Homilia na 28 niedzielę zwykłą roku A
„Pan przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę...”. Jest to zapowiedź czasów ostatecznych, czasów mesjańskich. Dla nas, dla chrześcijan, jest to jednoznaczne ze spotkaniem z Chrystusem w Jego pełnej chwale zmartwychwstania. Ale wiemy, że już tutaj, na ziemi, uczestniczymy w zapowiedzi tego, czym mamy cieszyć się po śmierci. Uczta mesjańska, o której mówi prorok Izajasz, to uczta wspaniała i obfita. „... na tej górze [przygotuje] ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najpożywniejszych win”.
Zmysłowość i cielesność tej uczty w porównaniu z codziennymi realiami plemion żyjących na pustyni wyraźnie ukazuje ową wspaniałość i niepowtarzalność naszego spotkania z Bogiem u końca czasów i u końca naszego życia na ziemi. Uczta eucharystyczna, ta, która jest naszą codziennością, przygotowuje nas do wieczności, ale też umożliwia nam godne przeżycie każdego dnia na ziemi. Ona daje nam siłę i jest naszym pokarmem, otwierającym nasze serca, umysły i oczy na Chrystusa. Ale również na drugiego człowieka, który nas tak bardzo potrzebuje!
„Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować... Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. Będąc bogatszym o doświadczenie codziennej Eucharystii, pokarmu aniołów, mogę próbować przyjąć w swoim życiu te niełatwe słowa św. Pawła z Listu do Filipian. Bo łatwo jest przyjąć stan obfitości, kiedy jest mi dobrze i wszystko, mówiąc tak po ludzku, wychodzi.
Ale kiedy spotyka mnie nieszczęście czy też coś złego albo trudnego - czy umiem wtedy przyjąć to doświadczenie tak jak Hiob i stawiać sobie pytanie: Co Pan Bóg chce mi przez to konkretne wydarzenie powiedzieć? Czego chce nauczyć? Czy, idąc jeszcze dalej: na jakie dobro chce wskazać? Te pytania, kiedy mają charakter egzystencjalny, kiedy dotyczą konkretnego ludzkiego losu, nabierają dramatycznego znaczenia, i jeśli człowiek nie próbuje na nie odpowiedzieć w perspektywie wiary, mogą doprowadzić go do tragedii, a czasami też i do szaleństwa.
Co powiedzieć matce, której małe dziecko umiera w wielkim cierpieniu? Jak towarzyszyć człowiekowi, który po wielu latach pracy staje się z dnia na dzień bezrobotnym? On i jeszcze kilku z jego najbliższej rodziny? A kiedy ktoś przychodzi z rozpoznaną chorobą nowotworową i jest prawie załamany? Wiele jest na co dzień sytuacji, które bez fundamentu wiary mogą prowadzić do rozpaczy. Dlatego musimy uczyć się jako chrześcijanie żyć nadzieją, która pokonuje rozpacz.
„Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni...”. Zlekceważyli wyróżnienie... Jak widać, może się też zdarzyć, że człowiek odrzuca zaproszenie, które Bóg do niego kieruje. Jest to sytuacja kolejnego dramatu, który odgrywa się w sercu, we wnętrzu człowieka. Nawet jeśli próbujemy ten głos w sobie zagłuszyć, to jakże często można zaobserwować szamotanie się, nawet pod przykrywką zewnętrznego spokoju. Wielkie konwersje, nawrócenia są dowodem, że człowiek tak naprawdę może być szczęśliwy do końca tylko wtedy, gdy spotka Tego, który jest Panem i dawcą szczęścia. Ci, którzy jak święty Paweł, Augustyn, André Frossard, Andrzej Kijowski i wielu innych, opowiedzieli nam swoje doświadczenie walki i spotkania z Bogiem żywym, są dowodem na to, że Bóg przyprowadza do siebie człowieka.
Przyzywa tych, którzy - wydawałoby się - pierwotnie nie byli zaproszeni. Każdy z nas powinien się trochę czuć jak ci wezwani z ulicy na ucztę. Bo tak naprawdę nigdy do końca nie zasługujemy na to, czego doświadczamy ze strony Boga. Bóg bogaty w miłosierdzie przyjmuje nas jak ojciec swego syna, który po roztrwonieniu majątku z nierządnicami, wraca do domu - bo gdzież miałby wrócić? Bóg, jak ojciec z przypowieści, nie tylko czeka na nas i przyjmuje nas z otwartymi ramionami, ale jeszcze wychodzi na próg domu, by szybciej się z nami spotkać.
opr. mg/mg