Na beczce prochu - czyli 150 lat po Powstaniu Styczniowym

Czy 150 lat po Powstaniu Styczniowym rozumiemy jego przyczyny i powód klęski? Czy staliśmy się przez to mądrzejsi jako naród?

Na beczce prochu - czyli 150 lat po Powstaniu Styczniowym

fot. Dominik Różański

W tym roku przypada 150. rocznica wybuchu powstania styczniowego — jednego z największych narodowych zrywów niepodległościowych. Warto przypomnieć, jak wyglądały lata, miesiące i dni przed nocą z 22 na 23 stycznia 1863 r. I dlaczego zdecydowano się na czyn powstańczy w samym środku zimy, podejmując walkę z wrogiem, którego przewaga sił była dwudziestokrotna.

Trzeba się cofnąć o trzydzieści lat. Po upadku powstania listopadowego na ziemie zaboru rosyjskiego, czyli do Królestwa Polskiego, wkroczyła stutysięczna armia rosyjska. Nastąpiło zaostrzenie polityki carskich namiestników wobec Polaków. Zniesiono polską konstytucję z 1815 r., zlikwidowano sejm Królestwa. Namiestnikiem Królestwa Polskiego został feldmarszałek Iwan Paskiewicz. Wprowadzono rosyjski podział administracyjny. Zlikwidowano Uniwersytet Warszawski, rozpoczęto rusyfikację szkolnictwa. W 1832 r. car wydał Statut Organiczny — dokument zastępujący konstytucję i ograniczający autonomię Królestwa Polskiego. W latach 1832—1834 dla postrachu wybudowano warszawską cytadelę. Po klęsce powstania listopadowego większość jego uczestników i przywódców wyemigrowała, a ich majątki zostały skonfiskowane. Pozostałych najczęściej czekała zsyłka na Sybir..

Próby walki zbrojnej zostały na pewien czas odsunięte. Był to okres starań o rozwój gospodarki i kultury. Pewne ożywienie polityczne nastąpiło wraz z przewidywaną klęską Rosji w wojnie krymskiej. Złagodzenie ucisku w latach pięćdziesiątych XIX w. doprowadziło do zawiązywania się na terenie kraju coraz liczniejszych kółek patriotycznych, które powstawały przede wszystkim w warszawskich szkołach. Aktywowały się liczne organizacje konspiracyjne, w większości akademickie i młodzieżowe.

Przejawem radykalizujących się nastrojów patriotycznych stały się liczne manifestacje, Msze św. w intencji ojczyzny i bohaterów narodowych. Reakcja ze strony zaborcy była bezpardonowa: aresztowania, przesłuchania, aż wreszcie krwawe tłumienie demonstracji. Pierwsi ranni i zabici padli w starciach w lutym 1861 r. Narastało wrzenie. Zaczęły się niezwykle ożywione działania konspiracyjne, mające na celu przygotowanie zbrojnego wystąpienia. Podziemie grupowało się wokół dwóch obozów: Białych i Czerwonych, mających różne koncepcje walki.

Zapłonem do patriotycznych wystąpień był pogrzeb wdowy po generale Sowińskim, Katarzyny. 11 czerwca 1860 r. kondukt żałobny przeszedł z ulicy Królewskiej na cmentarz ewangelicki. Trumnę generałowej nieśli studenci; kondukt zgromadził kilkanaście tysięcy ludzi. Pogrzeb zamienił się w manifestację patriotyczną i pokazał temperaturę nastrojów niepodległościowych.

W rocznicę wybuchu powstania listopadowego w kościele karmelitów na warszawskim Lesznie odbywały się nabożeństwa. Odezwy wzywające do udziału w obchodach listopadowej rocznicy zgromadziły liczne rzesze warszawiaków. Wtedy po raz pierwszy tłum śpiewał „Boże, coś Polskę”. I — już otwarcie — „Jeszcze Polska nie zginęła”, pieśń, której nawet melodia była od trzydziestu lat zakazana. W lutym 1861 r. warszawiacy upamiętnili rocznicę bitwy grochowskiej, a latem 1861 r. — rocznicę bitwy pod Dubienką, gdzie Tadeusz Kościuszko walczył w 1792 r. z kilkakrotnie liczniejszymi wojskami rosyjskimi. Aby upamiętnić tę zwycięską bitwę, zebrało się tysiące ludzi. Szlachta z Podlasia i Wołynia usypała tam kopiec.

Także religijne odpusty były matecznikami narodowych inicjatyw. We wrześniu 1861 r. na Jasnej Górze z ponad 80 tys. piersi wydobywało się „Boże, coś Polskę”. Niebawem Święty Krzyż zgromadził 30 tys. wiernych.

Częste i liczne zgromadzenia spowodowały ostrą reakcję zaborcy. 14 października 1861 r. Rosjanie wprowadzili stan wojenny. Rozpoczęło się brutalne tłumienie protestów, carscy żołdacy wdzierali się nawet do kościołów. Nowym namiestnikiem został gen. Aleksandr Lüders, na którego 27 czerwca 1862 r. w Ogrodzie Saskim przeprowadzono nieudany zamach. Wszyscy siedzieli jak na beczce prochu. Iskrą zapalną okazała się wieść o zaplanowanej wcześniej brance, czyli przymusowym poborze młodych do carskiego wojska. Chodziło o wyłapanie patriotycznej młodzieży i zduszenie ducha walki w zarodku. To była bezpośrednia przyczyna wybuchu powstania.

Wielu duchownych katolickich wsparło powstanie słowem i czynem. Liczni księża prócz opieki duszpasterskiej angażowali się do różnych funkcji niezbędnych do przetrwania konspiracji. Byli tacy, którzy przyłączali się do leśnych oddziałów nie tylko w roli kapelanów — jak choćby ks. Antoni Mackiewicz czy ks. Stanisław Brzóska. Wielu zapłaciło za to śmiercią lub zsyłką na Sybir.

W oku cyklonu znalazł się ówczesny metropolita warszawski abp Szczęsny Feliński. Uprzednio przeciwny walkom powstańczym i rozlewowi krwi, starał się mediacjami z władzą łagodzić nastroje, ale w chwili powstańczej próby opowiedział się po stronie narodu. Zapłacił za to dwudziestoletnim zesłaniem w głąb Rosji, dzieląc losy wielu patriotów. Kościół w tym trudnym czasie był z narodem.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama