Miłość nie jest kochana. Zaniedbanie

Co to znaczy, że zgrzeszyłem zaniedbaniem? Czy chodzi tylko o zaniedbanie modlitwy, życia sakramentalnego, czynienia dobra, do którego prowokuje mnie pobożne natchnienie?

Umiłowaniu w Chrystusie Panu Siostry i Bracia!

Czas szybko płynie… Za tydzień Niedziela Palmowa Męki Pańskiej, Wielki Tydzień i rozpoczniemy Okres Wielkanocny. Ale póki co, ciągle trwamy w Wielkim Poście. Dlatego gwoli przypomnienia: Za udział w Drodze Krzyżowej i nabożeństwach Gorzkich Żalów można uzyskać odpust zupełny, spełniając zwykłe jego warunki. A skoro o Gorzkich Żalach mowa – to przypomnę, że ich istotnym elementem jest kazanie pasyjne.

Kazanie to winno być rozważaniem tajemnic związanych z cierpieniem i śmiercią Jezusa – i tak jest, choć może przekazywane tym razem w nieco inny sposób niż zwykle. I choć nie mówię o koronie z ciernia, przebitym boku, biczowaniu, wyszydzaniu, ani o Matce, Szymonie, czy Weronice, bo o tym możemy samodzielnie sobie przeczytać, sięgając po księgę Pisma Świętego, to zaprosiłem was na duchową wędrówkę, w której odważnie zaglądamy do boku, do Serca i do pięciu ran Chrystusa Pana.

Te najboleśniejsze problemy, których staramy się dotknąć, to wióry drzewa, z których zbity został Krzyż Chrystusowy, to gwoździe, które na tym Krzyżu trzymają naszego Pana, to włócznia, która rani Jego Miłosierne Serce. Czy ktoś z nas ma wątpliwości, że grzechy, których dotykamy, zraniły Jego głowę, nogi i ręce? Dziś dotkniemy rzeczywistości, w której każdy z nas uczestniczy, a która bez wątpienia rani Jezusowe Serce. Mowa o grzechu zaniedbania!

Bp Ireneusz Pękalski zauważył, że w mszalnej formule spowiedzi powszechnej wypowiadamy m.in. takie słowa: że "zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem...” Co to znaczy, że zgrzeszyłem zaniedbaniem? Czy chodzi tylko o zaniedbanie modlitwy, życia sakramentalnego, czynienia dobra, do którego prowokuje mnie pobożne natchnienie? Czy może chodzi o zaniedbanie pokonywania zła? – tego w sobie i wokół siebie. Co to znaczy – zgrzeszyłem zaniedbaniem?

Zaniedbanie – jak pisze bp Pękalski – to bierność, która jest nie do pogodzenia z postawą ucznia Chrystusa. Uczeń Chrystusa nie tylko powinien ochotnie odpowiadać na dobre i pobożne natchnienia, które rodzą się w człowieku, ale także rzetelnie i gorliwie wypełniać obowiązki swego stanu, nie zaniedbując ani modlitwy, ani pracy. Nie zaniedbując niczego.

Edmund Burke brytyjski polityk żyjący w XVIII wieku, słusznie uważał – pisze Pękalski – że do tego, aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił, by lekceważył dobre i pobożne natchnienia, które się w nim rodzą, by swoje zadania i role społeczne wykonywał byle jak, "po łepkach"… Na przykład jednym ze współczesnych, poważnych zaniedbań nas, pasterzy, jest brak należytego zaangażowania na rzecz wspólnoty parafialnej, uzdolnionej młodzieży, która słusznie jest wielką nadzieją Kościoła.

Przecież nie kogo innego, ale naszym zadaniem jest, co także zauważa nasz biskup, ukazywać wiernym szersze cele, inspirować do działania na większą skalę, wspierać, abyście mogli przygotować się należycie do szerzenia dobra w środowiskach, w których jesteście obecni ze względu na szkołę, pracę, swoje zainteresowania.

Ale problem zaniedbania, jak powiedziałem, dotyczy nas wszystkich. Wszyscy jesteśmy współodpowiedzialni za wychowanie dzieci i młodzieży. Owszem, to szkoła powinna przekazywać rzetelną wiedzę, kształtować w młodym człowieku odpowiedni świat wartości, ale także twoim i moim obowiązkiem jest współuczestniczyć w procesie wychowania młodego pokolenia! I nie ma co się od tego odżegnywać!

W czym więc winna przejawiać się moja i twoja troska o przyszłość młodego pokolenia? Bo bardzo często pragniemy, aby dzieci zachowały swoją szlachetność, aby były dobre, wyszły na ludzi i nie zmarnowały się. Ale jak widać, coraz częściej, niestety, na pragnieniach się kończy i w wielu rodzinach zaniedbuje się odpowiednie wychowywanie dzieci.

