Ten, który przywraca wzrok niewidomym

Homilia na 30 Niedzielę zwykłą roku B

Pierwsze czytanie Jr 31,7-9

To bowiem mówi Pan:
«Wykrzykujcie radośnie na cześć Jakuba,
weselcie się pierwszym wśród narodów!
Głoście, wychwalajcie i mówcie:
„Pan wybawił swój lud,
Resztę Izraela!”
Oto sprowadzę ich z ziemi północnej
i zgromadzę ich z krańców ziemi.
Są wśród nich niewidomi i dotknięci kalectwem,
kobieta brzemienna wraz z położnicą:
powracają wielką gromadą.
Oto wyszli z płaczem,
lecz wśród pociech ich przyprowadzę.
Przywiodę ich do strumienia wody
równą drogą — nie potkną się na niej.
Jestem bowiem ojcem dla Izraela,
a Efraim jest moim [synem] pierworodnym.

Bóg zapewnia przez usta proroka Jeremiasza, że wybawi Żydów z niewoli babilońskiej, w której znaleźli się w 587 roku przed Chrystusem. „Oto sprowadzę ich z ziemi północnej i zgromadzę ich z krańców ziemi... Oto wyszli z płaczem, lecz wśród pociech ich przyprowadzę”.

W ten sposób Bóg mówił o swoim miłosierdziu. Bowiem troska o potrzebujących pomocy nosi miano miłosierdzia. W Polsce apostołką prawdy o miłosierdziu Bożym była siostra Faustyna Kowalska (1905—1938), ogłoszona błogosławioną przez Jana Pawła II w 1993 roku. Urodziła się we wsi Głogowiec, w woj. łódzkim, w ubogiej rodzinie liczącej dziewięcioro dzieci. Mając 19 lat wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Warszawie. Później przebywała w klasztorach zgromadzenia w Krakowie, Płocku, Wilnie, by wrócić do Krakowa i tu zakończyć życie 5 października 1938 roku. Pochowano ją pod posadzką kaplicy zakonnej. Była zatrudniana jako kucharka, ogrodniczka i furtianka. Była wielką czcicielką miłosierdzia Bożego. Swoją misję widziała w przypomnieniu światu tej wielkiej prawdy: że Bóg miłuje każdego człowieka. Zapoczątkowała kult miłosierdzia Bożego we współczesnym świecie. Zewnętrznie jest on związany z kultem obrazu przedstawiającego Pana Jezusa ze smugą promieni czerwonych i białych wypływających z Jego boku, z napisem u stóp: Jezu, ufam Tobie!

Drugie czytanie Hbr 5,1-6

Każdy bowiem arcykapłan z ludzi brany, dla ludzi bywa ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga, aby składał dary i ofiary za grzechy. Może on współczuć z tymi, którzy nie wiedzą i błądzą, ponieważ sam podlega słabości. I ze względu na nią powinien jak za lud, tak i za samego siebie składać ofiary za grzechy. I nikt sam sobie nie bierze tej godności, lecz tylko ten, kto jest powołany przez Boga jak Aaron. Podobnie i Chrystus nie sam siebie okrył sławą przez to, iż stał się arcykapłanem, ale [uczynił to] Ten, który powiedział do Niego:

Ty jesteś moim Synem,
Jam Cię dziś zrodził.
Jak i w innym [miejscu]:
Tyś jest kapłanem na wieki
na wzór Melchizedeka.

List do Hebrajczyków przypomina, że kapłan „dla ludzi bywa ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga, aby składać dary i ofiary za grzechy”. Czy ze sprawami boskimi, o których mówi list do Hebrajczyków, można połączyć np. troskę o dobro Ojczyzny?

Zagadnienie troski o dobro Ojczyzny było w Polsce aktualne szczególnie w wieku XIX. Stanął przed nim i Zygmunt Szczęsny Feliński (1822—1895), arcybiskup warszawski w okresie powstania styczniowego. Myśląc o wyborze stanu duchownego, zastanawiał się, czy jako kapłan będzie mógł należycie służyć Ojczyźnie. I doszedł do wniosku, że służąc sprawie Bożej jako kapłan, tym samym będzie służył i dobru kraju. W swych Pamiętnikach napisał:

„Myśl oddania się na służbę Chrystusową coraz wyraźniej stawała przed wzrokiem mojej duszy. Naprzeciw niej występowały głównie dwa zarzuty: naprzód, że zostawszy ministrem Kościoła, nie będę mógł służyć krajowi w chwili, gdy Ojczyzna może powołać swych synów do boju i po wtóre, że stan duchowieństwa naszego tak wiele pozostawia do życzenia w znacznej większości swoich członków, iż wstępując w jego szeregi, przyjmę tylko na siebie odpowiedzialność za jego niedostatki, korzyści zaś żadnej... przynieść nie potrafię. Oba te wszakże zarzuty, w miarę jak nad nimi rozmyślałem, traciły swe znaczenie... Co do pierwszego...przyznałem, że patriotyzm zasadzający się na gotowości porwania się na pierwsze wezwanie oręża... jest w każdym razie jałowy, w niektórych zaś wypadkach może być nawet szkodliwy. Bo i cóż za korzyść przynosi sprawie narodowej obywatel, co... ma zawsze broń... w pogotowiu... niczym się zresztą nie przyczynia do pomnożenia sił i zasobów kraju?... Bez błogosławieństwa Bożego zwycięstwa nie otrzymamy, błogosławieństwa zaś tego spodziewać się nie mamy prawa, póki poprawą wad narodowych i nabyciem cnót odpowiednich na zmiłowanie Boże nie zasłużymy... Jedną... prawdziwie płodotwórczą służbą narodową jest praca nad dźwiganiem sił i zasobów narodowych... Co się zaś tyczy zarzutów czynionych naszemu duchowieństwu, chociażby te nawet całkowicie prawdziwymi były, to... zachęcić winny do wstąpienia na tę drogę. Jeśli przez lekkomyślność lub niedbalstwa członków rodziny dom ojca śmieciem zanieczyszczony zostanie, co czyni syn dobry...? Czy opuszcza dom rodzicielski, by utyskiwać... przed sąsiadami? Syn dobry póty nie spocznie, aż dom... do pierwotnego porządku doprowadzi.... Służąc sprawie Bożej i własnej też służymy sprawie, i to nie tylko sprawie osobistego zbawienia, lecz i zbawienia kraju...”

Cytat za: Jan Dobraczyński, A to jest zwycięzca, Warszawa 1986, s. 78—79.

Ewangelia Mk 10,46-52

Gdy Jezus razem z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go!» I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał». Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

Dzisiejsza Ewangelia uświadamia nam, jak wielkim nieszczęściem jest ślepota. Przebija ono ze słów Bartymeusza: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną... Rabbuni, żebym przejrzał”. O tym nieszczęściu mówią ludzie w ciemnych okularach, białą laską torujący sobie drogę po ulicach naszych miast. Mówią nam również wydarzenia z życia niektórych znanych osób. Do nich należał Giovanni Papini († 1956), mieszkający we Florencji, znany włoski autor głośnego dzieła pt. „Dzieje Chrystusa”, tłumaczonego na wiele języków, w tym również na polski. Tenże Papini w ostatnich latach swego życia był częściowo sparaliżowany: nie mógł mówić, nie słyszał i widział tylko na prawe oko, które było dla niego jedynym oknem na świat: dzięki niemu mógł się poruszać, czytać, itd. I oto pewnego dnia poślizgnął się w łazience, uderzył się w prawe oko i całkiem przestał widzieć. Lekarze orzekli, że oko jest bezpowrotnie stracone. Dla pisarza, jakim był Papini, był to śmiertelny cios.

O nieszczęściu Papiniego dowiedział się zaprzyjaźniony z nim wybitny włoski rzeźbiarz, Francesco Messina. Wziął jego zdjęcie i pojechał do San Giovanni Rotondo, do sławnego Ojca Pio. Przedstawił mu tragedię Papiniego i całej jego rodziny. Wysłuchawszy wszystkiego, Ojciec Pio oświadczył: „Skoro tak się rzeczy mają, przekaż jego rodzinie, żeby się nie martwili. Ja o tym pomyślę”.

Ojciec Pio prosił Boga o przywrócenie wzroku Papiniemu. I stał się cud: niewidomy wkrótce odzyskał wzrok. Lekarze byli zmuszeni oświadczyć, że nie są w stanie wytłumaczyć, jakim sposobem Papini odzyskał wzrok. Wczujmy się w jego radość, gdy znowu mógł widzieć. Była ona proporcjonalna do uprzedniej tragedii.

Zob. R. Allegri, Cuda Ojca Pio, Kraków 1997, s. 146—148.


opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama