Jaki wpływ na nasze zdrowie ma nasza psychika? Do czego może prowadzić stres, zamartwianie się i trwanie w poczuciu krzywdy?
Dlaczego jedzenie spożywane w pośpiechu nie smakuje i często pojawiają się problemy gastryczne? Dlaczego osoby zestresowane częściej chorują? Dlaczego osoby nastawione optymistycznie żyją dłużej?
Wielu z nas zadaje sobie takie pytania, poszukując nieraz odpowiedzi na nie wśród lekarzy, w popularnych czasopismach naukowych czy w internecie. Okazuje się, że nie jest łatwo na nie odpowiedzieć. Związek zdrowia psychicznego z fizycznym wydaje się oczywisty i sprawdzalny w naszym własnym przypadku czy w licznych historiach z życia znajomych. Trudno jednak precyzyjnie wskazać mechanizmy, które odpowiadają za tę relację — zarówno nasza psychika, jak i ciało są zbyt skomplikowane, żeby można było wskazać na prostą liniową zależność. Jest to raczej układ podobny do sieci, w której jedne czynniki wpływają na drugie, powodując sprzężenia zwrotne, wzmacniając lub osłabiając ostateczny efekt, odbierany przez nas jako nasz ogólny stan zdrowia.
To, co chyba najłatwiej dostrzec to wpływ stresu na funkcjonowanie naszego organizmu. Od stosunkowo dawna wiadomo, że stres krótkotrwały nie jest szkodliwy, w odróżnieniu od długotrwałego. Dlaczego tak się dzieje? W naszym organizmie istnieją mechanizmy, które od strony fizjologicznej pozwalają nam radzić sobie z krótkotrwałym stresem. Nagły i silny stres wyzwala w nas reakcję obronną, działa on na nas mobilizująco, dzięki współpracy różnych układów. Nieraz sami celowo stwarzamy sobie sytuację takiego chwilowego stresu, wykonując na przykład intensywne ćwiczenia fizyczne, aby pobudzić się do działania. Nie zastanawiamy się wtedy nad szczegółowymi mechanizmami fizjologicznymi, ale po prostu czujemy, że zamiast dalej siedzieć nad trudnym podręcznikiem, potrzebujemy trochę intensywnego ruchu — i jest to właściwa strategia. Taki ruch powoduje nie tylko szybszy przepływ krwi, lepsze jej utlenienie, ale również zwiększa wydzielanie hormonów, zwłaszcza w nadnerczach. Również narządy limfatyczne (śledziona, grasica i węzły chłonne) odbierają impulsy z autonomicznego układu nerwowego — większość limfocytów posiada receptory wrażliwe na adrenalinę i noradrenalinę. Noradrenalina może być wydzielana nawet w samych narządach limfatycznych. Pod wpływem noradrenaliny i adrenaliny całe nasze ciało, także mózg, zostaje pobudzone do intensywniejszego funkcjonowania. Równie ważną grupą hormonów związanych ze stresem są glikokortykosterydy, które mają istotny wpływ na hamowanie reakcji odpornościowych (zmniejszają stany zapalne).
Czym różni się z punktu widzenia fizjologii stres krótkotrwały od ciągłego? Aktywacja współczulnego autonomicznego układu nerwowego nie powinna trwać w nieskończoność. Hormony produkowane przez nadnercza modyfikują działanie komórek odpornościowych (m.in. makrofagów, limfocytów, monocytów i granulocytów), zmieniając ich linię podziałów. Zbyt intensywne wydzielanie kortyzolu prowadzi ostatecznie do osłabienia zdolności obronnych naszego organizmu i nasileniu reakcji alergicznych, zaburza bowiem równowagę pomiędzy różnymi grupami komórek odpornościowych (zwłaszcza limfocytami typu Th1 i Th2). Adrenalina reguluje poziom glukozy we krwi, nasilając rozkład glikogenu w wątrobie (jest to potrzebne, gdy zachodzi konieczność szybkiego uruchomienia dodatkowych zasobów energii w organizmie). Nadmierne wydzielanie adrenaliny może prowadzić do zaburzenia tego procesu, uruchamiając cały łańcuch reakcji hormonalnych niekorzystnych dla nas.
Mówiąc językiem bardziej potocznym, nasze ciało przystosowane jest do radzenia sobie z krótkotrwałym zagrożeniem czy obciążeniem, zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Jednak stałe obciążenie, długotrwały stres wyczerpuje nasz organizm, ograniczając jego zdolność do zwalczania kolejnych zagrożeń. Nic więc dziwnego, że osoby żyjące w stałym stresie łatwiej zapadają na różne choroby i trudniej z nich wychodzą. Dotyczyć to może zarówno zachorowalności na pospolite choroby układu oddechowego, jak i poważniejsze choroby. Myśląc o układzie immunologicznym zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy z jego niezwykle skomplikowanej natury i tego, jak bardzo nasze ogólne zdrowie zależne jest od jego właściwego działania. Broni nas ono nie tylko przed zewnętrznymi zagrożeniami ze strony patogenów takich jak wirusy, bakterie czy pierwotniaki, ale również przed wszelkimi nieprawidłowościami w procesie podziału naszych własnych komórek. Gdy normalna komórka przekształca się w nowotworową, w zdrowym organizmie uruchamia się natychmiast system naprawiający DNA i zatrzymujący cykl podziału. Przy niesprawnym systemie odpornościowym ten proces przekształcania w komórki nowotworowe może nie zostać przerwany, co prowadzi do rozwoju nowotworów.
Zapewne jeszcze w liceum na lekcjach biologii uczyliśmy się o działaniu naszego autonomicznego układu nerwowego, próbując zapamiętać trudne nazwy takie jak system współczulny (sympatyczny) oraz przywspółczulny (parasympatyczny). Większość z nas traktuje tę wiedzę jako kompletnie nieprzydatną i usuwa z pamięci zaraz po zakończeniu roku szkolnego. A szkoda, bo w tym przypadku ma ona zasadniczy wpływ na jakość naszego życia. Pierwszy z tych systemów wzmaga reakcję stresową, drugi zaś ją wygasza. Brak równowagi w działaniu tych dwóch systemów przekłada się bardzo konkretnie na nasze zdrowie. Ciągły stres upośledza zdolności obronne organizmu, wystawia go na ryzyko problemów onkologicznych, a także chorób autoimmunologicznych, które niemal nieznane były poprzednim pokoleniom. Należą do nich m.in. choroba Hashimoto, reumatoidalne zesztywnienie stawów, toczeń rumieniowaty, wrzodziejące zapalenie jelita grubego i choroba Crohna. Etiologia tych chorób jest niejasna. Wskazywane są przyczyny natury genetycznej, zaburzenia systemu immunologicznego, zatrucie środowiska i chemizacja rolnictwa, a także ogólniej — styl życia charakterystyczny dla cywilizacji zachodniej. Faktem jest, że większość chorób autoimmunologicznych nie występuje lub występuje w znacznie mniejszym nasileniu w krajach „biednego południa”, ich statystyczna częstotliwość wzrasta natomiast znacząco na „bogatej północy”.
Co dzieje się z naszym ciałem, gdy żyjemy w ciągłym stresie, nie mamy czasu na odpoczynek, jemy w pośpiechu, brak nam czasu na utrzymywanie relacji? Pierwszym sygnałem, który powinien zwrócić naszą uwagę jest niewystarczająca jakość naszego odpoczynku. Jeśli pod wpływem stresu nie potrafimy zasnąć albo budzimy się niewypoczęci, to wchodzimy w błędne koło nadprodukcji hormonów. Wydzielanie noradrenaliny hamowane jest podczas snu, po obudzeniu wzrasta zaś o 180%. Niedostateczny (lub niedostatecznie długi) sen oznacza, że kolejnego dnia będziemy jeszcze bardziej zestresowani, wieczorem trudniej będzie nam zasnąć, a sen będzie płytszy, choć jednocześnie będziemy odczuwać zmęczenie. Jeśli nałożą się na to kolejne życiowe problemy, niezałatwione sprawy, napięcia w relacjach — nasz organizm będzie usiłował się jeszcze bardziej zmobilizować, wkrótce jednak wyczerpią się jego możliwości. Część z nas próbuje radzić sobie ze stresem „odsypiając” w weekendy, inni sięgają po używki, zwłaszcza alkohol, jeszcze inni szukają rozrywek, które pozwolą na krótko wyrwać się z błędnego koła. Są to jednak rozwiązania chwilowe.
Jeśli chcemy poradzić sobie ze stresem w dłuższej perspektywie, to trzeba pamiętać o kilku zasadach. Po pierwsze — nie da się całkowicie „uodpornić” na stres. Zawsze będą się zdarzać sytuacje nieoczekiwane, przerastające nas, przykre. Nasza psychika i ciało będą zawsze na nie reagować — często jednak w stopniu nieadekwatnym do rzeczywistego zagrożenia. Tu leży część problemu. Jeśli mamy skłonność do zadręczania się, nadmiernego przejmowania się tym, co nas spotyka albo jeśli żyjemy w ciągłym lęku o to, co może się stać w przyszłości — stres stanie się naszym zabójcą, i to nie tylko w przenośni! Biblijny Dawid jest przykładem osoby, która potrafiła wyjść z takiej sytuacji i nie dać się przytłoczyć zmartwieniom. W wielu psalmach opisuje swą dramatyczną życiową sytuację, a jednocześnie z ufnością zwraca się do Boga, jako tego, który trzyma w swoim ręku cały nasz los — z ufnością, a także z prośbą o wybawienie. W Psalmie 34 mówi o bardzo trudnej sytuacji, w której jego własny syn, Abimelek, przeciwstawił się mu i usunął go z tronu. Warto ten Psalm przeczytać w chwilach szczególnego stresu, traktując go jako własną modlitwę, w postawie zaufania do Boga, który ma moc nas wybawić z trudnych sytuacji: „Pan jest blisko skruszonych w sercu i wybawia złamanych na duchu. Wiele nieszczęść spada na sprawiedliwego, ale ze wszystkich Pan go wybawia” (Ps 34, 19-20).
Drugą zasadą jest umiejętność przebaczenia, rezygnacji z noszenia w sobie urazy i poczucia krzywdy. Mało które emocje są tak destruktywne, jak nieprzebaczenie i poczucie krzywdy. Toczą one naszą duszę jak robak, sprawiając, że żyjemy w ciągłym stresie, sami się wpędzając w coraz większe przygnębienie, szkodząc swojej duszy i ciału. Trzeba uznać, że ludzie są niedoskonali. Nie tylko ogólnie, ale całkiem konkretnie: nasi szefowie, współpracownicy, sąsiedzi, a także osoby najbliższe są niedoskonali i będą nas ranić, czasem nawet krzywdzić. Najgorszą jednak raną, jaką mogą nam zadać, jest wprowadzenie nas w głębokie poczucie krzywdy, zasklepiające nas w gniewie, nieprzebaczeniu, chęci odwetu. Zło budzi nasz gniew — i słusznie. Ale nie można się w gniewie zamknąć. Apostoł Paweł ostrzega: „gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce” (Ef 4,26). Z kontekstu wynika, że chodzi mu o to, abyśmy stawali się „nowymi ludźmi”, nie zapatrzonymi w przeszłość, nie zapatrzonymi w siebie, ale zwróconymi sercem ku Bogu. To On daje moc do przebaczenia, do porzucenia postawy trwania w gniewie. Można się rozgniewać, ale nie można pozwolić, aby nad moim gniewem zachodziło słońce (czyli nosić go w sobie dalej wieczorem i w kolejnych dniach).
Po trzecie — aby poradzić sobie ze stresem, trzeba wyrobić w sobie dobre nawyki, które można określić mianem „higieny psychicznej i duchowej”. Od strony psychicznej należą do nich zaplanowanie czasu dobrego wypoczynku, umiejętność powiedzenia „stop”, gdy ponoszą nas emocje, znalezienie sobie miejsca i czasu „psychologicznego azylu”, gdzie będziemy mogli przemyśleć, przetrawić i rozwiązywać nasze problemy. Od strony duchowej chodzi przede wszystkim o stałą praktykę osobistej modlitwy, w której pozwalamy, aby Bóg mógł przemieniać nasze myślenie i życie. Metody takiej modlitwy mogą być różne — na przykład Lectio Divina, medytacja ignacjańska czy oazowy „namiot spotkania”. To co istotne, to powiązanie wczytywania się w Słowo Boże z własnym życiem. Tylko wtedy dajemy Bogu szansę, aby rzeczywiście zajął się naszymi problemami, aby pozwolił nam spojrzeć na nie Jego oczami i stopniowo uwolnił nas od nich.
Bóg jest stwórcą całej naszej osoby. Nie tylko duszy, ale i ciała. Zaprojektował nas jako jedność psycho-fizyczną. Nieraz nasze oczekiwania w stosunku do Niego, nasze prośby o pomoc w problemach, błagania o uzdrowienie, są zbyt fragmentaryczne, aby mógł je spełnić. Jeśli nie dajemy Bogu szansy, aby zajął się całym naszym życiem, trudno Mu będzie zająć się tylko wycinkowymi problemami. Warto więc spojrzeć na swoje życie całościowo i w całości oddać je Bogu. Z tej perspektywy łatwiej nam będzie dojrzeć przyczynę konkretnych problemów, a Bogu łatwiej będzie je rozwiązać i usunąć to, co jest głównym powodem naszego stresu i zmartwienia.