Materiały do homilii na święto Niepokalanego Serca NMP
Bezgrzeszna i pełna łaski Maryja nie wszystko od razu rozumie, ale uczestnicząc w życiu Syna i pielgrzymując w wierze, stopniowo wzrasta w poznaniu.
Czytelnikowi dzisiejszej Ewangelii może się wydać nieco dziwne, że Maryja i Józef „pozwalają” się zgubić Jezusowi, jakby zafrapowani czymś innym zapomnieli o swoim Synu. Oczywiście takie odczytanie epizodu o Dwunastoletnim stanowi raczej projekcję naszych ludzkich doświadczeń, którym nieobce są troski o sprawy nienajważniejsze. Trudno jednak podejrzewać Maryję i Józefa, których życie kręciło się od samego początku wokół Dziecka o to, żeby teraz nagle zatroskali się o coś drugorzędnego. Niepokalane Serce Maryi oznacza w przypadku tej familii, że stosunki w niej panujące wyglądają inaczej niż w naszych rodzinach, a tym samym stanowić mogą wzór do naśladowania.
Jeśli więc Dwunastoletni „gubi się” rodzicom, to „dla nas, mających może zbyt małostkowy obraz Świętej Rodziny, fakt ten wydaje się dziwny. Bardzo ładnie pokazuje on jednak, że w Świętej Rodzinie wolność i posłuszeństwo szły zgodnie w parze ze sobą” (J. Ratzinger (Benedykt XVI), Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo, tłum. W. Szymona, Kraków 2012, s. 164). Rodzice Jezusa w oparciu o dotychczasowe doświadczenia oraz znajomość Syna mogli Mu zaufać i pozwolić na jakiś czas odłączyć się od nich. Taka wolność oznacza zarówno rezygnację z grzesznej kontroli czy nadopiekuńczości, jak też z drugiej strony wskazuje na wcześniejsze posłuszeństwo i bezgrzeszność Dziecka, na którym można było w sposób oczywisty polegać. Nie wolno więc czytelnikowi przysłuchującemu się wymianie zdań między Synem a Matką (ziemski ojciec jak zawsze w Ewangeliach milczy, jakby świadomy tego, że nie należy zagłuszać mowy Ojca niebieskiego) ulegać pokusie widzenia w wydarzeniu jakiegoś nieposłuszeństwa czy tym bardziej buntu względem Rodziców.
Jak w takim razie widzieć ten pozór nieposłuszeństwa, z którym wydaje się że mamy do czynienia? Otóż podobnie jak Maryja i Józef ufają Dziecku, tak Ono traktuje ich całkiem poważnie. I kiedy mówi do nich „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być u mego Ojca?” (tak brzmi właściwy przekład), to nie żartuje sobie z nich, ale albo naprawdę uważa, iż mogli się domyślać (na podstawie wcześniejszych wydarzeń czy znajomości Jego samego), gdzie należy Go szukać, albo — co jest bardziej prawdopodobne — słowa te dopiero mają ich czegoś nauczyć. Z odpowiedzi Jezusa wynika, „że Jego rodzice w gruncie rzeczy nie mieli powodów do niepokoju, gdyż wiedzieli już o Nim dostatecznie dużo. Tyle że nie uświadamiali sobie pełnych konsekwencji tej wiedzy” (J. McHugh, Maryja w Nowym Testamencie, tłum. A. Czarnocki, Niepokalanów 1998, s. 154). W każdym razie na pewno byli w stanie przyjąć Jego odpowiedź uzasadniającą pozorne nieposłuszeństwo posłuszeństwem wyższym: Bogu Ojcu. Bo na tym posłuszeństwie zależało zarówno Jemu, jak i Im.
Tak, nie dziwmy się, w tej Rodzinie nie tylko Matka i Ojciec wychowują Dziecko, ale i Ono wychowuje Ich. Oczywiście, jeśli w każdej rodzinie w pewnym sensie rodzice powinni też uczyć się od dzieci, to w tym przypadku jest konieczne, aby to Maryja i Józef poddali się całkowicie Jego pedagogii. Nie zaprzecza to normalnemu wzrastaniu Jezusa, kiedy od nich uczy się niemal wszystkiego — z wyjątkiem bycia Synem Ojca. Ale właśnie ze względu na ten fakt — że jest Bogiem — stopniowo to On będzie w tej Rodzinie wysuwał się na pierwsze miejsce. Być może zdarzały się podobne sytuacje już wcześniej, na pewno z takim procesem wychowawczym mamy do czynienia tutaj. Maryja pojmie tę lekcję i będzie w swoim Niepokalanym Sercu rozważać to wszystko, co się wydarzyło. Coraz mniej jest Matką, a coraz więcej Uczennicą Pana.
Dochodzimy więc do drugiej ważnej konkluzji: bezgrzeszność Maryi nie oznacza, że Jej wiara i poznanie Bożej woli nie powinny wzrastać. Wręcz przeciwnie — muszą, i właśnie Niepokalane Serce to umożliwia; wszak, jak powiada Pismo, tylko ci czystego serca mogą znaleźć Pana. Pomimo tego, że obdarzona wyjątkowym powołaniem, nie tylko że bez grzechu, ale i napełniona wszelką łaską, to jednak „poznanie, które otrzymała Maryja, nie pozwalało Jej zrozumieć wszystkiego od razu, szczególnie w sytuacji tak dziwnej próby, na którą wystawił Ją Jezus” (R. Laurentin, Matka Pana. Krótki traktat teologii maryjnej. Wydanie integralne (Theotokos, 1), tłum. Z. Proczek, Warszawa 1989, s. 48).
Wzorem Maryi, którą Pismo przedstawia jako rozważającą Boże słowa, powinniśmy uwzględnić świadectwo Pisma, jakie ono daje o wierze Maryi. Na tej podstawie można sformułować wnioski pozwalające wniknąć nieco w Jej Niepokalane Serce. Otóż Maryja „wiedziała, że Jezus jest Synem Bożym, choć to poznanie, pełniejsze wprawdzie niż nasze, nie było precyzyjne; było bardziej realne, lecz mniej pojęciowe. Nie umiałaby Ona mówić o »naturze« czy o »osobie«, lecz z tego, co przekazuje Ewangelia, można wywnioskować, że intensywniej i głębiej niż my wnikała w to, co istotne” (Laurentin, s. 49). Ona przeżywała „na sobie” czy raczej w sobie (w Sercu) to wszystko, co my przyjmujemy jako już opisane czy zdogmatyzowane, co zresztą nie przekreśla konieczności, że również my jesteśmy powołani do przeżywania tego wszystkiego w sercu. „On uważa nas za zdolnych do wielkich rzeczy. Wierzyć znaczy poddać się tej wielkości i powoli do niej dorastać” (Ratzinger, s. 167). W tej pielgrzymce wiary przewodzi nam Maryja — wzór dla wierzących i obraz Kościoła, który jak Ona powołany jest do zachowywania i przekazywania Słowa Bożego.
Można podejrzewać, że jeśli rozważany przez nas epizod znalazł się w Ewangelii, która o Maryi raczej woli milczeć niż mówić — albo lepiej: to Ona nie chce rozgłosu (Niepokalane Serce jest pokorne i skromne) — więc jeśli ten fragment się znalazł, to musi mieć niebagatelne znaczenie dla czytelnika. Wskazuje na drogę, którą będziemy musieli przejść w naszej pielgrzymce wiary. Bo nawet dla Niej „na tamtą chwilę słowa Jezusa są zbyt wielkie. Także wiara Maryi jest wiarą »w drodze«, wiarą, która coraz bardziej pogrąża się w ciemnościach i przedzierając się przez nie, musi dojrzeć. Maryja nie rozumie słów Jezusa, jednak zachowuje je w swoim sercu i pozwala mu stopniowo dojrzewać” (Ratzinger, s. 166). Oto maryjny testament, jak należy nam, duchowym synom Niepokalanej, upodabniać się do Matki.
Nastoletni Jezus niewątpliwie ma wewnętrzne poznanie Boga Ojca (świadczą o tym słowa wypowiedziane przez Dwunastoletniego w świątyni), a mimo tego, jak podkreślił to ewangelista Łukasz, Jego mądrość musi wzrastać. Jest przecież Jezus zarówno Bogiem, jak i człowiekiem; dwie natury (Boska i ludzka) jednoczą się w jednej Osobie, jak to ujmie późniejsze sformułowanie dogmatyczne chroniące treści wynikające z biblijnego przesłania. Wraz z tym Jezusowym wzrostem w mądrości rozwijać się musi również poznanie Maryi, tak żeby mogła Ona „nadążać” za Synem, tym bardziej że widać, iż drogi Boskie na tyle są inne od ludzkich, że wymagają od człowieka nieustannego „wychodzenia” z siebie.
Właśnie w omawianej perykopie widać to, że Maryja chcąca uczestniczyć w Bożej woli, będzie musiała zgodzić się na wcześniej przez proroka zapowiedziany miecz, który przeniknie Jej Niepokalane Serce. „Boska misja Jezusa rozsadza wszelkie ludzkie miary i dla człowieka staje się ciągle mroczną tajemnicą. W tym momencie dla Maryi odczuwalne się staje coś z miecza boleści, o którym mówił Symeon (zob. Łk 2,35). Im bliżej Jezusa znajdzie się człowiek, tym głębiej zostaje włączony w tajemnicę Jego Męki” (Ratzinger, s. 165). Już teraz, w dzieciństwie Syna, Maryja otrzymuje niejako zapowiedź, pewnego rodzaju niejasne, ale możliwe i konieczne do przeżycia, wyobrażenie przyszłego cierpienia związanego z ukrzyżowaniem Syna. Właśnie to wydaje się uderzać Ją najbardziej, i tego dotyczy stwierdzenie o tym, że nie rozumiała Ona przekazu Syna. „Do tego właśnie faktu odnosimy niezrozumienie Maryi, a nie do faktu, że Jezus jest »Synem Bożym«, gdyż według Łukasza Maryja o tym wiedziała od dawna (Łk 1,32, zwł. 1,35)” (Laurentin, s. 49).
Samo wydarzenie staje się w ten sposób nie tylko wypełnieniem proroctwa Symeona o mieczu, ale niejako kolejnym proroctwem, czy też „proroctwem do proroctwa”. Troskę Maryi Łukasz wypowiada używając mocnego słowa, „którego używa gdzie indziej na oznaczenie cierpień piekła (...) Wypowiedź Łk 2,35.48 oznacza coś więcej niż opis wydarzenia z dzieciństwa: ukazuje śmiertelną trwogę męki, a w głębszym znaczeniu tajemnicę powrotu do Ojca, po którym od tej pory trzeba będzie szukać Chrystusa” (Laurentin, s. 48-49). Z kolei, gdy mowa o zachowywaniu przez Maryję słów, należy rozumieć pod tym nie tylko rozważanie wypowiedzianych słów, ale również kryjących się pod nimi zdarzeń, które są związane ze zbawczą historią. Wydaje się prawdopodobne, „że rzeczą, której Maryja i Józef nie zrozumieli było to, iż w brzemiennych słowach: „Powinienem być u mego Ojca”, Jezus czynił niejasną aluzję do czekających Go w Świętym Mieście męki i zmartwychwstania” (McHugh, s. 161).
Tak więc Rodzice nie tyle nie rozumieli słowa, co faktu (prawdy) kryjącej się pod nimi; z kolei słowa Jezusowej odpowiedzi nie oznaczają krytyki Maryi i Józefa, bowiem Jezus wskazuje na fakty, które będą mogły być zrozumiane dopiero po Jego zmartwychwstaniu. Dlaczego w takim razie takie słowa wypowiada? Ponieważ to, co wydarzy się potem, musi zostać przygotowane już teraz. Można dostrzec paralelę pytania „Czemuście mnie szukali?” z innym pytaniem, które zabrzmi po Zmartwychwstaniu: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych?” (Łk 24,6), a na tym tle łatwo zrozumieć, dlaczego ewangeliści nie relacjonują wizyty Maryi do pustego grobu. Matka Pana pojęła (w sensie: przeżyła) wcześniejszą o kilkadziesiąt lat lekcję, której znamię pozostało w Jej Niepokalanym Sercu do końca życia:
Epizod ten pozostawił niezatarty ślad w pamięci Maryi. Nie tyle z powodu bólu, jakim było to zagubienie, co z racji tajemniczej odpowiedzi Jezusa. zrozumiała z niej coś istotnego dla osoby i misji Syna, a również w odniesieniu do własnego losu. Było to wydarzenie głęboko realne i symboliczne, różniące się istotnie od zwykłych zdarzeń codziennego życia rodziny. Słowa Jezusa — pierwsze zanotowane w Ewangelii — napełniły Ją jakby nowym objawieniem (O. da Spinetoli, Maryja w Biblii, tłum. A. Tronina, Niepokalanów 1997, s. 130).
Dzięki temu „Ona nie będzie już musiała Go szukać z niepokojem” (L. Melotti, Maryja, Matka żyjących. Zarys mariologii, tłum. T. Siudy, Niepokalanów 2012, s. 44), ale będzie mogła uczestniczyć coraz głębiej w Jego tajemnicy oraz wypełnianiu misji. Odsłania nam się więc zjednoczenie Jej Niepokalanego Serca z Sercem Jezusa: na dobre i na złe, na cierpienie krzyża i na chwałę zmartwychwstania. Matka Pana uczestniczy w Jego życiu od początku aż na wieki.
Tekst ukazał się w „Bibliotece Kaznodziejskiej” (2013) nr 3 (157). Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora
opr. mg/mg