Fragmenty książki "Sztuka rodzicielskiej miłości"
Wolfgang Bergmann SZTUKA RODZICIELSKIEJ MIŁOŚCI |
| ||||||
Nie, nie obawiajcie się, to nie będzie opowieść świeżo upieczonego ojca, który z miną bohatera opowiada o narodzinach swojego dziecka. Chcę tu tylko opowiedzieć o jedynym momencie po urodzeniu się mojej córki, o jednej chwili. O tym, jak z trudem przedzierała się na ten świat i jak po raz pierwszy otworzyła oczy. Może „otworzyła” nie jest tu najlepszym określeniem. Było to raczej tak, że na chwilę błysnęło coś spomiędzy sklejonych powiek i nagle te powieki szeroko się rozwarły. Oczy patrzyły przed siebie. Było to spojrzenie oszołomione, dzikie, całkowicie zanurzone jeszcze w nierozumnej pierwotności, nieobecne, a zarazem niesłychanie intensywne. Nigdy go nie zapomnę. W tym momencie przyrzekłem sobie — i przez te lata dotrzymałem danego sobie słowa — że jeśli kiedykolwiek się zdenerwuję czy będę czuł niepokój z powodu jej złych stopni w szkole lub czegoś podobnego, przypomnę sobie ten wzrok. Będę sobie przypominał, że moje dziecko przede wszystkim nie należy do mnie ani do mojej żony, nie ma realizować naszych planów i spełniać marzeń ani nawet żyć zgodnie z wyznawaną przez nas etyką, lecz należy do siebie i tajemnicy świata, dzięki której się pojawiło.
Siedzieliśmy właśnie w miłym nastroju przy kolacji, kiedy moja córka przeniosła niepewnie wzrok z mojej żony na mnie, potem znowu ze mnie na żonę, westchnęła cichutko i powiedziała: „Ale mam szczęście, żeście się kiedyś spotkali”.
Miała rację. To, co jej mały rozumek pojął w taki zwykły sposób, jest z jednej strony prostym faktem biologicznym. Ale poza tym jest to istotny fakt egzystencjalny — nie byłoby jej bez mojej żony i beze mnie. Jej figlarnego uśmiechu, zmyślności w działaniu, jej często głęboko poruszającego współczucia wobec wszystkich i wszystkiego oraz tysiąca innych cech — to wszystko po prostu by nie istniało.
Na rynku pojawiają się rocznie setki książek poświęconych problemom rodziców i dzieci. Niektóre z nich są bardzo rozsądne i pomocne. Lecz mało która mówi o tym, ile ojciec i matka znaczą dla swego dziecka. I o tym, jakie znaczenie ma dziecko dla poczucia szczęścia albo cierpienia rodziców.
Ta książka traktuje właśnie o tym.
Nic w moim życiu, które wypełnia mnogość zajęć i funkcji, nie napełniło mnie taką (skromną) dumą, jak istnienie moich dzieci. Nic nie godzi mnie tak bardzo z samym sobą, jak ta chwila, kiedy późnym wieczorem wchodzę do pokoju śpiącej już córeczki, zatrzymuję się na chwilę w bezruchu i po prostu patrzę. Albo kiedy zauważam, że córka uspokaja się, kiedy obudziwszy się z płaczem ze złego snu, widzi, że zaniepokojony zaglądam do jej pokoju, a w końcu do niej podchodzę. „Cicho, malutka”, moje słowa uspokajają, uciszają jej lęk. Dlaczego? Bo usłyszała głos i zobaczyła postać swego taty. Matkom udaje się to zresztą jeszcze lepiej. O tym też będzie w tej książce. O wyjątkowym znaczeniu matki dla dziecka i ojca dla dziecka, z czym wiąże się doświadczenie głębokiego szczęścia, a także o rodzicielskiej mocy i kompetencji.
Zapewne, bycie osobą kompetentną oznacza zawsze odpowiedzialność, innej możliwości nie ma. Za nikogo na świecie nie czuję się tak odpowiedzialny, jak za moje dzieci, a miliony matek i ojców czują podobnie. Jak potężna jest moc człowieczeństwa! W gruncie rzeczy może nie potrafię jej sprostać dogłębnie, w pełnym wymiarze nawet przez jeden dzień. Ale to teraz nieważne. Miłość do dziecka wyrównuje wszystko.
Bez tej szczególnej okoliczności dzieci w swym rozwoju nie staną się indywidualnościami, bez siły miłości nie zrodzi się w nich zaufanie i empatia; współczesne badania nad więziami ludzkimi pokazują dobitnie, że kaleka miłość rodziców może zniszczyć życie dziecka i jego siłę psychiczną. Bez miłości rodziców nie ma też wspólnoty między ludźmi, właściwych więzi społecznych ani całej kultury. Ta szczególna, jedyna relacja, która łączy rodziców i dziecko, kształtuje życie jednostek i życie całych społeczeństw. Każda matka i ojciec mają w tym swój udział. Przekazują życie i z wielką intensywnością uczestniczą we wszystkim, co się z tym wiąże. To jest ich powołanie. Bardzo proste.
opr. ab/ab