Czym są znaczenia słów?
Niesamowity fakt w ogóle istnienia czegoś w świecie zamiast nie istnienia niczego[1] oraz nie mniej zdumiewający fakt istnienia tego, co akurat istnieje, a nie czegoś innego od zarania dziejów szokowały ludzi a w tym również, rozgryzających je, filozofów. Po jakimś czasie zorientowano się, że spośród bytów wyróżnia się jeden szczególny ich rodzaj takich, które odnoszą się do innych[2]: język. Zajmując się językiem, skonstatowano fakt, iż oprócz tego, co jest efektem ruchów lepkiego czerwonego mięśnia lub ręki, czyli dźwięku bądź bazgrołów, istnieje też coś takiego jak pojęcie, znaczenie, sens, dla których arbitralnie wyznaczamy znaczki je ze sobą niosące.
Stwierdzano przy tym, że pewne rzeczy wiążą się ze sobą, tworząc pewien złożony z nich obiekt. I tak w dziedzinie rzeczywistości obiekty składały się z koniunkcji cech; w dziedzinie znaczków czyli słów i zdań[3] pewne zapisy można było zamienić na kilka połączonych znaczkiem „i” innych zapisów 'składających się' na ten zapis. Natomiast w dziedzinie znaczenia na dane pojęcia składały się koniunkcje predykatów...
Zaczęło się od Saula Kripke, który wbrew wszelkim wcześniejszym podejrzeniom[4] stwierdził istnienie prawd koniecznych a posteriori. Twierdził on (na przykładzie „Gwiazdy Porannej” i „Gwiazdy Wieczornej”), iż dwa rozróżniane przez nas pojęcia mogą się okazać tożsame nie w skutek naszego refleksyjnego, myślowego zorientowania się co do identyczności ich desygnatu[5] lecz na skutek doświadczalnego stwierdzenia, że określają one jeden i ten sam przedmiot; gdyż nazywając przedmiot, mamy na myśli nie jego dostrzegalne dla nas cechy (niezbędne do jego wskazania) lecz to, co wskazujemy, czyli to, co jest z tymi cechami połączone, co jest nam nie znane, a co nauka może odkryć, jako to, co jest powiązane z tymi cechami dla nas dostrzegalnymi.
Putnam
Bazując na tezach Kripkego, Hilary Putnam przy wykorzystaniu twierdzeń na temat definicji ostensywnych[6] głosił, że znaczenia znajdują się poza głową: w przyrodzie. Skoro definiujemy pewne słowo jako to, co wskazujemy; a wskazując w kierunku tego samego i w ten sam sposób, bo w kierunku tych samych cech i na podstawie takich samych danych, możemy wskazywać (na) różne rzeczy, posiadające te same właściwości (więc nie wiemy, co wskazujemy); to starając się zdefiniować jakiś wyraz jako pewien przedmiot możemy zdefiniować ten wyraz jako dwa różne obiekty, posiadające te same właściwości, więc nie wiemy co on znaczy. Czyli znaczenia nie znajdują się w głowie lecz w przyrodzie.
Burge
Kontynuując eksternalizm semantyczny Putnama, Burge, głosząc, że znaczenia znajdują się poza głową, stwierdził, że znajdują się one w społeczeństwie. To, że znaczenia konstytuowane są społecznie, jest faktem niezaprzeczalnym i znanym od dawna. Jednak Burge ponadto stwierdził, iż wyrazy definiuje się przez wskazanie na znaczenie, w jakim rozumie je społeczeństwo (wskazując w kierunku definiowanego lub rozumianego wyrazu używanego w społeczeństwie, wskazuje się na jego znaczenie w tym społeczeństwie, czyli wskazuje się na to, co oznaczane jest przez społeczeństwo takimi wyrazami), i że rozumie się te wyrazy jako to, co oznaczane jest przez społeczeństwo takimi wyrazami.
Ponieważ to definiowanie i rozumienie przez wskazanie dokonywane jest przez społeczeństwo, a obiekt wskazywany jest społeczny, popadamy w błędne koło; gdyż społeczeństwo definiuje, rozumie, wskazuje jako znaczenie wyrazu to, co przez niego rozumie społeczeństwo. Da się tego jednak uniknąć konstatując, że tylko część społeczeństwa tak definiuje i rozumie wyrazy, podczas gdy druga część definiuje i rozumie je tradycyjnie, a pierwsza część w swoich definicjach i rozumieniach tych wyrazów odwołuje się prędzej czy później do ich definicji i rozumień tej drugiej części. Burge przedstawił swoją koncepcję na mało apetycznym przykładzie artretyzmu, więc również ja przedstawię ją, posługując się przykładem tej choroby.
Otóż wyobraźmy sobie, że pewna osoba choruje na artretyzm. Leczy się na nią w miejscu swojego zamieszkania. Jednak choroba przybiera tak niespotykane rozmiary, że konieczne jest podjęcie leczenia w zamiejscowej klinice. Aby zacząć się tam leczyć, musi jednak poinformować tamtejszych lekarzy, co jej dolega. Podaje wiec im nazwę „artretyzm”. Jednak choroba ta jest dla niej tak skomplikowaną i abstrakcyjną przypadłością, że nic ona z niej nie rozumie poza znajomością jej nazwy. Więc przez „artretyzm” ma na myśli to, co społeczność lekarzy nazywa „artretyzmem”. Co lekarze dobrze rozumieją, gdyż przepisują jej zalecają zażywać kolchicynę; zatem rzeczywiście porozumiała się ona przy pomocy wyrażania „artretyzm” oznaczającego to, co społeczność lekarzy nazywa „artretyzmem”.
Dwie powyższe koncepcje oraz teoria Kripkego stwierdzają istnienie pewnych konkretnych relacji do jakiś konkretnych cech pewnych innych cech oraz możliwość ujęcia tych ostatnich cech w pojęcia. W przypadku wody Putnama będzie to relacja bycia wewnętrzną strukturą do zewnętrznych cech wody takich, jak przezroczystość i mokrość, jakichś jej wewnętrznych cech tworzących strukturę, okazującą się być wiązaniem dwóch wodorów z jednym tlenem. W przypadku gwiazd Kripkego będzie to relacja bycia określoną materią emitującą określone zjawiska do pewnego fenomenu optycznego jakiejś określonej materii, okazującej się być planetą Wenus. W przypadku artretyzmu Burg-a relacja będzie nawet podwójna. Będzie to relacja bycia oznaczanym przez społeczność lekarzy słowem „artretyzm” do jakiejś choroby. Będzie to więc relacja bycia oznaczanym przez społeczność lekarzy pojęciem znajdującym się w relacji bycia etykietowanym przez społeczność lekarzy słowem „artretyzm”.
Relacje, o których tu mowa, nie stanowią relacji oznaczania, które tutaj również występują. Powyższe relacje nie stanowią relacji pasowania treści do desygnatu, nie stanowią one stosunku, w jakim znajduje się język do rzeczywistości; lecz stanowią relację treści do świadectw o niej. Powyższe relacje nie stanowią relacji bycia takim samym pojęcia do obiektu, lecz stanowią relację pojęcia do jakiś jego wyznaczników; jednak relacje oznaczania tutaj także mają miejsce. Pojęcie znajdujące się w relacji bycia wyznaczanym przez jakieś świadectwa o nim, jak każde inne pojęcie, znajduje się również w relacji odpowiedniości do oznaczanego przez siebie desygnatu.
Kripke używa swojej teorii do udowodnienia, że tożsamość znaczenia dwóch wyrazów może okazać się na mocy odkrycia faktu przyrodniczego, a Putnam i Burge używają swoich koncepcji do udowodnienia, że znaczenia wyrazów w ogóle są faktami przyrodniczymi.
W pojęciu można ująć również dane, przy pomocy których wyznaczyliśmy dane mające stanowić jego sedno. I tak w przypadku Putnama dane te będą włączane do pojęcia; natomiast będą one dla tego pojęcia przypadkowe, przypadłościowe w przypadku Kripkego oraz Burg-a (co w przypadku tego drugiego jest oczywiste zważywszy, że język jest konwencjonalny, znaczenia są umowne). Tak więc u Putnama znaczenie będzie stanowiła koniunkcja predykatów oraz niewiadomy człon określonej relacji do cech wyznaczanych przez te predykaty. Znaczenie wody będzie stanowiła przezroczystość i mokrość oraz nieznana wewnętrzna struktura przezroczystego i mokrego. Tak więc u Putnama znaczenia wyrazów dzielą się na dwie części. Pierwszą tradycyjną, będącą koniunkcją (odpowiadających cechom składającym się na przedmioty) predykatów odpowiadającą koniunkcji cech stanowiącej przedmiot. Drugą jest człon pewnej relacji do tej koniunkcji. Pierwszą część znaczenia wody będzie stanowiła koniunkcja predykatów przezroczystości i mokrości drugą część będzie stanowiła wewnętrzna struktura przezroczystego i mokrego.
Sytuacja wyznaczania znaczenia lub docierania do przedmiotu poprzez wskazanie jest podobna do tej, w której miałbym skrzynię po dziadku. Posiadałbym skrzynię po dziadku i wiedziałbym o niej, rozpoznawał ją, a jak każdy człowiek zdawałbym sobie sprawę ze znaczenia relacji bycia wewnątrz, i spierałbym się o to, co w niej jest. W takim wypadku to, co bym wiedział o skrzyni, odpowiadałoby znanym cechom obiektu; relacja bycia wewnątrz odpowiadałaby relacji tych znanych cech do cech wyznaczanych; rozpoznanie tej skrzyni odpowiadałoby wskazywaniu obiektu, jego znanych cech i wyznaczaniu jego ukrytych cech a one same temu, co w niej jest; a spieranie się o to, czym to jest, odpowiadałoby rozmawianiu o tych obiektach. Mógłbym się też o to założyć. Powiedziałbym wtedy, że w skrzyni jest karabin dziadka z czasów wojny; a mój adwersarz stwierdziłby, że są w niej dokumenty z owych czasów. W przypadku znalezienia tam dokumentów mój przyjaciel by nie odpuścił wygranej. Ponieważ bronionej przez mojego przyjaciela faktycznej sytuacji bycia dokumentami logiczna relacja bycia wewnątrz tej skrzyni nie wyznacza (odwrotnie niż, relacja bycia dłuższym niż 10 centymetrów wyznacza przedział długości na skali), lecz wyznacza relacja faktyczna (tak, jak relacja bycia synem George-a Bush-a nie wyznacza W., bo George Bush mógłby spłodzić inną osobę, lecz relacja faktyczna, bo W. jest synem George-a Bush-a); więc nie byłby to zakład o to, który z nas trafniej określił znaczenie relacji bycia wewnątrz tej skrzyni, istotę tego stosunku. Nie byłby to zakład o przedmiocie logicznym, o to, co znaczy bycie w tej skrzyni; byłby to zakład o przedmiocie faktycznym, o to, czym okazało się być to, co jest w tej skrzyni.
Jako taki mógł jednak dotyczyć tego, do czego okazuje się odnosić człon posiadany przez naszą relację w głowie, lub tego, co okazuje się posiadać jako swój drugi człon ta rzeczywista relacja, do której odnosi się nasza relacja w głowie. Jego charakter zależałby więc od tego gdzie w relacji faktycznej znajduje się niewiadoma i niepewność (a tym samym tego, którędy „idzie” relacja faktyczna: czy poprzez relację rzeczywistą czy poprzez drugi człon relacji pomyślanej). Od tego czy w przypadku relacji faktycznej relacja znajdująca się w głowie odnosi się do relacji rzeczywistej, a dopiero ta sytuacja faktyczna, która akurat zachodzi, posiadana jest przez tę ostatnią relację jako jej drugi człon nie z konieczności; czy relacja w głowie posiada drugi człon odnoszący do niepewnej sytuacji faktycznej. Czy myśląc lub mówiąc „kraj znajdujący się 3000 kilometrów na południe od Mongolii”, odnosimy się do relacji (bycia 3000 kilometrów na południe od) i pierwszego jej członu (Mongolii), a dopiero ta relacja akurat w tym rzeczywistym przypadku okazuje się mieć swój drugi człon będący leżącymi 3000 kilometrów na południe od Mongolii Chinami; czy myśl o kraju znajdującym się 3000 kilometrów na południe od Mongolii ma swój drugi człon, który akurat w tej rzeczywistej sytuacji okazuje odnosić się do leżących 3000 kilometrów na południe od Mongolii Chin.
Krytyka Jackson-a koncepcji Putnam-a
Krytykując koncepcję Putnama, Jackson głosił, że jeżeli nie znamy pojęcia H2O, to nie jesteśmy w stanie wyznaczyć wody jako H2O. Nie miał przez to na myśli po prostu tradycyjnej tezy, że nie znając predykatu mającego określać daną cechę, nie jesteśmy w stanie znać tej cechy. Lecz miał przez to na myśli to, iż nie znając pojęcia H2O, nie jesteśmy w stanie wskazać na wodę jako H2O. Mogłoby[7] mu przez to chodzić o to, że nie znając pojęcia H2O, nie mamy sposobu wskazania na wodę jako H2O. Jednak raczej[8] chodziło mu przez to o to, że drugi człon relacji faktycznej, będąc nam nieznanym, nie ma znaczącego go drugiego członu naszej relacji w głowie, nie posiadanego przez tę relację; czyli, że relacje w naszych głowach nie posiadają drugich członów odnoszących się do faktów a odnoszą się do relacji w rzeczywistości i dopiero te relacje posiadają swoje drugie człony w postaci tych faktów.
Krytyka Cran-a koncepcji Burg-a
Polemizując z koncepcją Burg-a, Crane stwierdził; że to, co -według Burg-a- miało być dwoma różnymi pojęciami artretyzmu i tartretyzmu wyrażanymi tym samym słowem „artretyzm” dla osoby wyrażającej nim te same nieintencjonalne stany mentalne dlatego, że żyła ona w społeczeństwie rozumiejącym przez to słowo i nazywającym nim dwa różne pojęcia artretyzmu i tartretyzmu, z eksperymentu myślowego[9] Burg-a nie jest w żaden sposób zróżnicowane i jest tym samym pojęciem tartretyzmu dla tej (nawet wypowiadającej to słowo w obu społeczeństwach) osoby; ponieważ użycie tego słowa w oparciu o to przez tę osobę jest to samo, i wyraz ten w oparciu o to dla tej osoby znaczy to samo. Crane-owi nie chodziło przez to o to, co stwierdza się tradycyjnie, o to, że czyjaś treść myśli znaczy to, co przedstawiają one ich posiadaczowi, o to, że obiekty świata rzeczywistego znaczone są tylko przez obrazy je odzwierciedlające. Lecz o to, że sposób użycia jest ten sam, a więc i znaczenie jest to samo, bo sposób użycia jest znaczeniem[10]. Gdyby sposób użycia był różny, rozumienie byłoby różne.
Gdyby powyższe argumenty mówiły po prostu: Jackson-a, że cechy H2O w wodzie nie można wyznaczyć bez znajomości tej cechy; a Cran-a, że nieintencjonalne stany mentalne muszą być używane w formie, czyli intencji, kształtującej się w znaczony obiekt, jeżeli mają go znaczyć; to głosiliby oni to samo, czyli „samozwańczo stróżowaliby moralności-prawdziwości tezy tradycyjnej”, i byliby raczej kiepskimi filozofami bez wyobraźni.
I rzeczywiście głoszą oni to samo, jednak na szczęście nie egzaltację tezą tradycyjną. Argumenty ich obu sprowadzają się do tego, iż skoro znaczenie jest zdolnością zastosowania w praktyce, to znaczenia nie mogą znajdować się poza głową, bo człowiek nie może wskazać obiektu, jeżeli jego model nie znajduje się w głowie.
Jednak o ile zarzutem byłoby, że człowiek nie może wskazać obiektu, bo jego model nie znajduje się w głowie, a nie to, że znaczenie jest zdolnością zastosowania w praktyce, to krytyka ta jest nietrafna. Gdyż eksternalizm semantyczny właśnie to twierdzi, że człowiek nie może wskazać obiektu, że do wyznaczenia rozumień nie wystarczą myśli, że znaczenia nie znajdują się w głowach, ale mimo to przedmiot jest znaczony. O ile jednak zarzutem byłoby to, że dla eksternalizmu semantycznego znaczenie nie jest zdolnością zastosowania w praktyce, to krytyka ta nie obala eksternalizmu. Bo ekstenalizm semantyczny uznaje zdolność zastosowania za znaczenie, a metody posługiwania się językiem, jakie eksternalizm podaje, wiążą zdolność użycia ze znaczeniem, zawierają znaczenia będące możliwymi do zastosowania. Crane nie wziął pod uwagę tego; że w wypadku, kiedy zakresy znaczeń słów krzyżują się, sposoby ich użycia będą często takie same; ale będą takie same tylko w niektórych przypadkach, a spośród wszystkich przypadków w niektórych będą różne; więc znaczenia tych słów są różne. Crane nie wziął pod uwagę również tego, że sposób użycia słów nawet w tych przypadkach, w których ich znaczenia znajdują się w części wspólnej, na skrzyżowaniu zakresów, jest taki sam tylko jego zdaniem. Tak naprawdę to dwie kobieciny chorujące na przypadłości jedna artretyzmu a druga tartretyzmu nazywane przez obie słowem „artretyzm”, mające te same przekonania dotyczące tych chorób ale wypowiadające to słowo w różnych społeczeństwach mogą użyć go przy pomocy nabytych od swoich lekarzy różnych informacji, metod w sposób różny. Crane i Jackson nie biorą pod uwagę tego, że sposób eksternalizmu semantycznego na oznaczanie czegoś jest zdolnością do zastosowania słowa, które to coś oznacza. Jackson nie wziął pod uwagę, że każdy mężczyzna możne, pytając naukowca o informację i metodę, wyznaczyć H2O, a więc również wodę jako H2O.
Nie znamy naszych myśli
Wobec eksternalizmu semantycznego powszechnie stawia się zarzut, że dotąd uważane za niezależne od siebie niewątpliwe treści myśli i niepewną przyrodę[11] ze sobą utożsamiając, łączy swoją tezę o nieznaności stanów zewnętrznych z oczywistym twierdzeniem, że znane są nam nasze stany wewnętrzne, to że myślimy i o czym te myśli są (z tezą Kartezjusza; z twierdzeniem o uprzywilejowanym dostępie do własnych myśli).
Pierwszą krytyką formułowaną na bazie tego zarzutu jest to, że eksternalizm semantyczny jest sprzeczny z oczywistą tezą Kartezjusza[12]. To, że wynikająca z niego nie znajomość naszych stanów wewnętrznych jest sprzeczna z twierdzeniem o uprzywilejowanym dostępie. To, że gdyby treści naszych myśli były nam nieznanymi, to nie wiedzielibyśmy, co myślimy, a przecież zawsze wiemy, co myślimy.
Kontra Burg-a
Krytykę tę odpierał Burge, przecząc podziałowi na myśli rzędu pierwszego, o świecie, i drugiego, myślące o myślach, oraz istnieniu myśli drugiego rzędu obok myśli rzędu pierwszego i twierdząc, że są myśli rzędu tylko pierwszego ale 'samomyślące się'; albo przynajmniej nawet, jeżeli mogą, to nie muszą się tak dzielić, i przynajmniej mogą też występować myśli myślące o myślach nie drugiego a pierwszego rzędu, 'samomyślące się'.
Pomoc Tyl-a
Kontynuując tę argumentację, Tyle podkreślał, że nie ma introspekcji, lecz myśli myślące o myślach są samoprezentujące się[13] (self presenting), a więc w ramach tego zwyczajne (o świecie); lub chociaż nawet, jeśli może istnieć introspekcja, to samowiedza nie musi być introspekcyjna, i myślenie o myślach może być zwyczajne, samoprezentujące się.
Zatem niewiadomych myśli nie ujmowalibyśmy z tegoż powodu również niewiadomymi innymi myślami lecz 'samoukazywały' lub samoprezentowały by się nam takie jakie są. Ale również w takim wypadku, będąc niewiadomymi, myśli, 'samoukazując' lub samoprezentując, się nam, nadal nic nie 'ukazywały' ani nie prezentowały by nam, nadal nie byłoby wiadomo, co się nam 'ukazało' albo zaprezentowało. A jeśli 'samoukazywały' lub samoprezentowały by się nam takie, jakie są, to jednak treści naszych myśli byłyby nam znanymi.
Ponadto wtedy myślenie o myślach przedstawiałoby się nam tym, czym zwykłe myśli, i tak, jak zwykłe myśli; a te są niewiadome. I mimo 'samomyślenia' i samoprezentowania się nadal nie wiedzielibyśmy, co myślimy, nadal 'samomyślenie' ani samoprezentowanie nie znosi zarzutu wobec eksternalizmu semantycznego.
Argumenty te są tym samym argumentem, że spośród dwóch rodzajów możliwości interpretacji samowiedzy: jako myśli o myślach; i jako rozumienia tych ostatnich przez ich bycie a nie przez znaczenie myśli o nich; samowiedza zachodzi jako ten drugi rodzaj. Argument ten opiera się na kwestii tego, czym jest samowiedza. Czy znaczeniem myśli, które mamy o naszych myślach lepiej nam znanych od stanów zewnętrznych, bo znajdujących się w nas samych, z tego powodu lepiej nam znanym? Czy egzystencją naszych procesów myślowych dotyczących stanów zewnętrznych lepiej nam dostępną, bo będącą istnieniem bytów znajdujących się w nas samych a nie oznaczeniem czegoś zewnętrznego?
Drugą krytyką formułowaną na podstawie tamtego bazowego zarzutu jest ta, że eksternalizm semantyczny jest sprzeczny wewnętrznie. Ta, że wynikająca z niego i z oczywistej tezy Kartezjusza teza, że wiemy a priori, że jest coś jako coś, jest sprzeczna z inną tezą eksternalizmu. Ta, że wynikająca z tezy, że jak się zna pojęcie czegoś jako czegoś, to istnieje to coś jako tamto coś, i z twierdzenia o uprzywilejowanym dostępie teza, że wiemy a priori, że jest coś jako coś, jest sprzeczna z jego tezą o tym że, nie znamy stanów zewnętrznych[14].
Pierwszym ostrzem tego zarzutu jest powstająca, gdy tezę eksternalizmu, że jak się zna pojęcie czegoś jako czegoś, to istnieje to coś jako tamto coś, interpretuje się w duchu istnienia i bycia, jak koncepcję chrztu semantycznego[15], jako tezę, że jak się zna pojęcie czegoś, to to coś istnieje[16], teza że: kiedy znamy pojęcie czegoś, wiemy, że istnieje to coś.
Drugim ostrzem tego zarzutu jest powstająca, gdy tezę ekstrnalizmu, że jak się zna pojęcie czegoś jako czegoś, to istnieje to coś jako tamto coś, interpretuje się w duchu stosunków i zawierania się, jak sedno eksternalizmu, jako tezę, że jak się zna pojęcie czegoś jako czegoś, to to coś stanowi tamto coś (jest tym czymś)[17], teza że: kiedy znamy pojęcie czegoś, wiemy, co to coś stanowi (czym to coś jest).
Odpór Sary Sawyer
Kontrując tę krytykę, Sarah Sawyer, przytaczając tezę epistemologiczną, iż aby coś (p) wiedzieć, trzeba wykluczyć alternatywy tego czegoś (~p), twierdziła że: nie wiemy, jakie są stany zewnętrzne, bo mamy o nich te same myśli, i na podstawie naszych myśli nie jesteśmy w stanie ich odróżnić; a mimo to znamy przebiegi naszych myśli tak, jak jadąc drogą, wiemy, że widzimy domki, mając ich spostrzeżenie, nawet, jeśli okazałyby się być tylko makietami —przykład Sary. Według niej spostrzeżenie domu jest spostrzeżeniem domu nawet, jeżeli przedmiot emitujący sygnał o domu i wywołujący w nas spostrzeżenie domu domem nie jest.
Rozwiązując i oceniając całą batalię, należy stwierdzić, że najbliżej prawdy była Sarah Sawyer. Jak pisałem we wstępie, stanowiony przez proces myślenia język nie inaczej niż inne byty stanowi pewien obiekt, tyle że specyficzny, ściślej intencjonalny, odnoszący się do czegoś, niosący ze sobą znaczenie; składa się ze znaczeń i ich nośników[18]. Nośnikiem znaczenia jest myśl a znaczeniem to, co myślimy. To rozwiązuje nam problem utożsamienia procesów myślowych i przyrody, a więc powiązania wiedzy o procesach myślowych z wiedzą o przyrodzie. Przyrodą jest tylko to, co myślimy, a byt myśli nią nie jest. Więc mamy uprzywilejowany dostęp do własnych myśli będących w naszej głowie, ale nie znamy tego, o czym są, bo znaczenia znajdują się poza głową. Tego rozwiązania najbliżej była Sara Sawyer, stwierdzając że: nie możemy rozstrzygnąć, co myślimy, tym samym nie wiedząc, jakie są stany zewnętrzne, jaki jest świat; ale znając egzystencję naszych myśli, wiemy, czym one są.
Przypisy:
[1]Osławiony fakt, że „istnieje raczej coś niż nic”.
[2]Czyli są intencjonalne.
[3]W sensie zapisów.
[4]Do tej pory spór toczył się między zwolennikami prawd koniecznych a priori (racjonalistami) a zwolennikami prawd przygodnych a posteriori (empirystami), którzy godząc się przyjąć za Hume-m, że prawdy konieczne są analityczne a przygodne syntetyczne, zmienili spór w spór zwolenników istnienia prawd analitycznych a priori i prawd syntetycznych a posteriori, i takie właśnie stanowiska występowały. Do nich trzecie stanowisko dołączył Kant, stwierdzając, że istnieją zdania syntetyczne a priori, skoro umysł, aby obrobić pewne dane, musi je do siebie dopasować przy pomocy kategorii czasu i przestrzeni. Obecnie podział na zdania analityczne i syntetyczne został zastąpiony podziałem na zdania tautologiczne i informacyjne.
[5]Identyczności nie tylko cech lecz również co do e-numeracyjności.
[6]Definiujących przez wskazanie, że danym słowem będziemy nazywali dane to.
[7]Nie zostałem dobrze zapoznany z Jacksonem.
[8]Bo trudno się spodziewać po znaczącym filozofie tak banalnej myśli.
[9]Który z eksperymentem niewiele ma wspólnego a jest czymś w rodzaju refleksyjności, tyle że oderwanej od rzetelnych źródeł wniosków i pozbawionej praktycyzmu.
[10]Za Wittgensteinem.
[11]Eksternalizm semantyczny wyrażał tezę, że myśli są poza głową dlatego, że nie były znane.
[12]A właściwie z jej nowocześniej sformułowanym rozwinięciem, gdyż Kartezjusz nie zajmował się semantyką a z myśli nie wyszczególniał znaczeń słów.
[13]Self presenting.
[14]Patrz przypis 11.
[15] (No, powiedzmy obrzezania semantycznego), która opisuje nabywanie języka jako kojarzenie słowa z empirycznym kontekstem w jakim zostało wypowiedziane.
[16]Interpretuje się że: skoro pojęcie możemy nabyć przez zetknięcie się z tym do czego się ono odnosi (analogicznie z koncepcją chrztu semantycznego opisaną powyżej) i jest to jedyny sposób na nabycie go, to jeżeli mamy pojęcie, to istnieje (lub istniało) to do czego się ono odnosi. Dodam, że aby rzetelnie dokonać takiej interpretacji trzeba by zastrzec, że pojęcia są zbiorami idei elementarnych a z idei możemy składać pojęcia.
[17]Interpretuje się że: skoro pojęcia nabywamy tylko dodając do nazwy wskazywanej przez nas (składającej się z powierzchownych właściwości) rzeczy treść przy pomocy zwrócenia uwagi na (nieznane nam) jej cechy, to jeżeli mamy pojęcie, to pod tę rzecz przez tę nazwę znaczoną podpadają te cechy.
[18]Więc w procesie myślenia możemy wyróżnić informację i jej nośnik.
opr. mg/mg