Dwa złe rozwiązania

Podstawowe kwestie dotyczące kary śmierci

Za i przeciw karze śmierci napisano już prawie wszystko. Brak jednak świadomości, że każde rozstrzygnięcie tej kwestii musi być złe, a zarazem — że nie da się uciec przed wyborem. Przeciwnie, stronnicy obu rozwiązań są z nich bezzasadnie zadowoleni. Trzeba więc przypomnieć ich wady.

Przeciwnicy kary śmierci powołują się na wartość każdego życia ludzkiego — także życia przestępcy. Skoro jednak istnieją armie, gotowe zabijać napastników, zasada ta w życiu politycznym i społecznym i tak jest raczej pewnym idealnym punktem odniesienia, niż postulatem możliwym do pełnej realizacji. Wolno więc pytać, jak dalece da się tę zasadę stosować i czy rzeczywiście dotyczy ona kary śmierci dla morderców. W szczególności trzeba rozróżnić indywidualne wyrzeczenie się przemocy, zemsty, a nawet obrony własnej — męczeński heroizm moralny — oraz takie same postępowanie w kontekście obrony społeczności, czyli innych ludzi.

W chrześcijaństwie przykazanie „nie zabijaj” i postawa Jezusa inspirowały już w starożytności głosy przeciwko karze śmierci, podobnie jak przeciw służbie wojskowej. Nie próbowano wszakże z miłosierdzia dla przestępców ani z pacyfizmu czynić zasady prawnej, przeciwnie, św. Paweł napisał, że władza „nie na próżno nosi miecz”, aprobując tym samym ius gladii. Dlatego katechizm Kościoła katolickiego (wersja poprawiona) stwierdza, że właśnie ze względu na ochronę życia ludzkiego przed napastnikiem „tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci” — choć każdy człowieka wiary pragnąłby, żeby nie była ona potrzebna.

Sprzeciwiając się karze śmierci, wskazuje się też na wyższość miłosierdzia nad sprawiedliwością. Jak jednak być miłosiernym kosztem sprawiedliwości? Łagodzenie kar zbrodniarzom może być rażącą krzywdą dla ofiary zbrodni i jej rodziny. A przecież sprawiedliwość, wedle starożytnej jeszcze definicji, wymaga oddania każdemu, co się mu należy (tak to ujmowali np. Cyceron i Seneka). Biblia przestrzega przed lekkomyślną pobłażliwością wobec występnego, która czyni go gorszym. „Istnieje tylko jedna rzecz gorsza od niesprawiedliwości, a jest nią sprawiedliwość bez miecza w dłoni” (O. Wilde).

Powinnością prawa i sędziego jest więc wymierzanie sprawiedliwych kar, powinnością kapłana czy moralisty apel o miłosierdzie, ale nie wiązanie sędziemu rąk przez nowy dogmat, karze śmierci przeciwny — którego notabene w religii katolickiej być nie może, skoro tradycyjne nauczanie mówi inaczej. Chrześcijanin może prosić o ułaskawienie skazanych, ale nie zabraniać państwu spełniania jego obowiązków.

Jest też rzeczą podejrzaną, że prawo do wybaczania zbrodniarzom przywłaszcza sobie władza, a pokrzywdzonych nikt o zdanie nie pyta, lecz traktuje jak pionki w grze między państwem a przestępcami. Przejawem takiej mentalności jest też charakterystyczne dla ludzi władzy lekceważenie opinii społecznej, domagającej się surowszych kar. Są widać zwolennikami demokracji tylko wtedy, gdy im wygodnie.

Dodajmy, że jeżeli zasadę ochrony życia stosować konsekwentnie w prawie państwowym, powinna ona przede wszystkim wykluczać aborcję, zabijanie absolutnie niewinnych dzieci nienarodzonych. Gdy zatem w krajach bez kary śmierci aborcja jest dozwolona, trudno nie podejrzewać twórców takiego systemu o brak logiki, a ich argumentów moralnych o obłudę.

Przeciwnicy kary śmierci twierdzą, że jej obecność w kodeksie nic nie daje, gdyż nie odstrasza ona potencjalnych morderców. Gdyby jednak tak było, przestępcy musieliby być ludźmi w ogóle nie liczącymi się z ryzykiem, co nie wydaje się możliwe, nawet jeśli liczą się z nim mało. Badania przytaczane na poparcie powyższej tezy są chybione od samego początku. Jeśli danego roku w Ameryce na 16 tysięcy zabójstw przypadło 40 wykonanych wyroków, trudno, by przestępcy się przelękli. Taki odsetek mógłby zmniejszyć liczbę zabójstw o jedną czterechsetną, czego żadna statystyka nie wykryje. Ponadto na liczbę przestępstw wpływ ma wiele czynników. Mimo to jednak, gdy w Nowym Jorku wykonano kilka wyroków śmierci, a media to nagłośniły, liczba zabójstw na pewien czas spadła. Kara śmierci odstrasza, jeśli jej wykonanie dotrze do świadomości potencjalnego zabójcy, a nie jako możliwość na papierze. Dlatego w Polsce już dawno straciła ona taki walor, zanim ją jeszcze zniesiono.

W związku z tą sprawą spotyka się często slogan, że odstrasza nie surowość kary, lecz jej nieuchronność; ma to uzasadniać łagodzenie kar w ogóle. Jest to wszakże oczywiste uproszczenie. Jeśli za defraudację paru milionów dolarów karać — nieuchronnie — najwyżej rokiem humanitarnego więzienia, skuteczność będzie znikoma. Potrzebna jest i dotkliwość kary, i sprawne ściganie. Prawdopodobnie kara 10 lat więzienia wymierzana w co drugim przypadku działa podobnie, jak nieuchronne 5 lat.

Następnie, gdy skuteczność wymiaru sprawiedliwości jest, jak u nas, niska, teoretyzowanie na temat kary obniżonej, ale nieuchronnej, zakrawa na kpinę. Trzeba najpierw zwiększyć skuteczność, potem łagodzić kary. Póki co, przepisy stwarzają sporo okazji proceduralnych i interpretacyjnych do wyłgania się, zaś wyroki faktycznie odsiedziane są dużo niższe od orzeczonych; czemu to ma służyć nie wiadomo — mydleniu oczu społeczeństwa? ułatwieniu zarządzania więzieniami? O tyle wiąże się to ze sprawą zabójstw i kary śmierci, że takie prawo budzi w bandytach poczucie bezkarności. Zatłukłszy ofiarę kijami, mordercy mogą odpowiadać tylko za pobicie ze skutkiem śmiertelnym i wyjść po dwóch trzecich kilkuletniego więzienia.

Co gorsza, gdy tłumaczy się w powyższy sposób łagodzenie kodeksu karnego, jednocześnie zaostrza się wiele rodzajów kar, tyle że nakładanych nie na kryminalistów, lecz na zwykłych obywateli, jak też mnoży ograniczenia ich dotyczące. Zwielokrotnia się — dla większej skuteczności! — mandaty i grzywny skarbowe. Zbudowanie domu na własnym terenie, ale bez zgody urzędników, karze się rozbiórką, a gdyby zaproponować palenie domów podpalaczy, autorytety moralne zatrzęsłyby się z oburzenia. Widząc to zwykły człowiek może sobie zadać pytanie, z kim rządzący właściwie trzymają? Trazymach u Platona powiada: „Zohydzają sprawiedliwość w obawie, że zostanie im wymierzona”. Jest też godne uwagi, że rosną kary nakładane przez władzę wykonawczą, a wiąże się ręce sądom.

*

Na drugim biegunie mamy stosowanie kary śmierci. Jej zło jest zapewne bardziej oczywiste, naoczne i znane, co przyczyniło się do tendencji do jej znoszenia w krajach cywilizowanych. Wolno zatem wymienić argumenty przeciwko niej krócej, co naturalnie nie znaczy, że są mniej ważkie. Zresztą zwolennicy kary śmierci na ogół nie przeczą, że jest ona rzeczą okropną, tyle że uznają ją za przykrą konieczność.

Karząc śmiercią zabija się człowieka, zatrudniając kata. Istnieje jakieś ryzyko śmierci niewinnego. Zabija się rozmyślnie w sytuacji, gdy uwięziony przestępca nie stanowi już większego zagrożenia. Tradycja chrześcijańska mówi, żeby nie rewanżować się złu, przeciwnie, by zwyciężać zło dobrem, i chce podporządkować życie społeczne ideałom moralnym.

Wybór stojący przed politykiem, prawodawcą, sędzią jest zatem taki: albo się bierze odpowiedzialność za czynności kata, albo za dodatkowe realne (choć trudne do zmierzenia) zagrożenie anonimowego niewinnego człowieka w obliczu zbrodni, za zaniedbanie obrony współobywateli, za nadstawianie ich — nie swojego — policzka. Tertium non datur. Dylemat moralnie dotkliwy, ale nieunikniony. Kto takiemu wyborowi nie umie stawić czoła, nie powinien po prostu powyższych funkcji spełniać, lecz zająć się jakąś spokojną pracą albo bawieniem wnucząt, ewentualnie ograniczyć się do kaznodziejskiej publicystyki. Niestety, najwygodniej jest wielu rządzącym nie brać odpowiedzialności za nic, przeczyć w żywe oczy istnieniu problemu i głosić swój humanitaryzm, gdy zwykły człowiek lęka się przestępcy coraz bardziej — i nie bez racji.

Michał Wojciechowski

Źródło: Rzeczpospolita z 7 II 2001, publikacja na Opoce za zgodą autora.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama