Refleksje na temat "wojen religijnych" - czy istotnie winne wojnom są religie, czy też ich wypaczone wersje?
Po wydarzeniach z 11 września w Stanach Zjednoczonych prasowe komentarze pełne są prób zrozumienia tego wydarzenia, od którego — tu wszyscy są zgodni — świat przestał być taki sam. Wśród wielu pytań i wątpliwości pojawiały się także obawy o religię jako taką (islam byłby tylko jednym ze źródeł zagrożenia) oraz jej rolę w społecznych i politycznych konfliktach.
Już pierwszego dnia po zamachu widziałem w telewizji osoby, które niewiele wiedząc o islamskiej teologii, zbyt wiele powiedziały wyrazem oczu, miną i tonem słów. Można było wyczuć niechęć i poczucie krzywdy. „Oto po raz kolejny z powodu religii na świecie skończył się pokój”. Wydawać by się mogło, że winny nie jest terroryzm, ale islam (dla wielu w ogóle religia).
Myślenie o religii jest ograniczone kontekstem, w którym się wychowaliśmy. Patrzymy na świat przez pryzmat naszych doświadczeń. Jesteśmy przyzwyczajeni, że obowiązujący katolików moralny kodeks postępowania znajduje uzasadnienie nie tylko w tekstach Biblii czy innych źródłach Objawienia, ale także w prawie Kościoła.
Źródłem poczynań islamskich fundamentalistów są jedynie (a przynajmniej przede wszystkim) przesłanki polityczne. Trudno nam to zrozumieć, jeśli odwołamy się tylko do naszego doświadczenia. Wbrew niektórym poglądom, nie mamy pojęcia, co to jest państwo wyznaniowe, czy dążenie jakichkolwiek grup do jego stworzenia. W przypadku istniejących już państw wyznaniowych opartych na Koranie, mamy do czynienia z totalną ingerencją religii w każdą niemal dziedzinę życia. Warto zwrócić uwagę, że terroryści krytykują określony porządek światowy, w którym Stany Zjednoczone pełnią szczególną rolę. Ameryka nie została zaatakowana z powodu swej przynależności do takiej czy innej grupy wyznaniowej (pluralizm religijny jest w tym kraju znany), ale z powodu pozycji, jaką zajmuje na arenie międzynarodowej. Niepodobna wymienić wszystkich zarzutów kierowanych pod adresem liderów Zachodu. Niewątpliwie jednak wspólnym mianownikiem tych głosów sprzeciwu jest władza, jaką niektóre państwa sprawują w określonych regionach świata. Współpracownikom takich ludzi jak Osama bin Laden chodzi o to, aby tę władzę odebrać. Zaś takie dążenie jest z gruntu polityczne.
Rodzi się pytanie o rolę religii w dążeniu przywódców do zmiany społecznego porządku. Można zaryzykować wniosek, że na naszych oczach doszło do kolejnej próby zredukowania religii. Środek staje się instrumentem. Pozornie te dwa pojęcia oznaczają to samo. Różnica polega na tym, że środek, to znaczy droga do osiągnięcia obranego celu, jest wpisany w ten cel, stanowi jego integralną część. Jeśli zatem religia ma doprowadzić do spotkania z Bogiem, to osiągnięcie tego celu nie przekreśla jej, lecz czyni okazją do pogłębiania więzi (łacińskie religere — znaczy wiązać). Inaczej jest z instrumentem. Kiedy osiągnie się cel, instrument można wyrzucić. Przestaje być potrzebny. Chyba że ma służyć utrzymaniu zdobytych pozycji (jak w państwach wyznaniowych). Niewątpliwie można w takim wypadku mówić o ideologii. Niestety, religia może pełnić podobną funkcję do tego, co znamy już dzięki faszyzmom i komunizmom.
Aby być precyzyjnym: religia zredukowana do funkcji instrumentu przestaje być religią. Jeśli ktoś nie traktuje swego wyznania jako drogi prowadzącej do więzi z Bogiem, wyklucza tym samym Boga, stając się ateistą. Nie wolno islamu kojarzyć z terroryzmem. Byłoby to krzywdą wyrządzoną islamowi i religii w ogóle.
opr. mg/mg