów, głosi ducha tolerancji i przebaczenia. Miłosierdzie stoi tu wyżej niż sprawiedliwość i właściwie graniczy z pobłażliwością. Obcy jest tej postawie wszelki rygoryzm. Zdaniem wielu studentów idee humanizmu - rozumianego w istocie jako humanitaryzm - głoszą przede wszystkim ludzie oświeceni, stojący zarówno na wysokim poziomie intelektualnym, jak i moralnym. Natomiast ostrych kar, takich jak kara śmierci, domagają się ciemne, żądne zemsty masy. Głoszenie zatem tolerancji, wyrozumiałości i - co za tym idzie - pewnej łagodności w karaniu świadczyć ma o przynależności do społecznej "elity", do warstwy wyższej, a popieranie na przykład kary śmierci jest oznaką barbarzyństwa, "nieeuropejskości" i w ogóle społecznej "gorszości".
"Miękkość" w orzekaniu winy i kary jest wynikiem zakwestionowania ludzkiej odpowiedzialności moralnej. Studenci często argumentują w taki oto sposób: człowiek nie zawsze jest sam winny tego, co uczynił; czasami winę ponosi też rodzina (na przykład błędy wychowawcze), społeczeństwo, ustrój, państwo, a nawet cywilizacja. Winne bywają też instynkty, hormony i geny. Lepiej też jest mówić nie o winie, lecz o chorobie, a zamiast o karaniu - mówić o leczeniu. A skoro zatarta jest odpowiedzialność - trudno mówić o wyraźnej winie.
Nasuwają się w tym miejscu pytania: skąd bierze się owa moralna "miękkość"? Jakie jest jej tło rzeczywiste? Odpowiedź na to pytanie, jak i na pytanie o popularność utylitaryzmu, wymagałaby głębszej analizy. W tym miejscu można się pokusić tylko o wstępny szkic odpowiedzi.
Konsekwencją postawy "miękkiej" moralnie jest zmniejszenie wymagań moralnych stawianych człowiekowi. U Kanta wymagania moralne wobec innych znajdowały uzasadnienie w wymaganiach stawianych samemu sobie. Czy zatem nie jest teraz tak, że pobłaża się innym, aby móc też pobłażać samemu sobie? Czy nie to jest właśnie istotą moralnej "miękkości"? Toleruje się małe zło i u siebie, i u innych, wybacza drobne przewinienia i lżejsze grzechy, nie dostrzegając przy tym ich związku ze złem wielkim i grzechem ciężkim. Wielkie zło karmi się małym - wielu jednak tego nie dostrzega.
Aby odpowiedzieć na pytanie o genezę postawy moralnie "miękkiej", należy odróżnić jej źródła rzeczywiste i pozorne. Sami studenci wskazują często na związek z chrześcijaństwem. Przebaczanie i miłosierdzie zgodne mają być z duchem Ewangelii. Myli się przy tym moralność jako postawę prywatną z prawem jako instytucją publiczną. Z tego, że każdy z nas powinien - według chrześcijaństwa - wybaczać doznane osobiście urazy, wcale nie wynika, że powinien także łatwo wybaczać urazy, których doznali inni. Jest to w gruncie rzeczy łatwa moralność cudzym kosztem. Chrześcijaństwo ma 2000 lat, a omawiana postawa jest zjawiskiem stosunkowo nowym, więc związek ich wydaje się powierzchowny, a źródło pozorne.
Należy zatem przyjąć, że rzeczywistym źródłem postawy "miękkiej" moralnie muszą być jakieś nowe idee. Dzisiaj najpełniejszym wyrazem takich idei jest z jednej strony New Age, a z drugiej rozmaite pomysły tak zwanego postmodernizmu. Wpływ ruchu New Age jest szeroki, lecz mimo to rzadko uświadamiany. New Age widzi człowieka na sposób Jean-Jacquesa Rousseau: człowiek jest z natury dobry. Nie mówi się już o skażeniu ludzkiej natury, zwanym w chrześcijaństwie grzechem pierworodnym. Dobry człowiek tworzy dobrą ludzkość, która jako całość zmierza ku pomyślnej przyszłości Nowej Ery, pełnej miłości, zgody i harmonii. Stan ten zostanie osiągnięty, gdy błędy złej cywilizacji ukształtowanej w Erze Ryb zostaną naprawione. (Aksjologiczne wizje "postmodernizmu" mało się różnią od idei new ageowych - główna różnica polega na stosunku do tak zwanego "konsumeryzmu": czy szczęściu bardziej sprzyja maksymalizacja konsumpcji czy raczej jej ekologiczne ograniczanie. Oba podejścia łączy bezgraniczny optymizm w poglądach na naturę ludzką i perspektywy dziejowej.) Do takiej radosnej wizji nie pasuje więc żadna surowa moralność i wstrętny musi jej być wszelki kantowski rygoryzm. Nie pasuje też pogląd, w której karze się dla sprawiedliwości samej, a nie dla szczęścia ludzkości.
Na zakończenie można jeszcze dodać, że "miękkość" moralna New Age i postmodernizmu zdaje się wiązać z pewną "miękkością intelektualną". Oznacza to, że pobłażanie dla łamania zasad moralnych idzie w parze z pobłażaniem dla łamania zasad racjonalnego myślenia, a tolerancja dla ludzkich słabości łączy się z tolerancją dla głupoty.
BEATA WITKOWSKA-MAKSIMCZUK, dr filozofii, adiunkt w Ośrodku Nauk Społecznych Politechniki Warszawskiej.