... bo zabrakło miłości

O przestępczości nieletnich oraz sposobach jej zapobiegania i przeciwdziałania

Po każdym zabójstwie, którego sprawcami są nieletni, media poświęcają wiele uwagi jego różnym aspektom. Czasem szukają sensacji, a dokładnymi opisami kolejnych kroków morderców niezamierzenie dają instrukcję zabijania. Przesadą jest jednak obarczanie mediów odpowiedzialnością za wszystkie te przestępstwa.

Ten tekst — to próba odpowiedzi na pytania, skąd się biorą dzieci-mordercy, dlaczego na salach sądowych jedni wyrażają skruchę, a inni z założonymi rękami, żując gumę, przybierają pozy bohaterów filmów akcji. Czy powinno zależeć nam, społeczeństwu — także ludziom tworzącym Kościół — na przywracaniu ich do życia wśród nas?

W połowie października w Trzciance koło Poznania dwóch jedenastolatków i czternastolatek zamordowało trzynastoletniego kolegę. Z jego domu, który był miejscem dramatu, zabrali kasetkę z trzema złotymi i grę telewizyjną...

W Raciborzu toczy się proces szesnasto- i siedemnastolatka, którzy 31 marca zamordowali szesnastoletniego kolegę, bo nie chcieli mu oddać 750 zł długu.

To tylko dwa przykłady wydarzeń, których tragicznymi bohaterami są bardzo młodzi ludzie.

— Ilość aktów agresji znacznie wzrasta — mówi Andrzej Jabłoński, zajmujący się psychoterapią rodzin patologicznych. — Nie dotyczy to tylko środowisk przestępczych, ale wszystkich dziedzin naszego życia, w tym szkół, programów informacyjnych, politycznych.

A. Jabłoński uważa, że zaczęło się to w 1980 roku, który przyniósł społeczny wybuch nadziei, a później zawodu.

Po 1989 roku było podobnie.

Agresja

pojawia się wtedy, gdy występuje — jak mówi A. Jabłoński — frustracja potrzeb. Ilość tych potrzeb kilkukrotnie wzrosła. Stały się teoretycznie dostępne dla każdego, ale praktyczne ich spełnienie jest niemożliwe. Budzi się więc złość. Obserwuje się dwa sposoby jej uzewnętrzniania. Albo obraca się ją przeciwko sobie, stwierdzając: innym się udaje, a ja jestem taki kiepski i nie radzę sobie — to powoduje zaburzenia emocjonalne; albo kieruje się ją na zewnątrz, „do świata”, bo łatwiej obwinić innych za swoją porażkę — skoro świat jest zły, to trzeba go ukarać.

Rodzice są w bardzo trudnej sytuacji. Jak nauczyć dzieci odróżniania dobra od zła, skoro na co dzień doświadczają one relatywnych ocen różnych działań. Na przykład, można mówić, że kradzież jest zła, ale dzieci widzą, iż to dzięki niej wielu znanych ludzi osiągnęło wysoką pozycję i nic złego im się nie dzieje.

Ludzie dorośli nie potrafią sobie poradzić z własną złością. A jeśli oni tego nie potrafią, to kto pomoże dzieciom, które oczekują wsparcia dorosłych w jej pozytywnym rozładowaniu?

Wzrost agresji został spowodowany między innymi także przez

upadek autorytetu dorosłych,

uważa Joanna Kowalska, dyrektor Pogotowia Opiekuńczego nr 1 w Katowicach.

— Czy kiedyś było do pomyślenia, by uczeń podstawówki chodził po ulicy z papierosem w ustach? — zastanawia się dyrektor Kowalska.

Żaden dorosły nie dał przejść takiemu małolatowi bez upomnienia. Dziś mało który dorosły odważy się na zwrócenie dzieciakowi uwagi i narażenie się na wysłuchanie wiązanki przekleństw.

— Nie można jednak mówić, że dzisiejsza młodzież jest zła — podkreśla A. Jabłoński. — Ona jest taka, jaką my, dorośli, wychowujemy.

— Często jeśli robią coś złego — mówi ks. Józef Walusiak kierujący Katolickim Ośrodkiem Wychowania i Resocjalizacji Młodzieży Uzależnionej w Bielsku-Białej — czynią to tylko dlatego, że zatarto im granicę dobra i zła. Jeśli w domu ojciec pił, a matka przyprowadzała obcych mężczyzn, to skąd to dziecko miało wiedzieć, że to jest zło?

Podłożem większości przestępstw młodocianych jest

sytuacja w domu.

Do ks. Walusiaka przychodzą także rodzice z dziećmi z tzw. normalnych rodzin.

— Podczas terapii wychodzi, iż ta rodzina wcale nie jest taka normalna. Nie ma problemów finansowych, ale w domu awantury i sprawa rozwodowa w toku. Nierzadko w takich domach dochodzi do przemocy seksualnej. Rodzice mają pracę i pieniądze, ale nie mają czasu dla dzieci. Obdarowują je więc dużym kieszonkowym.

Kiedy młody człowiek nie radzi sobie z własnymi emocjami i nie zyskuje pomocy od najbliższych, szuka osób sobie podobnych. Zaczyna wagarować, a wtedy spotyka innych wagarujących. Odnajduje grupę, która — jak mu się wydaje — rozumie i akceptuje go, ma podobne problemy. Niełatwo mu wtedy zauważyć, że to pieniądze zyskały mu „przyjaciół”. Rosną potrzeby grupy, zaczyna brakować pieniędzy, więc dochodzi do drobnych kradzieży; potem popełnianie cięższych przestępstw przychodzi łatwiej.

Bardzo rzadko się zdarza, by sprawcami najcięższych przestępstw byli młodzi z czystą kartoteką. Często pozornie

niewinne przewinienia

prowadzą do coraz cięższych.

— Z młodzieżą uzależnioną od narkotyków pracuję od piętnastu lat, w Katolickim Ośrodku od dziesięciu — mówi ks. Walusiak. — 80 proc. tych, którzy tu przychodzą, ma za sobą sprawy karne. Bo do tego prowadzą narkotyki.

— Nie wierzę, że dziecko, które dostaje dużo miłości i autentycznego zainteresowania dorosłych, jest w stanie zamordować — twierdzi A. Jabłoński. — Młody człowiek musi być naprawdę strasznie wściekły na kogoś, żeby to zrobić. W przypadku tego rodzaju przestępstw presja społeczna, by jak najsurowiej ukarać winnego, jest bardzo silna. A przecież nie wysokość kary, ale jej nieuchronność jest najistotniejsza.

Efektem presji społecznej, by zaostrzać kary, było obniżenie progu wymierzalności kary z 16. do 15. roku życia, choć w przypadku nieletnich sądy kierują się zasadą, iż należy ich nie tyle karać, co wychowywać.

We wspomnianym procesie w Raciborzu jeden z zabójców

nie okazuje cienia skruchy.

Niemal codziennie dostaje listy od rówieśniczek, którym jego postawa imponuje.

— Także prasa przyczynia się do tego, że mówi się o nim jak o gwieździe — wyjaśnia A. Jabłoński. — Ale spójrzmy — w społeczeństwie jesteśmy nagradzani nie za mrówczą pracę, ale za dobre stanowisko w dobrej pracy, dobre oceny w szkole. Ci, którzy się na to nie załapali, są przegrani. Jeśli z tego przegrania można zrobić show, to przynajmniej na tym poziomie można wygrać. Takie zachowanie to też sposób na ucieczkę. Ten chłopak robi wiele, by nie dopuścić do siebie myśli o tym, co naprawdę zrobił.

Sprawcami ciężkich przestępstw są często nieletni, którzy sami doświadczyli bycia ofiarą. Żeby sobie poradzić z bólem, stają się sprawcami, w myśl: lepiej być sprawcą niż ofiarą.

— Czasem zabijając, stają się przestępcami, by ofiara przestała dręczyć matkę czy ojca. Buntują się przeciwko światu, w jakim żyją. Paradoksalnie zabity jest ofiarą dziecka, które było przez wiele lat kozłem ofiarnym — mówi ks. Adrian Kowalski opiekujący się katowickimi dziećmi ulicy.

Czy jest możliwy

powrót nieletniego zabójcy do społeczeństwa?

Jego czyn musi być jednoznacznie nazwany i oceniony z etycznego punktu widzenia. Najprostszą formą kary jest izolacja, ale ona nie załatwia problemu, a może nawet zaowocować negatywną nauką od dorosłych przestępców.

Jeśli takim człowiekiem nie zajmuje się psycholog, nic się z nim nie dzieje, nie ma poczucia tego, co się z nim stało. Nie zna hierarchii wartości, która pomogłaby mu to nazwać.

— Trzeba z nim pracować, by miał szansę zadośćuczynić ofierze — twierdzi A. Jabłoński. — Ten człowiek jest sprawcą ogromnego zła i musi z tym dalej żyć. Żeby życie mogło nabrać sensu, fakt musi być obiektywnie ujawniony i nazwany. Sprawca musi wziąć całą odpowiedzialność, nie twierdzić, że była to wina ofiary. Musi także zadośćuczynić — zrobić coś na rzecz ofiary, jej rodziny czy społeczeństwa. Dopiero wtedy powstaje psychologiczna przestrzeń, by mógł prosić o przebaczenie. Wtedy może próbować wrócić do społeczeństwa. Trzeba mieć także na uwadze rodzinę ofiary. Nikt nie może zmusić jej do przebaczenia. Jednakże dopiero ono pozwala na psychologiczne pochowanie zamordowanego.

Powrót do tzw. normalnego świata z zakładu karnego nie jest łatwy. Opowieści z więzienia są niejednokrotnie przestrogą dla młodszych. Ale sam przestępca nie wychodzi przygotowany do normalnego życia: brak pracy, mieszkania, a w zakładach karnych — psychologów, terapeutów.

Istnieją w Polsce ośrodki, które

dają szansę

młodzieży zagrożonej i tej, która popełniła już czyny karalne. Jednym z nich jest Katolicki Ośrodek Rehabilitacyjno-Wychowawczy „Dom Aniołów Stróżów” w Katowicach.

— Nasz program zawiera się w jednym słowie: „być” — opowiada kierownik Ośrodka Sławomir Wichary. — Być z nimi we wszelkich wymiarach. W Domu, na ulicach, na dworcu, w więzieniu.

Młodzi-odrzuceni, którzy przychodzą do Ośrodka, wołają o miłość. Tutaj nikt ich nie przekreśla, ale tłumaczy im: „Twoje postępowanie nie jest w porządku, ale ty sam jesteś OK”. Poprzez umiejętność „bycia” z nimi wychowawcy starają się z każdego wydobyć — i wzmocnić — te cechy, które można wykorzystać w procesie resocjalizacji. Nie jest to łatwe, bo co zaproponować chłopakowi, który ma „łatwe” pieniądze — z kradzieży — na wszystko? Wstawanie o szóstej rano do pracy, za śmieszną wypłatę?

Żeby nie dopuścić do tego, by wyrastali przestępcy, ważna jest profilaktyka, i to już wśród dzieci.

— Do tej pory zajmowaliśmy się młodzieżą uzależnioną — mówi ks. Kowalski. — Profilaktyka musi dotykać już dzieci z zagrożonych środowisk.

— Najważniejsze to mieć dla nich czas — mówi ks. Walusiak z bielskiego Ośrodka. — Kochamy ich takimi, jacy są, akceptujemy z ich przeszłością i nie oskarżamy, bo byli już tak często oskarżani, że uwierzyli, iż są najgorsi.

Wzrost przestępczości nieletnich, to ogromne

wyzwanie dla parafii,

uważa ks. Walusiak. Profilaktyką Kościoła jest jego nauczanie od 2000 lat. Ale można zrobić więcej.

— Gdyby grupy młodzieżowe przy parafiach były naprawdę prężne, mogłyby wiele zrobić i przyciągnąć młodych stojących z dala od Kościoła. Młodzi ludzie w miastach i wioskach naprawdę nie mają nic — jedynie ogromne dyskoteki. Zlikwidowano kółka zainteresowań, szkoły zamyka się po południu, nie ma basenów, lodowisk, boisk. Może szansą byłoby stworzenie klubów parafialnych, czynnych nawet do 21.00, bo właśnie wieczorami młodzież szuka zajęcia. Warto zaryzykować.

— Najważniejsza jest praca z rodzinami — podkreśla Joanna Kowalska. — Nasza praca przypomina odwróconą piramidę — bardzo mało placówek w terenie i rozbudowane placówki u góry. Trzeba sytuację odwrócić — stworzyć jak najwięcej poradni, świetlic, instytucji wspierających rodzinę i jej zadania. Potem dopiero tworzyć instytucje specjalistyczne.





« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama