Fragmenty powieści historycznej o Neronie i jego czasach
ISBN: 978-83-7505-248-0
wyd.: WAM 2008
Spis treści | |
Prolog | 5 |
Część pierwsza | 19 |
Część druga | 95 |
Część trzecia | 121 |
Część czwarta | 133 |
Część piąta | 197 |
Część szósta | 247 |
Część siódma | 301 |
Epilog | 341 |
Na krańcu Italii, w miejscu, które od Sycylii dzieli tylko kawałek morza, zapadła zimowa noc. Padał śnieg z deszczem.
Tu i ówdzie paliły się ogniska, których niebieskawe płomienie pochylał wiatr.
Obok nich przechodzili uzbrojeni mężczyźni. Inni stali skuleni, ramię przy ramieniu, trzymając ręce nad paleniskiem.
Od czasu do czasu słychać było głuche odgłosy uderzeń, krzyki i przenikliwy głos trąbek.
Na wąskim płaskowyżu, osłoniętym przez stromy brzeg, żarzyły się dwie duże kłody. Stojący przy ognisku człowiek mówił ze skrzyżowanymi rękami:
— Ja, Spartakus, książę niewolników, wypowiem wojnę dziesięciu rzymskim legionom prokonsula Licyniusza Krassusa!
Mężczyzna ma na sobie purpurową pelerynę, spiętą pod szyją złotym łańcuchem. Peleryna przykrywa część ramion oraz tors, ściśnięty skórzaną kamizelką. Sięga ona do łydek, obwiązanych poniżej kolan rzemieniami, które podtrzymują sandały o wielkich podeszwach. Gołe nogi mężczyzny są potężne, przypominają sękate pnie. Do jego paska przypięty jest krótki miecz. Zrobił krok w stronę ognia.
— Posłuchaj mnie, Posejdoniosie, i ty też, Jairze... Pochylił się nad dwoma mężczyznami, którzy siedzieli przy ognisku z podniesionymi głowami. Ani na chwilę nie spuszczali z oczu sylwetki Spartakusa. Wydaje się ogromna jak bryła, której chyba nic nie jest w stanie poruszyć.
— Znowu wygrasz, Spartakusie! — szeptał głos dochodzący zza zbocza.
Do ogniska zbliżyła się kobieta okryta baranią skórą, długie blond włosy opadały jej na ramiona. Nagle wyprostowała się, uniosła ręce nad głowę, zrzucając z siebie futro i ukazując swoje smukłe ciało, odziane w lnianą tunikę.
— Pytałam Dionizosa. On cię chroni. Słucha mnie. Tańczyłam dla niego. Nie zapominaj, że to syn Zeusa. Kobieta niespodziewanie podniosła się i obejmując uda Spartakusa, klęknęła. On położył rękę na jej głowie i gładził jej włosy.
— Apolonio — mówił — Dionizos nie przemawia już przez twoje usta, jak dawniej. Słowa, które teraz wypowiadasz, pochodzą tylko od ciebie, z twojego wnętrza. Po czym odwrócił się w stronę wietrznej nocy.
— Słyszycie to co ja? — wyszeptał.
Z oddalonych terenów półwyspu Bruttium dochodziły głuche uderzenia, dźwięki trąbek, zgrzyty, głosy.
— Licyniusz Krassus jest tam ze swoimi legionami — mówił dalej Spartakus — wznosi fortyfikacje, kopie fosy. Chce nas uwięzić, przyprzeć do muru. Tak poluje się na dzikie zwierzęta, tak wpadają w pułapkę grube ryby. Później się je zabija, a ziemia czy morze robią się czerwone od ich krwi. Oto co przygotowuje Licyniusz Krassus. Pragnie tylko sławy, którą zapewni mu pokonanie nas. Ma już wszystkie bogactwa. Należy do niego największa fortuna w Rzymie, a Senat dał mu wszelkie możliwe uprawnienia. Ale on marzy o poprowadzeniu legionów do zwycięstwa. My jesteśmy jego zdobyczą. W naszej krwi zanurzy swój płaszcz i tak odziany w purpurę będzie triumfował w Rzymie.
Popatrzył na Posejdoniosa, potem na Jaira i dodał stłumionym głosem:
— Sami dobrze wiecie, że Rzymianie tak postępują. Żaden lud: ani Numidzi, ani Grecy, ani Żydzi, ani Trakowie nie mogą pozostać wolni. Jesteśmy niewolnikami. Rzuciliśmy Rzymowi wyzwanie, dlatego nie możemy pozostać przy życiu. Co na to powiesz, Apolonio? Kobieta bezradnie rozłożyła ramiona, lecz dalej klęczała przed Spartakusem.
— Pamiętasz, Apolonio — mówił dalej — to było niedaleko rzymskiego targu niewolników, w dzielnicy Velabre, gdzie zostaliśmy zamknięci i związani w ciemnej sali. Następnego dnia mieliśmy dołączyć do Kapui, do ludus1 gladiatorów. Było nas dwudziestu. Mieliśmy walczyć na jednej arenie, jedni przeciwko drugim, albo być wydani dzikim zwierzętom. Nikt z nas nie znał swojego przeznaczenia. Każdy obawiał się losu, jaki wyobrażał sobie dla innych. Czy to ten Gal podetnie mi gardło? Czy może ja zabiję Numidyjczyka? Czy może właściciel ludus wypuści na mnie tygrysy, niedźwiedzie, lwy lub gladiatorów z Germanii i Dacji? Tej nocy miałem sen. Widziałem węża owiniętego wokół mojej twarzy, jego pysk przy moich ustach, jego rozwidlony język muskający moje wargi. Obudziłem się i opowiedziałem ci o tej wizji. Słuchałaś mnie z szeroko otwartymi oczami. Wówczas przebywał w tobie duch Dionizosa. Zaczęłaś drżeć, kołysać się wprzód i w tył, tańczyć. Powiedziałaś mi wtedy, a twój głos był tak mocny, że nie wątpiłem w prawdziwość tego proroctwa:
„Spartakusie, ten wąż, który cię oplata i który Cię całuje, jest znakiem ogromnej i niesamowitej mocy. Omota cię, Spartakusie, i zrobi z ciebie księcia! Zniewoleni ludzie wszystkich ras dołączą do ciebie, aby odzyskać wolność. Staniesz na czele armii. Będziesz zwyciężał rzymskie legiony. Zagarniesz insygnia kwestorów i konsulów, rózgi liktorów2. Będziesz zdobywał miasta. Przed tobą zadrży Rzym!”.
Spartakus przerwał, przeszedł kilka kroków i zwracając się do Apolonii, dodał:
— Dionizos nie kłamał. Rzym, tak, Rzym drżał przede mną, trackim wojownikiem, przede mną, dezerterem ze swojej armii, przede mną, niewolnikiem, mną, Spartakusem — gladiatorem, który został księciem niewolników!
Podniósł ręce, a peleryna odsłaniła jego masywne ramiona.
— Dziękuję synowi Zeusa, Dionizosowi, i wszystkim innym Bogom, którzy obdarzyli mnie tą radością i chwałą.
Położył ręce na głowie Apolonii.
— Mówiłaś także, Apolonio, że ów los księcia doprowadzi mnie do nieszczęśliwego końca. Nawet w zwycięskie dni nie zapominałem tych ostatnich słów proroctwa. Wiedziałem, że ten moment nadejdzie. I nadszedł: teraz, Apolonio, tej nocy lub jutro; wkrótce go poznamy. A on nas złamie, ugniemy przed nim kark...
Apolonia westchnęła, schyliła się i zasłoniła głowę futrem, potem wycofała się i potykając się przy każdym kroku, powoli rozpłynęła się w mroku nocy. Spartakus usiadł po drugiej stronie ogniska, naprzeciwko Posejdoniosa i Jaira.
1 Ludus była to szkoła gladiatorów i ich miejsce ćwiczeń [przyp. tłum.].
2 Liktorzy stanowili osobistą ochronę królów i wyższych urzędników rzymskich, później zaczęli pełnić funkcje reprezentacyjne. Nosili oparte na lewym ramieniu wiązki rózg (fasces) związanych czerwonym rzemieniem z wetkniętymi w nie toporami (symbol władzy nad życiem) [przyp. tłum., za: Wikipedia].
opr. aw/aw