Albo Kościół, albo państwo?

Dlaczego Kościół nie może przejąć na siebie funkcji państwowych, a państwo kościelnych?

Napięcia między państwem a Kościołem i w ogóle chrześcijaństwem nie da się sprowadzić do bieżącej polityki. Jego źródło leży głębiej, w odmiennej naturze tych społeczności. Dopiero stąd wynikają doraźne konflikty.

Różnica między tymi społecznościami jest zatarta przez postrzeganie Kościoła przede wszystkim jako hierarchii, a więc w aspekcie organizacyjnym i odgórnym, właśnie na podobieństwo państwa. Niestety, takie postrzeganie Kościoła reprezentuje w praktyce wielu duchownych, gdyż w „erze konstantyńskiej” Kościół katolicki skłonny był iść w tym kierunku. Takie rozumienie przyjmuje też gros relacjonujących w mediach sprawy kościelne.

Państwo i Kościół mają jednak w gruncie rzeczy strukturę przeciwstawną. Państwo opiera się na odgórności, zewnętrznych normach i przymusie, którego chce być monopolistą. Kościół, jako widoczny, organizacyjny przejaw chrześcijaństwa — na więzi oddolnej, wewnętrznej i dobrowolnej, na przekonaniach. Oba mają organizację, ale jest ona innego pochodzenia. Kościół zasadniczo stanowi dobrowolną wspólnotę tych, co uwierzyli, i rzeczywistość duchową, choć zrozumienie takiej właśnie jego natury nie jest powszechne. Taka też była jego geneza. Mówienie tu tylko o Kościele czy Kościołach jest pewnym uproszczeniem, ale jest to najważniejsza i modelowa społeczność niepaństwowa tego typu.

Powyższe rozróżnienie nie zawsze było dość widoczne. Zostało znacznie zamazane przez rozmaite powiązania Kościoła z państwem. Oddolna natura Kościoła zamanifestowała się jednak w najnowszej historii Polski, gdy wobec narzuconego z zewnątrz państwa komunistycznego, Kościół katolicki reprezentował autentyczne, wewnętrzne aspiracje Polaków w sferze życia społecznego i wartości.

Sprzeczność

Organizowanie społeczeństwa od góry musi się ścierać z organizowaniem go od dołu. Państwo zajmując coraz większy obszar życia będzie go zawsze odbierać Kościołowi czy innym wspólnotom oddolnym. Wzrost roli państwa i laicyzacja to właściwie jedno i to samo. Od XVIII w. oba procesy przybrały w Europie łącznie na sile. I odwrotnie: przestrzeń dla oddolnego, własnego działania trzeba władzy wydzierać. Nic więc dziwnego, że w Biblii i dziejach Kościoła spotkamy liczne krytyki państwa i rządzących.

Państwo nieraz było w stanie pozbawić wspólnotę kościelną autonomii. Tak stało się np. w Bizancjum, Rosji, w luteranizmie i w anglikanizmie. Skutkiem było poddanie chrześcijaństwa polityce i jego redukcja do sfery prywatnej. Z tego też wynikł podział Kościoła. Gdy państwo nad nim dominowało, wolało swój Kościół krajowy, odcięty od chrześcijaństwa światowego. Przyznawało mu wtedy chętnie monopol. Gdy natomiast Kościół zachowuje niezależność, państwo woli Kościoły podzielone.

Panuje przekonanie, że są to sprawy przeszłości, że w demokratycznych krajach kultury europejskiej chrześcijaństwo jest wolne. Jest to nieścisłe. Jest wolne w życiu czysto religijnym, ale istotnie ograniczone w społecznym.

W ostatnich wiekach państwa przejęły ważne sfery, przedtem zagospodarowane oddolnie: zajmował się nimi Kościół, poszczególne wspólnoty religijne i ludzie prywatni. Chodzi o szkolnictwo, służbę zdrowia i opiekę społeczną. Jednocześnie konfiskowano majątek (głównie zakonów), służący tym celom, przeznaczając go zwykle na co innego. Kontynuacją i skutkiem takiej polityki jest wysokie opodatkowanie na cele edukacyjne, zdrowotne i społeczne, które wyklucza niezależne podjęcie szerzej takich zadań poza państwem.

Państwa narzucają wierzącym swoje normy w dziedzinie małżeństwa i wychowania (przymusowa szkoła państwowa, rozwody, nadzór nad rodziną pod pretekstem ochrony dzieci). Wprowadzają zasady prawne sprzeczne z etyką, także naturalną (zgoda na zabijanie dzieci nienarodzonych, a czasami także na dobijanie staruszków). W ten sposób przekupują koncesjami ludzi naruszających normy moralne przypominane przez chrześcijaństwo. Co więcej, państwa roszczą sobie pretensje do orzekania, czy Kościół oraz wszelkie inne wspólnoty i stowarzyszenia mają w ogóle prawo istnieć.

Czym jest państwo (czyli świeckie państwo), widać zwłaszcza wtedy, gdy opanują je przemocą lub podstępem programowi bezbożnicy (Sowiety, Meksyk początku XX w., republikańska Hiszpania przez II wojną). Takie państwo chce wręcz zająć miejsce Kościoła, niszcząc go, a swoją ideologię podstawić na miejsce chrześcijaństwa.

Nie jest natomiast możliwe coś odwrotnego, zastąpienie państwa przez wspólnotę chrześcijańską. Wspólnota oddolna nie może być jednocześnie odgórną, a służba bliźnim — władzą używającą siły. Gdy Kościół przejmował struktury państwowe, ulegał ich logice, a naśladując struktury władzy i biurokracji, odchodził od swojego powołania. Nawet papieże w Państwie Kościelnym zachowywali się jak władcy świeccy. Współpracując z państwem Kościół był zaprzęgany do jego rydwanu. Zastępowanie państwa przez Kościół jawi się więc jako nierealne i zresztą niesłuszne.

Dzisiejsze spory

Niektórzy ludzie Kościoła chcieliby może czegoś takiego, opanowania państwa, więc ich wystąpienia i działania alarmują „stronę laicką”, dostarczając jej argumentów. Nie należy jednak przypisywać takim postawom zbytniej wagi.

Są one bowiem głównie obronne. Wszechogarniające państwo biorąc za rzeczywistość naturalną, jego reprezentanci są przekonani, że jako tako normalna sytuacja wspólnoty Kościoła jest niesłychanym przywilejem. Jeśli Kościół jest na tyle silny, by hamować samowolę władzy, ta uznaje go za wroga — i go atakuje. Takie jest tło wystąpień krzykaczy z SLD i UP. Może chodzić tu tylko o taktyczną konsolidację partyjnego betonu, ale sądzę, że lewica nadal myśli, że „państwo to my” i „wszystko dla państwa” (ten drugi cytat to z Mussoliniego) — i dlatego chce ograniczenia praw Kościoła.

Ci, którzy solidaryzują się z państwem-maksimum typu dzisiejszego, w gruncie rzeczy totalitarno-biurokratycznym, przeciwni są poddaniu go stałym normom moralnym czy uznaniu pewnych sfer za wolne od wpływu władzy. Podnoszą więc larum z powodu wpływów Kościoła katolickiego w Polsce. Uderzająca ciasnota tych wystąpień nie bierze się z samego powielania kalek propagandowych okresu komunizmu. Lewicowe myślenie totalne naprawdę widzi wroga społecznego we wszystkim, co pozostaje poza kontrolą rządu.

Jednocześnie lewicowa inteligencja głosi, że wolność to prawo do aborcji i rozwodów, a dodatkowo możliwość krytykowania papieża. Proponuje tego rodzaju swobody, cenzurę „politycznej poprawności” i laicyzację życia społecznego zamiast brakującej wolności gospodarczej i politycznej, zwąc to w dodatku liberalizmem. Tymczasem (cytując liberała Monteskiusza!), wolność to dobro, które pozwala korzystać z innych dóbr, oraz możność czynienia tego, co czynić powinniśmy. A zasady moralne są stałe, również wtedy, gdy są łamane (przeze mnie, ciebie, jego, ją), są drogowskazem i punktem odniesienia jednostek i społeczeństw.

Badania ankietowe wykazują, że Polacy sądzą, iż Kościół katolicki ma duży, za duży nawet wpływ na sprawy publiczne. Wobec przewagi państwa jest on faktycznie dość ograniczony i podobnie jest w innych krajach. Europa cierpi pod tym względem od wieków na rozdwojenie jaźni, będąc oddolnie chrześcijańską, a odgórnie laicką.

Wierzący politycy też są skłonni działać według reguł właściwych państwu. Wiemy, że mimo chrześcijańskich przekonań często nie potrafią skierować go we właściwym kierunku; w rezultacie dzisiejszy polski wyborca nie bardzo odróżnia rządy chrześcijańskiej prawicy od laickiej lewicy. Czynnik osobowy ma bowiem mały wpływ na mechanizm biurokratyczny.

Rozdział?

Na tle tych relacji widać dwuznaczność postulatu rozdziału Kościoła od państwa. Przy pojęciu państwa odziedziczonym po absolutnych monarchiach, gdzie władcę zastąpił aparat biurokratyczny, rozdział ów oznacza pozbawienie chrześcijaństwa wpływu na życie społeczne, gdyż państwo chce je regulować w całości. Pod szyldem rozdziału chodzi o nadzór (w imię wszechogarniających praw państwowych), dyskryminację, albo i o prześladowania. W tym sensie rozdział Kościoła od państwa jest nie do przyjęcia, gdyż kryje się za nim chęć skrępowania chrześcijaństwa. Tymczasem krępować należy rozzuchwalone państwo!

Całkiem odwrotnie zrozumiano ów rozdział w powstałych oddolnie Stanach Zjednoczonych, gdzie oznacza on najpierw pozbawienie państwa wpływu na społeczności religijne i zapewnienie im swobody działania — był to wyraz sprzeciwu wobec zarządzanego przez króla i uprzywilejowanego Kościoła anglikańskiego. Jednocześnie państwo amerykańskie nie odrzekło się zasad chrześcijańskich.

Zatem, jeśli państwo nie chce zajmować się wszystkim ani zmieniać zasad moralnych, zaś przedstawiciele Kościoła nie próbują wyznaczać radnych itp., zupełnie możliwe i pożądane jest dopełnianie się tych autonomicznych społeczności.

Miejsce mediów

Środki masowego przekazu mają, jak państwo, strukturę odgórną: władza rządzi, media przekonują. Wynika stąd oczywiście rywalizacja między nimi, ale rządzący są nieraz w stanie uczynić z mediów swoją świecką ambonę, zwykłe przedłużenie państwa.

Z kolei w warunkach wolności dziennikarz, mogąc przez dobór informacji i komentarz wpływać na umysły odbiorców, staje się rodzajem świeckiego kaznodziei czy katechety. Oddolne przekonania wierzących stają mu nieraz na zawadzie... Wynika stąd napięcie między mediami a Kościołem oraz mała widoczność chrześcijaństwa w mediach. Widać tu zjawiska analogiczne do relacji państwo-Kościół: nacisk mediów na chrześcijan, próby podpowiedzenia Kościołowi zdania mediów etc. (widać to np. w części publicystyki „Gazety Wyborczej”), czasami ataki i opluwanie. Trzeba jednak podkreślić, że i media, i Kościół są w swojej wolności zagrożone przez państwo.

Jest oczywiście możliwe chrystianizowanie mediów, ale, jak w przypadku państwa, nie całkiem może się to udać. Z kolei media wewnątrzkościelne, co widać po Radiu Maryja, mają pewną tendencję do emancypowania się.

Państwo minimum

Jakie płyną stąd wnioski co do urządzenia państwa? Powinno ono w swojej strukturze zakładać przejęcie maksimum zadań przez osoby i mniejsze, oddolne wspólnoty. Państwo ma im pomagać i spełniać zadania dla nich niewykonalne — katolicyzm nazywa ten postulat zasadą pomocniczości.

Zauważmy, że na podobnej zasadzie powstały właśnie Stany Zjednoczone, choć dziś i tam wkracza etatyzm i laicyzm. Ten kraj, zarazem najpotężniejszy dziś na świecie gospodarczo i politycznie, i najbardziej religijny wśród bogatych państw zachodnich, od początku zapewnił swoim mieszkańcom najwięcej wolności politycznej i religijnej.

Państwo takie jak dziś w Europie, rozbudowane, o założeniach biurokratycznych i laickich, skorumpowane, upartyjnione, mało jest podatne na wpływ społeczności mu przeciwstawnej. Żeby obronić sferę wspólnotowego i chrześcijańskiego ducha i wszelką wolność trzeba zatem po pierwsze ograniczyć zasięg państwa. Wbrew opinii wielu katolików najbliższe chrześcijaństwu i najkorzystniejsze społecznie jest państwo minimum, a nie państwo rozbudowane, choćby rządzili nim najgorliwsi katolicy (co zresztą nie jest możliwe).

Ujmując to bardziej pozytywnie, ustrój, jakiego należy szukać, to taki, który daje obywatelom najwięcej możliwości działania, tworzenia i samoorganizacji — a zarazem wymagający od nich odpowiedzialności. Całkiem odmienny od obecnego państwa rzekomo opiekuńczego i liberalnego z ubezwłasnowolnionymi de facto podopiecznymi.

Ustrój wolnościowy jest zarazem odpowiedzią na spory wierzących z niewierzącymi. Gdy państwo zajmuje i reguluje zbyt wiele sfer, ludzie różnych światopoglądów skazani są o walkę o wpływy w państwie, gdyż stawia ono przed nimi alternatywę: rządzić albo być dyskryminowanym. Np. decentralizacja i prywatyzacja szkolnictwa połączona z rzetelnym czekiem oświatowym zniosłaby spory o religię bądź laicyzację w szkole.

Sprawiedliwość i wolność

Kolejne wnioski dotyczą zadań Kościoła. Roszczeniom państwa-maksimum przeciwstawiają się sprawiedliwość i wolność. Łacińska maksyma głosi, że ius est quod iustum est: prawem jest to, co prawe. Dziś prawem stało się to, co ustanowiła władza. Oznacza to redukcję ius do lex, prawa do ustawy. Chrześcijaństwo może i powinno bronić życia ludzkiego, wolności i prawa niezależnie od brzmienia przepisów. Wyrażać oddolne przekonanie społeczeństw, że sprawiedliwość i słuszność stoi wyżej niż ustawy.

Kościół jest więc całkowicie w prawie, broniąc życia dzieci nienarodzonych. Nie jest to notabene zdanie uwarunkowane samymi przekonaniami religijnymi: stoi za nim również pogląd klasycznego liberalizmu, że państwu nie wszystko wolno; że ochrona życia, wolności i własności istot ludzkich jest jego obowiązkiem i celem (John Locke).

Warto podać jeszcze przykłady ze sfery własności, gdzie głos Kościoła też byłby uzasadniony i potrzebny, jako że w tej dziedzinie widać obecnie najwyraźniej przesuwanie się granicy; państwu więcej, obywatelom mniej. Potrzebne byłoby choćby jasne potępienie zaniechania zwrotu własności zabranej przez komunistów. Potępienie przepisów budowlanych, nakazujących niszczenie „nielegalnych” domów mieszkalnych. Potępienie łupiestwa, jakim jest podatek spadkowy. Niby chodzi tylko o własność, ale bez materialnego oparcia nie ma ani sprawiedliwości, ani wolności, ani nawet życia.

Cały obecna zasada nadrzędności potrzeb pazernego budżetu i zdzierstwo podatkowe zasługuje na surowy osąd, podobnie jak wkraczanie urzędniczych regulacji we wszystkie możliwe sfery. Nie wolno się więc pod ten system podwieszać, np. przez instytucję podatku kościelnego. Przeciwnie, Kościół powinien być rzecznikiem oddolnego przekonania o złu takiego ustroju.

Na miejsce totalitarnych kajdan wchodzi system przypominający bajkę o Guliwerze, unieruchomionym cieniutkimi, ale bardzo licznymi nićmi. W ustroju biurokratycznym wolność jest na tysiączne sposoby ograniczana. Propaganda próbuje odwrócić kota ogonem i przedstawić jako wroga wolności właśnie Kościół, jedyną dziś instytucję naprawdę niezależną.

Oznacza to, że wobec nadmiernego rozrostu dzisiejszych państw potrzebny jest sojusz Kościoła i w ogóle świadomych chrześcijan z tymi siłami politycznymi i społecznymi, które dążą do poszerzenia wolności obywatela względem państwa i ograniczenia roli zbiurokratyzowanej władzy — sojusz istniejący, choć w innej postaci, w okresie demontażu sowieckiego komunizmu.

Artykuł ukazał się w:Rzeczpospolita z 19-20 VII 2003, ze skrótami. Wykorzystano w Opoce za zgodą Autora.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama