Pułapka astrologii (1)

Czy astrologia to naprawdę niewinna rozrywka, czy niebezpieczna pułapka New Age?

Niechaj się stawią,
by cię ocalić, owi opisywacze nieba,
którzy badają gwiazdy,
przepowiadają na każdy miesiąc,
co ma się z tobą wydarzyć.

Iz 47, 13—14

Od najdawniejszych czasów okresu babilońskiego (1 800 — 1 700 p.n.e.) wróżby i przepowiednie oparte na obserwacji nieba miały ogromny wpływ nie tylko na władców, lecz także na porządek publiczny. W starożytnym Rzymie oddziaływanie astrologii na życie społeczne było tak potężne, że cesarz August wydał zakaz parania się tą dziedziną jako zbyt niebezpieczną dla prawidłowego funkcjonowania cesarstwa.

Pierwotnie astrologia zakładała poszukiwanie wiedzy o człowieku; była to próba odnalezienia sensu ludzkiego istnienia w konfiguracji gwiazd i planet. Uważano także wówczas, że możliwe jest przewidywanie przyszłości człowieka i Ziemi na podstawie położenia ciał niebieskich na niebie.

Astronomia a astrologia

Nauka o gwiazdach i planetach poszła w dwóch rożnych kierunkach. Jeden z nich naukowo dokumentuje ruchy ciał niebieskich za pomocą odpowiednich narzędzi oraz matematycznych obliczeń. Dyscyplina ta nazywana jest astronomią i nie ma nic wspólnego z drugim kierunkiem, zwanym astrologią Horusa. Jej nazwa pochodzi od pogańskiego kultu egipskiego boga Horusa, który według wierzeń rządzi kosmicznymi siłami podobnie jak przyrodą. Stąd pochodzi również określenie „horoskop”.

Czytanie horoskopów to dziś popularna rozrywka. Można w nich znaleźć swoją przyszłość, sugestie dotyczące życia osobistego i relacji z innymi ludźmi, czy korelacje z innymi znakami zodiaku. Zgłębiając jednak horoskopy, narażamy się na poważne kłopoty, ponieważ są to praktyki głęboko zakorzenione w kulcie Horusa i innych pogańskich bogów.

Fakty czy fikcja?

Wiara i przekonanie o przyszłości zapisanej gwiazdach wydaje się kuszące, stwarza bowiem iluzję, że życie jest proste. Wszystko, od relacji międzyludzkich do przyszłości narodów, przypisuje się w nim ciałom niebieskim. Horoskopy oferują gładkie wyjaśnienie zawiłości życia, których czasem nie rozumiemy. W ten sposób odpowiedzialność spada na „przeznaczenie” — człowiek nie musi korzystać ze zdrowego rozsądku, nie musi dojrzewać duchowo, psychicznie i emocjonalnie. Horoskopy mogą mieć zalety dla tych, którzy boją się życia.

Pułapka astrologii (1)

Wgłębiając się w znaki zodiaku, możemy nabrać złudnego przeświadczenia o naszej kontroli nad przeznaczeniem, otrzymując gotową receptę na życie, łatwo usprawiedliwiając własne błędy i grzechy. Astrologia podtrzymuje fikcję jakoby moglibyśmy manipulować innymi ludźmi lub wydarzeniami dla własnego dobra, bądź dla zaspokojenia swoich pragnień i żądz. Specjalizuje się w sugestiach dotyczących przyszłości, przywłaszcza sobie władzę nad życiem i śmiercią, miłością i seksem, relacjami, pieniędzmi, zdrowiem, szczęściem itp. Nade wszystko jednak astrologia daje złudną nadzieję. Czy więc na pewno jest to tylko nieszkodliwa zabawa? Wystarczy przypomnieć kulturę starożytnego Rzymu: astrologia była tam stawiana na pierwszym miejscu, a przecież potężne cesarstwo haniebnie upadło.

 

Przeznaczenie czy wiara?

Jak horoskopy wpływają na moje życie? Co mówi mi serce? Kogo lub czego słucham? „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem pochodzącym z ust Bożych”, mówi nam Ewangelia św. Mateusza 4,4. Zadajmy sobie pytanie: czy astrologia pochodzi z ust Bożych? Jeśli nie, to czy warto, abym się tym zajmował? A jeśli już zaczytuję się w horoskopach, jak to wpływa na moją relację z Bogiem, na moje życie?

Chciałbym przytoczyć Wam tu pewne wydarzenie, które pokazuje, jak głęboko astrologia i horoskopy wniknęły w naszą kulturę. Pewnego razu świętowaliśmy zjazd rodzinny w indyjskiej restauracji. Na stole królowało pyszne jedzenie, wokół rozbrzmiewały dźwięki rozmów i wybuchy śmiechu. Było nas chyba z piętnaście osób, opowiadaliśmy żarty, wspominaliśmy różne rodzinne historie, wszyscy byliśmy w świetnych humorach.

Czas upływał nam bardzo wesoło do czasu, gdy moja kuzynka, podnosząc nieco głos, by przebić się przez gwar rozmów, krzyknęła: „No więc, Terry... spod jakiego jesteś znaku?”. Zanim zdążyłem pomyśleć i otworzyć usta, odpowiedź wyskoczyła sama. Prawie nie wierząc własnym uszom, dźwięcznym głosem, doskonale słyszanym przez kelnerów, odparłem: „Hmm, spod KATOLICKIEGO!”. Rozmowy przy stole urwały się jak przecięte nożem, niektórzy wypuścili z rąk widelce, które z głośnym brzękiem opadły na talerze, moja siostra zakrztusiła się winem, a kuzynka, która zadała pytanie, wybuchnęła nerwowym śmiechem. Ironiczne spojrzenia strzelały w moim kierunku ze wszystkich stron. Zdawało się, że Duch Święty wykorzystał okazję, by przemówić, zanim zdołałem wymamrotać jakąś głupią neutralną uwagę.

 Moja odpowiedź nie tylko wywołała zaskoczenie, lecz została również odebrana jako „krytyczna, osądzająca”. Jakże często ten zarzut pojawia się wobec tych, którzy mówią prawdę o wierze. Przez to świadectwo chciałem pokazać, jak bardzo pogański rytuał na cześć fałszywego bóstwa, o korzeniach okultystycznych, jest sprzeczny z naszą wiarą. Padły słowa, że uważam się za „świętszego od innych”, że „liczy się tylko moja racja”. Proszę więc zobaczyć, jak okultystyczny rytuał wniknął do naszego codziennego życia, wpływając na nasze relacje z innymi i życiowe wybory; jak spowodował podziały w normalnej rodzinie, gdzie dwoje katolików nagle zwróciło się przeciw sobie.

Czy to naprawdę niewinna rozrywka, czy niebezpieczna pułapka New Age?

Terry Harley, Szkocja
www.craiglodge.org
tłum. Agata Pawłowska

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama