Bezpośrednimi świadkami objawienia się Maryi pod Osowem i Wólką Radzymińską 15 sierpnia 1920 roku byli czerwonoarmiści
Bezpośrednimi świadkami objawienia się Maryi pod Osowem i Wólką Radzymińską 15 sierpnia 1920 roku byli czerwonoarmiści. To od nich wiemy, że objawienia te miały miejsce i jak wyglądały.
Zawsze zastanawiałam się, co stało się po Bitwie Warszawskiej z czerwonoarmistami, którzy widzieli na niebie Maryję z anielską armią w zbrojach husarii i którzy na ten widok uciekli z pola walki, zdezerterowali. Można domniemywać, że wyłącznie dowództwo i pewnie oficerowie Armii Czerwonej, byli na tyle zindoktrynowani, że nie dopuszczali myśli o istnieniu Boga. Podejrzewam, że szeregowi sołdaci mogli mieć zupełnie inne poglądy. Zwłaszcza w 1920 roku, kiedy sowiecka kampania antyreligijna dopiero nabierała rozpędu. Wiadomo, że za dezercję grozi zwykle sąd polowy i kara śmierci. Czerwonoarmiści, którzy pod Osowem i Wólką Radzymińską uciekali przed widokiem Maryi, na pewno o tym wiedzieli. Mimo to jednak Maryi bali się bardziej.
Ponoć wszystko zaczęło się pod Osowem, w chwili kiedy ks. Skorupka zagrzewając do walki młodziutkich obrońców Warszawy, pierwszy, z uniesionym krzyżem trzymanym w dłoni, ruszył na Sowietów wołając: „Za ojczyznę i za wiarę!”. To ponoć w tym momencie pierwsi sołdaci zauważyli nad nim Maryję i przestali nagle strzelać. Później mówili, że nie mogli przecież strzelać do Matjerbożju. Nie mieli wątpliwości, że widzieli przez sobą Matkę Chrystusa, mimo, że szli na Warszawę także w imię wojny z religią. Ci, którzy widzieli Matjerbożju pod Osowem, byli w różnych miejscach w czasie objawienia. Ich relacje jednak są bardzo spójne. Mało tego, są również bardzo spójne z relacjami sołdatów, którzy Maryję widzieli pod Wólką Radzymińską. O Maryi mówili także „Caryca”. Opisywali, że miała na sobie błękitny płaszcz, który od dołu był podświetlony i dzięki temu było widać, jak porusza się na wietrze. Mówili, że maryjny płaszcz był jak zasłona, która odgradzała Warszawę od Armii Czerwonej, jak kurtyna, za którą nie można było wejść. Opowiadali też o rozłożonych rękach Matki Chrystusa i o tym, że wszystkie kierowane w stronę Polaków kule i granaty, odbijały się o jej ręce i rykoszetem trafiały w atakujących. Niektórzy z Rosjan mówili wręcz, że Maryja je odrzucała z powrotem. Przerażające wrażenie robiła na czerwonoarmistach anielska armia w zbrojach husarii. Sołdaci uciekali na oślep. Zwykle trafiali do pobliskich wiosek błagając gospodarzy o możliwość schronienia się. Niektórzy chowali się nawet w psich budach. Ich relacje o objawieniu Matki Bożej można było też usłyszeć w obozach jenieckich. Świadectwa żołnierzy zostały spisane przez proboszczów, do których parafii należały wioski wokół Osowa i Wólki Radzymińskiej. Wiele z nich zachowało się do dziś, część odkryła i opisała Ewa Storożyńska w swojej książce o cudzie nad Wisłą, jednak ponoć jeszcze duża część wymaga odnalezienia i zabezpieczenia.
Jednym z nielicznych, w miarę dostępnych świadectw dotyczących cudu nad Wisłą, jest pamiętnik kard. Aleksandra Kakowskiego, ówczesnego metropolity warszawskiego i późniejszego Prymasa Polski, który w czasie tamtych wydarzeń przebywał w Warszawie. „Między innymi poszedł i ks. Skorupka, młody i pięknej powierzchowności kapłan, który jeszcze piękniejszą miał duszę — relacjonuje Kardynał. - Ksiądz Skorupka zwrócił się do mnie z prośbą, abym mu pozwolił pójść na front razem z batalionem młodzieży gimnazjalnej warszawskiej, w którym znajdowała się jego szkoła. „Zgadzam się, rzekłem, ale pamiętaj, abyś ciągle przebywał z żołnierzami w pochodzie i w okopach, a w ataku nie pozostawał w tyle, ale szedł w pierwszym rzędzie”. „Właśnie dlatego, odrzekł, chcę iść do wojska”. W bitwie pod Osowem młodociany żołnierz nie wytrzymał ataku i zaczął się cofać. Cofali się oficerowie i dowódca pułku. Wtedy ks. Skorupka zebrał koło siebie kilkunastu swoich chłopców i z nimi poszedł naprzód. Widząc cofającego się dowódcę pułku, krzyknął do niego: Panie pułkowniku, naprzód! A ksiądz? — zapytał pułkownik. Panie pułkowniku, za mną! Chłopcy za mną! Poszli naprzód. Wielu poległo; padł rażony granatem i ks. Skorupka. Dlaczego tak podnoszą i gloryfikują śmierć ks. Skorupki przed wszystkimi innymi ofiarami wojny? Chwila śmierci ks. Skorupki jest punktem zwrotnym w bitwie pod Osowem i w dziejach wojny 1920 roku. Do tej chwili Polacy uciekali przed bolszewikami, odtąd uciekali bolszewicy przed Polakami. Nie dla innych przyczyn, ale dlatego właśnie cały naród czci ks. Skorupkę jako bohatera narodowego.
Szczegóły śmierci ks. Skorupki opowiadali mi młodociani żołnierze, których odwiedziłem w szpitalu jako rannych. Bolszewicy wzięci do niewoli opowiadali znowu, że widzieli księdza w komży i z krzyżem w ręku, a nad nimi Matkę Bożą. Jakżeż mogli strzelać do Matki Bożej, która szła przeciwko nim. Ten moment kulminacyjny w bitwie pod Warszawą nazwano tegoż dnia cudem nad Wisłą”.
Historycy tłumaczą cud nad Wisłą, geniuszem dowódców, a w tym naturalnie wybitną strategią Marszałka Piłsudskiego. Tymczasem także on w swoim pamiętniku, dziwi się charakterowi ucieczki czerwonoarmistów z pola bitwy. „Gdzież więc jest (bolszewicka) 16 Armia? — pyta marszałek Piłsudski na kartach pamiętnika. - Gdy jechałem do Mińska, świadczyły o niej armaty zostawione bez zaprzęgów i bez obsługi w polu, świadczyły o niej dość liczne trupy ludzi i koni obok szosy, świadczyła wreszcie ludność, która z zachwytem opowiadała mi, zatrzymując auto, gdy mnie poznawano, że „bolszewiki” uciekały w bezładzie i popłochu w różne strony”.
Co było dalej z sołdatami, którzy widzieli Matjerbożju? Czy zostali w Polsce? Czy gdzieś żyją dziś ich potomkowie? Ilu rozstrzelano za dezercję? Ilu wróciło do leninowskiej Rosji? Jak w niej funkcjonowali mając doświadczenie spotkania z Niebieską Armią? Czy byli prześladowani? Zesłani do gułagu? Historia cudu nad Wisłą wciąż wymaga odkrywania.
opr. mg/mg