Dłoni opróżnionej bez reszty Bóg nie odtrąci, lecz ją uściśnie. Ta myśl powinna nam pozostać jako wniosek praktyczny z czytań. Homilia na 32 niedzielę zwykłą B
1. Wśród porzekadeł modnych, a niezbyt mądrych, można się spotkać z takim pesymistycznym hasłem: „Nie warto być dobrym”. Na kolejne pytanie: dlaczego? – ten, kto takie zdanie wygłasza, zazwyczaj odpowie: „bo ludzie się na tym nie poznają, i nie okażą za to wdzięczności”. Motywacja to po części zrozumiała, ale nie wysokiego poziomu. Bóg tę sprawę ocenia zupełnie inaczej. I tę inną Bożą ocenę przedstawia nam Kościół w czytaniach dzisiejszej niedzieli. Czyni zaś to zgodnie z pedagogią eschatologiczną schyłku roku kościelnego. Mianowicie jest to zachęta do czynienia dobrze jako uzupełnienie i przeciwwaga do nastrojów apokaliptycznych, nieco przerażających, wywołanych opisami sądu ostatecznego, jakie usłyszymy w następną niedzielę. Kościół nie chce wywoływać w nas jednostronnej obawy o swój los. Dlatego w trosce o poziom naszej motywacji przypomni nam jako wzór ofiarę Jezusa Chrystusa, wiecznie trwałą i płodną (II czytanie).
2. Na rozkaz Boży prorok Eliasz zapowiedział królowi izraelskiemu Achabowi (873–853) jako karę klęskę suszy i głodu w ciągu dwóch lat. Sam wtedy na polecenie Boże ukrył się wpierw przy potoku Kerit na wschód od Jordanu, gdzie był cudownie karmiony. Po wyschnięciu potoku prorok Boży otrzymał nakaz udania się na terytorium pogańskie, w pobliże Sydonu, do miasta Sarepty, gdzie rozegrała się opisana scena z wdową. Jak widać z opisu jej sytuacja była wręcz rozpaczliwa, ryzyko skrajne, a zawierzenie zupełne. Bóg odpowiedział jej na to cudem, pierwszym w cyklu cudów Eliasza, po którym nastąpił niebawem drugi. W dzisiejszym opisie Ojcowie Kościoła dopatrywali się typu mesjańskiego krzyża, na podstawie tekstu Septuaginty, za którą poszła także Wulgata, tłumaczącej, zresztą bezbłędnie, ogólnikowe określenie kilka za pomocą „składam dwa drewna”. Drugie czytanie pozwala dziś na takie wykorzystanie myśli o ofierze krzyża.
Ciągnąca się od 27. Niedzieli zwykłej w roku B sekwencja czytań z Listu do dostarcza cennych kluczy chrystologicznych do czytań pierwszych ze Starego Testamentu harmonizujących z perykopami ewangelijnymi. Ostatnio Autor listu w dalszym ciągu argumentuje za wyższością Chrystusa jako Arcykapłana nad Aaronem. W przeciwieństwie do niego Jezus Chrystus wszedł nie do ziemskiej świątyni, lecz do wiekuistego sanktuarium Bożej obecności na zasadzie raz na zawsze (7,27; 9,12; 10;10) złożonej z samego siebie ofiary dla zgładzenia grzechów. Natomiast drugi raz, podczas swej ostatecznej paruzji u kresu czasów, dopełni dziejów zbawienia. Mianowicie podobnie jak Bóg ustalił dla człowieka po śmierci sąd, z czasem w teologii nazwany szczegółowym lub jednostkowym, podobnie Chrystus ukaże się, ale dla zbawienia tych, którzy Go oczekują. Ten aspekt paruzji oddany słowami: nie w związku z grzechem, bywa mało podkreślany.
Ewangelijna scena popularnie zwana „wdowim groszem” wymaga dla większej wyrazistości kilku objaśnień. Na dziedzińcu niewiast w obrębie świątyni Herodowej były ustawione skarbony dla składania różnych ofiar pieniężnych. Pieniądze (sykle świątynne) wrzucano do nich przez długie metalowe „trąby” (por. Mt 6,2). Przy ofiarach dobrowolnych należało wręczać je dyżurnemu kapłanowi, który głośno wymieniał kwotę, zanim wrzucił do środka. Marek zlatynizował nazwę monety ze względu na swoich rzymskich czytelników, co tylko w przybliżeniu podają polskie przekłady. Rzymski quadrans był czwartą częścią miedzianego asa, który był jedną szesnastą – srebrnego denara, dniówki niewykwalifikowanego robotnika (Mt 20,2). Wrzucone dwa miedziaki owej wdowy stanowiły wszystko, co miała na swe utrzymanie. To właśnie w ocenie Jezusa było argumentem za tym, że wrzuciła ona najwięcej, choć nie odpowiadało to sumie realnej.
3. Ukazują się nam dziś w czytaniach dwie wdowy, a łączy jedna postawa, choć nie na tym samym poziomie moralnym. Widać też przy tym porównaniu różnicę obu Testamentów. Pierwsza wdowa z Sarepty jest poganką, którą Jahwe obarczył ryzykownym dla niej obowiązkiem utrzymania Jego proroka bez ludzkich rękojmi. Mogła się ona oprzeć tylko na zawierzeniu Bogu, który jej dał zapewnienie przez swoje ludzkie narzędzie. Ryzyko to ona podjęła, a po wiekach uznana została za przedmiot wyboru Bożego (por. Łk 4,26). Wdowa z Ewangelii nie słyszała jak tamta żadnych obietnic, żaden też cud nie potwierdził słuszności jej ryzyka. Pochwały Pańskiej o sobie wypowiedzianej tylko do uczniów mogła nie usłyszeć. Jej ryzyko i bezinteresowność wobec Boga osiągnęły swoisty absolutny pułap. Dłoni opróżnionej bez reszty Bóg nie odtrąci, lecz ją uściśnie. Ta myśl powinna nam pozostać jako wniosek praktyczny z czytań.
4. Niejeden słuchacz dzisiejszych czytań może sobie zadać pytanie: „A z czym ja stanę przed Bogiem?” Warto mu przez homilię pomóc w tej odpowiedzi i zasugerować jakieś postanowienie na jej podstawie. Utwierdzić go wpierw trzeba w tym, że ofiarność w ostatecznym rozliczeniu jest z pewnością opłacalna na wieki, gdyż dla ofiarnych jest zapewnione szczęście z tym, który był Ofiarnikiem składającym samego siebie na krzyżu. Formy ofiarności, i to właśnie cennej przez bezinteresowność, mogą być rozmaite. Simone Weil (1909–1943) uważała, że zasadniczą postawę wobec każdego człowieka powinno wyrażać pytanie: „Czy mogę ci przyjść w czymś z pomocą?” Niezwykle ważna jest gotowość ofiarowania drugim swego czasu, kiedy pozornie go brak: „Jeśli kochasz czas zawsze odnajdziesz / nie mając nawet ani jednej chwili / na spotkanie na list spowiedź na obmycie rany / na smutku w telefonie długie pół minuty” (ks. J. Twardowski).
Augustyn Jankowski OSB, Przy stole Słowa, tom 4 (Okres zwykły: od 18 do 34 niedzieli). Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
opr. ac/ac