Jeszcze nie jest za późno

Czy zdołamy uchronić Ziemię przed klęską ekologiczną?

Nie tylko człowiek, ale każde stworzenie na Ziemi ma prawo do życia w nieskażonym środowisku. Niestety, człowiek zagalopował się w czynieniu sobie Ziemi poddaną. Bogactwa naszej planety są trwonione, zwierzęta giną w zastraszającym tempie, a płynąca w naszych żyłach krew jest coraz bardziej skażona trującymi chemikaliami. Międzynarodowa organizacja ekologiczna WWF opublikowała właśnie raport o stanie zdrowia naszej planety „Living Planet Report 2004", z którego wynika m.in., że ludzkość konsumuje dzisiaj o 20 procent więcej naturalnych zasobów, niż Ziemia jest w stanie wyprodukować. Raport stanowi zestawienie wyników badań naukowych prowadzonych na całym świecie, które analizują wpływ człowieka na naszą planetę. - Zaciągamy ekologiczny dług, którego nie będziemy w stanie spłacić, jeśli rządy państw całego świata nie przywrócą równowagi pomiędzy konsumpcją naturalnych zasobów a zdolnością Ziemi do ich odnawiania - twierdzi dr Claude Martin, dyrektor generalny WWF International.

Raport WWF, przygotowywany we współpracy z UNEP i Global Footprint Network, opiera się na dwóch wskaźnikach - Living Planet Index (LPI) i Ekological Footprint (EF), które pozwalają określić stan natury i wykorzystanie naturalnych zasobów w 148 krajach na świecie. LPI pokazuje, jak zmienia się liczba dzikich gatunków zwierząt na przestrzeni lat. EF jest miarą równowagi między wykorzystaniem zasobów naturalnych Ziemi przez człowieka a możliwościami produkcyjnymi naszej planety. Z analiz wynika, że w latach 1970-2000 liczba gatunków zwierząt ziemnych i morskich zmniejszyła się o 30 proc., a słodkowodnych aż o połowę! WWF uważa, że jest to bezpośrednia konsekwencja rosnącego zapotrzebowania ludzkości na żywność, energię i wodę. Raport ujawnia, że aby zaspokoić potrzeby jednego mieszkańca naszej planety, potrzeba zasobów aż 2,2 hektara ziemi. Tymczasem, jeżeli podzielimy powierzchnię produkcyjną Ziemi przez liczbę mieszkańców, okaże się, że na jedną osobę przypada tylko 1,8 hektara. W efekcie wykorzystujemy zasoby

Ziemi szybciej, niż są one w stanie się zregenerować. Może to za kilkaset lat doprowadzić do całkowitego wyczerpania naturalnych zasobów Ziemi.

W Polsce deficyt ekologiczny wynosi 1,6 ha/osobę, tzn. potrzeby konsumpcyjne przeciętnego Polaka zaspokoi powierzchnia 3,6 ha/osobę, podczas gdy zdolności produkcyjne w naszym kraju wynoszą 2 ha/osobę. Pod względem,wielkości ekologicznego deficytu plasujemy się na 24. miejscu w skali świata (na 148 państw). Największy deficyt notuje się w przypadku Kuwejtu (1. miejsce z 9,2 ha/osobę), Zjednoczonych Emiratów Arabskich (2. miejsce z 8,9 ha/osobę) i Izraela (3. pozycja z 4,9 ha/osobę). W Europie największy dług wobec przyrody zaciągnęła Holandia, Grecja i Wielka Brytania (EF około 4 ha/osobę), natomiast rezerwy ekologiczne posiada Finlandia (-5,4 ha/osobę), Szwajcaria (-2,7 ha/osobę), Rosja (-2,6 ha/osobę), których potencjał produkcyjny przewyższa potrzeby konsumpcyjne mieszkańców - czytamy w raporcie.

Energetyczne szaleństwo

Alarmującym sygnałem jest wzrost wykorzystania energii pochodzącej głównie z eksploatacji złóż gazu, węgla czy ropy. Jest to najszybciej rosnący wskaźnik naszego wpływu na Ziemię, który pomiędzy rokiem 1961 a 2000 zwiększył się o prawie 700 procent! Największe różnice w zużyciu energii występują pomiędzy krajami o wysokim i niskim dochodzie. Wynika to przede wszystkim z tego, że ludzie są w stanie zjeść tylko określoną ilość pożywienia, podczas gdy możliwości konsumpcyjne energii są w zasadzie nieograniczone, limituje je tylko zasobność portfela. Konsumpcja krajów zachodnich, zwłaszcza Ameryki Północnej, kilkakrotnie przekracza średnią dla naszego globu.

Ekological Footprint przeciętnego Europejczyka jest aż pięciokrotnie większy niż mieszkańca Afryki czy Azji - czytamy w raporcie. W wyniku zwiększenia zużycia energii zwiększa się emisja CO2 do atmosfery, co prowadzi do ocieplania klimatu (zob. „Globalne ocieplenie", „PK" nr 45/2004). Obecne modele komputerowe przewidują, że do 2070 roku częstość pojawiania się fal upałów i innych drastycznych zjawisk pogodowych związanych z ociepleniem wzrośnie dziesięciokrotnie. W związku z falą upałów latem 2003 roku zmarły tysiące Europejczyków. Ocenia się, że 25-40 procent tych zgonów można bezpośrednio przypisać skutkom zanieczyszczenia powietrza (na przykład zgony w efekcie problemów oddechowych). Co prawda, w wyniku upowszechnienia nowych technologii jakość powietrza w krajach bogatych poprawiła się w ostatnich latach, ale poziom zanieczyszczeń powietrza nie spada wystarczająco szybko, by nie budzić obaw. Głównym źródłem zanieczyszczeń są spaliny oraz emisje z silników samochodów i przemysłu ciężkiego. Dodatkowo wywołane ociepleniem wysokie temperatury podnoszą stężenia niektórych zanieczyszczeń, na przykład ozonu, tuż nad ziemią. Powoduje to tworzenie się w reakcjach chemicznych większej ilości dwutlenku azotu. Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że około 30 procent naszego zdrowia zależy od stanu środowiska, dlatego liczba zgonów związanych z zanieczyszczeniami powietrza i ociepleniem klimatu może w Europie wzrastać.

Masowe wymieranie

Ocieplenie klimatu oczywiście działa niekorzystnie nie tylko na człowieka, ale na cały świat przyrody. Wiele organizmów żywych nie potrafi zaadaptować się do nowo zaistniałych warunków. Na przykład naukowcy uważają, że na skutek ocieplania klimatu wyginie gatunek niedźwiedzia polarnego. Jednak na razie to nie ocieplenie klimatu, ale rabunkowa gospodarka zasobami naszej planety doprowadziła do tego, że rośnie lista zagrożonych gatunków zwierząt i roślin. Zdaniem IUCN, czyli Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody i Jej Zasobów, dzieje się to w alarmującym i niespotykanym dotąd tempie. Pomiędzy rokiem 1970 a 2001 drastycznie spadła populacja m.in. karibu, małpki saimiri, czarnego nosorożca, hipopotama, krokodyla amerykańskiego i filipińskiego czy dorsza atlantyckiego. Do krytycznie zagrożonych gatunków, w dodatku nieobjętych ochroną, należy m.in. Pteropus livingstonii - jeden z najrzadszych na świecie nietoperzy owocożernych z Komorów na Oceanie Indyjskim, kilka gatunków z rodzaju Mantella - grupy kolorowych żab żyjących jedynie na Madagaskarze, papuga konura żóltolica - obecnie wiadomo o mniej niż 150 osobnikach, żyjących jedynie w kolumbijskiej części Andów. Największy spadek liczebności wystąpił u gatunków ze strefy tropikalnej - o około 65 procent, a najmniejszy ze strefy umiarkowanej (10 procent). Według ekspertów, w nadciągającym półwieczu wymarcie zagrozi do 30 procent gatunków. - Skala i tempo wymierań gatunków są obecnie szybsze niż kiedykolwiek przedtem. Badania wskazują, że tempo to może być nawet do tysiąca razy szybsze niż przy udziale czynników naturalnych -ostrzega dyrektor generalny IUCN Achim Steiner.

O. Stanisław Jaromi OFM Conv., przewodniczący Ruchu Ekologicznego Świętego Franciszka z Asyżu:

- Przez wieki ludzie starali się, aby nie mieć gorzej aniżeli ich przodkowie. Pragnienie posiadania stale więcej i więcej jawiło się jako patologia. Już Ewangelia zawiera ostrzeżenie przed chciwością i człowieka zbyt zapobiegliwego nazywa głupcem, „który gromadzi skarby dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem" (Łk 12, 15-21). Dziś każdy chce mieć stale więcej i więcej. A pragnienie takie nazywa się cnotą przedsiębiorczości. Czy to więc naturalna chęć rozwoju, czy raczej zachłanność i brak umiaru? Znamy dość dobrze ograniczenia naszych naturalnych zasobów przyrody oraz fizyczne granice naszego świata, ale czy zastanawiamy się nad granicami naszej ludzkiej ekspansji i konsumpcji? Czy nie są to nieskończone pragnienia w skończonym, ograniczonym świecie? Myślę, że zwłaszcza chrześcijanie muszą sobie stawiać takie pytania i ograniczać swoją zachłanność.

 

Chemiczne zagrożenie

Jak się szacuje, światowa produkcja różnego rodzaju chemikaliów wzrosła w ubiegłym wieku od mniej więcej l miliona ton rocznie w latach 30. do około 400 milionów ton w 2000 roku. W ciągu ostatnich 50 lat człowiek stworzył około 80 000 nowych związków chemicznych. Większość z nich nie była badana, w jaki sposób wpływa na zdrowie człowieka. Tymczasem substancje te są wszędzie wokół nas -w środkach ochrony roślin, kosmetykach, komputerach, nawet plastikach, z których wytwarza się butelki dla niemowląt (zob. „Toksyczna pułapka", „PK" nr 28/2004). Wiele z tych chemikaliów przedostaje się do środowiska naturalnego i organizmów żywych. Naukowcy są zgodni co do tego, że wiele z nich może powodować m.in. nowotwory, zaburzenia hormonalne, uszkodzenia płodu i wady rozwojowe oraz osłabiać układ odpornościowy. Do organizmu ludzi i zwierząt przedostają się przez skórę, z pożywieniem i drogą wziewną. Wraz z powietrzem i wodą mogą się przemieszczać na ogromne odległości. Przykładowo, duże stężenia rakotwórczych związków fluoropochodnych zostały znalezione w ciele niedźwiedzi polarnych, delfinów, wielorybów i kormoranów, a także bałtyckich fok i orłów bielików. O ile jeszcze czterdzieści lat temu u ssaków morskich wykrywano tylko pięć związków z grupy chlorowcopochodnych węglowodorów i rtęci, dziś u tych samych gatunków występuje ponad 265 substancji toksycznych pochodzenia organicznego oraz 50 nieorganicznych związków chemicznych.

Nie tylko krew ministrów

WWF ujawniła niedawno wyniki badania krwi 14 ministrów z krajów należących do UE. Wzięli oni udział w badaniu WWF w czerwcu 2004 roku. Jak się okazało, mają skażoną krew. Spośród substancji wykrytych we krwi badanych ministrów znalazły się związki stosowane w patelniach teflonowych odpornych na tłuszcze, pudełkach na pizze i frytki, perfumach czy pestycydach. Wiele z tych substancji zostało wycofanych z użycia już kilkadziesiąt lat temu, ale mimo to pozostają nadal w naszym środowisku. Większość z badanych toksycznych związków jest nadal wykorzystywana. W sumie we krwi badanych znaleziono 55 substancji ze 103 analizowanych związków. Średnia liczba wykrywanych chemikaliów to 37 na osobę. Najbardziej skażony minister miał w swojej krwi 43, najmniej skażony 33 toksyczne substancje, a 25 związków znaleziono we wszystkich testowanych próbkach. - Wszyscy ministrowie są skażeni przez substancje, o wpływie których na zdrowie ludzi niewiele wiadomo - mówi Klar Wagner z WWF. W tej chwili kontrolą objętych jest zaledwie 14 procent produkowanych związków. A przecież na działanie szkodliwych chemikaliów jesteśmy narażeni na każdym kroku -znajdują się one w większości otaczających nas przedmiotów, w powietrzu, które wdychamy, w wodzie, którą pijemy czy w jedzeniu. Te substancje chemiczne są szczególnie niebezpieczne, ponieważ nawet zaprzestanie ich produkcji nie spowoduje natychmiastowego wyeliminowania ich z otoczenia i jeszcze przez długi czas stanowić mogą zagrożenie dla prawidłowego funkcjonowania organizmu.

Powstrzymać konsumpcję

- Zrównoważone wykorzystanie zasobów Ziemi i wysoka jakość życia nie są pojęciami przeciwstawnymi. Musimy jednak wyrównać zachwianą równowagę w środowisku i zaprzestać marnotrawienia jego zasobów - twierdzi Jonathan Lob, jeden z autorów „Living Planet Report 2004". Wielu ekologów jest zdania, że jeszcze nie jest za późno na wyrównanie długu, który zaciągamy wobec naszej planety. Jednak dalszy rozwój powinien uwzględniać potrzebę zachowania równowagi między możliwościami produkcyjnymi Ziemi a konsumpcją. Konieczne są jednak takie rozwiązania, które zapewnią jednocześnie wysoką jakość życia mieszkańców naszego globu. To trudne zadanie stoi przed rządami całego świata, które, aby chronić naszą planetę, powinny jak najszybciej podjąć zdecydowane działania. W ostatnich latach światowa społeczność ustanowiła jasny cel dla utrzymania bioróżnorodności i trwałości środowiska. W 2002 roku podczas Światowego Szczytu nad Różnorodnością Biologiczną uczestniczące w nim rządy przyjęły plan, aby do 2010 roku znacząco zmniejszyć stopień straty bioróżnorodności. Oby tylko został zrealizowany.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama