Nałóg, gniew i wstyd

Seksoholizm to poważny problem naszych czasów. Co jest jego przyczyną, jak go rozpoznać i gdzie szukać w pomocy?

Nasza sytuacja jest podobna do sytuacji alkoholika, który nie może już znieść alkoholu, musi więc definitywnie przestać pić, a jednak nie jest w stanie zerwać z nałogiem. Tak samo jest z seksoholikiem, czyli „seksualnym pijakiem”, który z jednej strony nie może już znieść żądzy, ale z drugiej - nie może z nią zerwać - mówi Andrzej ze wspólnoty anonimowych seksoholików.

Seks jest coraz częściej postrzegany jako jeszcze jeden z wydłużającej się listy środków uzależniających. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szacuje, że na seksoholizm cierpi kilka procent populacji. Dotyczy to przede wszystkim mężczyzn, kobiety stanowią 20% chorych. Badacze problemu twierdzą, że źródło seksoholizmu tkwi w nieumiejętności radzenia sobie z emocjami. Sprzyja mu także powszechne poczucie zagrożenia i osamotnienia. Wielu seksoholików wierzy, że w seksie znajdą aprobatę, miłość i uczucie. Seks jest dla nich najprostszym sposobem na szybkie odreagowanie frustracji i stresu. Nie bez znaczenia jest powszechny dostęp do pornografii, zwłaszcza tej internetowej, anonimowość oraz łatwość nawiązywania wirtualnych kontaktów.

Co jest ze mną nie tak?

Problem u Andrzeja zaczął się, kiedy miał 17 lat. To wtedy w jego ręce trafiły książki, z których dowiedział się, że najlepsze metody uczenia się seksualności to masturbacja i eksperymentowanie. - Dla mojego, wtedy nastoletniego mózgu, to było jak zapalenie lontu bomby - wspomina. - Moje zachowanie stało się formą buntu przeciwko matce, która marginalizowała moje pragnienie poznawania dziewczyn. Usłyszałem od niej, że jestem taki sam jak ojciec. Wtedy nie rozumiałem, że on miał ten sam problem, który dotknął później mnie.

W życiu Andrzeja pojawiły się fantazje, flirty, zauroczenia, uwiedzenia, jednorazowe znajomości z kobietami nastawione tylko na jeden cel. - To trwało przez kilka lat. W pewnym momencie moja choroba weszła w obszar obsesji na punkcie jednej osoby, mojej małżonki. Co prawda ograniczyłem się do relacji intymnej z żoną, ale nadal miałem silną potrzebę bycia pożądanym przez inne kobiety.

Źródłem choroby u Mirosława było odrzucenie przez otoczenie. - W wieku sześciu lat zachorowałem na zapalenie stawów. Choroba doprowadziła mnie do niepełnosprawności - opowiada. W domu został otoczony wielką miłością i troską, gorzej było w kontaktach z rówieśnikami. - Czułem się stygmatyzowany. Wpajano mi poczucie, że jestem gorszy, nie poradzę sobie. Ze strony kolegów, znajomych odczuwałem litość i pożałowanie. To spowodowało frustrację - wspomina Mirosław. Właśnie wtedy pojawił się gniew i bunt wobec Boga. - Zacząłem Go obwiniać o wszystkie moje niepowodzenia, choroby. O to, dlaczego moi rówieśnicy mogą się widywać, uczestniczyć w życiu szkoły, nawiązywać relacje między sobą, grać w piłkę, chodzić na randki, a ja nie - bo wszędzie są bariery architektoniczne. I mentalne - byłem uważany za gorszego…

Negatywne emocje, żal, smutek, gniew znalazły swoje ujście w masturbacji. Bardzo szybko doszła do tego pornografia. - W ten sposób starałem się zagłuszyć wewnętrzny krzyk, chęć akceptacji. Swoje działania starałem się usprawiedliwiać tym, że to nie moja wina, to nie ja wybrałem takie życie.

Sytuacja diametralnie się odmieniła, kiedy Mirosław poszedł na studia. W końcu był akceptowany, miał grono przyjaciół, znajomych. Zaczął realizować się zawodowo, naukowo i towarzysko. Miał nadzieję, że jego choroba ulegnie wyciszeniu. Niestety, w bardzo podstępny sposób eksplodowała. - Całe życie pragnąłem być kochanym, znaleźć kobietę, z którą będę mógł budować przyszłość. A gdy taka możliwość się pojawiała, uznawałem, że skoro przeszedłem w życiu już tyle zawodów, nieszczęść, to tak naprawdę nie jestem zdolny do głębszych uczuć. Wchodziłem w bardzo płytkie relacje, bo bałem się zaangażowania emocjonalnego.

W końcu Mirosławowi udało się poznać dziewczynę, z którą się związał. - Uwierzyłem, że sobie poradzę, że Bóg w końcu mnie wysłuchał. Miałem przy sobie ukochaną kobietę i byłem przekonany, że nie będę już potrzebował substytutów szczęścia.

Niestety, choroba odezwała się po raz kolejny. - Po kilku miesiącach zacząłem nawiązywać znajomości z innymi kobietami. W zasadzie nie wiem dlaczego, bo przecież miałem wszystko, czego całe życie pragnąłem: byłem kochany, stanowiłem dla kogoś wsparcie. Nie byłem w stanie zapanować nad swoim zachowaniem.

Lepsza kabina w Titanicu, czyli poszukiwanie rozwiązania

Decydująca zmiana w życiu obu panów nastąpiła, kiedy przyznali przed sobą, że są bezsilni wobec nałogu. Pierwsze „przebudzenie”, czyli uświadomienie problemu nastąpiło, kiedy Andrzej miał powyżej uszu seksu, przypadkowych relacji, fantazji i zapragnął stabilizacji. - W mojej parafii zjawił się młody ksiądz, od którego po raz pierwszy usłyszałem o czystości przedmałżeńskiej. Zaświtało mi w głowie, że mam z tym problem.

Pod wpływem słów kapłana Andrzej postanowił zerwać z rozwiązłością i ożenić się. Małżeństwo, niestety, nie przyniosło rozwiązania. - Pojawiła się moja przyszła żona. Skończyłem z rozwiązłością, ale choroba, za którą stała seksualna żądza, umiejscowiła się w jednej osobie. Był to co prawda seks małżeński, ale codzienny i kompulsywny. Można powiedzieć, że przesiadłem się do lepszej kabiny w Titanicu. Oprócz tego zdarzało mi się uwodzić kobiety na weekendowych imprezach, flirtować.

Drugie „przebudzenie” nastąpiło, kiedy Andrzej szukał pomocy dla swojego uzależnionego od alkoholu ojca. Tak odkrył wspólnotę „12 kroków”. - W moim kościele kilku alkoholików dało świadectwo. Dotarło do mnie, że istnieje rozwiązanie, chociaż wtedy jeszcze nie wiedziałem, iż ja też jestem uzależniony. Ma mityngu anonimowych alkoholików kupiłem książkę „12 kroków, 12 tradycji”. Przeczytałem „krok 1” i doznałem olśnienia. To było o mnie. Wtedy zacząłem szukać pomocy... - wspomina. W międzyczasie Andrzej zdążył przejść fazę „pijanego na sucho”. - To jak alkoholik, który przestał pić, ale chciałby to zrobić i ciągle o tym myśli.

U Mirosława choroba rozwinęła się do tego stopnia, że nie potrafił normalnie rozmawiać z kobietami, nie patrząc na nie jak na obiekt seksualny. - Kupując ziemniaki na bazarze, wplatałem w rozmowę zwroty, które były nie na miejscu. Trwałem w tym stanie kilkanaście lat. Mimo że byłem w szczęśliwym związku, zacząłem nawiązywać znajomości internetowe, smsowe z innymi kobietami. Nie musiałem się z nimi spotykać. Wystarczała mi sama myśl, że mogę z nimi rozmawiać, uwodzić...

Dobrym sojusznikiem okazał się strach. Pewnego dnia Mirosław zapomniał wylogować się na komputerze. W ten sposób narzeczona odkryła jego podwójne życie. - Postawiła warunek: albo poszukam pomocy i zacznę się leczyć, albo ode mnie odejdzie. Przestraszyłem się, że znowu zostanę sam. Trafiłem na stronę anonimowych seksoholików. Zadzwoniłem i usłyszałem o mityngu w Radzyniu Podlaskim. Pojechałem tam. I tak od dwóch lat jestem we wspólnocie. Przyszedłem tam powodowany strachem, że wali mi się cały świat, a zostałem, bo odkryłem, iż tutaj w końcu mogę być trzeźwy.

Trwanie w trzeźwości i pomaganie

Dziś Andrzej i Mirosław należą do wspólnoty anonimowych seksoholików. - To społeczność kobiet i mężczyzn, którzy dzielą się nawzajem doświadczeniem, siłą i nadzieją, aby rozwiązać swój wspólny problem i pomagać innym w uzdrowieniu. Naszym podstawowym celem jest trwanie w trzeźwości oraz pomoc innym w jej osiągnięciu. Jedynym warunkiem przynależności do SA jest pragnienie, aby zerwać z żądzą i osiągnąć seksualną trzeźwość - mówi Andrzej. Wspólnota obecnie liczy 555 osób, które uczestniczą w mityngach odbywających się w 100 miastach w Polsce. - Ktokolwiek zwraca się do SA, może być pewien, że jego anonimowość będzie chroniona - podkreśla.

Program zdrowienia oparto na zasadach 12 kroków utworzonych przez anonimowych alkoholików. - W pierwszym musiałem uznać, że tak naprawdę nic ode mnie nie zależy, wszystkie moje próby, przedsięwzięcia zaprowadzą mnie donikąd i sam siebie nie uzdrowię. Muszę całkowicie zawierzyć się Bogu - przyznaje Mirosław, który od prawie dwóch lat jest trzeźwy, zdążył też się ożenić. We wspólnocie SA, jak podkreśla, odkrył, że można być szczęśliwym człowiekiem. - Daję świadectwo, iż to skuteczna metoda, która pozwala być ludziom trzeźwymi, tworzyć normalne rodziny. Jesteśmy bombardowani przez chore ideologie. Osoby, które mają konserwatywne poglądy, są wyśmiewane. Odkąd jestem trzeźwy, potrafię się temu przeciwstawić - zaznacza.

Specyficzną naturę wspólnoty anonimowych seksoholików można najlepiej zrozumieć dzięki doprecyzowaniu, kogo nazywamy seksoholikiem. - Seksoholik doprowadza się do położenia, w którym nie może już odróżnić dobra od zła. Stracił kontrolę i nie jest na tyle wolny, aby się zatrzymać. Żądza stała się uzależnieniem. Nasza sytuacja jest podobna do sytuacji alkoholika, który nie może już znieść alkoholu, musi więc definitywnie przestać pić, a jednak ugrzązł w tym na tyle, że nie jest w stanie zerwać z nałogiem. Tak samo jest z seksoholikiem, czyli „seksualnym pijakiem”, który z jednej strony nie może już znieść żądzy, ale z drugiej - nie może z nią zerwać - precyzuje Andrzej, który do SA należy od 2011 r., a nieprzerwalnie trzeźwy jest od siedmiu i pół roku. - Kiedy zacząłem przerabiać program 12 kroków, zwróciłem się ku Bogu, uwierzyłem, że Siła Wyższa pozwoli odzyskać zdrowie. Kiedy przychodziła pokusa, stosowałem modlitwę. Trzeźwość jest dla mnie wolnością od obsesji. Moja żona w końcu może bezpiecznie położyć się koło mnie...

HAH

* Imiona bohaterów zostały zmienione.

Więcej informacji na temat wspólnoty anonimowych seksoholików można znaleźć na stronie: www.sa.org.pl. Tam też znajduje się test uzależnienia seksualnego.

Kontakt dla mężczyzn: 798-056-677, dla kobiet: 534-124-748.

opr. nc/nc

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama