Świat zza krat

O problemach polskiego więziennictwa

Tadeusz M. był podejrzany o zabójstwo byłego ministra sportu Jacka Dębskiego. W kilkanaście godzin po przedstawieniu mu zarzutów powiesił się na prześcieradle w celi więzienia na warszawskim Mokotowie. Ta drastyczna ucieczka sprzed oblicza Temidy wywołała szereg oskarżeń sięgających polskich elit władzy. Oprócz efektownych podejrzeń o powiązania świata polityki ze światem przestępczym otarła się o jeszcze jeden, znacznie mniej wygodny temat — fatalny stan polskiego więziennictwa.

Z rozstrzygnięciem sporu, czy faktycznie było to samobójstwo, czy Tadeuszowi M., niewygodnemu przecież świadkowi, ktoś pomógł, będziemy musieli poczekać, być może przez lata. Tak czy inaczej, sam fakt jego śmierci skutkował całą masą pytań: dlaczego tak ważny więzień nie był przetrzymywany w celi pod specjalnym nadzorem, dlaczego cela nie była monitorowana. Odpowiedź była bardzo prosta — w tym więzieniu żadnego takiego pomieszczenia nie było. Lecz to tematu nie wyczerpie, ponieważ każdy może stwierdzić, że właśnie dlatego nie powinien być w nim przetrzymywany przestępca „niebezpieczny”. Te pytania rodzą kolejne — czy w stolicy nie ma groźnych przestępców, czy tylko stosownych dla nich pomieszczeń.

Bezpieczni niebezpieczni

W Polsce mamy jedynie cztery oddziały dla więźniów niebezpiecznych, które w sumie dysponują 98 miejscami. Niewiele i niewielkie, bo ze względu na swoją specyfikę muszą to być oddziały małe, nie przekraczające 30 miejsc. Cele nie mogą być większe niż trzyosobowe, choć i to powinno należeć do wyjątków. Więźniowie najgroźniejsi powinni odsiadywać wyrok samotnie lub we dwóch. Dopiero w tym roku Sejm przyznał 10 milionów złotych na budowę bądź przystosowanie kolejnych 5 takich oddziałów. To oczywiście nie rozwiąże problemów więźniów niebezpiecznych, gdyż w dniu dzisiejszym mamy ich w Polsce aż 360.

Przyrost nienaturalny

Niebezpieczni więźniowie stanowią znikomy ułamek ogółu osadzonych, których jest obecnie aż 82 tysiące, czyli prawie dwa razy więcej niż w roku 1999. Nie skutkowało to proporcjonalnym zwiększeniem liczby pracowników służb penitencjarnych, którym w tym samym okresie udało się wywalczyć jedynie 100 dodatkowych etatów. Obecnie w sektorze penitencjarnym pracują 22 tysiące ludzi, ale tylko połowa to tak zwani pracownicy w bezpośrednim kontakcie, czyli ci, którzy więźniów pilnują.

— Łatwo więc wyliczyć, że w Polsce na jednego pracownika penitencjarnego przypada 4 skazanych, podczas gdy w Europie ten stosunek to najczęściej jeden do jednego — mówi Luiza Sałapa, rzecznik prasowy Centralnego Zarządu Służby Więziennej.

Pracownicy penitencjarni z tego powodu wypracowali w sumie ponad 1 milion 300 tysięcy nadgodzin, co oznacza, że każdy z nich ostatniego roku przepracował dodatkowo trzy tygodnie.

Klawisz też człowiek

— Funkcjonariusz w ramach oddziału występuje bez żadnych zabezpieczeń, gazu czy pałki. W razie zagrożenia może skorzystać z dzwonka alarmowego. Do tego na oddziale jest sam jeden — mówi kpt. Lech Bednarek, zastępca kierownika penitencjarnego poznańskiego aresztu. W pierwszym pawilonie przebywa tu ponad 200 osadzonych w celach zamkniętych. Sprawuje nad nimi opiekę także jeden wychowawca. Cele jedno- i dwuosobowe nie istnieją z uwagi na przeludnienie. W pomieszczeniu więziennym kiedyś przeznaczonym dla jednego więźnia przebywają teraz minimalnie 4 osoby, ale zdarzają się także cele 24-osobowe.

— Wymusza to architektura budynku, bo cele w oddziałach pawilonu pierwszego są duże większe. Za to w pawilonie trzecim,w którym kiedyś były pomieszczenia dwuosobowe, teraz są czteroosobowe. Zgodnie z przepisami przysługują 3 metry kwadratowe na jednego osadzonego — kontynuuje nasz rozmówca.

To znowu dużo mniej, niż przewidują standardy europejskie, które wynoszą najczęściej 6-7 metrów na jednego osadzonego. W Polsce ponad połowa więźniów nie ma zachowanej nawet 3-metrowej normy. Zresztą do rzecznika praw obywatelskich i Trybunału Europejskiego w Strasburgu wpłynęły już stosowne skargi.

— Musimy się liczyć z tym, że po wejściu do Unii zaczną również w więziennictwie obowiązywać pewne standardy dodaje Luiza Sałapa.

Tymczasem w Polsce obowiązuje dodatkowy przepis, który zaleca na wypadek przeludnienia schodzenie z tych norm...

Kolejka do odsiadki

— Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Pieniędzy jest tak mało, że nie starcza ich nawet na adaptacje obiektów po byłej Armii Radzieckiej, nie mówiąc już o budowie nowych. W naszej lokalnej rzeczywistości można mówić o braku środków na remonty. W poznańskim areszcie tylko dzięki temu, że przewidziano tu utworzenie oddziału dla niebezpiecznych, pojawiły się środki finansowe. W ramach tego projektu jest prowadzony remont całego pawilonu pierwszego — mówi kpt. Kazimierz Różański — psycholog, rzecznik prasowy Aresztu Śledczego w Poznaniu.

Utworzenie jednego takiego oddziału kosztuje od 2 do 3 mln zł. Generalnie brak środków finansowych powoduje, że nie tylko nie buduje się nowych obiektów penitencjarnych, ale także nie adaptuje, ani nawet nie remontuje starych. Z tego powodu nie można powiększyć ilości miejsc dla skazanych. Od dawna istnieje taka sytuacja, że cała masa skazanych grzecznie (?) czeka w domu na swoją kolej do odsiadki. — A i tak część osadzonych śpi na materacach — dodaje kpt. Różański.

Magister zza muru

— Różnie ludzie patrzą na resocjalizację, a trzeba to robić bez emocji — mówi kpt. Różański. Szczególny nacisk wychowawczy kładzie się na młodocianych, szczególnie na ich wykształcenie. W więzieniu można skończyć podstawówkę, zawodówkę, zrobić maturę, a nawet studiować.

— Mieliśmy człowieka w oddziale zewnętrznym na ul. Nowosolskiej, który studiował na Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu. Teraz jest już od dawna na „warunkowym”.

Znam też ludzi, którzy zrobili doktoraty nawet z filologii angielskiej. Takie możliwości istnieją. Wielu więźniów z oddziałów otwartych uczy się na Politechnice, Akademii Ekonomicznej, w liceum — mówi więzienny psycholog.

Posiedzieć z szefem

Krytycy przesadnie restrykcyjnego wymiaru sprawiedliwości są przekonani, że więzienie to średnia szkoła dla młodocianych przestępców i kolejne stopnie kariery dla recydywistów.

— Jeżeli ktoś jest tzw. młodociany, czyli ma do 24 lat i popełnił pierwszy raz przestępstwo, to spędza odsiadkę w celi z osobami, które także dopuściły się przestępstwa dopiero po raz pierwszy — zapewnia kpt. Lech Bednarek.

Segregację więźniów prowadzi się, biorąc pod uwagę wiele czynników. Najistotniejsze przy osadzaniu są względy osobowościowe, zwłaszcza stopień demoralizacji.

— Inaczej patrzę na człowieka, który ma za sobą zakłady wychowawcze, poprawcze i pobyty w więzieniach, a inaczej na człowieka, który trafił tu po raz pierwszy. Tak różni więźniowie nie powinni przebywać w jednej celi — uważa kpt. Różański.

Obecne przepisy nakazują również oddzielenie więźniów palących od niepalących.

Dożywocie w zawiasach

Spora grupa więźniów trafiła „za mury” z tytułu nie spłaconych grzywien — 4,5 tysiąca skazanych jedynie za niepłacenie alimentów. Jedynie, bo wielu osadzonych z innych artykułów ma dopisany do wyroku również i ten. Brak możliwości pracy zarobkowej nie pozwala im spłacać zobowiązań i po odsiadce spotykają się z długiem powiększonym o odsetki. Nie mają z czego zapłacić i znów wracają za mury. Stwierdzenie, że za alimenty siedzi się dożywocie, nie jest tylko ponurym żartem.

W poznańskim areszcie 80 proc. osadzonych jest jednocześnie zatrudnionych. W większości wykonują za darmo proste prace na rzecz lokalnych samorządów.

W czerwcu na 1476 osadzonych w poznańskim areszcie pracowało 400, z czego tymczasowo aresztowanych było 30. Odpłatnie zatrudniono 210, a za darmo 180.

— Przydzielenie pracy zależy od postawy, zachowania i kwalifikacji więźnia. Na zewnątrz na pewno nie będzie pracować gwałciciel, zboczeniec, nierządnik — wylicza kpt. Romański. — Ważne jest również to, ile pozostało takiej osobie do końca kary, jaką ma osobowość i czy kontroluje swoje zachowanie. Czy można przewidzieć, czy więzień wyjdzie do pracy i wróci, czy raczej wykorzysta wyjazd jako okazję do ucieczki? — dodaje.

Między śmiercią a życiem

Samobójstwo Tadeusza M. dla pracowników służby więziennej wcale nie musi być tak wyjątkowe jak dla postronnego obserwatora więziennej rzeczywistości. Rocznie w Polsce taką drogę wybiera średnio kilkadziesiąt osób.

— Naprawdę niewiele potrzeba, by odebrać sobie życie i często nie można temu zapobiec. Jeśli ktoś chce, to i tak to zrobi — mówi kpt. Bednarek.

Nie można przecenić spotkań skazanych ze swoimi rodzinami. Żony z dziećmi lub konkubiny mogą się spotykać z więźniami w warunkach „zbliżonych do domowych”.

— To jest coś pięknego. Po takim widzeniu są ciut lepsi, na pewno w niejednym sercu jest jakieś poruszenie — mówi kpt. Różański.

— Ale gdy ktoś nie będzie chciał skorzystać z resocjalizacji, to na siłę tego nie zrobimy. Nikogo nie można zmusić, by stał się lepszy — kończy kpt. Bednarek

Echo zza krat

W dyskusji o więziennictwie, jak w żadnej innej, sprawdza się maksyma, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Z jednej strony przekonane o coraz większej brutalizacji życia społeczeństwo pała żądzą odwetu na przestępcach. Opinia publiczna domaga się tym samym coraz wyższych wyroków. Z drugiej strony, cały szereg ekspertów, którzy na co dzień stykają się z tym problemem, twierdzi zgodnie, że droga do bezpieczeństwa na pewno nie wiedzie przez wyższe wyroki. Twierdzą też, że nie można wrzucać do jednego worka drobnego złodzieja z brutalnym i bezwzględnym gangsterem, bo najczęściej ten pierwszy po kilku latach w więzieniu nabierze przekonania, że najlepiej być tym drugim. Telewizory i komputery w celach muszą prowadzić do frustracji ludzi, którzy nie mają z czego zapłacić rachunku za prąd i w ich sytuacji więzienna rzeczywistość może wydawać się sielanką. Trzeba jednak odróżnić cienką granicę dzieląca sprawiedliwość od społecznej zemsty, inaczej pytanie o nasze człowieczeństwo będzie wracać zza krat niczym echo.

Judasz nie wystarczy
Luiza Sałapa, rzecznik prasowy Centralnego Zarządu Służby Więziennej

— W Polsce mamy w sumie 70 aresztów i 86 zakładów karnych. Absolutna większość z nich to zakłady stare, wybudowane jeszcze w XIX wieku czy przed II wojną światową. Znajdują się jednak wśród nich takie zabytki, jak zakład karny w Łęczycy zlokalizowany w klasztorze z XIV w. Gdyby ktoś odwiedził zakład karny w Piotrkowie Trybunalskim, to nie uwierzyłby, że żyje w XXI wieku — brakuje w nim np. kanalizacji, więc wszelkie potrzeby załatwia się do stojących w celach kubełków. Proszę sobie wyobrazić panujący tam fetor! Czy w takim miejscu może być bezpiecznie? Dla zachowania bezpieczeństwa już nie wystarcza „szkiełko i oko”. Obecnie oprócz monitoringu, który na ogół umiejscowiony jest na korytarzach i klatkach schodowych, potrzebna jest jeszcze aparatura do wykrywania telefonów komórkowych, czy chociażby urządzenia do prześwietlania paczek i bagaży.

Sadzać czy puszczać
kpt. Lech Bednarek, zastępca kierownika penitencjarnego poznańskiego aresztu

— Poznański areszt nie narzeka na współpracę z sądem penitencjarnym. Wnioski, które my wysyłamy do sądu o udzielenie warunkowego przedterminowego zwolnienia, są załatwiane pozytywnie w ponad 90 proc. Wnioski skazanych są rozpatrywane raczej negatywnie. Myślę, że w tym zakresie nie jest tak źle. Przynajmniej w naszym rejonie możemy liczyć na przychylność sądów w kwestii udzielania warunkowych przedterminowych zwolnień. Taka polityka pomaga nam na pewno w rozładowaniu przeludnionych więzień.

kpt. Kazimierz Różański,
psycholog Aresztu Śledczego w Poznaniu

— Sądowa polityka tymczasowych aresztowań może być bardziej liberalna lub bardziej restrykcyjna. Media generalnie prezentują oblicze bardziej restrykcyjne i z satysfakcją informują, że sąd zastosował areszt tymczasowy. Jednakże w kodeksie są konkretne przesłanki, które przewidują areszt tymczasowy, niekoniecznie ze względu na charakter przestępstwa - ukrywanie się, obawa matactwa, zastraszanie świadków, groźby. Stosowanie aresztu pod presją mediów i opinii publicznej nie zawsze jest celowe. Druga sprawa to polityka stosowana przez sądy penitencjarne, które orzekają o warunkowym przedterminowym zwolnieniu.

Uciekł z więzienia...

Ryszard Niemczyk kierował gangiem bardzo aktywnie na Podbeskidziu w 1999 r. Dzięki zeznaniom świadka koronnego, Niemczyk w lutym 2000 roku został zatrzymany. Prokuratura postawiła mu m.in. zarzut udziału w zabójstwie Pershinga, szefa gangu pruszkowskiego. W październiku 2000 r. udało mu się zbiec z okratowanego spacernika więzienia w Wadowicach. Przecisnął się przez rozchylone pręty kraty chroniącej klatkę schodową prowadząca na spacernik. Przemyconym narzędziem przeciął siatkę i wsiadł do czekającego na ulicy samochodu. Do tej pory jest poszukiwany listem gończym. Na swoim koncie gang Niemczyka ma napady, porwania, wymuszenie okupu czy zastraszenie dłużników na zlecenie ich wierzycieli.

...i wyszedł z sądu

Krzysztof Jędrzejczak (ps. „Jędrzej”), łódzki gangster, zbiegł z Sądu Okręgowego w Łodzi 22 maja. 37-letni Jędrzejczak jest zleceniodawcą zabójstwa Nikodema S. („Nikosia”) w kwietniu 1998 roku i Ireneusza J. („Grubego Irka”) w Wigilię 1997 roku. Zbiegł z Sądu Okręgowego w Łodzi podczas rozprawy w procesie łódzkiej „ośmiornicy”, gdzie był głównym oskarżonym. W korytarzu łączącym salę rozpraw z sądowym aresztem zrzucił przed kamerą więzienny drelich i przeszedł, ubrany w spodenki i koszulkę, obok bramki pilnowanej przez dwóch policjantów. Wyszedł głównym wejściem sądu i odjechał taksówką.

Więzień typu „N”

Skazani z „N” mają na sumieniu najcięższe przestępstwa. Zakłada się, że są to ludzie myślący o ucieczce, gotowi zamordować strażnika. W czasie widzenia przestępca z „N” rozmawia przez telefon, oddzielony od rozmówcy szybą. Wobec więźniów niebezpiecznych są stosowane dodatkowe instalacje alarmowe i procedury. Np. skazany podczas wyprowadzania na spacer jest skuty kajdankami. Spacernik przykryty jest od góry specjalną siatką. Spacer odbywa się w towarzystwie funkcjonariuszy wyposażonych w kamizelki kuloodporne, pałki i gaz.

Na oddziale dla najgroźniejszych przestępców montuje się urządzenia technicznoochronne: kamery i kraty koszowe, dzięki którym nie ma bezpośredniego kontaktu z osadzonym po otwarciu pomieszczenia więziennego. W celi sprzęty muszą być unieruchomione — stolik, krzesło i łóżko są przyspawane do podłoża.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama