Fragmenty książki na temat przezwyciężania problemu cierpienia: "Jak przejść przez cierpienie"
Wydawnictwo Jedność 2007
ISBN 978-83-7442-457-8
Jestem przekonany, że wielu z was, łącznie ze mną, uważa, że może pomóc innym w ich cierpieniach.
Oczywiście mamy na myśli nie tylko oferowanie technik uzdrawiania czy teoretycznych porad, ani okazywania współczucia.
Myślę, że to potrafimy.
Zastanawiam się natomiast, czy jesteśmy w stanie wejść w cierpienie drugiego człowieka...
Myślę, że możemy pomóc uzdrowić drugiego tylko wtedy, kiedy zdołamy zagłębić się w jego cierpienie.
Często ograniczamy się do udzielania jedynie rad teoretycznych, tak zwanych terapeutycznych, ale nie wchodzimy w cierpienie, w niepokój drugiego człowieka. Może obawiamy się nasilenia własnego bólu?
Widziałem wiele osób, które ostatecznie uciekały przed cierpieniem innych, także tych z rodziny, banalizując je albo unikając.
Czasami nawet nakłaniamy cierpiących do tego, by myśleli o czym innym. Zobowiązujemy ich do nie zgłębiania swego cierpienia, bólu.
Dlaczego?
Zawsze się nad tym zastanawiałem... i nigdy nie znalazłem zadowalającej odpowiedzi.
Może dlatego, że cierpienie mogłoby stać się zwierciadłem i odbijać nasze własne cierpienie.
W sumie, im bardziej człowiek jest nieświadomy, tym bardziej nie potrafi wejść w cierpienie drugiego.
Być może nieświadomy człowiek chciałby w ten sposób uchronić siebie przed cierpieniem, ale jest to tylko złudzenie.
Nie tylko sam doświadczy cierpienia, kiedy nadejdzie jego kolej, ale skoro nigdy nie zdołał wejść w głąb cierpienia innych, będzie czuł się straszliwie osamotniony i zalękniony.
Taki rodzaj ludzi, właśnie ze względu na nieumiejętność empatii, doświadcza trudności w relacjach międzyosobowych.
Relacje te przeżywa tylko powierzchownie, sprowadzone do formy, nigdy nie dotykając ich istoty.
Na ogół wymaga zbyt wiele od drugiego, obciąża go zbytnimi oczekiwaniami do tego stopnia, że druga osoba czuje się tak nieprzygotowana, tak słaba, że woli zerwać podobne relacje.
Do tego osoby, które nie spoglądają w głąb swojego serca, nie mogą oczywiście dostrzec głębi serca kogoś innego.
Nie tylko.
Osoby, które unikają wejścia we własne cierpienie, stają się zimne, bezwzględne i bezlitosne.
Niewrażliwe.
Jak zatem widzicie, wejście w głąb cierpienia drugiego człowieka jest dla wielu trudne.
Również dlatego bardziej przypisuje się je Bogu niż ludziom.
Tylko Chrystus był w stanie wejść w cierpienie ludzi do tego stopnia, że zdołał ich uzdrowić, wybawić.
Ale swoją tożsamość wywodził od Boga.
Dlatego możemy pomagać innym, jeżeli nie jesteśmy uzależnieni od gratyfikacji z ich strony, jeżeli niczego od nich nie oczekujemy.
Nasza prawdziwa pomoc innym polega zatem na pomocy w nawiązaniu przez nich kontaktu z kimś większym od nas: z Bogiem, absolutnym źródłem zbawienia i życia wiecznego.
Aby to jednak uczynić, najpierw musimy nauczyć się przebywać sami z sobą.
Ale nie sami i tylko sami.
Lecz sami z Bogiem.
Samotność, jaką mam na myśli, nie jest samotnością patologiczną podyktowaną trudnościami w relacjach międzyosobowych.
Przeciwnie, samotność, jakiej poszukują chrześcijanie, jest radosna i owocna.
Również pustelnia taka jak ta, w której mieszkam, nie oznacza tylko przebywania w samotności, ale w samotności z Bogiem, aby lepiej Go słuchać.
A samotne przebywanie z Bogiem nie oznacza stawiania żądań, przedstawiania problemów, wyliczania trudności, proszenia o pomoc... Oznacza również umiejętność słuchania Boga.
Umiejętność słuchania, umiejętność rozpoznawania we własnym sercu głosu Boga.
Chrześcijańska samotność pomaga między innymi w ograniczeniu innych głosów, światowych, poszukiwania władzy, trosk ekonomicznych, poważania, podziwu, uznania. Pomaga usłyszeć głos Pana, który woła nas po imieniu.
opr. mg/mg