Teraz jesteśmy kwita

O Orlętach Lwowskich i ich cmentarzu

Losy Cmentarza Orląt Lwowskich ważyły się niemal do ostatniej chwili. Jeszcze w przededniu oficjalnego otwarcia ukraiński parlament usiłował bowiem zablokować lwowskie uroczystości. Tak naprawdę jednak był to cios wymierzony w prezydenta Juszczenkę przez połączone siły prorosyjskich postkomunistów z obozu Kuczmy i Janukowycza oraz ukraińskich nacjonalistów. O dziwo jednak lwowscy radni, którzy tyle razy w ciągu ostatnich lat blokowali otwarcie cmentarza, tym razem nie dali się sprowokować. Pomimo obaw najwspanialsza polska nekropolia wojskowa została otwarta bez żadnych przeszkód.

Wszyscy jesteśmy dłużnikami wobec tych, którzy walczyli o naszą wolność. Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy. Bez wolnej Polski nie będzie wolnej Ukrainy. Niech te słowa zawsze będą się unosić nad tym świętym miejscem - mówił ukraiński prezydent Wiktor Juszczenko podczas uroczystości związanych z otwarciem i poświęceniem Cmentarza Orląt Lwowskich. To wyjątkowe słowa, wypowiedziane w wyjątkowym miejscu. To także początek prawdziwego pojednania pomiędzy oboma narodami. Pojednania, do którego prowadziła długa i wyboista droga.

Otwarciu cmentarza towarzyszyły symboliczne uroczystości przy Memoriale Żołnierzy Ukraińskiej Armii Galicyjskiej we Lwowie, który znajduje się obok Cmentarza Orląt Lwowskich. Wzięło w nich udział około czterech tysięcy osób, w większości Polaków, wśród nich wielu lwowian żyjących dziś w Polsce.

Wszystko wskazuje więc na to, że lwowska nekropolia przestanie wreszcie dzielić oba narody i stanie się raczej „sanktuarium pojednania, miłości chrześcijańskiej i miłosierdzia" - o co apelował biskup polowy Wojska Polskiego Tadeusz Płoski.

Trzeba było jednak aż kilkunastu lat, by strona ukraińska zrozumiała wreszcie, że Cmentarz Orląt Lwowskich nie został odbudowany przeciw komukolwiek, a jedynie z szacunku dla historii tego miasta. Pojął to dopiero prezydent Juszczenko, podkreślając w czasie uroczystości, że „prochy pochowanych tam Polaków stanowią część ziemi lwowskiej".

Legenda żyje wiecznie

Kiedy pod koniec I wojny światowej doszło do rozpadu Austro-Węgier, na gorącej galicyjskiej ziemi rozgorzały bratobójcze walki. Młoda ukraińska republika i wybijająca się dopiero na niepodległość Polska wyciągnęły ręce po wspaniały Lwów - miasto zamieszkałe podówczas w zdecydowanej większości przez Polaków (60 proc.). Resztę mieszkańców stanowili Żydzi (30 proc.) oraz Ukraińcy (10 proc.).

W listopadzie 1918 r. do Lwowa wkroczyli strzelcy siczowi - dobrze zorganizowane ukraińskie oddziały wojskowe. Przeciwstawić się im mogli jedynie mieszkańcy miasta, głównie cywile, z których co najmniej jedną trzecią stanowili studenci i gimnazjaliści. To właśnie oni przeszli do historii jako legendarne Orlęta Lwowskie.

W mieście doszło do krwawych walk ulicznych. W ich wyniku poległo 439 Orląt Lwowskich - najmłodszy żołnierz miał 12 lat, a ponad stu nie ukończyło 15. roku życia.

I choć bohaterskie Orlęta nie dożyły odsieczy regularnych polskich jednostek wojskowych (które przybyły do Lwowa 22 listopada), to z pewnością uratowały polskość galicyjskiej metropolii.

Pozostała jednak po nich najpiękniejsza legenda przedwojennej Polski, legenda, której istotną częścią stał się niepowtarzalny cmentarz - budowany przez kilkanaście lat prawdziwy panteon pamięci narodowej.

Pochowano na nim prawie trzy tysiące osób - nie tylko tych, którzy zginęli w latach 1918-1919, ale i zmarłych później weteranów.

Barbarzyńcy z czerwonymi gwiazdami

Na mocy postanowień jałtańskich wschodnie ziemie II Rzeczpospolitej znalazły się we władaniu ZSRR. Niemal natychmiast też Sowieci przystąpili do zacierania wszelkich śladów mogących świadczyć o polskości tych terenów. O ile stosunkowo łatwo poradzono sobie z miejscowymi Polakami - tych po prostu mordowano, zsyłano na Sybir lub przesiedlano do Polski - o tyle daleko trudniejsze stało się zniszczenie spuścizny kulturowej, jaka po nich pozostała. Na pierwszym miejscu sowieckiej „czarnej listy" znalazł się Cmentarz Orląt Lwowskich - maleńki skrawek ziemi, który najdobitniej świadczył o polskości tego miasta. To z tego powodu nekropolia została wymazana ze szkolnych podręczników, map i przewodników. Pozostało jedynie zrównanie jej z ziemią.

Przez wiele lat cmentarz był grabiony i dewastowany, trwał jednak niezłomnie, nawet wówczas, gdy przez jego środek przeprowadzono asfaltową drogę.

Tak było aż do 1971 roku, kiedy z rozkazu sowieckich politruków na Cmentarz Orląt Lwowskich wjechał ciężki sprzęt budowlany. Przy pomocy czołgów zniszczono wówczas przepiękną kolumnadę, a część grobów zrównano z ziemią. W „rewolucyjnym" zacietrzewieniu ostrzelano również pomnik Chwały, a gruz z rozbitych mogił został użyty jako fundament lwowskiego monumentu Lenina.

W katakumbach urządzono zakład kamieniarski i garaże dla ciężarówek, zaś Kaplicę Orląt przeznaczono na magazyn złomu. Na pozostałej części cmentarza utworzono komunalne wysypisko śmieci.

Ukraińska ciuciubabka

W 1988 roku pracujący na Ukrainie pracownicy krakowskiego Energopolu i miejscowi Polacy rozpoczęli na własną rękę nieformalne porządkowanie zrujnowanej nekropolii.

W 1994 r. rządy RP i Ukrainy podpisały umowę o ochronie miejsc pamięci i spoczynku ofiar wojny i represji politycznych. Ukraińcy zgodzili się wówczas na rekonstrukcję cmentarza zgodnie ze stanem z 1939 roku i na ekshumacje szczątków, które spoczywały pod asfaltową drogą.

W grudniu 1995 roku po raz pierwszy w negatywnej roli wystąpiła Rada Miejska Lwowa, która nakazała wstrzymanie prac do czasu uzgodnienia pełnego projektu odbudowy.

To był początek trwającego dziesięć lat korowodu - w tym czasie kilkakrotnie wstrzymywano i wznawiano prace oraz przekładano decyzję o oficjalnym otwarciu nekropolii. W międzyczasie doszło też do profanacji grobów przez młodocianych ukraińskich nacjonalistów z UNA-UNSO.

Problem cmentarza i coraz bardziej napięte stosunki polsko-ukraińskie miała uregulować wizyta prezydenta Kwaśniewskiego w Kijowie w maju 1997 roku, podczas której doszło do podpisania wspólnej Deklaracji Pojednania. Tyle tylko, że był to kolejny pusty gest.

Już miesiąc później bowiem dyrektor Cmentarza Łyczakowskiego zażądał usunięcia z Cmentarza Orląt Lwowskich wszystkich napisów o „antyukraińskim" charakterze, m.in. „Obrońca Lwowa" i „Obrońca Kresów Wschodnich". Sprawa wróciła więc do punktu wyjścia.

Kolejne porozumienie z 2001 roku regulowało kształt zrekonstruowanego cmentarza, w tym najbardziej kontrowersyjną kwestię: napisy na pomnikach. Uzgodniono, że główna inskrypcja będzie brzmiała: „Nieznanym Żołnierzom Bohatersko Poległym za Polskę w latach 1918-20".

I kiedy uzgodniona była już nawet data uroczystego otwarcia nekropolii przez prezydentów obu państw, lwowscy radni po raz kolejny stanęli okoniem.

Nie mogło być jednak inaczej, skoro wśród Ukraińców dominowało stanowisko, które najdobitniej wyraził w 2002 roku ukraiński radny Jurij Szuchewicz. Zażądał on, aby „ten panteon polskiej chwały przenieść nad Wisłę. Wtedy Polacy będą modlić się za swoich żołnierzy u siebie i przestaną ingerować w nasze wewnętrzne sprawy"...

I doprawdy nie wiadomo, jak długo ciągnąłby się ten coraz bardziej zagmatwany spór, gdyby w grudniu ubiegłego roku nie doszło do sfałszowania wyborów prezydenckich na Ukrainie i późniejszej pomarańczowej rewolucji. To w głównej mierze dzięki tamtym wydarzeniom po latach sporów mógł wreszcie na płycie Cmentarza Orląt Lwowskich pojawić się napis: „Tu leży żołnierz polski poległy za Ojczyznę".

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama