Telewizja bunkrowa. Stan wojenny i dziennikarze

Telewizja w stanie wojennym nadawała z wojskowego bunkra - było to przygotowane na długo wcześniej. Niestety styl zaprowadzony wtedy w TV nie został do dziś zapomniany

Telewizja bunkrowa. Stan wojenny i dziennikarze

Propaganda przygotowująca obywateli PRL do stanu wojennego była bardzo skuteczna. Historycy tamtego okresu przyznają, że oglądając telewizję w połowie grudnia 1981 r., mieli poczucie, jakby niemal całe społeczeństwo z radością przywitało wprowadzenie stanu wojennego. Wytyczne Biura Politycznego KC PZPR dla Wydziału Prasy, Radia i Telewizji były w tej sprawie jednoznaczne.

Propaganda tamtego okresu miała wpływać w sposób paraliżujący na swojego odbiorcę, oddziałując na wszystkie sfery jego życia. Pracownicy telewizji i radia, którzy stawili się do pracy 13 grudnia 1981 roku, a więc w dniu ogłoszenia stanu wojennego, usłyszeli, że na teren Radiokomitetu mogą wejść jedynie osoby posiadające specjalne przepustki. Wszystkie wejścia kontrolowane były przez uzbrojonych żołnierzy.

Broń w redakcjach

Centralne kierowanie radiem i telewizją przejął komisarz wojskowy, który najpierw zarządził zmiany w dotychczasowych ramówkach anten, przeprowadził odpowiednią selekcję i dokonał manewru ludźmi w poszczególnych zespołach i środkami technicznymi. Ponad sześćdziesiąt procent pracowników wysłano na urlop, ponad dwustu nie otrzymało prawa wstępu na teren Komitetu. Urlopowani mieli obowiązek przychodzić systematycznie pod bramę Radiokomitetu, by się dowiedzieć, czy ich urlop dobiegł końca.

Dziennikarka telewizyjna Barbara Rogalska, wspominając tamten okres, podkreśla, że według panującego powszechnie poglądu zaufani dziennikarze dostali w redakcjach broń. Do redakcji przyjęto też wiele nowych osób, które wcześniej nie miały nic wspólnego z dziennikarstwem, a pracowały w Komitecie Centralnym PZPR lub Ministerstwie Spraw Wewnętrznych.

Program telewizyjny nadawano ze specjalnego studia obsługiwanego przez wojskowych, mieszczącego się na terenie pułku łączności przy ul. Żwirki i Wigury w Warszawie. Michał Mońko, wspominając tamten czas, podkreśla, że studia telewizyjne opanowała tak zwana Telewizja Zapasowa, która nadawała z wojskowego bunkra. A obsługiwali ją tak zwani bunkrowcy. Telewizję tę przygotowywano do pracy znacznie wcześniej. Już pod koniec września 1981 roku była gotowa do działania.

Personel Bunkra, mówi Michał Mońko, składał się z dwunastu dziennikarzy-realizatorów telewizyjnych, czterech ruchomych ekip filmowych (pięciu operatorów, pięciu dźwiękowców, pięciu oświetlaczy, pięciu asystentów, pięciu kierowców), kilku bunkrowych techników i realizatorów studia telewizyjnego (operatorzy kamer studyjnych, dźwiękowcy, scenografowie, montażyści, sekretarki, elektrycy itd.). — Część bunkrowców została zobowiązana do zapisania się do „Solidarności”. Żeby się uwiarygodnić — wspomina dziennikarz.

Spikerzy w mundurach

Wieczorem 12 grudnia 1981 r. zjawili się w gmachu generałowie i wyżsi oficerowie LWP. Znany spiker telewizyjny Witold Stefanowicz w mundurze zapowiedział wystąpienia generała Jaruzelskiego. Do studia telewizyjnego wkroczyła wojskowa „grupa dublerów MSW”; cały program i serwisy informacyjne przygotowywali kadrowcy z redakcji wojskowych, którzy w pierwszych godzinach zastąpili także prezenterów telewizyjnych. Część prezenterów, która pozostała na wizji, na własną prośbę występowała w mundurach wojskowych.

Służba Bezpieczeństwa już wcześniej bardzo dokładnie nadzorowała sprawy personalne pracowników telewizji i radia. Szczególne wymagania stawiano spikerom, wydawcom, inspektorom, dziennikarzom występującym na wizji, operatorom kamery, dźwiękowcom itd. Redakcje budowano ze sprawdzonych działaczy powiązanych z aparatem partyjnym. Na kierownicze stanowiska w radiu i telewizji przychodzili funkcjonariusze KC PZPR, SB, wojska, Wyższej Szkoły Nauk Społecznych.

„Rozległ się sygnał Dziennika i w czworokącie ekranu ukazał się spiker Tumanowicz w mundurze szeregowca. Rozpoczął odczytywanie komunikatu nadęty, namaszczony, a my, jak na komendę w tej wojskowej farsie, wybuchnęliśmy śmiechem. To dopiero błazen” — notowała w dzienniku jedna z dziennikarek. Pisarz Grzegorz Musiał w „Dzienniku wojny jaruzelskiej” pod datą 13 grudnia 1981 napisał: „W telewizji spiker «Dziennika» w mundurze wojskowym. Obwieszczenie Rady Państwa o wprowadzeniu stanu wojennego. Zakaz zgromadzeń, zakaz wydawnictw, zakaz podróżowania, cenzura listów, zakaz telefonów, teleksów, godzina policyjna (nazywają ją milicyjną) od dziesiątej wieczór”.

Sterowana wojna psychologiczna

Oprócz codziennych informacji o rygorach stanu wojennego rozpoczęto emisję cyklu reportaży wymierzonych w liderów „Solidarności”, Radio Wolna Europa i Stany Zjednoczone. Z ramówki telewizyjnej i radiowej zniknęły audycje cykliczne. Filmowa „Czołówka” prezentowała dokumenty propagandowe i publicystyczną indoktrynację. Widzów karmiono filmami i serialami o tematyce partyzanckiej i archiwalnymi produkcjami, takimi jak „Hubal”, „Do krwi ostatniej”, „Gwiazdy poranne”, „Stawka większa niż życie”, „Godziny nadziei”.

12 stycznia 1982 r. po obejrzeniu wieczornych wiadomości Maciej Łukasiewicz, szef SDP, odnotował kolejny element prowadzonej przeciwko narodowi propagandowej wojny psychologicznej: „W niedzielę wieczorem, gdy wyłączono telefony, DTV nie omieszkał przeprowadzić sondy reporterskiej wśród «przypadkowo spotkanych przechodniów», którzy wyrazili uznanie dla władzy za jej przezorność i ostrożność w związku z założonym podsłuchem”.

W sprawach propagandy w mediach stosowano ręczne sterowanie w każdym, najmniejszym szczególe. Zalecano: „Utrzymać psychozę stanu wojennego. Reagować zdecydowanie na przypadki łamania postanowień dekretów i zarządzeń stanu wojennego. Ich treść upowszechniać w środkach masowego przekazu”.

Co ciekawe, pomimo upływu ponad trzech dekad tamto spojrzenie na stan wojenny w oczach wielu dziennikarzy głównego nurtu mediów przetrwało do dziś. I to jest fenomen tamtego okresu. Czasem można nawet odnieść wrażenie, jakby czas się zatrzymał...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama