Rozmowa z Wojciechem Roszkowskim, dyrektorem Instytutu Studiów Politycznych na temat stanu wojennego i jego obecnej percepcji
— Mija osiemnaście lat od wprowadzenia stanu wojennego. Czy dzisiaj znane są już wszystkie okoliczności jego wprowadzenia?
— Wiemy dużo, choć ta wiedza nie tworzy jeszcze całości. Stosunkowo niedawno, dzięki pracy rosyjskiego pisarza Władimira Bukowskiego, poznaliśmy dokumenty radzieckie, z których wynika, że na Kremlu jesienią 1981 r. nie brano pod uwagę interwencji w Polsce. To oczywiście nie przesądza, że taka interwencja nigdy nie miałaby nastąpić. Niedostępne są jeszcze stenogramy z posiedzeń radzieckiego politbiura z listopada i początku grudnia 1981 r. Poza tym brak nam rozeznania, jaka była komunikacja między dowództwem Układu Warszawskiego a politbiurem. Wiemy, że naczelny wódz wojsk Układu Warszawskiego, marszałek Kulikow, robił wrażenie, jakby taka interwencja groziła.
— A jaka jest wiedza o tym, co działo się wówczas na polskim podwórku?
— Nie wszystko wiadomo, zwłaszcza jeśli chodzi o grę polityczną na górze. Nie jest na przykład wyjaśniona rola skrzydła tzw. twardogłowych, do którego należeli między innymi Tadeusz Grabski, Stanisław Kociołek, Stefan Olszowski, którzy są podejrzewani — bo dowodów na to nie mamy — o udział w prowokacji bydgoskiej w marcu 1981 r. oraz o próbę obalenia Kani i Jaruzelskiego na plenum KC w czerwcu tego roku. Na Kremlu mówiono o nich z dużą dozą sympatii, tak jakby to byli ci wierniejsi towarzysze. Z drugiej jednak strony także Jaruzelski cały czas był uznawany za wiarygodnego sojusznika.
— Stan wojenny utrwalił podział, by nie powiedzieć przepaść, między nami — czyli społeczeństwem i nimi — czyli władzą. Czy uruchomione wówczas procesy nadal funkcjonują?
— Stan wojenny na początku odczytywany był przez większość społeczeństwa jako wojna polsko-jaruzelska, czyli jako wojna władzy ze społeczeństwem. Jednak wraz z emigracją setek tysięcy uczestników pokojowej rewolucji solidarnościowej, jak również z narastającą frustracją i apatią, mniej więcej w połowie lat 80. obydwie strony konfliktu straciły siłę i determinację. Władza zaczęła się powoli rozkładać, ale również społeczeństwo i jego elity jakby straciły oddech i perspektywę, czego dowodem jest nieprzygotowanie elit solidarnościowych na przejęcie władzy w 1989 r. Stan wojenny nie osiągnął zamierzonego celu, jakim było uratowanie systemu, natomiast dokonał spustoszenia w świadomości społecznej i wśród elit. Zanikanie podziałów odbywało się na zasadzie zaniechania, apatii, utraty nadziei.
— Stan wojenny moralnie obciąża partię byłych komunistów — SLD. Czy Pan Profesor zauważa u tej formacji jakąś głębszą refleksję nad tym, co wydarzyło się osiemnaście lat temu?
— Nie. Jeśli pojawia się próba refleksji, to pod hasłem „znaleźć wszelkie możliwe usprawiedliwienia dla stanu wojennego”. Moim zdaniem, to nie jest uczciwy rachunek sumienia. Strona postkomunistyczna podejmuje ogromny wysiłek, żeby udowodnić, że generał Jaruzelski miał rację. Nie ma dialogu, w którym chciano by ocenić stan wojenny z perspektywy szans na pewien zakres swobody Polski, jej suwerenności zewnętrznej, jak również jakiś optymalny w tamtym momencie zakres wewnętrznej wolności obywateli. Być może udałoby się obronić tezę, że stan wojenny był konieczny, żeby pewne optimum wówczas uratować, ale ja nie znajduję na to argumentów po stronie postkomunistycznej. Takie kryteria wyrzuca się poza nawias. Dyskusja o stanie wojennym obraca się więc wokół osi: kto winien. Komuniści jak niepodległości, a może zamiast niepodległości, bronią Jaruzelskiego.
— Stosunek do stanu wojennego dzieli również opozycję, kiedyś zjednoczoną w ocenie.
— To jest bardzo trudny i bolesny problem. Część opozycji przyjęła opcję pojednania przez zapomnienie. Nie szuka się prawdy o historii, po to żeby myśleć o przyszłości. Często mówi się nawet, że niemożliwe jest ustalenie prawdy, czy ustalenie stopnia odpowiedzialności za stan wojenny i w ogóle PRL, dlatego — w imię przyszłości — nie należy nawet tego robić. Nie zgadzam się z tym. W społeczeństwie obywatelskim odpowiedzialność za przeszłość rzutuje na odpowiedzialność za teraźniejszość i za przyszłość.
— Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiała Alicja Wysocka
Prof. Wojciech Roszkowski, dyrektor Instytutu Studiów Politycznych