O sprawie mordu Żydów w Jedwabnem i podstawowych zasadach warsztatu pracy historyka
16 i 17 maja 1949 r. przed Sądem Okręgowym w Łomży stanęło 22 mężczyzn. Jeden z oskarżonych skazany został na karę śmierci, a jedenastu na kary od 8 do 15 lat więzienia. Pozostałych uniewinniono. W akcie oskarżenia zarzucano im, że „idąc na rękę władzy państwa niemieckiego brali udział w ujęciu ok. 1200 osób narodowości żydowskiej, które to osoby przez Niemców zostały masowo spalone w stodole.
W ubiegłym roku, nakładem wydawnictwa „Pogranicze”, ukazała się niewielka książka Jana Tomasza Grossa pt. „Sąsiedzi”. Autor opisuje tragiczne wydarzenia, którymi przed laty zajmował się Sąd Okręgowy w Łomży, a które rozegrały się 10 lipca 1941 r. w Jedwabnem — niewielkim miasteczku położonym na Podlasiu. Znajdziemy tam również informacje o pogromie w Radziłowie i mordach dokonanych w innych podlaskich miasteczkach.
W Jedwabnem miejscowa ludność polska miała zamordować ponad 1600 Żydów. Nieliczni obecni tam Niemcy, zdaniem J. T. Grossa, nie uczestniczyli w pogromie, a jedynie filmowali przebieg wydarzeń. Zastanawiając się nad motywami postępowania sprawców, prof. Gross pisze: Może bardziej chciwość, niż jakiś atawistyczny antysemityzm, była tym właściwym, ukrytym motywem działania organizatorów straszliwego mordu? Chęć zagarnięcia majątku żydowskich sąsiadów byłaby zatem motywem masowej zbrodni. Chciwość miałaby doprowadzić do mordu w Jedwabnem, które — zdaniem Grossa — do wybuchu wojny było spokojnym miasteczkiem i Żydom powodziło się tam nie gorzej niż gdziekolwiek indziej w Polsce, a może nawet lepiej niż w wielu miejscowościach. Ci spokojni polscy sąsiedzi, o których mówi cytowany przez Grossa rabin Jacob Baker, w 1941 r. zamienili się nagle w krwawe bestie. Z żądzy zagarnięcia cudzego majątku, w Jedwabnem i innych miejscowościach, zgładzili tysiące Żydów. A jeśli nawet, tak jak w Wiźnie, osobiście nie mordowali, to — w opinii prof. Grossa — musieli uprzednio Żydów Niemcom wskazać, ponieważ Żydzi wizneńscy, nie będąc chasydami, nie odróżniali się wyglądem zewnętrznym od polskiej ludności. Tak zarysowany obraz stosunków polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej prowadzi J. T. Grossa do następującej konstatacji: O Zagładzie należy myśleć równocześnie na dwa sposoby. Z jednej strony trzeba ją umieć opowiedzieć jako system, który funkcjonował wedle z góry ułożonego (...) planu. Ale trzeba pamiętać, że była to również (a może przede wszystkim?) mozaika, na którą składały się oddzielne epizody, improwizacje lokalnych kacyków, a także niewymuszone odruchy i zachowania ze strony otoczenia. Prof. Gross proponuje nam zatem następujący pogląd na zagładę narodu żydowskiego: Holokaust dokonał się w obozach zagłady, ale także, a może przede wszystkim w Jedwabnem, Radziłowie i dziesiątkach innych wsi i miasteczek.
Dla J. T. Grossa w rekonstrukcji wydarzeń największe znaczenie mają relacje ocalałych z pogromu świadków: Szmula Wasersztajna, odnośnie do mordu w Jedwabnem, i Menachema Finkelsztajna, odnośnie do zbrodni w Radziłowie. Ponadto wykorzystał materiały śledztw w sprawie zbrodni w Jedwabnem, jakie przeprowadzono w latach 1949 i 1953. Wiedząc, że dysponuje dość jednostronnym materiałem źródłowym, w postaci relacji świadków i zeznań Polaków oskarżonych o współudział w mordzie, pisze: Najlepsze źródła dla historyka są te, które odnotowują badane zdarzenia na bieżąco. Należałoby w związku z tym sięgnąć po niemiecką dokumentację Zagłady Żydów na tych terenach. Stwierdza jednak, że taka dokumentacja nie zachowała się. Przypuszcza, że jakiś meldunek o morderstwie Żydów w Jedwabnem został zapewne sporządzony przez obecnych tam wówczas Niemców, ale mógł przecież ulec zniszczeniu.
Być może J. T. Gross ma rację i takie materiały nie zachowały się w archiwach, ale opierając się na przypuszczeniach zbyt łatwo zrezygnował z kwerendy archiwalnej. Że poszukiwania takie należy podjąć, wskazują m.in. ważne dokumenty, opublikowane przez prof. Tomasza Szarotę w aneksie jego książki pt. „U progu zagłady”. Z zamieszczonych tam rozkazów szefa SD Heydricha, wydanych pod koniec czerwca i na początku lipca 1941 r., jasno wynika, że zadaniem tzw. Einsatzgruppen i Einsatzkommandos było organizowanie lokalnych pogromów na zajętych, w toku ofensywy przeciwko Związkowi Sowieckiemu, obszarach. Oddziały niemieckie otrzymały rozkaz, aby w toku takich „akcji samooczyszczających” nie pozostawiać jakichkolwiek śladów, w postaci np. urzędowych poleceń, na które mogliby powoływać się ich miejscowi wykonawcy. Szczególnie wymowny jest zamieszczony w tymże aneksie raport Brigadefuhrera Waltera Stahleckera. Czytamy w nim: Na zewnątrz musiano pokazać, że to ludność miejscowa sama z siebie podjęła pierwsze kroki w naturalnej reakcji przeciw trwającemu przez dziesięciolecia uciskowi ze strony Żydów oraz terrorowi komunistycznemu z minionego okresu.
Istnieje zatem pilna potrzeba przeprowadzenia kwerendy w archiwach niemieckich, polskich i rosyjskich w celu poszerzenia bazy źródłowej o nieznane dziś dokumenty, które mogą rzucić światło na wydarzenia sprzed 60 lat. Szczególnie cenne byłyby raporty i relacje kierowane do władz zwierzchnich przez niemieckie formacje policyjne i wojskowe, które przebywały na terenach objętych pogromami. Relacje niemieckie stanowią dziś podstawowe źródło, np. do badania pogromu ludności żydowskiej, który miał miejsce w Kownie pod koniec czerwca 1941 r.
Kwerenda w archiwach jest potrzebna choćby po to, aby odnieść się do publikacji Waldemara Monkiewicza, byłego długoletniego prokuratora Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich. W latach 60. prowadził on śledztwo w sprawie zagłady ludności żydowskiej w Białostockiem. Według Monkiewicza, Żydów podlaskich, w tym jedwabieńskich i radziłowskich, zgładziło tzw. Kommando Białystok, dowodzone przez Wolfganga Birknera. Kommando zostało utworzone z 309. i 316. batalionów policji. Bataliony te wsławiły się spaleniem w synagodze białostockiej ok. 2000 Żydów. Monkiewicz pisze, iż aktu spalenia 900 Żydów jedwabieńskich i 650 radziłowskich dokonali Niemcy, a polska policja pomocnicza uczestniczyła jedynie w spędzeniu ludności żydowskiej na rynek i doprowadzeniu jej na miejsce zagłady. Przedstawione wyżej ustalenia prokuratora Monkiewicza Jan Tomasz Gross kwituje jednym przypisem, zamieszczonym w drugim wydaniu „Sąsiadów”. Stwierdza tam, że są nonsensowne i niezasługujące na wiarę. Czy jednak na obecnym etapie badań powinniśmy w sposób tak kategoryczny kwestionować opinię Monkiewicza?
Jan Tomasz Gross napisał książkę, opierając się na źródłach, które historycy traktują ze szczególną ostrożnością. Uprzedzając ewentualne zarzuty, przyznał, że każdy świadek, oczywiście, może się mylić i każdą relację, o ile to możliwe, należy konfrontować z wiedzą nabytą za pomocą innego źródła. Nie dysponując jednak innymi materiałami uznał, iż o złą wolę względem sąsiadów Polaków w tej materii Żydów nie mamy podstaw podejrzewać. Zaufanie historyków do relacji Wasersztajna i Finkelsztajna winno wynikać stąd, iż — zdaniem Grossa — nasza postawa wyjściowa do każdego przekazu pochodzącego od niedoszłych ofiar Holokaustu powinna się zmienić z wątpiącej w afirmującą.
Szmul Wasersztajn i Menachem Finkelsztajn, a za nimi Jan Tomasz Gross oskarżają polskich mieszkańców Jedwabnego, Radziłowa, Wąsosza o wymordowanie co najmniej 3000 Żydów. W tej sytuacji naszym obowiązkiem wobec ofiar tych masowych zbrodni jest udokumentowanie zagłady, oddanie hołdu pomordowanym i potępienie sprawców mordu. Ale czy mamy to uczynić opierając się na książce pt. „Sąsiedzi”? Czy jej autor posiadł ostateczną i niczym nie podważalną wiedzę na temat zbrodni w Jedwabnem? A może książka ta winna stanowić zachętę do dalszych poszukiwań? Wszak prof. Gross twierdzi, że ogromnym niedostatkiem polskiej historiografii jest brak prac na temat udziału etnicznie polskiej ludności w zagładzie polskich Żydów. Czy jednak J. T. Gross rzeczywiście oczekuje na takie prace? Co wobec tego oznaczają jego słowa wypowiedziane w rozmowie z J. S. Macem: Ważne jest, by w tym publicznym dyskursie nie padły żadne oficjalne głosy wpisujące się w nurt negacji. Dlatego martwi mnie wywiad, jakiego udzielił „Gazecie Wyborczej” Sławomir Radoń, szef Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej. IPN przygotowuje białą księgę na temat Jedwabnego. Gdyby ta oficjalna publikacja okazała się w jakiejś mierze spreparowana w celu wybielenia zbrodniarzy, byłby to wielki skandal („Wprost”, 11 lutego 2001). Czy te oburzające i niczym nie uzasadnione podejrzenia nie są aby próbą ukierunkowania wszelkich badań? Co należy uczynić w przypadku ewentualnego odnalezienia źródeł archiwalnych, które będą sprzeczne z ustaleniami prof. Grossa, bądź pozwolą na istotne uzupełnienie wyników jego badań? Odrzucić je, bo będzie to oznaczało wybielenie zbrodniarzy? Czy rzeczywiście chciwość pchnęła polskich mieszkańców Jedwabnego i innych podlaskich miasteczek do mordowania żydowskich sąsiadów? J. T. Gross zbyt łatwo rozprawił się z zagadnieniem kolaboracji Żydów z sowieckim okupantem. Tymczasem — jak wskazują niektórzy historycy, m.in. prof. Tomasz Strzembosz — rzeczywistość za czasów okupacji sowieckiej była o wiele bardziej złożona.
Znaków zapytania, jakie nasuwają się w trakcie lektury książki prof. Grossa, można postawić więcej. Są to pytania historyka, który — jak dowodzi moja wypowiedź dla „Gazety Wyborczej” — nie neguje zbrodni w Jedwabnem ani udziału w niej ludności polskiej. Pragnie jedynie wyjaśnić wszelkie wątpliwości dotyczące przebiegu i okoliczności zagłady Żydów, która dokonała się latem 1941 r. na Podlasiu. Powinnością historyka jest bowiem żmudne rekonstruowanie prawdy. Może na końcu tej drogi trzeba będzie w pełni przyznać rację prof. Grossowi. Dzisiejszy stan badań jeszcze na to nie pozwala.
opr. mg/mg