Fragmenty książki p.t. "Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie. O marginesie społecznym XVI-XVII w."
Michał Rożek, ks. Jan Kracik Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie O marginesie społecznym XVI-XVII w. |
W świecie, w którym nie można było całkowicie zlikwidować pauperyzmu, wyrzucanie z miasta i przymusowa praca na niewiele się zdały, a częściowe choćby pokierowanie dziadowskim żywiołem możliwe było jedynie na większym obszarze. Próbę taką podjęto w latach 70. i 80. XVIII wieku.
Uniwersały Komisji nad Szpitalami i Edukacyjnej z 1776—1777 r. zmierzały do powstrzymania włóczęgi żebraków i poddania ich kontroli połączonej z represjami wobec przybyszów. W latach 1777 i 1779 krakowskie władze ogłosiły, że blaszane znaki rozpoznawcze, po 200 dla kobiet i mężczyzn, rozdawane będą wraz z imiennymi pozwoleniami, na zbieranie jałmużny jedynie miejscowym ubogim, i to niezdolnym do pracy oraz kalekom. Postanowiono, iż przy rejestracji „dla kognoskowania defektów mają być przytomni cerulicy”. Słudzy kościelni i ratuszni będą wyłapywać dziadów bez znaków, by kierować ich do robót miejskich29.
Już w 1578, a później w 1651 roku próbowano w Krakowie znakować miejscowych żebraków specjalnymi blaszkami, których wybito wówczas 170. Policja miejska miała nie wpuszczać „żadnych dziadów i bab” bez przyszytego na ubraniu znaczka, jakich w 1782 roku sporządzono 300 z mosiężnej blachy.
W 1780 roku krakowski Departament Policji ustanowił wśród zarejestrowanych dziadów ośmiu tzw. betelfochtów (z niemieckiego —
Bettelvogt), a więc nadzorców żebraków, „którzy od Departamentu pensjonowani będą, byleby oni dziadów nie mających znaków chwytali”30. Betelfochtom powyznaczano do pilnowania poszczególne bramy miejskie, zapewne w przekonaniu, że wszelkiego przywileju, nawet dziadowskiego, zawsze najlepiej strzegą sami uprzywilejowani, zwalczający konkurencję. Jak wskazują Powinności starszych dziadów z 1782 roku, mieli oni zgłaszać oprócz żebraków bez znaku, także pielgrzymów
i kwestujących rzemieślników, a osoby „pijaństwem zabawiające się (...) łapać i do ratusza krakowskiego sprowadzać31. Co piątek mieli policji zdawać sprawę z całego tygodnia.
Nazwiska pierwszych „starszych” wskazują przynajmniej na uszlachetnianie pochodzenia, a czasem być może i na dobre urodzenie: Stanisław Lorkowski, Andrzej Sworowski, Wojciech Ossoliński, Wawrzyniec Cieślikowski. Skromne wynagrodzenie nie rekompensowało strat ponoszonych wskutek warowania przy bramach, jeden starszy chodził więc w soboty po Krakowie z puszką, zbierając datki na rzecz pilnujących. To dosyć sztuczne łączenie starego z nowym nie wróżyło trwałości układu. Meldunki samych betelfochtów wskazywały, że wyprowadzani przez nich za miasto nierejestrowani wracają wkrótce inną bramą. Mała skuteczność owego dozorowania i niezbyt atrakcyjna rola stróża, który zyskałby więcej sam żebrząc, spowodowała, że dziadów postanowiono przypisać do parafii, z którymi tradycyjnie byli związani32. Zasięg przedsięwzięcia, obejmującego cały kraj, wymagał współdziałania władz świeckich i duchownych. Podobne poglądy obu braci Poniatowskich, króla i prymasa, sprzyjały tej współpracy.
Uniwersał Stanisława Augusta i Rady Nieustającej z 23 VI 1786 roku, stwierdzając, że „po całym kraju pomnaża się liczba gnuśnych żebraków” i powołując się aż na statuty Jana Olbrachta z 1496 roku oraz na konstytucję Zygmunta III z roku 1588, nakazywał, aby każda parafia, miasto lub wieś utrzymywały jedynie własnych, i to niezdolnych do pracy ubogich. Urzędy miejskie, a na wsiach proboszczowie mieli wydawać pozwolenia, a chodzący po prośbie w granicach parafii winni byli nosić deszczułkę z nalepioną kartką: „Ubogi parafii (wsi) N. ma pozwolenie żebrania”. Pozbawionym odnawianego corocznie zaświadczenia nie należało dawać jałmużny, a nadto „wolno ich każdemu łapać i do wszelkich robót swoich zażywać” lub oddać do robót publicznych33. Magistrat krakowski zarządził wykonanie rozporządzeń już od września tego roku.
Załączony do uniwersału list pasterski administratora diecezji krakowskiej, prymasa Michała Poniatowskiego, zalecał „sprawiedliwość w rozeznawaniu mających prawo do chrześcijańskiej litości waszej, od innych, jej zgoła niewartych”. Do pierwszych zaliczał dzieci nieletnie, niedołężnych starców, chorych i kaleki. Odwołał się też do wskazań dla Bractwa Miłosierdzia, ustanowionego przezeń w diecezji krakowskiej w 1784 roku. Mimo starej nazwy, związanej z księdzem Skargą, którego kazania i wybór lektur przeznaczonych dla brackich dołączono do statutów nowej konfraternii, nie miało to być jeszcze jedno stowarzyszenie dewocyjne34.
Ratowanie biednych i chorych poprzez zakładanie przytułków parafialnych, zbieranie jałmużny na ich utrzymanie, wynajdywanie pracy dla zdrowych miały określać cele Bractwa — „miłosierdzie albowiem uczynione nad bliźnim skuteczniejsze jest nad inne wszystkie nabożeństwa do zasłużenia nam nagrody i błogosławieństwa wiecznego”35. Nowe bractwo miało przejąć majątek istniejących już konfraternii. Przepędzić należało szalbierzy i obcych żebraków oraz kwestujących bez pozwolenia pustelników i pielgrzymów. Dostało się i tzw. bożym obiadom: „stypy jednak dziadowskie pogrzebowe, które raczej złym zwyczajem niż jaką pobożnością dzieją się, zupełnie znosimy i zakazujemy”36. Chętni niech zaniosą żywność do szpitala.
Uwzględniwszy to, co powiedziano o modlitwie, uczeniu katechizmu i motywacji religijnej, należy ów program czytać jako wyraz katolickiego oświecenia, przywracającego zachwiane proporcje między pobożnością a miłością bliźniego. Niezwykły ów społeczny program uderzał w stare przyzwyczajenia. Dawne szpitale działały wszak niesprawnie, miejsc było w nich niewiele, a dochody fundacyjne przepadały — „w tak obfitym w żywność kraju i w inne do życia potrzeby mało jest miejsc takich, gdzieby dla ubogich i chorych jakie wspomożenie obmyślone było”37. Środków poszukano nie tylko w istniejących bractwach pobożnych, obracających swe dochody na własne nabożeństwa, paramenty i świece. Po pieniądze postanowiono sięgnąć także do... dziadowskiej torby. Wystawiana „karbona jałmużny dla ubogich i chorych parafian” oraz kwestujący członkowie Bractwa mieli bowiem przejmować żebraczy grosz, by użyć go dla najbardziej potrzebujących. Przewidując ironię ofiarodawców, nienawykłych do wyciągniętej ręki szanownych obywateli, arcybiskup zachęcał do wytrwania.
Dobrze obmyślany w szczegółach i rozumny w założeniach, program reformy opieki społecznej nie uwzględniał, jak zresztą wiele oświeceniowych idei, rozpowszechnionych przyzwyczajeń, mechanizmów i struktur społecznych. Dawanie jałmużny żebrakom było głęboko zakorzenione, a raptowne opanowanie dziadowskiego żywiołu przy pomocy najlepiej nawet wykoncypowanego systemu musiało się okazać utopią. Oto np. dziekan zawichojski, ks. Michał Zawiski, donosił do konsystorza w 1785 roku, że Bractwo Miłosierdzia zostało wprawdzie w dekanacie wprowadzone, ale lud, sam biedny, nazywa ciężary nowym podatkiem, dwory zaś nie chcą przyjmować brackich urzędników ani budować szpitali. Ubodzy, nie przywykli do nowych porządków, odgrażają się plebanom i „wymuszają po wsiach jałmużnę, żony i dzieci wygodnie żywią”. Proboszcz z Bodzentyna w Górach Świętokrzyskich pisał w 1787 roku do krakowskich władz diecezjalnych:
Dziady znowu się zaczynają włóczyć, udając przed ludem pospolitym, że pan król jegomość swój uniwersał skasował, a jaśnie oświecony książę prymas pozwolił wszędzie po parafiach żebrakom tak jak dawniej szukać pożywienia, gdzie kto i jak może.
Przy 25 krakowskich kościołach parafialnych i klasztornych w 1788 roku utrzymywało się z posług i jałmużn 35 dziadów i 45 bab (w rym 1 rodzina i 1 wdowa miały po dwoje dzieci). Przydzielono wówczas do tych kościołów jeszcze 27 „ubogich, niedołężnych i ciemnych”38.
Pierwsze lata Krakowa poddanego obcej polityce centralistycznej nadal odznaczały się napływem żebraków. W 1795 roku miejskie publikaty powtarzały stare i nieskuteczne polecenia znanego schematu: obcy żebracy — precz, młodzi miejscowi — do pracy, inaczej zastosuje się przymus. Wprawdzie austriacka machina administracyjno-policyjna stopniowo egzekwowała swoje ustawy przeciw żebractwu, lecz skuteczność akcji wyłapywania dziadów i odstawiania ich szupasem do miejsca zamieszkania wymagała czasu. Magistrat krakowski powracał znów w roku 1798 do tradycyjnych biadań nad liczbą napływowych żebraków, naprzykrzających się o jałmużnę, dodawał nową rację stanu: „różne pieśni wyśpiewują, w czym rozporządzeniom i zakazom sprzeciwiają się”39. W repertuarze bowiem dziadowskim, czułym na zapotrzebowania chlebodawców, polska pieśń patriotyczna zajęła miejsce poczesne, gdy zabrakło Ojczyzny.
29 APKr 3563 (1777, 1779); 1283, s. 2—3.
30 APKr 1283, s. 43.
31 APKr 1284, s. 7, 16—17.
32 APKr 1284, s. 30, 127, 254; A. Chmiel, Szkice krakowskie, BK 100,
1939—1947, s. 86—90.
33 Uniwersał Najjaśniejszego Pana... względem żebraków, Warszawa 1786, k. 1.
34 M. Poniatowski, List pasterski do Uniwersału... o żebrzących jałmużny, Warszawa 1786, k. 2; tenże, Ustanowienie Bractwa Miłosierdzia po parafiach w diecezji krakowskiej, Kraków 1784, s. 6—65; APKr 3563 (1786).
35 M. Poniatowski, Ustanowienie Bractwa, jw., s. 7.
36 Tamże, s. 24.
37 Tamże, s. 27.
38 AKM, AG 12, Relationes de causis et negotiis expeditis in officiis Curiae Episcopalis... 1784—1787, nlb, s. 35, 678; Producta 17 (1788).
39 APKr 3563 (1798).
opr. aw/aw