Homilia / rozważanie na 6 niedzielę wielkanocną, rok A
Dni po śmierci Ojca Świętego i czas oczekiwania na początek konklawe, a potem na wybór kolejnego Następcy Piotra odnowiły w nas poczucie, że nasze losy są naprawdę w Bożych rękach
Kiedy na różne sposoby powracam do dni, które dane nam było przeżyć, gdy ten, którego nazywaliśmy ojcem wracał do domu Ojca, bardzo wyraźnie rysuje mi się obraz Kościoła jako wspólnoty, która ma głęboko zakorzenioną świadomość Bożej opieki. Jakkolwiek nie patrzeć na wszystkie wydarzania, które przyniósł niezapomniany kwiecień 2005 roku, trzeba powiedzieć, że pozostanie on na długo kopalnią wiedzy o człowieku, Kościele i o wierze.
Pośród smutku, który w takiej chwili jest całkiem ludzkim odczuciem, i w jakimś niepokoju o przyszłość, którego w trudnych chwilach często niełatwo uniknąć, ujawniła się również głęboka wiara, że Bóg czuwa nad swoim ludem. Wielu powtarzało, że potrzeba modlitwy i zaufania do Boga. Tej bezgranicznej nadziei, której wymowny przykład pozostawił nam zmarły Papież. W niejednej wypowiedzi dało się wręcz odczuć, że oto teraz przyszedł czas, by Jezus w naszej codzienności, przez konkretne wydarzenia, przypomniał nam o swoim zapewnieniu: „Nie zostawię was sierotami".
I nie chodzi tu wcale o samą osobę nowego papieża, który będzie pozostawał dla nas widzialną głową Kościoła, o którym będziemy mówili „nasz Papież", i do którego będziemy się zwracali słowem „ojcze". Dużo ważniejsza jest wiara w Bożą opiekę, która kieruje nasze myśli i serca do Ducha Prawdy. „Będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze".
We wszystkich spekulacjach i dociekaniach, kto zastąpi Jana Pawła II, ostatecznie nawet sami dziennikarze powtarzali, że kardynałowie na konklawe i wszyscy Judzie wierzący przyzywają Ducha Świętego, który nieustannie - nawet wówczas, gdy na chwilę zabraknie papieża - prowadzi Kościół Boży na drogach czasu i nim kieruje.
opr. mg/mg