Basia żyła w szczęśliwym małżeństwie od 22 lat. Razem z mężem Sebastianem, który jest leśniczym, byli dumni ze swoich dwóch synów: Adama i Rafała, którzy zdecydowanie się od siebie różnili. Adam jest duszą towarzystwa i gra w koszykówkę. A Rafał był cichy i zawsze wszystko analizował. Nie słuchał popularnej muzyki i lubił spędzać czas sam ze sobą. To, jak te dzieci się od siebie różniły, było widać już podczas pierwszego spotkania. Rafał miał jakby starą duszę w młodym ciele. Nie bawiły go wygłupy w szkole, nie spotykał się po zajęciach z kolegami. Może dlatego dzieci się tak na niego uwzięły…? Kochał za to pomagać. Zaprzyjaźnił się z umierającym sąsiadem, który chorował na raka. Chodził tam bardzo często, a gdy mężczyzna umarł, pomagał jego żonie. Miał naprawdę bardzo dobre serce. Niestety, koledzy nie dawali szansy na to, aby poznać Rafała.

Zaczęło się od wyzwisk i przepychanek, a skończyło na biciu i wyrzucaniu z autobusu. Raz nawet Rafał napisał do jednego z nich wiadomość: „Rozumiem to, że kogoś można nie lubić i ja to szanuję, ale dlaczego nie dasz mi spokoju? Nie możesz odpuścić?”. Odpowiedź była strzałem w samo serce: „Nie, bo jesteś ciotą, którą trzeba gnębić i się jej pozbyć”. Rodzice nie zdawali sobie sprawy z tego, jak traktowany jest ich syn. Zarzucają sobie, że gdyby wiedzieli, nie doszłoby do najgorszego… Basia sama widziała SMS-a, w którym jeden z oprawców Rafała napisał, że życzy mu śmierci i zrobiłby przysługę ludzkości, gdyby skorzystał z broni, którą ma w domu i się zabił. Rafał nie wytrzymał i mówił kolegom z klasy, że już będą mieć spokój, bo faktycznie to zrobi… Gdy kierowca autobusu powiedział do niego: „Do jutra”, Rafał powiedział, że już jutro go tu nie będzie. Zaplanował to, bo nie mógł znieść tego, jak jest traktowany. Powiedział także do swojego kolegi, że się zabije i żeby nie dzwonił do Basi i Sebastiana, ponieważ będą chcieli go powstrzymać. A Basia i Sebastian byli wtedy na meczu Adama i cieszyli się z jego osiągnięć, a w tym samym czasie drugi syn odebrał sobie życie… Rafał strzelił sobie w głowę, nie dając sobie szansy na lepsze życie. Gdyby tylko coś powiedział swoim rodzicom, zrobiliby wszystko, aby go uratować.

Po co ta historia? Aby uświadomić nam, że najmniejsze zaniedbanie, brak jakiejkolwiek reakcji jest przyzwoleniem na przemoc. Jeśli widzimy, że ktoś kogoś gnębi, i nic z tym nie robimy, jesteśmy współwinni… Przykład idzie z góry i mam nadzieję, że mamy tego świadomość. Bo naszym powołaniem jest być świadkiem Chrystusa! A być świadkiem Chrystusa to, m.in., zobowiązać się do pokonywania mocą Ducha Świętego zaniedbań, które pomniejszają obecność dobra w różnych wymiarach życia.

Kochani, dlaczego więc tak to jest, że zdarza nam się z lenistwa zaniedbywać obowiązek niedzielnej Mszy Świętej? Dlaczego zaniedbujemy modlitwę osobistą, lekceważymy dobre natchnienia, że pomogę komuś bezinteresownie, albo przechodząc obok kościoła wstąpię na chwilę adoracji? Dlaczego zaniedbujemy obowiązek braterskiego napominania kogoś, kto błądzi, postępuje niewłaściwie? Przecież dobrze znamy te wskazówki, które inaczej są nazywane uczynkami miłosierdzia co do duszy i ciała… Grzesznych upominać… Nieumiejętnych pouczać… Wątpiącym dobrze radzić… Głodnych nakarmić… Spragnionych napoić… Dodałbym jeszcze: młodzież wychować i starszych formować!

Dlaczego tak to jest, że zamiast w imię odpowiedzialności, ulegamy podszeptom złego, który mówi nam: nie rób, zostaw, to nie twoja sprawa i tym samym często popadamy w grzech zaniedbania? Dlaczego tak to jest? Na to i wszystkie wcześniej postawione pytania odpowiemy sobie już za tydzień.

Jędrzej R. Róg OFM

Kazanie pasyjne - piąta niedzielę Wielkiego Postu.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama